Wtedy też zaczęli w 3. minucie. 1-0, 2-0, 2-1, 3-1, 3-2, 3-3, 4-3, 4-4, dogrywka, 5-4. Mecz typu cios za cios, w którym po 16. minucie przewaga bramkowa żadnej z drużyn ani razu nie wyniosła >1. Ciąg nieprzewidywalnych zdarzeń z karnym, czerwonymi kartkami, Jordim Cruyffem, golem na remis w 88. minucie i samobójem w 116. We wtorek wszystko było prostsze. Przynajmniej teoretycznie.
Prostsze pod względem logiki zdarzeń, przyczyn i skutków, ale dla fanów na całym świecie ani trochę mniej emocjonujące! Trudno mi uniknąć stwierdzenia, że wszystkie problemy z wynikiem w drugiej połowie FC Barcelona zafundowała sobie sama, rozluźnieniem mentalnym i taktycznym. Postawa Sevilli, walka do końca i bezwzględna skuteczność w wyciskaniu każdej pomyłki Katalończyków – w ustawieniu bądź indywidualnej – jak cytrynę, zasługują na najwyższy szacunek.
Pasillo, szpaler – w hiszpańskiej kulturze piłkarskiej forma najwyższego uznania dla pokonanych, był właściwym podsumowaniem tego wyjątkowego w przebiegu spotkania. Podopieczni Lucho odbyli szaloną przejażdżkę karuzelą, której prędkość systematycznie podkręcali Emery i sevilliści, ale na którą wsiedli na własne życzenie. Strategiczne błędy kosztowały Barçę drogo, a Rami miał "na głowie" karne.
Sandro i Munir będą grać rzadziej niż się spodziewano
Z Rafinhą na nietypowej dla siebie pozycji i Pedro na ławce, Barça zaskoczyła składem. Nie zaskoczyła ustawieniem ani systemem gry. Te były identyczne jak w zeszłym sezonie, z cofniętym Rakiticiem i regularnie kursującym w przód Alvesem. Doszło rozwiązanie z Rafinhą w linii z Messim i Suárezem – (sprawdzone ze świetnym skutkiem dla płynności gry i zaskoczenia rywali.
W porównaniu do meczów presezonu nowością taktyczną była wymienność pozycji pomiędzy Rafinhą i Iniestą. Na stałe don Andrés nie nadaje się do gry na lewym skrzydle, co udowodniło wiele ważnych meczów pod wodzą Guardioli. Jednak pojawianie się kapitana w tej strefie okazjonalnie, z płynnie przejmującym zwolnioną pozycję w pomocy młodszym Alcântarą, wyglądało ciekawie i obiecująco. Wygląda mi to na autorską reakcję Enrique na coraz bliższe odejście Pedro teraz niż w styczniu. Jednocześnie to błyskotliwy pomysł na więcej minut dla wychowanka bez manipulowania dobrze działającą formacją pomocy. Na pewno zobaczymy ten manewr w innych meczach sezonu.
Koncertowa gra w jednej chwili i maksymalne zmęczenie w następnej
Do 55. minuty „Duma Katalonii” prowadziła mecz grając futbol jak ze snów. Gdy trafił Suárez po makabrycznej stracie Tremoulinasa i sytuacji jak z podwórka – sądziłem, że jest po meczu. Takie gole dobijają każdego. A tu kontra Sevilli, Alves nieobecny i Andaluzyjczycy dorwali wynik. Złapali się go wszystkimi zębami i zaczęły się kłopoty Barçy.
Na tym etapie meczu wyszło zmęczenie bordowo-granatowych okresem przygotowawczym. Nie chodzi mi o samą podróż do USA, ale podkreślaną przez piłkarzy logistykę pobytu na miejscu, nocne loty itd. Po mniej niż godzinie gry Barcelona siadła, bo zaczęło brakować paliwa. Tacy gracze jak Mascherano, Messi czy Suárez (co zaskakujące, bo nie zaczął presezonu tak późno jak koledzy) powoli oddychali rękawami. Jednak banalna fatyga (do czego należy dodać upalne warunki w Tbilisi i późną porę rozgrywania meczu, który skończył się przed 1 lokalnego czasu) to tylko kolejna z danych w równaniu, jakim jest mecz dla trenera. Czynnik rozwoju sytuacji, jak kontuzja albo czerwona kartka.
Podczas gdy wyraźne zmęczenie zespołu w II połowie ma swój wymiar, ważniejsze pozostają dla mnie błędy trenera, który zignorował formę fizyczną Alvesa i namieszał ustawieniem po wejściu Roberto.
Nieobecny Alves, bezużyteczny Roberto
Wykorzystanie Mathieu zamiast Alby z Romą czy wspomniany powyżej manewr Rafa-Iniesta dowodzą (rosnących) kompetencji trenera. Odkąd przejął Blaugranę, Lucho częściej eksperymentuje taktycznie. Wprowadza swoje koncepty rozsądnie, pojedynczo, nie pół tuzina naraz w meczu jak niektórzy z jego poprzedników. Asturyjczyk dojrzewa jako trener, dostarczając zespołowi rozwiązań, które się sprawdzają (Mathieu znów miał asystę niesłusznie odebraną przez flagowego, Rafa należał do najlepszych na boisku). To wspaniała wiadomość dla drużyny.
Z drugiej strony, to młody trener, o względnie niskim doświadczeniu na tym poziomie. Tryplet to zdobycz historyczna, Lucho wciąż się uczy. Superpuchar wymownie tego dowiódł, a stary lis Emery przy 20. podejściu był najbliżej sukcesu i wykorzystania pomyłek Barçy, ze szczególnym uwzględnieniem pomyłek jej menedżera.
Dani Alves nie powinien dotrwać do końca II połowy, a co dopiero końca meczu. Nie miał siły. W pierwszej akcji rywali swoją stroną po przerwie zaniedbał przeciwnika, a potem było tylko gorzej. Zespół zebrał tego zgniły plon, choć gol Suáreza podbił optymizm w szeregach FCB.
Myślę, że trafienie Urugwajczyka - wręczone jak na tacy przez Sevillę - mogło dodatkowo uśpić czujność Brazylijczyka, jednak jego kompletna nieobecność (jak mówią Anglicy: anywhere near the ball) na prawej stronie w chwili wjazdu Vitolo! Załatać dziurę po Danim próbował Busquets, co dokładnie widać na powtórce. Nie zdołał. Pierwszy gol na konto Daniego.
Czy sytuacja nauczyła coś Alvesa? Odpowiedź dostaliśmy niewiele ponad 10 minut później. Kopia tej samej sytuacji. Wjazd Sevilli opuszczoną przez lokatora lewą flanką, dośrodkowanie i stoperzy niech się martwią. Martwili się mało skutecznie. Sytuację musiał ratować Mathieu. Wybrał ryzyko, faul w polu karnym, rezultat znamy.
Łatwo jest tu winić byłego gracza Valencii. To Mathieu widać we wszystkich powtórkach akcji. O tym co wcześniej się nie mówi. Początkową fazę akcji ścięła większość powtórek. Tymczasem przy tak poważnym oskarżeniu indywidualnym jak strata gola w kluczowym momencie meczu, należy zachować podstawową wyobraźnię taktyczną.
Zbyt często zapomina się w futbolu, że każda akcja bramkowa jest jak łańcuszek. Każdy widzi ostatnie ogniwo, po drodze były też pierwsze i trzecie. Sytuację z 70. minuty powinien wcześniej skasować każdy z pozostałych trzech obrońców. Mathieu popełnił błąd, ale ani pierwszy, ani największy w tej akcji.
Przebieg zdarzeń zakończonych wynikiem 3:4 zaczął się od Alvesa. Wyciągnięty przez rywali, przewrócił się/poślizgnął i zamiast dopaść od razu rywala truchtał do piłki jak na spacerze z psem. Rywale postanowili na niego nie czekać, dośrodkowania nie zdołał zablokować kolejny raz w tym meczu ubezpieczający Alvesa Rakitić, a wyciągnięty w prawo nieobecnością DA Piqué, nie zdążył wrócić na pozycję. Masche chciał go zastąpić, piłka przefrunęła mu nad głową i dopiero nominalny lewy defensor musiał "coś z tym zrobić". Trzeba było kilku zdań, ale przyznacie, że wygląda to inaczej niż "zawinił tylko Mathieu".
Obie sytuacje dowodzą tego, o czym pisałem ostatnio - Masche jest za niskim graczem na środek obrony na potrzeby Barçy i wymagania współczesnej gry na tym poziomie. Ufam, że częściej niż w ubiegłym sezonie będzie zastępowany w meczach z rywalami takimi jak Sevilla przez Bartrę i Vermaelena. Przy jego warunkach, obrona dośrodkowań to gra w rosyjską ruletkę ze statystyką. Uda się raz, drugi, za kolejnym będzie gol.
W jednej z kolejnych akcji Dani Alves zablokował groźną szarżę rywala, ale wyniku wstecz zmienić to nie mogło. Do końca meczu grał zdecydowanie bardziej zachowawczo. Po golu na 2:4 decyzją trenera Alves powinien powędrować natychmiast na ławkę.
"Zasługi" Daniego silnie wpłynęły na wynik, ale jego gra w ofensywie i zdyscyplinowanie w dogrywce stanowią pozytywy. Z Sergim Roberto Barcelona wyglądała jakby grała w 10-kę. Wychowanek po wejściu był kompletnie zagubiony swoją rolą na boisku i zmieniającą się dynamiką meczu. Sevilla nabrała wiatru w żagle, więc Barça potrzebowała wszystkich na pokładzie. Roberto zszedł do montowni i wychylał się na krótko żeby wnet schować z powrotem.
Dalsze błędy indywidualne i taktyczne efektem domina
Zwracam uwagę na to, że Sergi jest ciekawym pomysłem na prawą stronę defensywy. Przegrał tam praktycznie cały okres przygotowawczy. Jednak wszystkie (z samotnym wyjątkiem w jednej z wczesnych rund Pucharu Króla) jego wcześniejsze występy na środku pomocy udowodniły, że nie spełnia tam poziomu Barçy. Tym bardziej w takim meczu!
Fakt, że Lucho nie miał wielu innych opcji do zastąpienia Iniesty, ale lepsza i bezpieczniejsza okazałaby się każda inna (najprostsza: przesunięcie do pomocy Rafinhy, wprowadzenie skrzydłowego). Postawienie na Roberto było w tych okolicznościach niezrozumiałe i ryzykowne. Zemściło się po kilkakroć.
Bezproduktywne zachowanie Roberto - brak wsparcia kolegów z przodu, nieszkodliwość defensywna przy akcjach rywali - zmusiło Lucho do dalszych reakcji. Trener zdecydował się przestawić całą formację obronną. Kolejna pomyłka. A raczej dwie.
Przesunięcie oddychającego rękawami Mascherano do pomocy rozstroiło środek obrony - i całą formację - w najgorszym możliwym momencie gry. Ustawienie 4-4-2 dodatkowo zaburzyło płynnością gry ofensywy i całego zespołu. Efekt to nieobecność Barçy w ataku w tym fragmencie meczu.
Wprowadzanie stopera z ławki na kwadrans przed końcem to zawsze jest wsadzenie go na mustanga, dźgniętego w zad czymś bardzo ostrym. Było 3:4, więc nic dziwnego, że Bartra z jego doświadczeniem i historią występów w pierwszej drużynie popełnił ogromny błąd w pierwszej swojej akcji. Sevilla wykorzystywała do tego momentu wpadki Katalończyków z zawodnością snajpera. Remis.
Jak słusznie zauważyli komentatorzy Canal+, wprowadzenie Bartry w takim momencie meczu było bardzo niefortunne ze strony Lucho. Uważam, że Masche powinien albo zejść z boiska (wcześniej), albo zostać na nim do 90. minuty opuszczając je w przerwie przed dogrywką.
Odporność Barçy na indywidualne błędy
Choć to artykuł w większości dotyczący spraw taktycznych, trudno uniknąć uzupełnienia, że przebieg wtorkowego Superpucharu daje piłkarzom i trenerowi solidne powody do optymizmu przydatnego w całym sezonie.
Porównując meczywo z Sevillą do starć z Interem Mediolan, Superpucharu 2012 czy przegranego finału Pucharu Króla "Taty" Martino, Barça nie zależy już od błędów indywidualnych. Umie wygrać ważny mecz, finał – pomimo nich. Dowodzi to impregnacji ludzi Enrique na niepomyślny układ meczu oraz umiejętności nadrobienia błędów indywidualnych przez psychiczną i piłkarską siłę kolektywu.
Pedro w dogrywce wyręcza nieobecnego w drugiej połowie Messiego
Wśród zmęczonych latem jest też i Messi, oczywiście. Jednak zupełny brak w dowolny sposób przydatnej drużynie i wynikowi aktywności Argentyńczyka też jest w moim odczuciu konsekwencją chaotycznych manewrów Enrique.
Przy decydującym golu, dziewiątym tego dnia, miał oczywiście udział nagle odzyskany dla tego meczu Leo – i ręka jednego z rywali – ale zdobył go ten, który go zdobył. Pedro. Gość, który konającej Barcelonie wyjął z brzucha nóż, którym ugodziła się sama, i zawiózł w ostatniej chwili do szpitala. Ile jeszcze razy w jednym z wielkich finałów Barça będzie mogła polegać na Pedro? Podążając za przebiegiem zdarzeń, możemy chyba odłożyć nadzieje na zatrzymanie go do stycznia i przygotować żegnanie go zaraz.
Charakter Barçy Enrique ratuje mecz i zapewnia trofeum
Mimo wszystkiego, co dokonała Sevilla, jak namącił wynikiem Luis Enrique i jego piłkarze, trudno mi "wytknąć" Barcelonie uznanie za charakter. Łatwo jest wygrać mecz, w którym prowadzi się 4-1. Taki, w którym traci się wszystko i wraca do punktu wyjścia, remisu z jakim zaczynasz mecz – wygrać jest trudniej.
W jednej chwili leżysz sobie na hamaku nad morzem, za 15 minut los każe się wspinać na Everest w tych samych klapkach – to sytuacja w jakiej znalazła się Barça po golu Konoplianki. Wymaga znalezienia w sobie dodatkowych sił fizycznie i psychicznie. A przecież można by po prostu poddać się przebiegowi zdarzeń... Barceloniści zrobili wszystko aby ten mecz przegrać. Ostatecznie zdołali wygrać i zdobyli czwarte trofeum tego roku.
Po ledwie 12 miesiącach pracy z tą drużyną, Lucho może mieć jeszcze pewne braki taktyczne (a może jego trenerska intuicja nie do końca wróciła z wakacji), jednak charakter jaki przekazał swoim piłkarzom jest w futbolu czymś równie ważnym, co optymalne decyzje strategiczne. Jak pokazał mecz w Tbilisi, bywa, że czasem ważniejszą.
Komentarze (116)
To, że nie powinien ruszać się z własnej połowy a nawet z prawej obrony ani na centymetr bo żaden inny zawodnik - Busquets czy Rakitic go nie potrafi zastąpić. Nawet jak są w tej strefie boiska to skutecznie nie asekurują Alvesa a czy są czy ich nie ma odpowiedzialność i tak spada na Daniego, bo jedynie przebywania w tej strefie nie można nazwać asekuracją.
Dla jednych kolejny kamień do ogródka przeciwko Alvesowi dla innych przeciwko Busquetsowi czy Rakiticiowi a dla jeszcze innych przeciwko Lucho który dał Rakiticiowi niby zadania defensywne których nie potrafi wykonać a Alvesa ustawił wyżej.
Po raz kolejny wszystkie pomyłki na niekorzyść Barcy.
Co do Masche całkowita zgoda. Ani z niego stoper ani rozgrywający, może być co najwyżej zmiennikiem Bussiego. Sergi Roberto powinien być już dawno sprzedany lub wypożyczony bo z niego nic lepszego już nie będzie. Rakitić rozczarował. Alves ma już 32 lata i nie będzie nadążał coraz częściej, to wiedzą również przeciwnicy. Rafinha powinien dostawać więcej szans bo widać, że chce grać i się nie boi jak Roberto czy Rakitić. Iniesta jaki jest to wiemy i po jego zejściu zaczęło się dopiero dziać źle.
Zapewne wpływ emocji ale to razi w oczy. Gola pierwsza strzeliła Sevilla (Banega). Potem walnął gole Messi (2x z wolnego), następnie Rafinha w zamieszaniu po asyscie Suareza, na sam koniec zaś Suarez po katastrofalnym podaniu Tremunilasa (czy jak się to pisze), przejęciu Busquetsa i asyście do Suareza. Ani razu podczas meczu nie było wyniku 3-3, 3-2 ani 2-0. Było 0-1, 1-1, 2-1, 3-1, 4-1, 4-2, 4-3, 4-4 i 5-4.
Aż sam sprawdziłem czy przypadkiem nie pomieszało mi się w głowie ale mam racje - kronika: http://www.theguardian.com/football/live/2015/aug/11/sevilla-barcelona-uefa-super-cup-live
Było, minęło... Ale takie emocje, że sesja przy tym to pikuś
Mathieu pokazał, że może świetnie zastąpić Albę na lewej stronie, Rafinha mimo gry na pozycji, gdzie cierpi, doskonale sobie poradził i to on powinien być 12 zawodnikiem tej kadry.
ps. To dopiero początek sezonu nawet liga nie ruszyła więc bądźmy spokojni, lepiej teraz niech się przytrafiają im błędy niż pod koniec sezonu w decydującej fazie :)
„Jeśli widzicie przebijający tu optymizm wobec ustawienia z Mathieu na lewej obronie, wynika on nie tylko z opinii, że Francuz świetnie sprawdził się z Romą, ale i spostrzeżenia, jak był ustawiony w tym meczu Dani Alves. Wydaje mi się, że znacząco wyżej niż ogólnie rzecz biorąc w zeszłym sezonie. Nie znalazłem infografiki pokazującej obszar gry Brazylijczyka z Romą, ale mógł być do 10 metrów wyższy w porównaniu z jego uśrednioną pozycją za zeszły sezon. (Jeśli ktoś znajdzie, dzielcie się linkiem.)
Manewr z Alvesem pod linią środkową przypomina zaskoczenie PSG z Pedro (3:1) w grudniu, ale jest lepszy. „Przybliża” Alvesa do Messiego, a nikogo nie trzeba przekonywać jak współpraca między nimi służy zespołowi. Wykorzystanie Alvesa w ten sposób przyczynia się też do oszczędzania przez niego sił w trakcie meczu (skoro jest przynajmniej częściowo zwolniony z głębokich powrotów pod swoje pole karne co akcję), które można zaangażować w ofensywę. Mogąc grać wyżej, Alves może przypominać poprzedniego właściciela tej koszulki bardziej niż się nam dziś wydaje.
Oczywiście, taki zabieg wymaga zrównoważenia wysokiego ustawienia Daniego delikatnym, acz istotnym taktycznie, przesunięciem w prawo całej formacji obronnej. Poza modyfikacją roli Mathieu, wykorzystuje to mocniej niż dotychczas jedną z ról Rakiticia w systemie Lucho polegającą na ubezpieczaniu strefy Alvesa”.
Pytanie kiedy autor felietonu miał rację - czy autor miał wtedy rację widząc zmianę taktyki, przesunięcie Alvesa bardziej do przodu i wyznaczenie zawodników mających za zadanie ubezpieczenie nominalnej pozycji Brazylijczyka, czy w tym felietonie pisząc iż asekuracja nie istnieje a bramki 2 i 3 są wynikiem błędów Alvesa a nie osób aktualnie go ubezpieczających?
Tak padały bramki...
D. Alves w zasadzie gra jak pomocnik, jeśli oceniać jego grę w ofensywie. Biorąc pod uwagę jednak, że na tej samej stronie gra Messi, który często biega w zupełnie innych miejscach boiska, rozgrywając piłkę, odpowiedzialność i zaangażowanie Brazylijczyka w obronę, powinno wykraczać poza przechwyty bazujące na ustawieniu w pierwszej fazie defensywy. On musi się wracać za zawodnikiem ze swojej strefy. Musi utrudniać mu dośrodkowanie do samego końca. Inaczej cały blok def. Barcy skręca się w prawo i obojętnie od składu personalnego, na jednego zawodnika przypada tam 20 metrów w szerz, przestrzeni do krycia. Nie da się.
Warunek że taktyka z bocznymi obrońcami, grającymi jak skrzydłowi zadziała, to ten, że w powrotach do obrony, będą pierwsi....
mam nadzieję, że LE już nie popełni drugi raz tego błędu.
VeB!
Dani mial najwiecej podan i jeden z wyzszych % ich celnosci plus 3 odbiory zdaje sie, ale jak widac statystki malo oddają. Wrazenia po meczu mialem identyczne jak autor powyzszego tekstu. Kazda grozna sytuacja szla z naszej prawej, Alves opadl z sil lub nie wypelnial zalozen taktycznych, lub zalozenia byly bledne :)