Barça pewnie, choć nie bez problemów pokonała Real Madryt na Santiago Bernabéu aż 3:0. Podopieczni Ernesto Valverde zapewnili sobie tym samym awans do finału Pucharu Króla. Goleadorem Blaugrany był dziś Luis Suárez, który zdobył dwa gole, zaś przy kolejnym zmusił obrońców rywala do błędu i trafienia samobójczego.
Niespodzianek w składach na to spotkanie było niewiele. Zarówno Valverde, jak i Solari postawili na najmocniejsze możliwe jedenastki, mając na względzie kontuzje i formę swoich zawodników. Pewnym zaskoczeniem mogła być obecność Lucasa w miejsce Bale'a w składzie Realu, jednak jak pokazał przebieg meczu, większość decyzji trenerskich była zdecydowanie trafiona.
Warto zacząć jednak od początku, a ten zdecydowanie należał do gospodarzy. Najwięcej szumu na lewym skrzydle robił Vinicius, który raz za razem szarżował w kierunku flanki krytej przez Nélsona Semedo. W 19. minucie Brazylijczyk świetnie znalazł się w polu karnym, jednak jego strzał powędrował w trybuny. Chwilę później 18-latek znów przedostał się pod bramkę Barçy, ale tym razem na posterunku był ter Stegen. W 38. minucie Vinicius po raz kolejny uciekł obrońcom Blaugrany, został jednak zablokowany, zaś dobitkę Benzemy wybronił fenomenalnie dysponowany ter Stegen. Dziwić może brak wzmianek o Barcelonie, ale jest ku temu znaczący powód - goście w pierwszej połowie praktycznnie nie stwarzali zagrożenia pod bramką Navasa. Długimi fragmentami usypiali mecz i próbowali jedynie pojedynczych zrywów, głównie lewym skrzydłem, po którym hasał Ousmane Dembélé. Na przerwę oba zespoły zeszły jednak przy bezbramkowym remisie.
Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia. Najpierw niecelnie główkował Benzema, zaś chwilę później (50. minuta) świetnie na skrzydle urwał się Dembélé, dograł idealnie w tempo do Suáreza, a El Pistolero perfekcyjnie wykończył akcję i wyprowadził Barçę na prowadzenie. Real był w szoku, wszak był to pierwszy celny strzał i w zasadzie pierwsza składna akcja drużyny gości. Los Blancos szybko rzucili się do odrabiania strat. Trzeba przyznać, że przez dłuższą chwilę Azulgrana nie była w stanie złapać tchu i co chwilę traciła piłkę na rzecz rywali. Kolejny raz ataki sunęły głównie lewą stroną, gdzie szalał Vinicius. To właśnie Brazylijczyk dograł w 62. minucie do Reguilona, który miał na głowie gola dającego wyrównanie. Cudownie poszybował jednak ter Stegen i gospodarze musieli obejść się smakiem. W zamian około 69. minuty spotkania Barça wyprowadziła kontrę, piłka została zagrana do Ousmane'a Dembélé, który z prawego skrzydła dograł w kierunku Suáreza, ale Urugwajczyka wyprzedził Raphael Varane, niefortunnie kierując futbolówkę do własnej bramki.
Całe Bernabéu było w szoku, najbardziej chyba jednak sami zawodnicy, którzy totalnie stracili głowę. Nie mając już nic do stracenia, Real rzucił wszystkie siły do ataku i odkrył hektary przestrzeni na swojej połowie. Skrzętnie skorzystał z tego Luis Suárez, który po raz kolejny pokazał się do podania za plecy obrońców i sprytnie dał się sfaulować w polu karnym rozpaczliwie interweniującemu Casemiro. Kiedy wszyscy myśleli, że dzieła zniszczenia dopełni Leo Messi, to właśnie El Pistolero podszedł do piłki i piękną podcinką upokorzył rywali, zdobywając bramkę na 3:0. Ostatnie dwadzieścia minut należało już tylko do Barcelony. Piłkarze Ernesto Valverde spokojnie rozgrywali piłkę między sobą, nie zrywając się zbytnio do ataków i prowokując jedynie złość fanów i piłkarzy Królewskich. Po odliczeniu dwóch dodatkowych minut sędzia odgwizdał koniec spotkania, którego wynik oznacza awans Blaugrany do szóstego z rzędu finału Pucharu Króla!
Niewątpliwie do opisania tego meczu idealnie pasuje sztampowe nieco sformułowanie o drużynie lepszej, która nie zawsze wygrywa. Obiektywnie można bowiem stwierdzić, że Real Madryt prezentował dziś znacznie ciekawszy futbol niż Barcelona, szczególnie w pierwszej połowie, kiedy zmuszał Katalończyków do wręcz rozpaczliwej defensywy. Na całej linii zawiodła linia ataku Los Blancos, przede wszystkim Vinicius, który może i potrafi przedryblować pół drużyny rywala i ładnie znaleźć się w polu karnym, jednak wykańczanie akcji powinien pozostawić innym. W tym momencie z pewnością niejeden kibic Królewskich żałuje odejścia Cristiano Ronaldo.
Z drugiej strony mamy zaś Barçę, która po mocno przeciętnym meczu w swoim wykonaniu po raz kolejny wywozi z Bernabéu świetny wynik. Na szczególne brawa zasłużył duet Dembélé-Suárez. Ich akcje dały dziś drużynie awans do finału. Lekko obok meczu przeszedł z kolei Leo Messi, jednak La Puldze po fantastycznym popisie w minioną sobotę można to wybaczyć - tym razem sprawy w swoje ręce wzięli jego koledzy. Teraz czas na odrobinę regeneracji i deja-vu w najbliższą sobotę w LaLidze. Mimo olbrzymiej radości nie można zapominać, że Barça miała dziś sporo szczęścia i za trzy dni w podobnych warunkach należy od niej wymagać zdecydowanie więcej. Tymczasem jednak, cytując klasyka: "Idziemy po swoje!".
Komentarze (946)