Barcelona pewnie wygrała z Levante 4:1. Prowadzenie gospodarzom dał Marc Bartra, wynik podwyższył Neymar, a dwoma golami rezultat ustalił Messi. Z negatywnych akcentów trzeba wspomnieć o fatalnym błędzie ter Stegena i niewykorzystanym rzucie karnym Messiego.
Luis Enrique w wyjściowym składzie zastosował sporo rotacji. Od pierwszej minuty nie zagrali Iniesta, Suárez czy Alba, a Messi tym razem został cofnięty do pomocy. Barça miała inicjatywę, a o tym, jaki plan na ten mecz miało Levante, niech świadczy fakt, że goście wyszli na boisko z pięcioma nominalnymi obrońcami w składzie. W pierwszych 20 minutach dobre sytuacje miał Messi (napierw podawał wzdłuż bramki, później dwukrotnie strzelał na bramkę Rubena, następnie przymierzył z rzutu wolnego). W 21. minucie Leo prostopadłym podaniem obsłużył Neymara, lecz ten będąc w polu karnym, strzelił niecelnie.
W 27. minucie, po błędzie obrony Barcelony, Ghilas znalazł się w znakomitej sytuacji, ale fatalnie spudłował. Chwilę później Barça wyszła do kontry, z piłką pognał Munir, który postanowił sam wykończyć akcję, ale trafił w Rubena. 10 minut później strzelał Messi, obronił bramkarz Levante, na pustą bramkę dobijał Sandro, ale... z sedmiu metrów nie trafił. Później Argentyńczyk oddał jeszcze strzał głową i niecelnie uderzył z rzutu wolnego, i tym razem bez efektu. Brakowało dokładności i dobrego wykończenia.
Po przerwie Barça w dziesięć minut rozbiła rywala. Przełamanie nadeszło w 50. minucie, gdy z prawej strony pola karnego wysoką piłkę zagrał Messi, a przed linią bramkową dopadł do niej Bartra, który nie miał problemów ze zdobyciem gola. Obrońca Barçy pokazał ładny gest, gdyż podczas celebrowania gola trzymał w dłoniach koszulkę z numerem 12 należacą do kontuzjowanego Rafinhi. Pięć minut później było już 2:0. Zagubiona obrona i bramkarz Levante nie potrafili wybić piłki po dośrodkowaniu Daniego Alvesa, ta spadła pod nogi Neymara, który na raty i po rykoszecie od nóg Trujillo z bliska wpakował ją do siatki. Brazylijczyk także świętował zdobycie bramki z koszulką Rafinhi w dłoniach. Złudzeń gości pozbawił Messi, który w 61. minucie pewnie wykorzystał rzut karny podyktowany za faul na Neymarze.
W takich sytuacjach i z takimi przeciwnikami Barça lubi jednak rozdawać prezenty. W 66. minucie w pozornie niegroźnej sytuacji, po dośrodkowaniu, z piłką minął się ter Stegen, dopadł do niej Casadesus, który z bliska nie miał problemów ze zdobyciem gola. Od tego fatalnego błędu Niemca i po zejściu Busquetsa (zastąpił go debiutant Gumbau) Barcelona grała chaotycznie i niedokładnie, nie potrafiąc przejąć kontroli w środku pola. Na domiar złego w 76. minucie Messi przestrzelił rzut karny podyktowany za faul na nim samym, który popełnił Feddal.
Jak się później okazało, to był prawie koniec emocji w tym meczu. Prawie, bo przez ostatni kwadrans na boisku działo się niewiele; prawie, bo w 90. minucie Messi zrehabilitował się za niewykorzystaną jedenastkę, przeprowadzając rajd w swoim stylu i płaskim strzałem sprzed pola karnego nie dając szans Rubenowi. Wynik 4:1 odzwierciedla różnicę klas w tym meczu, choć rezerwowi zaprezentowali się przeciętnie. Błąd ter Stegena i niewykorzystana jedenastka Messiego to negatywne akcenty spotkania, dlatego na pewno jest co poprawiać. Zwycięstwo przy grze na pięćdziesiąt procent to jednak wciąż takie same trzy punkty jak za efektowne 5:0. Najważniejsze, że lider zostaje w Barcelonie.
Komentarze (3618)
Co do błędu Stegena, gdzie są jego najzagorzalsi obrońcy? n00stress? Baller? MarioVeb!? Ten chłopak jest tak niepewny, że aż szkoda pisać.