Czas wyczyścić Ronalda Araujo z pomyj

Dariusz Maruszczak

24 stycznia 2025, 15:20

56 komentarzy

Fot. Getty Images

Długo wstrzymywałem się z konkretną oceną sprawy Ronalda Araujo, choć muszę przyznać, że korciło mnie od dawna. Temat przedłużenia kontraktu i odejścia Urugwajczyka dostarczał całego mnóstwa kontrowersji i spekulacji medialnych w różnych obszarach, potęgując napięcie wśród kibiców. Postanowiłem jednak zachować wstrzemięźliwość do czasu rozstrzygnięcia sprawy i dopiero wtedy wyrazić swoją opinię, bo plotki często bywały ze sobą po prostu sprzeczne, a temat należało potraktować z chłodną głową. Być może tym tekstem wsadzę trochę kij w mrowisko, ale nieszczególnie mnie to interesuje, bo jednym z moich najważniejszych celów publicystycznych jest kontrowanie opinii i złożeń, które w mojej ocenie są niesprawiedliwe. A takich narosło w ostatnim czasie niesłychanie dużo w ramach narracji mającej na celu ukazanie jednostronnej perspektywy z jednoznacznie negatywnym obrazem Araujo. Tymczasem rzeczywistość wygląda inaczej i jest bardziej skomplikowana.

W niniejszym tekście chciałbym przedstawić swoją perspektywę na poszczególne kwestie, które wzbudzały gorące dyskusje wśród kibiców Barcelony. Nagromadziło się tego bardzo dużo, dlatego artykuł jest podzielony na poszczególne sektory. Jeśli ktoś nie dysponuje stosownym czasem na zapoznanie się z całością, zachęcam do czytania stopniowego, właśnie tymi fragmentami. To ważne, żeby sprawę Araujo traktować kompleksowo, bez wyłączania z niej różnych okoliczności, kwestii związanych z przeszłością czy też z uwzględnieniem aspektu medialnej walki między stronami oraz realizmu wychodzącego poza kibicowskie emocje. Parę miesięcy temu napisałem już felieton na temat Urugwajczyka i tam odniosłem się do różnych rzeczy, których w tym artykule może brakować, w tym jego statystyk boiskowych czy różnych kontrowersji z przeszlości.

Ciągnące się negocjacje

Moja ocena całego zamieszania związanego z przedłużeniem kontraktu jest taka, że strony po prostu bardzo długo przeciągały linę w negocjacjach dotyczących warunków umowy. Być może na tyle długo, że Araujo rzeczywiście zaczął czuć się w Barcelonie po prostu źle, zwłaszcza że leczył kontuzję i nie mógł być pewny co do swojej przyszłości w klubie. W końcu jednak piłkarz i klub doszli do porozumienia. Rzadko kiedy poznajemy konkretne zapisy w kontraktach, ze względu na konieczność zachowania tajemnicy biznesowej, więc w tej materii możemy iść głównie po śladach medialnych. Prowadzą one do ciekawych wniosków.

Niespełnione obietnice

Przede wszystkim nie powinno się przyjmować w pełni sfanatyzowanego założenia, że piłkarz ma obowiązek podpisać taki kontrakt, jaki przedstawi mu klub. Obie strony muszą być z takiej operacji zadowolone, a zawodnik ma pełne prawo myśleć o swoich interesach. Przyjęcie każdego innego założenia oznacza oderwanie od rzeczywistości.

Warto w tym kontekście postawić się na miejscu Araujo i przypomnieć okoliczności podpisania poprzedniej umowy, aby dopełnić obrazu jego, krytykowanego ostatnio, nastawienia. Przystajesz na gorsze warunki finansowe od pracodawcy, z obietnicą, że zostaną one poprawione przy kolejnym kontrakcie, gdy dostajesz od innych dwa razy lepsze oferty. Jesteś jednym z najlepszych pracowników, o ile nie najlepszym, a mimo to wynagradzają cię co najwyżej przeciętnie, gorzej niż młodszych od ciebie. Przy kolejnych negocjacjach okazuje się, że jednak nie dostaniesz tego, co ci obiecywano.

W tej sytuacji z Araujo próbuje się zrobić chciwca, gdy on najwyraźniej po prostu oczekiwał, że pracodawca wywiąże się ze swoich zobowiązań. Ma do tego pełne prawo. Myślę, że dla każdego frustracja byłaby naturalnym odruchem w przypadku zmiany zdania pracodawcy. Niezależnie od tego, ile zarabiasz, możesz poczuć się zwyczajnie niedoceniany w takich okolicznościach, możesz poczuć się rozczarowany i mieć wątpliwości co do dalszej współpracy, nawet jeśli masz co włożyć do garnka, a nawet do garażu.

I proszę nie wdajmy się w dyskusje „byłby sprzątaczką, to by poznał życie”, bo ten schemat się nie zmienia w żadnej sytuacji, chodzi o kwestie nieodłącznie związane z ludzką psychiką, z którymi może zmagać się każdy człowiek, niezależnie od klasy społecznej czy wykonywanego zawodu. Zapytajcie dowolnego piłkarza, bo w zasadzie każdy odbiera sprawę właśnie w taki sposób, że dane słowo, starania klubu, poczucie docenienia na poziomie kontraktu, to dla nich bardzo ważne rzeczy, w zasadzie nawet ważniejsze niż same pieniądze.

Oczywiście trzeba też w jakimś stopniu rozumieć stanowisko klubu mającego problemy finansowe, który musi pilnować wydatków. Podejrzewam, że Barcelona liczyła na poprawę sytuacji budżetowej podczas poprzednich negocjacji, ale nie udało się tego osiągnąć. Stąd można wysnuć wniosek, że sprawa Araujo jest kolejnym takim improwizowaniem, łataniem wszystkiego na trytyki, jak to zgrabnie ujął ostatnio Tomasz Ćwiąkała. Jednak nie mamy takich pieniędzy, więc zmieniamy stanowisko, a do mediów puszczamy info, że nie odpowiadasz na niską ofertę.

Najgorszy moment na rozmowy

Faktem jest też, że ostatnio negocjacje nie toczyły się w najlepszym momencie dla Araujo, który leczył długą kontuzję, nie mógł grać, a ciągnęła się za nim czerwona kartka z meczu z PSG. W tym czasie w Barcelonie wykrystalizował się inny duet obrońców, co zbiegło się w czasie z sukcesami drużyny Hansiego Flicka. To mogło tylko przekonać Blaugranę do okopania się na poprzednim oszczędnościowym wariancie. Zaakceptowanie tej jednostronnej wizji klubu byłoby zasadne, ale wygląda na to, że ta sama oferta była proponowana nawet wtedy, gdy gracz występował regularnie, więc problemy zdrowotne nie miały bezpośredniego odniesienia do warunków umowy. W każdym razie strony kierowały się swoim interesem.

W tej sytuacji trzeba było wypracować jakieś porozumienie, jeśli Araujo i Barcelona mieli kontynuować współpracę. Nie wątpię, że w tym celu obie strony wykorzystywały swoje karty, także na poziomie medialnym. O tym będzie jednak później. Teraz skupmy się na tym, co doprowadziło do ostatecznej ugody. Twierdzę, że dotyczyło to głównie finansów, a nie jakieś mitycznej obawy o miejsce w składzie, która w mojej ocenie jest trzeciorzędną sprawą (o tym też w dalszej części).

Rozsądny kompromis

Zapewne podczas szeroko rozgłoszonego spotkania Deco z Araujo piłkarzowi wreszcie poprawiono ofertę. Zwłaszcza, że można było to zrobić po podpisaniu przez klub nowych umów i zarejestrowaniu zaległych kontraktów Daniego Olmo i Pau Victora. Nie wierzę bowiem w narrację o przekonaniu piłkarza pięknymi słowami, gdy rzekomo miał być zdecydowany na odejście. Jednocześnie zakładam, że doniesienia o wpisaniu niższej klauzuli odejścia do umowy wiążą się z tym, że Barça nadal nie spełniała jednak poprzedniej obietnicy. Taki mógł być warunek porozumienia i w obecnej sytuacji należy rozpatrywać go jako bardzo rozsądny kompromis z obu stron, w zależności od tego, jakie będą cyfry na kontrakcie. Jeżeli piłkarz postawi na odejście, będzie miał ku temu konkretną możliwość, a Barça zarobi konkretne pieniądze.

Araujo przedłużył kontrakt do 2031 roku, więc temat jest na ten moment zamknięty, a Barcelona jest zabezpieczona. Może sobie sprawdzać, z jakiego stopera będzie chciała korzystać w przyszłości, a jednocześnie jej pozycja negocjacyjna w rozmowach z innymi klubami nadal będzie mocna ze względu na długość trwania umowy. Jeśli Araujo nie będzie się czuł doceniany w Barcelonie, ma furtkę wyjściową. Na razie jednak w klubie zostaje, choć wielu zdążyło już wylać na niego wiadro pomyj, że ucieka jak szczur lub śmiał walczyć o swój interes. Skoro strony doszły do porozumienia, to znaczy, że jest ono dla nich dobre. Inaczej by w nie nie wchodzili. 

Jakie wynagrodzenie, wariacie?

Są już pierwsze przecieki co do wynagrodzenia Araujo. Według popularnego użytkownika Sofiane (@Soso9zb) z platformy X to 15 milionów euro brutto. Nikt nie potwierdził póki co takiej sumy, więc znów zalecam wstrzemięźliwość, bo można wpaść tak samo, jak z informacjami, że Urugwajczyk leci do Turynu podpisać kontrakt lub jego niechęci co do gry w finale Superpucharu. Opieranie całej narracji na jednym wpisie w mediach społecznościowych byłoby niepoważne.

Gdyby te informacje okazały się jednak prawdziwe, byłaby to oczywiście duża kwota. Bez wątpienia za duża, biorąc pod uwagę ostatni czas Araujo spędzony głównie na leczeniu kontuzji. Rzecz w tym, że klub najwyraźniej nie dokonuje ocen z perspektywy kibica, którego interesuje jedynie ostatnie kilka miesięcy, tylko patrzy na szerszą perspektywę, chcąc zbudować wieloletni projekt. Barça zapewne widzi w Araujo lidera zespołu, jakim był już zresztą w nie tak odległej przeszłości. A jeśli takowym ma być, nie są to przesadne pieniądze. Różne doniesienia wskazują, że stoperzy Realu Antonio Rüdiger czy David Alaba mogą zarabiać sumy rzędu 22-24 milionów. Według Capology Niemiec otrzymuje niższą sumę, podobnie jak Militão - około 15 milionów. Dlaczego Araujo miałby dostawać mniej od nich? Ile dyskusji prowadziliśmy, twierdząc, że Urugwajczyk jest lepszy od Brazylijczyka?

Zwróćmy też uwagę, że Araujo jest dla Barcelony piłkarzem "darmowym". To znaczy, że obciąża budżet klubu tylko sumą rocznego wynagrodzenia. Barça nie musi amortyzować kosztów jego sprowadzenia, co miałoby miejsce w przypadku każdego kupionego gracza, zwiększając tym samym roczną sumę wydatków na niego i wpływ na Finansowe Fair Play. Dla przykładu - piłkarz kupiony za 50 milionów na pięcioletnim kontrakcie oznaczałby "dodatek" 10 mln do pensji w rocznych kosztach utrzymania. Nawet pozyskanie stopera z wolnego transferu musiałoby oznaczać wpłacenie pokaźnej premii za podpis w obliczu dużej rywalizacji z innymi klubami. W tym kontekście kontrakt Araujo wcale nie musi wyglądać tak źle, jak się widzi na pierwszy rzut oka, a jeśli wróci on do swojego poziomu, może być naprawdę w porządku, biorąc pod uwagę, że jest długi i obowiązuje w czasie prime'u 25-latka.

Trzeba też pamiętać, że Barça widocznie nawet teraz mogłaby z miejsca dostać za Araujo 50 milionów euro. Gdy wartość Urugwajczyka jest najniższa od dawna. Tak wysoko ceni się jego możliwości sportowe. To nadal bardzo wartościowy zawodnik i należało zakładać, że będzie to miało odzwieciedlenie w jego kontrakcie. Natomiast to, jak będziemy oceniać tę umowę, pokaże przyszłość, bo tak naprawdę wszystko będzie zależało od poziomu sportowego Araujo. Jeśli będzie prezentować się tak jak przez zdecydowaną większość kariery w Barcelonie, będzie wart dużych pieniędzy. Dlatego znów zalecałbym wstrzemięźliwość w ocenach.

Oczywiście ci, którzy nie wybiegają wzrokiem dalej niż ostatnie miesiące, twierdzą, że Araujo nie ma prawa zarabiać dużo. Piszą o skandalu, że dostał podwyżkę. Ciekaw jestem, czy w momencie, gdy piłkarz poszedł będącemu w trudnej sytuacji klubowi na rękę, godząc się na niższe zarobki i tym samym ułatwiając mu funkcjonowanie, gdy miał lepsze oferty, równie chwalili Urugwajczyka, jak teraz go piętnują. Jak napisałem wcześniej – trudno o konkretne dane, należy je traktować z dystansem, ale czemu Araujo miałby godzić się na zarabianie mniej od Andreasa Christensena czy Ferrana Torresa? Nie zapominajmy też, że 25-latek podpisał umowę na najlepsze lata swojej kariery, więc trudno go porównywać z sytuacją młodszych graczy, którzy na zarobienie odpowiednich pieniędzy mają jeszcze mnóstwo czasu. A niektórzy z nich już wcześniej dostali spore podwyżki, w przeciwieństwie do Urugwajczyka. Natomiast Capology sytuuje obecny kontrakt Araujo znacznie niżej, na równi z Ferranem.

Notowania z września:

Notowania ze stycznia, po podwyżce dla Araujo:

Wszystko weryfikuje boisko

Trzeba też wspomnieć o wartości sportowej Araujo, bo najwyraźniej wielu o niej zapomniało. W trakcie tej awantury uległa niesłychanej deprecjacji. Okazało się, że nie był to czołowy obrońca na planecie, a jedynie wiecznie kontuzjowany gość, który specjalnie się nie wyróżniał, był elektryczny, no i zabrał nam Puchar Mistrzów. Zdaję sobie sprawę, że pamięć przeciętnego kibica często nie sięga dalej niż miesiąc, trzy miesiące wstecz, ale jednak warto przypomnieć, że przez lata był to absolutnie najrówniej grający piłkarz Barcelony. Być może w sytuacji kryzysu klubu jedyny, którego można bez trudu i większych wątpliwości typować do ścisłego topu na swojej pozycji na świecie. Poziom Araujo był nieprawdopodobny. A przy tym, przypomnę, wcale nie był w czołówce najlepiej zarabiających piłkarzy Barçy. Kolejni gracze dostawali podwyżki, Barcelona kupowała kolejne gwiazdy za ogromne pieniądze, a wiecznie niedoceniony był tylko najsolidniej grający zawodnik, na którego zawsze można było liczyć. Byłoby okropnie, gdyby mu to zrekompensowano, prawda?

Choć trochę się to zmieniło w poprzednim sezonie, w którym Araujo akurat miał obniżkę formy, to odnoszę wrażenie, że na całe rozgrywki rzutuje w zasadzie jedna zła decyzja ze spotkania z PSG. Sam krytykowałem Urugwajczyka za to zachowanie, które zmieniło cały mecz, ale i tak uważam, że pomyje wylewane na niego były przesadne. Zwłaszcza że pierwsze spotkanie z paryżanami było w wykonaniu Araujo wprost rewelacyjne. Być może mógłby lepiej się zachować w kwestii wizerunkowej, jeśli chodzi wzięcie na barki swojej pomyłki, ale to ma też drugą stronę. Znów trzeba spróbować wczuć się w sytuację Araujo – grasz lata na superwysokim poziomie (za który nie jesteś odpowiednio wynagradzany), zdarzy ci się pomyłka, a fani wyrzucają cię z klubu i hejtują. Piękna nagroda i bezwarunkowe wsparcie „fanatyków”. Takie rzeczy też mogłyby oddalać piłkarza od klubu. Araujo niewątpliwie miał gorsze momenty i słabsze rozgrywki niż te poprzednie, natomiast o tym, jak mylna jest ta skrajna narracja o jakimś katastrofalnym sezonie Araujo, mogą świadczyć jego statystyki z Ligi Mistrzów lub nominacje do wyróżnień ligowych (tu i tu).

Wątpliwości zdrowotne

Ten felieton jest ciągłym zmaganiem się z różnymi, w mojej ocenie niezbyt trafnymi, zarzutami wobec Araujo, ale akurat argumentów o zdrowiu tego stopera nie zamierzam deprecjonować. Faktem jest, że Urugwajczyk tych kontuzji doznaje za często. Stanowi to też wątpliwość co do przyszłości rosłego obrońcy, zwłaszcza po ostatnim poważnym urazie.

Nie zamierzam bagatelizować tematu, ale nie jest jednak aż tak źle, jak chcieliby niektórzy krytycy Araujo. W żadnym sezonie w pierwszej drużynie 25-latek nie rozegrał mniej niż 2 tysiące minut. W dwóch przekroczył 3 tysiące, a ostatnia kampania to 37 występów. Nie jest tak, że Barça w ogóle z tego Araujo nie korzysta, choć mogłaby i powinna w większym stopniu. Warto zwrócić uwagę, że w poprzednich trzech rozgrywkach konkurenci Urugwajczyka grali mniej od niego. Cubarsí też w ostatniej kampanii nie przebywał na murawie tak długo (2756), ale dopiero przebijał się do pierwszego zespołu, więc trudno go było brać pod uwagę w tabelce. Teraz te wyniki Araujo będą oczywiście gorsze, bo już opuścił połowę rozgrywek, ale zobaczymy, jak będzie dalej wyglądać jego sytuacja zdrowotna. Może pod okiem nowych specjalistów również stoper będzie łapał mniej kontuzji mięśniowych?

 

  Sezon 2021/2022 Sezon 2022/2023 Sezon 2023/2024
  Mecze Minuty Mecze Minuty Mecze Minuty
Araujo 43 3271 31 2602 37 3024
Martínez 34 3004 18 1639 25 1623
Christensen 34 2583 32 2334 42 2790
García 36 2809 32 1815 33 2726

„Przecież mamy tylu obrońców”

Natomiast jednym z najbardziej absurdalnych założeń było to, że skoro mamy „tylu stoperów”, to nie ma problemu z odejściem Araujo nawet z marszu. Tak jakby stan liczbowy był równowarty stanowi jakościowemu. Jeden do jednego, wiecie, możecie sprowadzić Jana Bednarka i nie będzie różnicy. Całkowicie niemerytoryczne spojrzenie. Jak przyjrzymy się bliżej, to w zasadzie tylko Pau Cubarsí jest pewniakiem do gry przez najbliższe 2-3 lata. Iñigo Martínez skończy w tym roku 34 wiosny, a kolejna kontuzja przypomniała nam, że nie był to w ostatnich latach zawodnik wolny od problemów zdrowotnych. Eric García nie jest piłkarzem na podstawowy skład Barcelony, a w najlepszym wypadku zapchajdziura. Andreas Christensen? No skoro zarzucamy Araujo trudności zdrowotne, to jak możemy jednocześnie opierać obronę na zawodniku, który ostatni mecz bez dolegliwości kończył w duńskiej podstawówce podczas Dnia Sportu, a przez ostatnie miesiące nie dotknął piłki? Jules Koundé jest prawym obrońcą i nie ma tam nawet zmiennika, więc rozważanie jego powrotu na pozycję stopera nie jest racjonalne. O Sergim Dominguezie przez grzeczność nie będę wspominał. Przez najbliższe pół roku byłby wielki problem, gdyby Araujo odszedł, o czym pisał już Michał Gajdek, więc nie bedę rozwlekał tego tematu. Skupiałbym się na dłuższej perspektywie.

Duet na lata

Araujo, gdy jest w formie, to w mojej ocenie najlepszy obrońca na świecie. Skakanie z radości po odejściu takiego zawodnika za cenę mniejszą niż pozyskanie Ferrana Torresa (według ostatnich doniesień Juventus byłby gotów zaoferować 50 mln), byłoby niepoważne. Takiego gracza nie dostaniesz na rynku. Zatem Araujo jest też nominalnie najlepszym defensorem Barcelony. Jego partnerstwo z Pau Cubarsím to był jeden z najpiękniejszych fundamentów budowy zespołu, jaki można sobie wyobrazić, obok duetu Gavi-Pedri w środku pola. Młody, wybitnie inteligentny stoper, tak zręczny, że wiążący krawat obiema nogami na stojąco. A obok niego charyzmatyczny kolos, niszczący rywali w pojedynkach.

Piękna perspektywa, przy której w ogóle nie wzbudza moich emocji pozyskanie niezłego i mocnego fizycznie Jonathana Taha. Swoją drogą – klienta przyjaciela Laporty Piniego Zahaviego, co pewnie nie ma żadnego związku z jego pozyskaniem i z doniesieniami deprecjonującymi Araujo. Dodając Iñigo Martíneza i Erica Garcíę/Andreasa Christensena, korpus stoperów robił naprawdę dobre wrażenie, także pod względem uzupełniania się stylów gry tych obrońcow, pod warunkiem obecności Araujo, który jednak różni się od tych graczy, daje coś innego niż oni są w stanie.

Tym bardziej mogła cieszyć perspektywa gry Araujo, że, będę się upierał – Barça nadal potrzebuje defensora potrafiącego radzić sobie z dużą przestrzenią, zdolnego dopaść rywala. Wbrew pozorom nie uważam, żeby obecna defensywa Barçy była tak świetna, jak renoma zespołu Flicka. Owszem, pułapki ofsajdowe były liczne i udanie stosowane. Problem w tym, że Barcelona w zasadzie zazwyczaj nie potrafi się bronić w innym wariancie. Wkrada się chaos i trudności z dogonieniem przeciwnika i odbudowaniem pozycji. Na koniec 2024 roku Barça zajmowała dopiero siódme miejsce w LaLidze w liczbie traconych goli, w Lidze Mistrzów – dziesiąte. Nie uważam, żeby drużyna grała znakomicie w obronie, mimo efektownych pułapek ofsajdowych, ale to materiał na inną opowieść.

Oczywiście – odważny styl gry w jakimś stopniu tłumaczy te wyniki, ale jednak nie do końca, bo te problemy w defensywie są faktem, a łapanie na spalone nie może być jedynym mechanizmem obronnym drużyny. Na założeniu, że atak ma nadrabiać ryzykowną obronę można się naciąć, i w zasadzie widzimy to od listopada niemal we wszystkich meczach LaLigi. Jeśli jednak ktoś ma w tym ryzyku dobrze się odnajdywać, to właśnie znakomity w pojedynkach Araujo. Jedyna moja wątpliwość dotyczy tego, czy będzie dobrze ustawiał się w linii - na to potrzeba czasu.

Ponadto nie mam przekonania, że Iñigo Martínez, Eric García i Andreas Christensen to są te optymalne pierwsze wybory na Blaugranę chcącą wygrać Ligę Mistrzów. Nie rozumcie mnie źle – to dobrzy lub nieźli stoperzy, ale nie wybitni. Wybitny był Araujo i dobrze by było spróbować przywrócić go na ten poziom po kontuzji, bo to on może stworzyć na lata duet z Cubarsím. Blisko 89% skuteczność podań raczej nie powinna 25-latka dyskwalifikować z gry w Barcelonie.

Oczywiście Urugwajczyk potrzebuje czasu, żeby dojść do swojej normalnej dyspozycji. W mediach jest sporo rozbieżnych opinii na jego temat – jedni go wychwalają np. za finał Superpucharu, inni mieszają z błotem za bramkę samobójczą w starciu z Benficą. Warto jednak pamiętać, że Araujo przez pół roku nie grał w piłkę. Nie można wymagać, żeby w tych okolicznościach był z marszu w 100% formie. Jeśli będzie jednak stopniowo budowany i nie dozna znów kontuzji, drużyna może mieć z niego sporo pożytku. Teraz i przez następną dekadę.

"Boję się rywalizacji, więc podpisuję sześcioletni kontrakt"

Na pograniczu tego i następnego omawianego działu jest plotka, jakoby Araujo bał się rywalizacji. Warto jednak się zastanowić, czy ma ona jednak jakąś wartość merytoryczną w świetle ostatnich wydarzeń. Moim zdaniem, skoro Urugwajczyk podpisuje wieloletni kontrakt, to jak ma się bać, gdy liczba stoperów jest taka sama, a nawet wzrośnie, jeśli do klubu trafi Tah? Myślicie, że zawodnik wiązałby swoją przyszlość na najbliższe sześć lat, bo ulżyło mu, że Iñigo wypada na miesiąc? Dla mnie tezy o strachu to jest świetny dowód na to, jak media mogą bez cienia zażenowania manipulować kibicami.

Gra mediów

Muszę sporą część uwagi poświęcić samemu zjawisku bo jest kompletnie niedocenione w opinii publicznej. Ludzie najwyraźniej totalnie nie zdają sobie sprawy, że media są polem rywalizacji także w obszarze sportowym. Są różne interesy, a gdy zadacie sobie pytanie, skąd dany dziennikarz ma informacje dotyczące klubu, powinna wam się zaświecić lampka alarmowa, kto im ich udziela i w jakim celu.

W końcówce rządów Bartomeu oczywistym było dla wszystkich, że rządzący Barceloną (jak i szefowie wszystkich wielkich klubów) prowadzą swoje strategie i wykorzystują sprawdzone kontakty, aby sterować przekazem medialnym. Teraz nagle kibice najwyraźniej przestali sobie zdawać z tego sprawę, traktując doniesienia jak prawdę objawioną. Niestety często są one sprzeczne lub po prostu okazują się po czasie nieprawdziwe, co potem nie jest weryfikowane.

Nie chodzi nawet o to, żeby mieć swoje titelle (marionetki), jak Piqué wprost nazwał swego czasu Marcala Llorente. To prosty, często jednorazowy interes – „słuchaj, mamy dla ciebie informacje...”. Dziennikarze chętnie z tego korzystają. I stąd też wiele bzdur w przestrzeni medialnej – często są one zorientowane na określony cel (np. podkopanie wizerunku zawodnika, sugerowanie, że chce odejść, aby mieć czyste ręce). Jak to wszystko, co pisano o Araujo, o strachu o rywalizację, o niechęci pozostania, wpłynęło na jego wizerunek? Jednoznacznie negatywnie, choć wydaje mi się, że polscy kibice bardziej emocjonalnie do tego podchodzili niż katalońscy.

Informacje podane w mediach mogą być prawdziwe, ale też oparte na złych źrodłach lub stanowić jedynie realizację jakiegoś interesu. Media są po prostu kolejnym frontem walki. Czy to o kontrakt, transfer, rolę, wpływy, cokolwiek. Czy komuś się to podoba, czy nie, tak wygląda dzisiejszy świat. Romantyzowanie futbolu niczemu nie służy, bo trzeba mieć świadomość, w jakim otoczeniu człowiek się porusza, aby móc go rzetelnie ocenić.

Czy leci z nami Araujo?

Tyle, jeżeli chodzi o teorię. Jak to wyglądało w praktyce? Doniesienia dotyczące niepewnej sytuacji zawodnika ciągnęły się od miesięcy, ale prawdziwą bombę rzucił niejaki Giulio Cardone z La Repubbliki. Twierdził, że piłkarz jest już po słowie z Juventusem. Jak można wytłumaczyć branie za pewnik tak sprzecznych doniesień, że Araujo wkrótce przyleci do Turynu na podpisanie kontraktu, gdy zdaniem innych nawet nie podjął rozmów? Wiadomości trzeba filtrować i nie można brać ich za coś oczywistego. Dobrze też układać sobie ciąg przyczynowo-skutkowy, aby wiedzieć, co mogło mieć miejsce, a co jest zwykłym wymysłem prasowym. Kibice polecieli już do Turynu, ale Araujo jakoś nie.

Strategie negocjacyjne

Być może Juventus to była tylko gra mająca na celu podbicie stawki negocjacyjnej, a być może te wszystkie okoliczności sprawiły, że Araujo rzeczywiście zaczął rozważać odejście. Zachęty ze strony Roberta Lewandowskiego do pozostania świadczyłyby za tą drugą opcją. Nie uważam jednak, żeby na jakimkolwiek etapie Araujo miał podjętą ostateczną decyzję o przejściu do włoskiego klubu. Myślę, że gdyby tak było, to nie podpisywałby wieloletniego kontraktu po jednej (!) rozmowie z Deco. Tam musiały toczyć się dłuższe negocjacje, o których nie byliśmy informowani, a strony w końcu, po różnych wątpliwościach, doszły do punktu, w którym mogły ogłosić konsensus. Co niektóre media wykorzystują do podbudowania notowań dyrektora sportowego, który w jeden wieczór miał przekonać zawodnika, rzekomo przekonanego do odejścia. Inni przedstawiciele prasy twierdzili za to, że nie rozmawiano wcale o przedłużeniu kontraktu, a właśnie został on przedłużony. Bezkrytyczne podejście do otrzymywanych informacji mogłoby spowodować niezły zawrót głowy.

Nie da się ukryć, że obie strony miały swoje sposoby, aby osiągnąć swój cel w rozmowach kontraktowych. Warto jednak też mieć na uwadze, że Araujo reprezentują agenci i to oni kreślą strategie negocjacyjne, w tym również medialne. Tak więc, chcąc krytykować ewentualną grę Juventusem w negocjacjach, bardziej należałoby skupić się na nich niż na samym piłkarzu, który zapewne prosto wyraził swoje oczekiwania, a resztą zajmują się jego przedstawiciele. Zawodników naprawdę nie pochłaniają szczegółowe rozmowy z klubem. Oni tylko dostają „konkret”. Pytanie zresztą, co dostawał od swoich agentów Araujo, podsycił Fernando Polo z Mundo Deportivo, twierdząc, że do gracza nie docierały pewne informacje. Co ciekawe, problem sygnalizował też Joan Laporta już w… marcu. Być może przypadkiem jest, że niedługo po ujawnieniu informacji Polo doszło do porozumienia.

Natomiast jeśli oskarża się o jakieś przecieki samego Araujo, to trzeba też zwrócić się w stronę Barcelony, bo niby dlaczego ktoś miałby zakładać, że klub w podobny sposób nie wykorzystuje mediów, a piłkarz tak? Dlaczego tylko jedna strona miałaby być w tej sytuacji zwolniona z krytyki futbolowych romantyków? Zwłaszcza że klub może dać dziennikarzom dużo więcej materiałów na pikantne newsy, a po epoce Bartomeu wiemy, jak to działa. Osobiście nie zamierzam obrażać się na działania żadnej ze stron pilnujących swojego interesu, taka jest rzeczywistość i wiem, że kijem Wisły nie zawrócę. Zainteresowanie Juventusu wyszło ze strony piłkarza, aby podbić swoją pozycję negocjacyjną? Być może. Pytanie, skąd doniesienia o dojściu do porozumienia z klientem Zahaviego. Nie chcesz podpisać kontraktu? No to pach, jest Tah. Dziwnym trafem po informacji o ugodzie Araujo z klubem ws. Niemca zrobiło się bardzo cicho. Może to przypadek i Tah niezależnie od wszystkiego trafi do Barcelony, a może był użyty w strategii negocjacyjnej klubu.

Pozostaje też koncepcja "wypychania" piłkarza z klubu, aby zarobić na nim w obliczu trudnej sytuacji finansowej, która również funkcjonowała w przestrzeni medialnej. Araujo musiał znosić też takie tematy, na czele z ujawnieniem słynnej "listy Xaviego" piłkarzy na sprzedaż. Podobnie jak kwestie związane z permanentnymi skandalami, problemami z normalnym zarządzaniem w klubie, napuszczaniem jednych na drugich, z użyciem mediów. My często mamy dość tego cyrku, czemu Urugwajczyka miałoby to nie uwierać? A jednak postanowił zostać, czym pokazał swoje wielkie przywiązanie do klubu.

Skoro mowa o medialnej grze. Mundo Deportivo opublikowało słowa jednego z agentów piłkarza, w którym mówił on, że priorytetem jego klienta jest Barcelona. Co ciekawe, potem zostało to usunięte ze strony dziennika. Pytanie, dlaczego do tego doszło? Czy były w nim zawarte błędne informacje? A może na tym etapie nakręcania medialnej spirali takie słowa za bardzo uspokajałyby temat? Nie byłoby dodatkowych wyświetleń? A może Araujo byłby za mało zohydzony opinii publicznej?

Stanowisko Araujo

Przez długie miesiące negocjacji w mediach pojawiało się wiele sprzecznych wersji co do opinii samego piłkarza. Natomiast co w tej sprawie mówił sam Araujo? Ostatnio niewiele. W najlepszym wypadku twierdził, że jest spokojny, a rozmowy trwają. Ani razu nie dał jednak wskazówki, że planuje odejść. Wcześniej, gdy pojawiały się doniesienia łączące go z Bayernem, Araujo klasyfikował je jako zwykłe plotki, podkreślając, że skupia się na Barcelonie. Potem mówił, że kibice nie muszą obawiać się jego odejścia, choć i to nie powstrzymało zalewu spekulacji, po których to Urugwajczyk zbierał cięgi wśród kibiców za rzekome flirtowanie z innymi klubami. Żadna publiczna wypowiedź Araujo ani dementi jego otoczenia co do prowadzenia rozmów z Tuchelem nie zmieniły nastawienia fanów ukształtowanego przez część doniesień medialnych, choć wiele z nich wskazywało również, że piłkarz nie zamierza odchodzić. Wystarczyła sama wiadomość, że Bayern jest zainteresowany, aby podsycić nieufność wobec piłkarza.

Natomiast jeśli ktoś ma do Araujo pretensje, że w trakcie ostatnich miesięcy nie zadeklarowal się w większym stopniu, to ok, ale niech ma też na uwadze, że pogarszanie swojej pozycji negocjacyjnej oświadczeniem w trakcie rozmów typu „na pewno zostanę” byłoby idiotyzmem ze strony pracownika. Skoro zostaniesz, to na pewno zgodzisz się na kiepskie warunki... Przecież powiedziałeś. Ludzie ci tego nie zapomną, jeśli zmienisz zdanie. Wybaczcie, jeśli ktoś poczuje się urażony, ale to oczekiwanie od zawodnika kategorycznego stwierdzenia podczas negocjacji, że zostaje niezależnie od wszystkiego, jest niepoważne. Dojrzałość wymaga raczej spojrzenia pragmatycznego na interesy obu stron i nie można się za to obrażać.

Wpływ na szatnię

W ocenach Araujo pojawiły się też zarzuty, że ma zły wpływ na szatnię. Rozumiem, że piłkarze Barcelony to skończeni idioci, że dali opaskę zawodnikowi, który nie jest lubiany i szerzy złą atmosferę? Problem w tym, że gracza i jego wpływ za mocno ocenia się na podstawie powyższych ploteczek prasowych lub urywkowych wypowiedzi medialnych, jak w sprawie İlkaya Gündoğana. Nie podobało mi się za bardzo zachowanie Araujo po tych deklaracjach Niemca, ale w pełni rozumiem też to, że Urugwajczykowi mogłoby się nie podobać, że kolega z zespołu zamiast powiedzieć mu coś w twarz, krytykuje go za zasłoną szkła i mikrofonu.

Przyszłość

Nie zakładam, że Araujo na pewno zostanie w Barcelonie. Kiedyś nie wyobrażałem sobie odejścia Messiego, a jednak do tego doszło. Ba, on sam o to poprosił. Skoro tak się stało, to odejść może każdy, bo wbrew pozorom nawet największe klubowe legendy mogły mieć podczas długich karier wątpliwości co do pozostania w Barçy. I polecam się do tego przyzwyczaić, bo odnoszę wrażenie, że negatywne emocje związane z rozczarowaniem Araujo za bardzo polaryzują nastawienie wobec jego osoby. W grę zaczynają wchodzić pokłady bardzo osobistej frustracji w miejsce chłodnego spojrzenia na kolejne informacje prasowe. I stąd też w dużej mierze mieszanie z błotem Araujo, często za absurdalne rzeczy, jak na przykład to, że śmiał dodać wpis w mediach społecznościowych dotyczący Urugwaju, a nie Barcelony. Ma zarabiać tyle, ile powie mu kibic, ma pisać to, co powie mu kibic, i niech nawet nie śmie domagać się realizacji obietnic i podążać za swoim interesem.

Nie zakładam nawet, że Araujo na pewno będzie pierwszym wyborem Hansiego Flicka. Być może po prostu nie zdąży wypracować odpowiedniej formy do powrotu Iñigo Martíneza. Być może znów złapie jakąś kontuzję. To drugie byłoby wielkim nieszczęściem, natomiast i tak uważam, że bardzo dobrze się stało z tym porozumieniem. Wierzę, że Araujo może się odbudować i być wartością dodaną dla zespołu. Nawet gdyby Barça miała ostatecznie go sprzedać, to teraz nie ma obaw, że ucieknie za darmo, tylko zostawi w kasie klubu pokaźny przychód. Nie ma presji, że trzeba jak najszybciej kombinować, bo umowa się kończy, można rozsądnie zaplanować przyszłość. Dlatego podpisanie kontraktu to jednoznacznie dobra wiadomość dla Barcelony. Nawet gdyby w przyszłości trzeba było się rozstać, mam nadzieję, po dżentelmeńsku.

Myślę jednak, że Araujo wiąże swoją przyszłość z Barceloną na wiele lat. Inaczej nie podpisywałby tak długiego kontraktu, co też powinno dać czytelnikom do myślenia, aby zachowywać wstrzemięźliwość w ocenach i reakcjach na doniesienia prasowe. Po co miałby parafować umowę, skoro chce odejść już w lecie, utrudniając sobie zmianę pracodawcy? W takim wypadku przedłużyłby pewnie umowę o rok, dwa lata, ale po co od razu o sześć lat? Po co miałby sprowadzać do klubu całą rodzinę podczas parafowania dokumentów? Odnoszę wrażenie, że te wszystkie wydarzenia brutalnie zweryfikowały wiele krytycznych tez na temat Araujo, który prowadził względnie normalny proces negocjacyjny z klubem, który widujemy w każdym miejscu globu, nawet jeśli romantykom nie podobają się metody stosowane przez obie strony.

Wizerunek

Nie zamierzam nikogo przekonywać, że Araujo jest krystalicznie czystą postacią. Są pewne sprawy, które u Araujo mi się nie podobały, jego forma w poprzednim sezonie powinna być lepsza, ale takiego zjazdu wizerunku piłkarza u kibiców nie widziałem od dawna. Z powszechnie uwielbianego gracza Urugwajczyk stał się kimś, na kim wiesza się psy, być może najbardziej krytykowanego zawodnika Barcelony. Chyba nawet Vinícius nie chciałby być na jego miejscu... I to w momencie, gdy przez wiele ostatnich miesięcy kontrowersyjnych materiałów dostarczała głównie prasa (no i może lekarze), a nie boisko.

Można mieć różne wątpliwości co do wydajności sportowej Araujo, różne oceny konkretnych zachowań piłkarza czy wizji składu Barcelony, nie mam z tym problemu. Każdy może sobie odczuwać jak chce, zwłaszcza że w jakimś stopniu rozumiem emocjonalne podejście kibiców do tematu. Wylewanie jednak całych wiader pomyj na głowę Araujo przybrało w mojej ocenie karykaturalne rozmiary. Niektórym może być bardzo ciężko z tym, że tak plugawa ich zdaniem postać dalej będzie reprezentować ich ukochany klub. Być może, jeśli w końcu odejdzie, negatywną energię będzie trzeba spożytkować na kogoś innego. Pedriego (tego zresztą niektórzy już sprzedawali, gdy miał problemy zdrowotne), Gaviego czy innego Lamine Yamala, który będzie negocjował umowę dłużej niż zdaniem fanatycznego kibica powinien. Wszak cała trójka ma umowy do 2026 roku, a Araujo już do 2031 roku.

Niezależnie od odbioru tego, zapewne zbyt obszernego tekstu, gratuluję za przebrnięcie do końca. Samo odniesienie się do krytyki Araujo musiało zająć sporo miejsca, a przecież parę kwestii można by jeszcze poruszyć. Tymczasem rzeczywistość zweryfikowała wiele zarzutów wobec Urugwajczyka. Podpisanie kontraktu przez Araujo jest bowiem faktem, w przeciwieństwie do ploteczek medialnych, pozostających w obszarze domniemań. Można przy tej okazji się zastanowić, czy warto bezrefleksyjnie podchodzić do doniesień prasowych i szkalować piłkarza, który, jak każdy, może zasługiwać na głosy krytyczne, ale na taką nawałnicę – z pewnością nie.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Chyba najlepszy artykuł jaki czytałem na tej stronie, brawo @Darek_Maruszczak. Absolutne zaoranie hejterów Araujo

Bardzo mądre, trafne i spokojne podejście do tematu. Mega szacun ode mnie dla Redaktora @Darek_Maruszczak za ten artykuł, może wielu osobom nieco otworzy oczy. Ja sam przyznam się bez bicia, że w obliczu tych medialnych ploteczek i doniesień, popadłem w lekki fanatyzm i zbyt pochopnie oceniałem sytuację i samego Uruguayo.
Koniec końców, cieszę się niezmiernie, że u nas zostaje. Wierzę że będzie kontynuował swoją przygodę w Barcelonie, potencjał tu jest ogromny.

Cóż, wygląda na to, że Araujo nie wypełni jednak kontraktu.
Czy klauzula zmienia w jakiś istotny sposób Twoja optykę, bo materiał zrobiłeś przed publikacją informacji na jej temat.
Zgadzam się czy nie, Twoje teksty cenię sobie najbardziej.

Araujo jak Araujo, ale wyobraźcie sobie, że Lewy zarabia więcej niż 3 Pedrich i prawie tyle co 5 Gavich, a nie potrafi przyjąć piłki..

Dlatego Fati nie chce odejść z klubu, nikt mu tyle nie da co daje mu Barca..

Podziwiam jeśli ktoś to przeczytał :p

Ja tam zawsze byłem pod wrażeniem jego gry, poziomu, na jaki jest w stanie wskoczyć. Owszem, nie podobało mi się kilka spraw z nim związanych, ale nigdy nie byłem zwolennikiem jego odejścia w stylu "wypychanie z klubu na siłę". Jeśli chciałby sam odejść, to już inna sprawa, bo z niewolnika nie ma pracownika.
Mam nadzieję, że szybko wróci do formy. I pamiętajmy, że Araujo może również zastąpić Kounde na prawej obronie, by ten raz na jakiś czas odpoczął. Grał już w ten sposób i to często z bardzo dużym powodzeniem, wyłączając z gry np. Viniego.

Araujo w formie to topowy obrońca świata. Owszem była kontuzja i fatalna czerwona kartka ale przed tym długi czas to jego świetna gra. Szybkość, ustawianie się czytanie gry, siła fizyczna on to wszystko ma. Przedłużenie kontraktu to bardzo dobry ruch, tym bardziej, że Marinez swoje lata ma ( i kontuzje też) a młody no właśnie jest młody i powinien przy sobie mieć kogoś pokroju Urugwajczyka. Sprzedaż Araujo nie przysłużyłaby się Barcy a na pewno nie teraz. Gramy o wszystko i w lidze i LM a tej ostatniej nie wygraliśmy od długich 10 lat. Nie wyrzuca się atutów w trakcie gry.

czekam aż szaraczki atakujące Araujo odszczekają wszystkie bzdury które powielały ale podejrzewam że długo poczekam

Bardzo, bardzo dobry a właściwie doskonały felieton podsumowujący, sądząc po samych komentarzach z ostatnich dwóch trzech tygodni, pewnie jakieś 70, 80% użytkowników tej strony, już nie mówiąc o niektórych redaktorach, którzy pisali felietony o swoim pożegnaniu z Urugwajczykiem... ;)
Dariuszu Drogi, gratulacje za ten tekst!

Oby zdrowie mu nie przeszkadzało, bo już mamy niestety bardzo dobrego olmo który więcej pauzuje niż gra,do tego ansu i robi się mały szpital

Chłopie, nie szkoda Ci życia na pisanie takich epopei o tym przeciętnym, kruchym obrońcy z niskim IQ i jeszcze niższym poziomem techniki?

Już się nie mogę doczekać jak zobaczę tego mitycznego najlepszego na świecie obrońcę Araujo w formie o którym tyle osób pisze. Póki co Araujo najlepszym na świecie obrońcą bywał a nie był. I to też sporadycznie. A przez ostatnie półtora roku to był albo przeciętny albo kontuzjowany.

Wg mnie to jest nietrafiony artykuł mający jedynie wskazać wyższość jednej ze stron sporu po fakcie. Wbrew tezie z ostatniego akapitu to najczęściej wymieniane wątpliwości, które wcale nie były wymysłami mediów (zdrowie, prezentowany w 23/24 poziom sportowy a także dziwne nastawienie w niektórych sytuacjach) wcale nie zostały zweryfikowane przez przedłużenie kontraktu bo i niby jak? Dostał sporą kasę i podpisał ale tylko czas i to co zaprezentuje (a nie to co prezentował) jest w stanie wykazać kto miał racje w tej sytuacji więc na wszelkie "oczyszczenia" to nie jest (jeszcze) pora ani miejsce.

Nie chodzi mi o deprecjonowanie go, skoro podpisał to trzymam kciuki żeby był najlepszy na świecie ale obecnie to nie jest zawodnik od którego zależy cała drużyna (co było widać na jesieni) a i pewne mankamenty w jego grze da się znaleźć. Więc samo przedłużenie na ten moment nie rozwiewa wszystkich wątpliwości, które zaistniały. Dostał co chciał i teraz jego zadaniem jest te wątpliwości (mające solidne podstawy) rozwiać, czego mu życzę. Nic jeszcze nie zostało zweryfikowane.

Spoko napisane. Na poziom redakcji FCB.com to klasa światowa:)
Odnośnie arykułu to nie zgodzę się tylko z opinią że Araujo nie ma poważania wśród kibiców. Kto był ostatnio na meczu to wie że trybuny popierają go w 100%. To nie jest ten sama sytuacja co z Dembele. Również jak się rozmawia z kibicami różnych klubów z Hiszpanii, a zwłszcza tych z 70+ lat to przekaz jest jasny, że jak Araujo jest w dobrej formie fizycznej to jest bestią i najlepszym obrońcą w LaLiga.

W sumie nie interesuje mnie już kolejna opinia na 5 stron A4 w ostatnim miesiącu. Interesuje mnie żeby grał i nie popełniał tak istotnych błędów jak to robił do tej pory i pewnie zostanie zweryfikowany jak znowu zawali jakąś czerowną kartką albo samobójem w kluczowym meczu / momencie. Oczywiście jak jest zdrowy bo tu również ma problemy.

Wylewanie wzięło się że niektórzy utkali sobie jakiś krystaliczny obraz Urusa a jak pojawiła się rysa to dla niech ten pomnik już pieprznął, cóż tak to bywa z tymi co jednego dnia najgłośniej krzyczą top by następnego wrzeszczeć flop.

Skoro o wymyślonych wadach, było to należało by też napisać o tych jak najbardziej nie wymyślonych brakach u urusa a tych jest dość sporo i ja z nimi mam największy problem, i przy godnej kwocie wcale bym nie płakał.

Super artykuł, widać że kosztował sporo pracy. Brawo!
Co do Araujo to niepokoją mnie dwie rzeczy, częste kontuzje i jak na razie jego małe ogranie w grze ma wysokie spalone.
Uważam jednak że przedłużenie jego kontraktu to bardzo dobry ruch ( choć chciałbym wiedzieć ile wynosi ta klauzula wykupu )
Araujo w formie to jeden z najlepszych obrońców w Europie.

Za długie, nie czytam

Wypominanie Araujo błędu z PSG i przez to negatywnie ocenianie jest tak samo denne jak pisanie, że Roberto dał Barcelonie tylko gola na 6:1 z Paryżanami, mimo, że w wielu meczach był kluczowy i ważny.

Bla, bla , bla. Masło maślane. Można dostać kręcioła i zohydzić wszystko i wszystkich, bo co za różnica, kto jest winien. Przecież, to nasza Barca i kochamy ją tak, czy siak.

Interesujący Pan Tadeusz. Problem w tym, że to nie jest „najlepszy pracownik”, również „ o ile nie najlepszy”, jak określono powyżej. I reszta tekstu nie ma już znaczenia. :)

Bardzo dobry felieton :)
Brawo :)
Płacz o jego zarobki jest chory.
Młody, silny, szybki, dobry i wciąż z potencjałem obrońca ma ile dostawać?
Bardziej rażą zarobki emeryta z Polski, który zagra 2 dobre miesiące, z czasem coś tam jeszcze wciśnie i na tym bazuje cały sezon. Jemu to max 20 mln brutto by się należało, a to i tak byłoby za dużo.

Araujo sam się musi oczyścić swoją postawą na boisku, szczególnie w meczach o wysoką stawkę. Nikt tego za niego nie zrobi.

Araujo jest top obrońcą popełnił pare błędów jak każdy ale pacząc na gre śo w całej europie to na prawde trafił nam się grall a ci co pisali żeby go sprzedac po karnym z psg to prawdopodobnie jakieś łebki kibicowskie

Pan redaktor czasem nie jest prawnikiem? Pytam bo takiej mowy koncowej obroncy w najlepszych Chamerykanskich thrillerach sadowych nie uswiadczymy...

Dobra robota panie mecenasie. Wyrok: niewinny