Jako młody chłopak Ronald Araujo wracał ze szkoły do domu i udawał się do Huracán de Rivera. - Spędzałem w klubie całe dnie - wspomina. To się nie zmieniło. Jest środa, Xavi Hernández dał odpocząć swoim zawodnikom, ale Urugwajczyk pracuje w Ciutat Esportiva. W pokoju prasowym pojawia się uśmiechnięty, podaje rękę i zaczyna rozmowę. Jest przyjazny, przystępny i ma przemyślana wypowiedzi. Już przygotowuje się do dołączenia do grupy kapitanów Barcelony, po zdobyciu szatni, ale przede wszystkim po umocnieniu swojej pozycji lidera najrzadziej tracącej gole obrony w LaLidze, z pamiętnymi występami, takimi jak w starciach z Viníciusem w Clásicos.
Dziennikarz: Jak odbierałeś ostatnie epizody rasizmu?
Ronald Araujo: Ważne jest, aby temu przeciwdziałać. Nie powinno być więcej takich komentarzy. Doświadczyłem tego kilka razy. Mówią ci różne rzeczy na boisku. Szkoda, że takie rzeczy muszą się dziać, by ludzie zrozumieli, czym jest rasizm. Przesłanie nie musi dotyczyć tylko piłki nożnej. To dzieje się wszędzie. Musimy być tego świadomi.
Czy czujesz się trochę Brazylijczykiem?
Ja? Nie, jestem bardziej Urugwajczykiem niż candombe. Moja prababcia pochodziła z Brazylii. To prawda, że w Riverze mówimy dialektem portuñol, mieszanką hiszpańskiego i portugalskiego. A ponieważ znajdujemy się na granicy, w dużym stopniu wpływa na nas kultura brazylijskiej: jemy feijoadę, słuchamy brazylijskiej muzyki...
Czy w waszym futbolu jest coś z gaucho?
Jest coś wspólnego między piłkarzami trenującymi w południowej części Brazylii, tymi, którzy są znani jako gauchos, a tymi z głębi Urugwaju i Argentyny. Istnieje poczucie przynależności do miejsca i terenu, szczególna kultura poświęcenia. Mój ojciec pracował w leśnictwie. Wyjeżdżał na 15 dni, wracał na weekend, a potem znowu wyjeżdżał na kolejne 15 dni.
Jak wyglądało twoje dzieciństwo?
Było miłe, bardzo miłe. Spędzałem dużo czasu z mamą, babcią i rodzeństwem. Ale musiałem się dużo uczyć. Dopóki nie zamieszkałem w Montevideo, kiedy miałem 17 lat, zawsze najpierw chodziłem do liceum. A kiedy nie szło mi dobrze, mama nie pozwalała mi iść na trening. To mnie motywowało. Zawsze chciałem iść na trening. Dlatego miałem dobre oceny w szkole. Byłem chorążym i w ogóle.
Dlaczego tak długo grałeś w Montevideo?
Miałem ofertę przejścia do Boca, gdy miałem 10 lat, ale moja matka mi nie pozwoliła. Powiedziała, że jestem za młody i muszę się uczyć. Potem to samo stało się z Peñarolem i Nacionalem. Przeszedłem testy, ale moja matka chciała, żebym wrócił do Rivery. Pozwoliła mi odejść, abym przeżył to doświadczenie, ale musiałem wrócić. Był taki dzień, kiedy się nakręciłem. Miałem wiele okazji, a ona nigdy nie pozwoliła mi odejść.
Jaki argument ci dała?
Że jeśli moim celem było bycie piłkarzem, to skończę jako piłkarz. Że powinienem zachować spokój. Normalną rzeczą jest to, że mówią ci, że pociąg nie przyjeżdża dwa razy. Ale tak się dzieje. Jeśli ciężko pracujesz, zdarza się to częściej.
Jak pracująca rodzina unika pokusy pieniędzy?
Moja mama nigdy nie przedkładała pieniędzy nad wszystko inne. Najważniejsze było to, żebyśmy byli zdrowi i blisko domu. Ciągle słyszę, że pieniądze nie są najważniejsze.
Co o tym sądzisz?
Myślę, że to idealne rozwiązanie. Zdarzyło mi się to, kiedy przedłużyłem kontrakt z Barçą. Miałem oferty z innych drużyn, które były prawie dwukrotnie wyższe, ale zdecydowałem się zostać.
A teraz, kiedy klub jeszcze cię nie zarejestrował?
Zawsze są jakieś oferty. Ale jestem tutaj bardzo szczęśliwy.
Czy zaproponowano ci bycie kapitanem?
Jeśli dostanę taką możliwość, to bardzo bym chciał.
Czy w szatni jesteś łącznikiem między młodzieżą a weteranami?
Staram się, aby tak było. Zawsze chcę, aby wszyscy czuli się dobrze, tak jest z moją rodziną, przyjaciółmi i szatnią. Jeśli to jest bycie liderem, to może nim jestem. Dobry lider chce jak najlepiej dla zespołu, interesy kolektywu są ważniejsze od indywidualnych.
Czy strzelałeś gole, gdy grałeś jako napastnik?
Tak, strzelałem. Zderzałem się ze wszystkimi i strzelałem gole. Byłem zręczny, przykładałem stopy i to wszystko.
Czy teraz zapomniałeś jak to się robi?
Nie, teraz po prostu nie mogę. Zostałem przeniesiony do gry z tyłu. Jeśli ją stracisz... Kiedy trafiłem do pierwszej ligi, byłem już pivotem. Rozegrałem nawet kilka meczów na tej pozycji. Jak Busquets, ale z mniejszą jakością. Byłem typowym zawodnikiem, który wchodzi przed obronę i zgarnia wszystko.
Czy bardzo trudno jest zaadaptować się w Barcelonie?
Tak, a w moim przypadku prawdopodobnie bardziej, ponieważ wszystko działo się dla mnie bardzo szybko. W wieku 17 lat wciąż grałem w drużynie z mojej wioski. Ponadto kultura gry w Urugwaju była zupełnie inna. Wszystko było bardziej bezpośrednie. Obrońca bronił i nic więcej.
W tym sezonie opuściłeś 16 meczów z powodu kontuzji, czy wpływa na to na twój sposób gry: poświęcanie się do przesady w obronie?
Nie, to nie dlatego. Podjąłem złe decyzje. Dopiero teraz lepiej poznaję swoje ciało. Kiedy tu przybyłem, bardzo się forsowałem. Nigdy tego nie mówiłem, ale wiele razy grałem kontuzjowany. Lekarze mówili mi, że nie muszę grać, a ja i tak chciałem. Mam więc blizny, które dopiero teraz dobrze się goją. W tym roku miałem pecha z powodu kontuzji przywodziciela, ze względu na to, jak to się stało i fakt, że chciałem być na Mistrzostwach Świata.
Gdyby Urugwaj przeszedł do następnej rundy, zagrałbyś?
Oczywiście. Miałem zamiar zagrać.
Czy lubisz tylko bronić?
To jest to, co lubię najbardziej. Ale teraz, kiedy dorosłem, kiedy robię akcję, która rozpoczyna dla nas atak, też to lubię. To miłe. To owoc pracy. Ludzie, którzy tu są, robią to od ósmego roku życia. Przychodzi im to bardziej naturalnie. Ale ja, z dużym wysiłkiem, byłem w stanie pokazać, że się rozwijam. Nie wszyscy piłkarze, którzy grają dobrze w swoich drużynach, mogliby grać w Barçy.
Co trzeba mieć, aby odnieść sukces w Barcelonie?
Po pierwsze, praca. Również wiara w siebie. I coś ekstra, czyli odpowiedzialność. To największy klub na świecie, masz dużo do czynienia z mediami. Jesteśmy narażeni na różne sytuacje. Jeśli nie masz głowy na karku, możesz się załamać.
Co zmienił Xavi?
Dzięki Pimiemu (García Pimienta, jego trener w Barçy B) wiele się nauczyłem, zwłaszcza w codziennej pracy. Pokazali mi wszystko, co musiałem wiedzieć po przybyciu do Barçy. Ale największy skok zrobiłem z Xavim. Przyniósł filozofię z powrotem do Barcelony.
Czy to prawda, jeśli chodzi o filozofię?
W Barçy robi się rzeczy, których inne drużyny nie robią, jak na przykład ciągłe podejmowanie ryzyka. Tworzymy sytuacje 2 na 1, znajdujemy "trzeciego zawodnika".
Jak w takim razie zachować spokój?
To wynika z doświadczenia. Kiedy trafiłem do pierwszej drużyny, ze strachem przed utratą piłki, grałem znacznie bezpieczniej. Dzisiaj podejmuję większe ryzyko. I Xavi nam to dał. Dużo z nim pracuję: analizuję mecze, oglądam filmy.
Czy kluczem do tytułu była obrona?
W poprzednich sezonach traciliśmy dużo bramek i aby wygrać, zawsze musieliśmy strzelać. To było coś, co musieliśmy zmienić, na poziomie kolektywu, ale także na poziomie jednostek. Z Markiem zawsze o tym rozmawiamy.
Cieszysz się na myśl o współpracy z Bielsą?
Tak, nie mogę się doczekać pracy z nim i uczenia się od niego. Jest świetnym trenerem i myślę, że da nam wiele w reprezentacji Urugwaju. Mamy młodą drużynę z duża ilościa talentu. Z Bielsą bardzo się rozwiniemy.
Komentarze (16)
"Zarabiałem w Barcelonie 140 mln rocznie, po czym odszedłem do PSG grać za 63 mln rocznie, bo Laporta nie dał się nabrać na moje ściemy, że mam na stole lepsze oferty z innych klubów jak gupi Bartuś"
l e g e n d a
RonalDZIK