Niewiele jest w Barcelonie postaci poddanych takiej krytyce w ostatnich miesiącach jak Ronald Araujo, choć wcześniej był on jednym z najbardziej chwalonych piłkarzy. Wiele z zarzutów stawianych Urugwajczykowi było w mojej ocenie rozdmuchanych do granic absurdu i niewartych uwagi w kontekście mających największe znaczenie spraw sportowych. Chciałbym więc przedstawić swoją perspektywę na te wątpliwości wobec stopera, ale przede wszystkim na jego znaczenie dla drużyny Hansiego Flicka.
Napięcie wokół Araujo wybuchło przede wszystkim po odpadnięciu z Ligi Mistrzów. Nie da się ukryć, że błąd stopera był decydujący dla wyniku rywalizacji z PSG, o czym pisałem szerzej w tym artykule. Nie zamierzam więc stawać na głowie, broniąc Araujo, bo doskonale wiem, że zachował się źle, a przecież niedługo potem znów za mocno się zagotował podczas interwencji w jednym ze spotkań, co dobrze pokazuje, że jeśli Urugwajczyk musi nad czymś pracować, to właśnie nad większym wyrachowaniem podczas ataków na rywali.
Nawet takich rozmiarów błąd nie powinien jednak w żadnym wypadku przekreślać całościowego obrazu zawodnika. Niestety pomyłki są częścią futbolu, a w tym przypadku na nieszczęście dla Barcelony doszło do niej w tak ważnym momencie. Gdybyśmy mieli jednak podejmować decyzję o być albo nie być piłkarza na podstawie jednostkowych zdarzeń, to w całym strategicznym planowaniu kadry mielibyśmy jeden wielki bałagan. W dyskusjach internetowych może byłoby to ciekawe, ale przy profesjonalnej budowie mocnego zespołu nie ma racji bytu. Powinna liczyć się kompleksowa ocena Araujo.
Niezastępowalna wartość sportowa
Czy podobał mi się poprzedni sezon w wykonaniu Araujo? Właśnie nie do końca. Uważam, że był jednak słabszy niż te poprzednie. Zdarzało mi się skrytykować Urugwajczyka za lekką obniżkę formy. Z drugiej strony trzeba też spojrzeć na szerszy kontekst oraz na to, że dla niektórych sufitem jest to, co 25-latek prezentował nawet w nieco słabszej dyspozycji. Tymczasem Araujo przez ostatnia lata był najrówniej grającym piłkarzem Barcelony i wzniósł się na najwyższy poziom, jeśli spojrzeć na wydajność na swojej pozycji w kontekście konkurencji z całej europejskiej piłki. Robił to niezależnie od tego, jak grała drużyna, wobec której mieliśmy przecież spore wątpliwości. Co do zasady można było na niego liczyć, co w takich warunkach było godne pochwały. Był stabilizatorem całej drużyny i wielokrotnie ratował ją z opałów.
Kibice bardzo szybko o tym zapomnieli, podobnie jak o rewelacyjnym występie Araujo w pierwszym spotkaniu z PSG, gdzie był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku i udowodnił, że jest gotów na najtrudniejsze starcia. Kto wie, jaki byłby wynik rywalizacji na Parc des Princes, gdyby ktoś inny zajął miejsce Urugwajczyka. Niestety teraz pamięta się tylko rewanż. Tymczasem Araujo nie na darmo na przestrzeni lat znajdował się w różnych klasyfikacjach najlepszych piłkarzy świata (klasyfikacje Marki, The Guardian i ESPN) i to pomimo braku zaistnienia przez Barcelonę w Lidze Mistrzów.
Real Madrid's Antonio Rüdiger tops the list of defenders in this year's #FC100 😤
— ESPN FC (@ESPNFC) June 4, 2024
Full rankings ➡️ https://t.co/GmCx6zAC6c pic.twitter.com/ijyDtUGCN9
Potwierdzenie statystyczne
Na korzyść Araujo można też przedstawić rozliczne statystyki. Jak podaje fbref.com, Urugwajczyk potrafił być drugim piłkarzem w pięciu najsilniejszych ligach europejskich w zakresie skuteczności pojedynków z dryblującym rywalem, mając szaloną skuteczność 84%. Portale statystyczne wielokrotnie odnotowywały, jak długo nikt nie potrafił ominąć Araujo (tu przykładowe z LaLigi i Ligi Mistrzów).
25-latek był tak dobry, że w pojedynkę zatrzymywał uznawanego za czołowego piłkarza świata Viníciusa, w skali rzadko spotykanej na tym poziomie. W późniejszym okresie ich rywalizacji Urugwajczykowi może już nie szło tak dobrze, ale sam Brazylijczyk podkreślał, jak trudnym rywalem jest dla niego defensor Barçy. Trudno się temu dziwić, bo w różnego rodzaju testach sprawnościowych Araujo zajmował czołową pozycję w zakresie szybkości wśród piłkarzy Barcelony. Urugwajczyk to absolutnie unikatowy produkt w zakresie połączenia siły, prędkości i zwinności. Dlatego dla Barçy tak ważna była jego obecność, ponieważ potrafił całkowicie zdominować rywali i ratować zespół z największych tarapatów.
Jeszcze w poprzednim sezonie Araujo zajął drugą pozycję w LaLidze w wygranych pojedynkach powietrznych (73,2%). Wielu zarzuca mu gorszą grę nogami, ale czy wiecie, że w sezonach 2020/2021 i 2021/2022 potrafił zająć odpowiednio 4. i 8. miejsce w całej lidze w zakresie skuteczności podań (91,6% i 89,7%)? Jasne, Araujo nie jest w tym tak dobry jak Cubarsí czy García, ale w poprzedniej kampanii Primera División miał lepszy wynik niż np. Iñigo Martínez (88,8% do 88,4%), a niewiele gorszy od Koundé (89,9%). Ciekawie wyglądały też statystyki Barcelony bez Araujo z marca 2023 roku.
"Nowy Puyol"
Zalety Araujo na tym się nie kończyły. W zasadzie od wejścia do pierwszego zespołu pokazywał on nadzwyczajny charakter, tak potrzebny do rywalizacji na najwyższym poziomie. Pewność siebie, waleczność, współpraca – takie można było przypisywać stoperowi, który nie bez powodów był porównywany do samego Carlesa Puyola (tutaj artykuły z Mundo Deportivo i La Vanguardii). Ostatnią z cech Araujo pokazał, godząc się na przesuwanie go na pozycję prawego obrońcy, gdy wymagała tego sytuacja. Robił swoje, choć w oczywisty sposób nie była to dla niego naturalna rola.
Kozioł ofiarny
Po błędzie z PSG, jak to zwykle bywa, popadnięto w środowisku culés w jakąś zbiorową manię krytykowania kogoś, kto akurat będzie pasował do roli zbierającego cięgi, aby wyładować frustrację za wszystko, co złe w klubie. Od momentu tej rywalizacji Araujo stał się doskonałym kozłem ofiarnym. Zawodnik, który zawalił w takim momencie, w zasadzie miałby problem znaleźć jakiegokolwiek obrońcę. Zwłaszcza że to rozczarowanie odpadnięciem z Ligi Mistrzów było ogromne – szansa na wyeliminowanie nielubianego, delikatnie mówiąc, PSG była na wyciągnięcie ręki. Wcześniej 25-latek był fundamentem ekipy, teraz zaczęło pojawiać się coraz więcej głosów za sprzedażą Araujo. To przereagowanie ciągnęło się i wręcz potęgowało na skutek kolejnych wydarzeń.
Brak samokrytyki
Na pogorszenie reputacji Araujo wpłynął nie tylko błąd z meczu z PSG, ale też zbyt mała w oczach kibicow samokrytyka po tym pojedynku. Być może 25-latek rzeczywiście mógłby trochę bardziej krytycznie spojrzeć na swój udział w tych wydarzeniach. Z drugiej strony podejrzewam, że czego by nie zrobił / nie powiedział, żądnym krwi kibicom byłoby mało, co pokazują kolejne, absurdalne już zarzuty, do których zaraz przejdę. Warto spojrzeć też na temat z perspektywy piłkarza, który w tym okresie rzeczywiście mógł poczuć brak wsparcia z Barcelony, być może nawet wypychanie go z klubu, przy braku realizacji złożonych obietnic.
Zacznijmy od początku. Media umiejętnie podgrzewały słowa İlkaya Gündoğana, których reperkusje były chyba jednak przesadzone w tej narracji, o czym świadczą nie tylko doniesienia wiarygodnego dziennikarza Toniego Juanmartiego (który przecież był wręcz oskarżany o żonę Niemca o sianie kłamstw, więc byłby pierwszym, który mógłby wykorzystać takie napięcia), ale też wypowiedzi Sergiego Roberto czy podsumowanie sprawy ze strony samego Gündoğana. Nie chodzi o to, że w szatni nie było tematu, zapewne był, o czym świadczą słowa Araujo, ale jednak tabloidy przesadzały z uwypuklaniem problemu.
W każdym razie w oczach kibiców został wykreowany obraz szczerego Gündoğana, zestawiony z niepotrafiącym przyznać się do błędu, obrażonym Araujo. Nie sugeruję, że stoper zachował się w tej sytuacji w porządku, wręcz powinien trochę inaczej podejść do tego wszystkiego. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, jak pogorszyły się notowania piłkarza na skutek wypowiedzi i związanych z nimi emocji oraz narracji, co w kontekście przydatności boiskowej nie powinno mieć większego znaczenia.
Przygotowania do transferu?
Zastanawiające mogło być to, że Barcelona nie próbowała za bardzo uciąć afery (może poza Xavim). Zwłaszcza że niedługo potem zaczęły pojawiać się spekulacje, że Barça mogłaby jednak sprzedać zawodnika w przypadku otrzymania dobrej oferty, a i on sam w takiej sytuacji nie sprzeciwiałby się transferowi. Chęć wykorzystania okazji przez dziennikarzy czy przez władze Blaugrany? Doszła do tego lista piłkarzy dostępnych do sprzedaży, którą rzekomo miał sporządzić Xavi, choć ten miał bronić się, że to sprawa klubu. W każdym razie było na niej nazwisko Araujo. Potem wynikła z tego kolejna afera, bo obrońcy miał podsunąć tę listę były szwagier Laporty Echevarria, realizując własne interesy (podkopanie pozycji trenera). Jak Urugwajczyk miałby w tej sytuacji nie czuć się osaczony ze wszystkich stron? Jak miałby z uśmiechem godzić się na podpisanie kontraktu na gorszych warunkach niż mu obiecywano, gdy mógł odnieść wrażenie, że szantażuje się go transferem? Zwłaszcza widząc ten brak profesjonalizmu w zakresie mieszania się osoby bez stanowiska w klubie w relacje w szatni. A przecież lista afer od przybycia Urugwajczyka do klubu jest znacznie dłuższa.
Wzrost niechęci do Araujo w Blaugranie to też był więc pewien proces, w miarę pojawiania się kolejnych plotek o kuszeniu piłkarza przez Bayern. Co prawda Araujo nie dawał żadnych sygnałów, że chce odejść, a wcześniej wielokrotnie podkreślał chęć kontynuowania kariery w Barcelonie, ale sam fakt włączenia do narracji wątku transferu nie służył wizerunkowi Urugwajczyka. W pewnym momencie Araujo był oskarżany o chęć grania na czas, w kontekście braku przedłużenia kontraktu. Co ciekawe, głównie ze strony Javiego Miguela, który od dawna był wskazywany jako nieoficjalny rzecznik prasowy Xaviego. Czy była to próba poprawienia wizerunku trenera przy domniemanym konflikcie z Araujo? Nie wiem, ale Marca twierdziła, że odejście Xaviego zwiększa szanse na pozostanie Urugwajczyka.
W takich sytuacjach niczego nie można być pewnym, ale wariant, że klub próbuje wykorzystać negatywną atmosferę wokół Araujo, żeby zbudować określoną narrację i usprawiedliwić tym samym sprzedaż najlepszego stopera i absolutnie jednego z najlepszych piłkarzy zespołu w ostatnich latach, aby dużo na nim zarobić, miał pewne uzasadnienie. Do dziś niektórzy dziennikarze twierdzą, że plan Barçy na poprawienie finansów i realizację celów transferowych polegał właśnie na sprzedaży Araujo. A może chodziło o osłabianie pozycji negocjacyjnej gracza w rozmowach dot. nowej umowy? Wykorzystywanie prasy do realizacji swoich celów nie byłoby niczym nowym w Blaugranie. A przecież Araujo nie ma agenta mającego, jak to często pisze się w prasie „bardzo dobre relacje” z którymś z notabli klubu.
(Nie)jasne wypowiedzi
Araujo był oskarżany o brak stanowczych deklaracji co do swojej przyszłości, co tylko potęgowało nieufność wobec tego gracza wśród kibiców. Zadajmy sobie jednak pytanie, czy ewentualne zdecydowane postawienie sprawy byłoby rozsądne, bo to osłabiałoby pozycję negocjacyjną zawodnika, gdyby już zadeklarował, że na pewno zostanie. A przecież wskazówek co do chęci kontynuowania przez Araujo współpracy z Barceloną i tak mieliśmy w poprzednich miesiącach co niemiara, żeby wymienić tylko cztery wypowiedzi piłkarza (tu, tu, tu i tu) oraz wcześniejsze doniesienia najbardziej wiarygodnych dziennikarzy.
W czerwcu Araujo był krytykowany, że na pytanie o swoją przyszłość odpowiadał: „skupiam się na Copa América”. Nie rozumiem, dlaczego odbiera się to jako jakieś obraźliwe zagranie względem Barcelony. To raczej normalna odpowiedź profesjonalisty, który ma zaraz turniej reprezentacyjny, a ze względu na toczone rozmowy nie chce rzucać słów na wiatr. Myślę, że gdyby nie poprzednie wydarzenia i wyrysowanie określonej linii narracyjnej nikt nie zwróciłby uwagi na te słowa. Niechęć do Araujo wzrosła do tak dużych rozmiarów, że nawet podsumowanie przez Urugwajczyka Copa América, bez odniesienia do Barcelony, zostało uznane przez niektórych za afront. Tak jakby stoper nie miał prawa wypowiadać się na jakikolwiek inny temat poza Blaugraną. Wkrótce zresztą Araujo zwrócił się też do kibiców Barçy po odniesionej kontuzji.
Pesetero?
Warto osobno podjąć temat przedłużenia kontraktu, bo skala zarzutów wobec Araujo wkroczyła na poziom oskarżania go o bycie pesetero, czyli człowieka, któremu zależy głównie na pieniądzach. W mojej ocenie jest to przykład wybitnej demagogii, a może nawet bezmyślności. Osobiście dwa razy bym się zastanowił, gdybym miał podpisać kontrakt z klubem po tak wielu komentarzach tego typu pod swoim adresem ze strony kibiców, po całym wysiłku, jaki włożyłem na boisku, a także poza nim, gdy klub był momentami w beznadziejnej sytuacji.
Triumf demagogii
Przy omówieniu tego tematu trzeba wrócić do poprzednich negocjacji kontraktowych, które trochę trwały. Oczywiście miało to już miejsce w czasie kryzysu finansowego klubu. Mimo to Urugwajczyk był już wśród czołowych stoperów w Europie i miał prawo oczekiwać dobrej umowy, zwłaszcza że był wśród najgorzej zarabiających piłkarzy Barçy. Ostatecznie zgodził się, jak podawały wówczas media, na nieco gorsze warunki niż liczył, a dużo słabsze niż proponowano mu w innych klubach. Priorytetem dla Araujo było jednak pozostanie w Barcelonie. Poprawę kontraktu miał otrzymać przy następnych negocjacjach. Według niektórych doniesień taka była wręcz obietnica ze strony klubu. Tak więc Araujo, który wcześniej zrezygnował dla Blaugrany z milionów euro, teraz był opluwany przez populistów, którzy zarzucali mu kierowanie się wyłącznie pieniędzmi.
Teraz widzimy pewne problemy z podpisaniem następnej umowy, która wygasa 30 czerwca 2026 roku. Takie przedłużające się sytuacje zawsze w jakimś stopniu godzą w wizerunek piłkarza, niezależnie od faktów. Zwłaszcza gdy dziennikarze rzucają doniesieniami o możliwym transferze. Dlaczego sprawa się przeciąga? Bardzo prawdopodobne, że Barca, wciąż mając ogromne problemy finansowe, nie realizuje złożonych poprzednio obietnic. W pewnym sensie potwierdzałyby to bardzo pokrętne słowa Laporty z jednego z wywiadów, w którym prezydent powiedział „doszło do pewnych zakłóceń, jeśli chodzi o komunikowanie wszystkiego, co mieliśmy na myśli w odniesieniu do Ronalda”.
Przeciętne zarobki
Tymczasem wielu, wybierając Araujo w roli kozła ofiarnego, próbuje zrobić z Urugwajczyka chciwego człowieka, któremu zależy głównie na zarabianiu pieniędzy. O tym, jak mylny jest to obraz, pokazują nie tylko poprzednie negocjacje, ale i realia finansowe. Spójrzmy na zestawienie portalu Capology. Owszem, nie jest to żadna wyrocznia w kwestiach finansowych, ale innym konkretnym zestawieniem nie dysponujemy, a liczby mniej więcej zgadzają się przynajmniej w pewnych punktach względem tego, co mogliśmy się dowiedzieć z prasy.
Zgodnie z tymi danymi Araujo zajmuje dopiero 11. pozycję w ekipie. Będąc, w mojej ocenie, absolutnie topowym piłkarzem Barcelony w ostatnich latach. Araujo w zarobkach bliżej do Erica Garcíi niż Andreasa Christensena czy Iñigo Martíneza, którzy w optymalnym zestawieniu byliby jego zmiennikami. Bliżej mu do 17-letniego Cubarsíego niż do będącego w podobnym wieku Julesa Koundé.
Media przy poprzednich negocjacjach podawały, że Araujo chce stanąć na półce Ansu Fatiego, Pedriego i Ferrana Torresa, a według Capology od tego ostatniego dzieli go podobny dystans, jak do… Iñakiego Peñi. Podsumowując, poziom zarobków Araujo absolutnie nie zgadza się z jego poziomem sportowym, renomą i perspektywami. Nie sądzę, żeby Urugwajczyk dyktował zaporowe warunki, bo nie pasuje to do jego całościowego obrazu. Po prostu chce spełnienia danej mu obietnicy i zostać należycie doceniony oraz odpowiednio wynagrodzony, tak jak na to zasługuje wieloletnią pracą.
Barcelona nie spełnia obietnic?
A że Barça najwyraźniej odcina się od poprzednich zapowiedzi, bo sama wplątuje się w problemy finansowe i trudności z rejestracją zawodników, to już nie jest wina Araujo. W tym kontekście trzeba uważać na lansowanie przychylnej władzom klubu narracji, że klasowy zawodnik nie ma prawa dużo zarabiać. Nawet przy błędzie z PSG i problemach zdrowotnych, jeśli ktoś zasługuje na podwyżkę w tym zespole swoją wieloletnią pracą, to właśnie Araujo. I wcale nie trzeba przechodzić ze skrajności przepuszczania pieniędzy na lewo i prawo z godnym wynagradzaniem najlepszych na miarę wielkiego klubu w wielkim futbolu. Czy to się komuś podoba, czy nie, czy ktoś uzna zarobki zawodników za moralne, czy nie, to jeśli chce mieć Barcelonę w elicie, niech nie wylewa frustracji, gdy klub porządnie opłaca (nie mylić z przepłaca) świetnych piłkarzy. W przeciwnym wypadku proszę zobowiązać się do zaprzestania narzekań na poziom piłkarski.
Jestem przekonany, że zmieszczenie kontraktu Araujo w budżecie jest ważniejszym celem niż utrzymywanie w zespole niektórych graczy czy wydawanie majątku na kolejnych. Oczywiście, gdyby się okazało, że 25-latek jednak ma absurdalne oczekiwania, Barcelonie nie pozostanie nic innego, jak sprzedać obrońcę, aby cokolwiek na nim zarobić przed końcem kontraktu. Trudno mi jednak uwierzyć w taki wariant. Uważam, że strony spokojnie mogą wypracować dobre porozumienie.
Brakujący element
Przejdźmy do teraźniejszości. Drużyna Hansiego Flicka robi dobre wrażenie, ale znowu trochę popadamy w hurraoptymizm po zaledwie kilku spotkaniach. Osobiście dostrzegam pewne niedostatki w zespole. Przede wszystkim ten agresywny pressing i osadzenie się na połowie rywala, przy wszystkiego tego zaletach, skutkują też problemami na własnej połowie, gdy rywale ominą pierwsze naciski piłkarzy Barcelony. Zwłaszcza że w zespole nie ma odpowiedniego defensywnego pomocnika, a Flick w zasadzie posyła do boju nawet czwórkę atakujących, patrząc na ustawienie Daniego Olmo w niektórych sytuacjach. To sprawia, że defensorzy często zostają 1 na 1 lub nawet ich przeciwnicy są w przewadze. To z kolei oznacza, że obrońcy muszą być doskonali w pojedynkach i zabezpieczeniu dużej przestrzeni na boisku.
W tym Ronald Araujo jest niekwestionowanym mistrzem. Być może są na świecie lepsi stoperzy, jeśli chodzi o ustawienie, ale w takiej dynamicznej grze 25-latek nie ma sobie równych. Urugwajczyk idealnie pasuje do potrzeb drużyny Hansiego Flicka i nie mam wątpliwości, że najlepiej z grona wszystkich defensorów będzie potrafił zabezpieczyć newralgiczne obszary boiska i nadążać z asekuracją. W zakresie tej charakterystyki Eric García, Andreas Christensen, Iñigo Martínez czy Pau Cubarsí nie mogą równać się z Araujo. Dlatego nie kupuję argumentów, że „Barça sobie poradzi” bez Urugwajczyka. Skoro już masz czołowego stopera na planecie, to buduj na nim, a nie szukaj znowu kolejnych konfiguracji, bo „może się uda”. Obecne wyniki też trochę przykrywają to, że Martínez i Cubarsí (poza ostatnim meczem) mają tak naprawdę mocno przeciętny ten początek sezonu i obaj nie ustrzegli się błędów.
W mojej ocenie tacy gracze jak García czy Martínez mogą być fajnymi obrońcami do rotacji, wnoszącymi pewne elementy (gra piłką tego pierwszego, chrakterność drugiego) w konkretnych okolicznościach. Natomiast to nie są stoperzy na miarę pierwszego składu Barcelony. Cubarsí i Christensen fajnie uzupełniają się z Araujo, ale żaden z nich nie zastąpi jego energii w defensywie i dewastowania rywali w pojedynkach. Obaj potrafią dobrze się ustawić i są bardziej pozycyjni w odniesieniu do Urugwajczyka, więc jako opcja albo bardziej doświadczona, albo z większymi perspektywami, pasują do stworzenia duetu z 25-latkiem, zwłaszcza że lepiej od niego grają piłką.
To jednak nie zmienia tego, że Araujo jest nie do zastąpienia, bo obaj wymienieni nie dadzą tego niezbędnego pierwiastka, który daje Ronald. Nie kupuję tez, że dzięki sprzedaży Urugwajczyka będzie można sprowadzić innych zawodników, bo jakościowo odbije się to negatywnie na ekipie, a przecież o to w tym wszystkim chodzi. Barça po prostu nie ściągnie lepszego piłkarza. Pozyskanie Jonathana Taha (ten z kolei już ma "odpowiedniego" agenta...) w miejsce Araujo byłoby obniżeniem poziomu zespołu, nawet jeśli w budżecie poprawi się parę cyferek. Nawet gdyby można było nabyć Nico Williamsa, to wzmocnienie skrzydła kosztem pogorszenia sytuacji w obronie nie byłoby dobre, zwłaszcza że jest Raphinha w takiej formie. Wrócić do zasady 1:1, aby wzmocnić zespół, poprzez jego osłabienie w innym miejscu nie jest dla mnie logiczne. Dość już tych roszad. Niech Barça pozbywa się zbędnych piłkarzy, a nie filarów zespołu, a do takich klasyfikuję Araujo. Niech sprowadza zawodników na pozycję, na której są luki, bo inaczej utknie w wiecznej budowie.
Na koniec wróćmy jeszcze na chwilę do akcji z PSG, bo od niej wszystko się zaczęło, a trzeba nadać pewien kontekst tej słynnej już interwencji. Araujo zaatakował rywala, bo w 9 na 10 podobnych sytuacji w przeszłości bohatersko potrafił uratować drużynę. Dlatego też nie wymagajmy od Araujo, żeby całkowicie wyzbył się tego interwencjonizmu. Oczywiście, cały czas można pracować nad tym, aby podejmować lepsze decyzje i z większym wyrachowaniem atakować przeciwnika. Doskonalenie to zawsze dobra rzecz i tu przyznaję, że Araujo może zrobić postępy, choć wydaje mi się, że ta boiskowa nadpobudliwość też w jakimś stopniu może wynikać z doniesień o jego sprzedaży (wypychaniu z klubu?). Pamiętajmy też, że to jest obrońca o profilu rozwiązującym problemy i to się nie zmieni. Bierzesz go z całym zestawem, także z tym ryzykiem, że może się pomylić podczas jednej z takich akcji ratunkowych. Nie uważam jednak, żeby Barça w ogólnym rozrachunku na tym traciła, pamietając, jak często Ronald ratował drużynę od straty gola. Właśnie np. w pierwszym starciu z PSG.
Problemy zdrowotne
Żeby nie było tak słodko, oczywiście nie mogę nie wspomnieć o problemach zdrowotnych Araujo. W ocenie jego sportowych możliwości tylko to jest dla mnie kwestionowalne. Historia kontuzji Araujo jest niestety dość bogata. W zasadzie w każdym sezonie 25-latkowi przydarzały się urazy mięśniowe. Może to być problem również w kontekście przyszłości. Zwróćmy jednak uwagę, że Araujo w ostatnich czterech sezonach dwa razy przekroczył granicę 2000 rozegranych minut i dwukrotnie – 3000. Nie jest więc wcale tak źle, zwłaszcza gdybyśmy te wyniki porównywali z niektórymi piłkarzami Barcelony, których dyspozycyjność może być kwestionowana. W poprzedniej kampanii tylko czterech zawodników z pola spędziło na boisku więcej czasu od Araujo.
Piłkarz | 20/21 | 21/22 | 22/23 | 23/24 |
Araujo | 2233 | 3271 | 2602 | 3024 |
Christensen | 2160 | 2583 | 2334 | 2790 |
Pedri | 3529 | 1709 | 2715 | 2027 |
Dani Olmo | 3267 | 1500 | 1638 | 1715 |
Barcelona i Flick potrzebują Araujo
W mojej ocenie Barcelona nie może sobie pozwolić na utratę Ronalda Araujo. Urugwajczyk jest zbyt dobrym stoperem, który robi zbyt dużą różnicę w grze, aby o niego nie powalczyć. Twierdzę również, że wizerunek Araujo został popsuty na skutek efektu kuli śnieżnej, również przez przyleganie spraw tak naprawdę błahych lub mniej związanych z boiskową wydajnością. Jeżeli Barça ma budować zespół zdolny do rywalizacji z najlepszymi, to musi mieć także najlepszych defensorów zdolnych powstrzymywać najtrudniejszych przeciwników, a do takowych należy Araujo. Zwłaszcza że doskonale pasuje do systemu Hansiego Flicka. Oczywiście na powrót stopera po kontuzji trzeba będzie trochę poczekać, ale moim zdaniem warto w niego zainwestować.
Komentarze (67)
Araujo to topka na świecie, a rozwijasz się w zależności od sztabu trenerskiego.
Przy dyscyplinie jaką wniósł Flick nie boję się powiedzieć że Araujo wróci do formy w jakiej miażdżył Viniciusa. A w tym momencie zajmie się Mbappe.
I dodatkowo śmieszy mnie to jak ludzie patrzą na finanse. Nie zawsze ten „lepszy zawodnik” więcej zarabia. Na to kto ile zarabia w danym klubie składa się wiele spraw m.in zapisów kontraktowych.
Przykre jest natomiast to, że i tak jest grono malkontentów którzy tym płytkim chwytom dali się porwać i uwierzyli w slogany typu Gundogan zwycięzca, a Araujo miękki siusiak. Nie, facet ma charakter, charyzmę I nie bez powodu od kilku lat wielu go typowało na kapitana. Nie zdarzyło się nic, co by o braku charakteru mogło świadczyć oprócz tej kampanii, a tylu ludzi w niego zwątpiło że to aż straszne jak łatwo manipulować kibicami i jak niewdzięczni jesteśmy.
Nie grałem w nic profesjonalnie ale reprezentacje na poziomie AZS już mnie nauczyly, że najsłabsi to ci co publicznie wytykają winy kolegów z zespołu.
Dwie uwagi.
Autor za bardzo wybiela Araujo, np. w tej sytuacji z Gundoganem Urugwajczyk zachował się jak dziecko i nic go nie tłumaczy. To, że media za bardzo rozdmuchały sprawę, to inna kwestia.
No i to nieszczęsne Capology, dane stamtąd są o kant tyłka potłuc. Regularnie przeglądam tę stronę i w czerwcu Gundogan miał wpisane 18 milionów brutto, prawie 4 razy więcej, niż tutaj i w obu przypadkach był obok znak, że pensja jest zweryfikowana.
Pensja de Jonga jest z kosmosu, w rzeczywistości on zarabia prawie 2 razy mniej(więc i tak jakieś 2 razy za dużo).
Kwiatki z pensją Umtitiego, kwiatki z pensją Lengleta, ciągle wpisują inną kwotę, a potem się tłumaczą, że to kontrakt się zmodyfikował, co jest oczywistą nieprawdą.
Zawalił w LM gdzie ma dość mało spotkań więc ten sezon sporo nam powie gdzie ten przytoczony sufit się znajduje. Sporo też dowiemy sie o tym jak tam u niego ze zdrowiem.
A co do zarobków, tu się również zgodzę Martinez przyszedł jako zmiennik a zarabia więcej od Araujo, przecież to zart, klub sam sobie taką drabinkę zbudował kilka lat temu i idą w to dalej, według mnie taki Martinez, czy Garcia powinni mieć kontrakt na 5-6m€ brutto a De Jong czy Lewy nie więcej niż 20. Zobaczcie ile w Realu ma Jude czy Mbappe.
Każdy Gada na Laporta, że nie wróciliśmy do 1:1 ale starty generowane jeszcze 3 lata temu do wysokich kontraktów ciągną nam się do tego czasu, zobaczcie na ile lat Bartomeu odradzał pensje, a to cały czas spłacamy i to wszystko ma swój wpływ na wrocenie do 1:1, bo to są kontakty które dalej nas obowiązują, czy zaległe pensje, które wypłacamy na pewno do dziś.
Co do De Jonga, przypominam, że przed kombinacjami Alemanego z odraczaniem pensji zarabiał 16mln.
Jeszcze parę lat temu powiedziałbym NIE dla transferu Araujo, dziś patrząc na jego zdrowie, brak samokrytyki i pomimo dobrych umiejętności, to jednak dość gorącą głowę, oddałbym go za fajne pieniądze.