Barcelona w katastrofalnym stylu przegrała 0:4 z Liverpoolem i mimo potężnej przewagi z pierwszego meczu odpadła z Ligi Mistrzów.
Gospodarze od pierwszych sekund spotkania rzucili się do ataku, chcąc jak najszybciej zacząć strzelanie bramek i odrabianie strat. Ta sztuka udała się już w 7. minucie, gdy wielki błąd popełnił Jordi Alba, posyłąjąc piłkę głową wprost pod nogi Mane. Senegalczyk odegrał do Hendersona, uderzenie Anglika obronił co prawda ter Stegen, ale wobec dobitki Origiego z najbliższej odległości Niemiec był już bezradny.
Strzelony gol jeszcze bardziej uskrzydlił gospodarzy. Barcelona została całkowicie zepchnięta do obrony, a pressing Liverpoolu sięgał pola karnego ter Stegena. Kilkadziesiąt sekund po bramce w kontrowersyjnym starciu z Sergim Roberto upadł Mane, ale Cüneyt Çakır nie zdecydował się wskazać na wapno.
Barça śmielej zaatakowała dopiero po kwadransie gry, kiedy po raz pierwszy pokazał się Leo Messi, ale jego strzał obronił Alisson. Po chwili Argentyńczyk znalazł się w stuprocentowej sytuacji, ale zamiast strzelać zdecydował się na drybling i stracił piłkę, będąc już w polu karnym gospodarzy. Kolejne okazje mieli Coutinho i Messi, ale w ich strzałach brakowało dokładności. Odpowiedź Liverpoolu przyszła szybko za sprawą potężnego uderzenia Hendersona, które w wielkim stylu obronił ter Stegen.
Po natarciu Liverpoolu i kilku odpowiedziach Barcelony mecz się uspokoił. Goście byli częściej przy piłce, ale nie stwarzali zagrożenia pod bramką Alissona. Messi i spółka nie podkręcali tempa, mając wciąż w garści korzystny rezultat. Kilkanaście sekund przed przerwą niezłą okazję miał Jordi Alba, ale wyjście Alissona zażegnało niebezpieczeństwo.
Druga połowa zaczęła się identycznie jak pierwsza, czyli od huraganowych ataków Liverpoolu. Kilka chwil po przerwie niesamowity ter Stegen w instynktowny sposób obronił uderzenie van Dijka. Odpowiedź Barçy przyszła bardzo szybko za sprawą Luisa Suáreza, ale Urugwajczyk uderzył zbyt lekko dla Alissona.
Anfield Road eksplodowało po raz drugi w 54. minucie, gdy po dośrodkowaniu z prawej strony Wijnaldum mocnym strzałem podwyższył wynik spotkania. Dwie minuty później kompletnie niepilnowany Holender strzałem głową odrobił straty z Camp Nou.
Dopiero po trzecim straconym golu zareagował Valverde, wpuszczając na plac gry Semedo w miejsce kompletnie niewidocznego Coutinho. Nie miało to jednak wpływu na przebieg gry: Barça nie wychodziła z własnej połowy, a gospodarze dążyli do zdobycia czwartej bramki. Kolejną zmianą było wejście Arthura za Vidala.
To, co wydawało się nieprawdopodobne, wydarzyło się w 79. minucie. Rzut rożny w sprytny sposób wykonał Alexander-Arnold, wykorzystując gapiostwo obrońców i zagrywając niespodziewanie do Origiego, a niepilnowany Belg z pięciu metrów wpakował piłkę do siatki. Aktem rozpaczy Valverde i ostatnią możliwą reakcją było wpuszczenie na plac gry Malcoma.
Liverpool utrzymał czterobramkowe prowadzenie i w pełni zasłużenie awansował do finału Ligi Mistrzów. Czego zabrakło Barcelonie? Gola Dembélé z pierwszego meczu? Skuteczności w rewanżu? Odwagi? Nie. Barcelonie znowu ZABRAKŁO JAJ, o które przez całą swoją karierę apelował śp. Tito Vilanova. Zespół z Camp Nou jednym fatalnym meczem zaprzepaścił szansę na wspaniały sezon i dzisiaj mało kto będzie mówił o wygranej w lidze wobec tak wielkiej klęski w europejskich pucharach.
Komentarze (1263)
Była generacja piłkarzy, która rządziła piłkarskim światem i zabrakło pomysłu jak to pociągnąć dalej. Oddano wszystko w ręce Messiego i tak się wszystkim wygodnie zrobiło, że przestali o cokolwiek dbać