Barcelona wzmocniła się Lewandowskim, Kessiem, Christensenem, Raphinhą, Koundé, Alonso i Bellerínem. Przegapiłem kogoś? Przegapiłem. Pożegnanie zbędnych graczy też postrzegam w kategorii wzmocnienia. Upór Laporty i kompetencje Alemanyego pozwoliły zająć się ludźmi, którzy obciążali klub. Jedni przestali być potrzebni, inni – zarabiali niewspółmiernie do swojej wartości. Cieszę się, że klub znalazł im drogę do wyjścia. Najwyższa pora.
Części z Was jest ich szkoda. Dlaczego? To bogacze, którzy mają w CV jeden z najlepszych klubów świata. Znaleźli pracę w La Lidze, Włoszech, a w „najgorszym razie” w płacącym krocie ogonku Premier League. Pogoda mało gdzie dorównuje katalońskiej, ale tłuste miliony będą się zgadzać. Dotychczas wysysali je bliskiemu Wam klubowi jak pijawki. Co dawali w zamian?
Praktycznie nic. Dlatego zgadzam się z prezydentem Joanem Laportą. Nadszedł czas coś z tym zrobić.
Pijawki
Do niedawna wydawało się to niemożliwe. Po najgorętszym lecie w gabinetach FC Barcelony od dawna mamy z głowy ich wszystkich: Umtitiego, Neto, Coutinho, Minguezę, Braithwaite’a, Wagué, Lengleta, Desta, Puiga. Dziękować bogu! Czyli Alemany’emu. Umiejętności menedżerskie byłego dyrektora Valencii i prezydenta Realu Mallorca okazały się kluczowe. Bez nich Barça podeszłaby do wyzwań nowego sezonu w dużo gorszej pozycji kadrowej.
Jak wiadomo, pracownika nie ma z niewolnika. Z obiboka też nie. Samuel Umtiti podczas pobytu w klubie przebył drogę od ostoi mistrzów świata do postaci z memów. To mały cud, że znalazł się chętny na Coutinho. Duński napastnik od dawna pełnił w kadrze rolę wyrzutu sumienia. Puig spędził na Camp Nou masę czasu tylko dlatego, że mu pozwolono. Lenglet, Mingueza, Manaj mają za mały rozmiar kapelusza. Weryfikacja Desta wypadła negatywnie. Neto sflaczał w Barçy jak znoszona skarpeta.
Czy to są wieści sensacyjne? Wątpię. Kibice zapisali hektary internetu wyrazami frustracji pod adresem wymienionych zawodników. Wszyscy w branży wiedzieli, że nie mają oni przyszłości na Camp Nou. Z punktu widzenia bieżących interesów Barçy, jej ambicji na przyszłość – stanowili zbędny balast. Balast, którego przed dotarciem na wody nowego sezonu należało się pozbyć – za wszelką cenę.
Ten cel został osiągnięty. Dlaczego oklaski są tak ciche?
Najpierw kupujemy, potem sprzedajemy
Z tego, co można było przeczytać pod koniec minionego sezonu, priorytety FC Barcelony na letnie okno transferowe zostały ustalone na przełomie kwietnia i maju. Wtedy zaczęto podchody pod Raphinhę oraz poinformowano o sprzedaniu Coutinho Aston Villi. Trwał jeszcze sezon 2021/22, a Alemany z Laportą zajęli się obmyślaniem kolejnego. Plan był prosty: po zakończeniu rozgrywek najpierw kupujemy, potem sprzedajemy. Każdy inny scenariusz byłby błędem.
O kolejności operacji FC Barcelony moglibyśmy sobie elokwentnie podyskutować – gdyby tylko po Umtitiego, Neto i resztę ustawiły się w czerwcu kręte kolejki. Było inaczej. Po graczy rdzewiejących w Barcelonie nikt się nie ścigał.
Ostra rywalizacja stoczyła się zaś o zawodników, jakich Katalończycy chcieli sprowadzić. Przy każdej z kluczowych dla potrzeb drużyny operacji (Koundé, Raphinha, Lewandowski, Kessie, Christensen) chętni do uprzedzenia Barçy robili, co mogli. Oglądanie tej piątki na kolejnych prezentacjach w bordowo-granatowych barwach rozpatruję jako ogromne osiągnięcie wszystkich zaangażowanych w to osób, od Laporty po Xaviego. Barça nie miała na co czekać.
To nie są proste rzeczy
Joan Laporta ze swym zespołem przeprowadził operację „Zakupy” bardzo skutecznie. Tak skutecznie, że momentalnie wzrosła wartość całej ligi, nowy prezes Chelsea kilkukrotnie zebrał z podłogi własną szczękę, a w Bawarii wzrosło zapotrzebowanie na maść łagodzącą żal, złość i poczucie straty.
Z perspektywy czasu to wszystko fajnie brzmi. Było jednak piekielnie trudne w realizacji. Wszystkie instytucje rynkowe o zasiegu globalnym mają wspólny problem. Sprzedaż aktywów cenionych przez innych jest zawsze prostsza od pozbycia się tego co zbędne. Ciężko też o ukrycie swoich zamiarów. Jeśli kierujesz organizacją kalibru FC Barcelony i chcesz kogoś sprzedać, to de facto wiedza publiczna, gdy robisz to z desperacji.
Oczywiście, wybór modelu „kup teraz, sprzedaj później” niósł ze sobą ryzyko. Świadomy potwierdzonych zimą kompetencji Mateu Alemanyego, Laporta podjął to ryzyko. Darzę za to prezydenta klubu uznaniem. Takie decyzje wymagają umiejętnej oceny sytuacji, skuteczności za kulisami oraz osobistej odwagi. Wątpię, czy poziom doświadczenia Víctora Fonta pozwoliłby w tak trudnym ekonomicznie krajobrazie (post)pandemicznym na przeprowadzenie wszystkich administracyjnych szpagatów, jakie w kilka tygodni wykonała FC Barcelona dla uzdrowienia swojej kondycji finansowej.
Uważam, że osiągnięcie tego – obok innych korzyści, jak np. doraźne możliwości transferowe – niesie istotną wartość długookresową. Daje zaufanie, a także urzeczywistnia (szatni) cele sportowe zadeklarowane przez władze klubu. Zapewnienie finansowej stabilności daje klubowi i jego pracownikom spokój. W swojej pracy wolicie mieć spokój czy siedzieć na rozżarzonych węglach?
„Wszystko, co dzieje się na boisku, jest odbiciem tego, co dzieje się poza nim”
Dani Alves po zakończeniu ubigłego sezonu, 11.07.2022
Barça królową polowania?
Usłyszałem od zaprzyjaźnionych kibiców Realu, Bayernu, Tottenhamu, Manchesteru United, że Barça zmontowała najlepszy skład w Europie. Sądzę, że to nadmiar uprzejmości. Po tym, co widziałem od startu rozgrywek muszę jednak przyznać, że wysoka forma Pedriego, Gaviego, Balde, Dembélé, Ter Stegena i Busquetsa w połączeniu z nowymi wzmocnieniami przekłada się na wrażenie, że „Duma Katalonii” dysponuje całkiem solidną ekipą.
Przywiązuję pewną wagę do tego, że prawie wszyscy piłkarze, którzy trafili latem na Camp Nou – odrzucili korzystniejsze propozycje. Przekonały ich argumenty klubu i/lub wizja Xaviego. To oznacza dla mnie ważną rzecz. Barça znów stała się atrakcyjnym miejscem dla wielkich piłkarzy.
Mówiąc o metodach, jakimi to osiągnięto, nie zgadzam się, że „klub sprzedał w promocji rodowe srebra”. Potencjał sprowadzonych piłkarzy podnosi wartość drużyny pod względem sportowym i marketingowym. W ciągu 2-3 lat może zapewnić wzrost atrakcyjności Barçy na rynku praw telewizyjnych. Już teraz widzimy skok frekwencji na Camp Nou oraz entuzjazm sponsorów klubu, mediów, kibiców na całym świecie. Bez finansowych dźwigni, bez ryzyka, bez wzmocnień – nie byłoby na to szans.
Cena rozwoju
Nieskuteczność FC Barcelony w uwolnieniu się od niepotrzebnych graczy długo była czule nagłaśniana przez media. Co w tym wyjątkowego? Każda czołowa organizacja w swojej branży miałaby trudność w upłynnieniu takich „aktywów” jak Umtiti, Braithwaite, Neto, Depay, Puig czy Pjanić. Zostaje mi tylko pogratulować obecnym władzom klubu, że we wszystkich przypadkach poza jednym udało się to, co należało zrobić: pozbyć się ich za wszelką cenę.
W odróżnieniu od wielu komentujących sytuację na Camp Nou, nie postrzegam tej ceny jako stratę. Ostatecznie zostanie tak zakwalifikowana w bilansie księgowym, ale dla mnie to „koszt”. Koszt rozwoju. Czy to duży koszt?
Proszę, obejrzyjcie kolejny mecz Barçy i odpowiedzcie sobie sami.
Komentarze (45)
Co do założeń czy stwierdzeń autora, w zasadzie wszystko się zgadza. Co jednak powie autor, gdy Barcelona nie wyjdzie z grupy Ligi Mistrzów, a co za tym idzie, straci olbrzymie pieniądze? To może oznaczać krach Dumy Katalonii, a aktywa już sprzedane.
Co do sprzedaży aktywów, o których mówisz. Myślę że gdyby nie ich sprzedaż krach nastąpił by już dzisiaj. Zostalibyśmy z zeszłoroczną kadrą, widząc Inter i Bayern w grupie już byśmy obgryzali paznokcie. Letnie transfery wlały nadzieję w nasze kibicowskie serca, że powalczymy z tymi drużynami. Ten ruch zarządu dał nam oddech, którego potrzebowaliśmy. Czas pokaże jaki będzie efekt tych działań.