Futbol totalny Barcelony Flicka

Karol Chowański

27 stycznia 2025, 20:20

51 komentarzy

Fot. Getty Images

To bzdura, gdy mówią, że najlepszą obroną jest atak. Najlepszą obroną jest obrona. Na najwyższym piłkarskim poziomie istnieją jednak okoliczności sportowe, gdy wyjdziesz lepiej, broniąc się przez atakowanie. Przebieg tego sezonu dowodzi moim zdaniem, że Hans-Dieter Flick uważa podobnie.

Potrzebujesz topowych defensorów, aby bronić skutecznie blokiem obronnym. Demona w bramce. Lub oba te składniki. Bez nich bronisz się inaczej. Musisz, bo jak dobry generał znasz wszystkie słabości swoich ludzi. Poznałeś je, zanim ruszyliście w drogę. Dlatego bronisz na połowie rywala – z „ostrożności”. Pressujesz na całym boisku – to twój kontratak. W kontrpressingu doskakujesz jak horda wyposzczonych wilków, bo chcąc wygrać, musisz wpuszczać rywala pod swą bramkę najrzadziej, jak się da. Dominujesz posiadanie. Dopóki masz futbolówkę, oni są jej pozbawieni.

Nabokow był bramkarzem. Bramkarzami byli Wojtyła, Camus, Conan Doyle. Bramkarz powstrzymał Barcelonę w 1986. Nazywał się Helmut Duckadam, pochodził z Aradu, mierzył tamtego dnia 193 cm wzrostu i budził strach. Bramkarza, tego samotnika, ostatniego indywidualistę twojego sportu – szkolisz, by grał jak Beckenbauer. Do skutecznego wykonania zadania potrzebujesz każdej pary nóg, oczu, uszu. Potrzebujesz pełnej mobilizacji i skupienia na celu. Ponieważ mecz w mecz stawiasz linię obrony daleko za granicą zdrowego rozsądku, a twój główny napastnik jest starzejącym się koniem. Młodsi muszą harować w pressingu za niego. To w porządku. On daje ci inne zalety.

Tak w tym sezonie gra FC Barcelona. Igra co mecz z przeznaczeniem. Nie ma, moim zdaniem, wyboru. W tym szaleństwie jest metoda. Ryzyko może być strategią przetrwania, więc może też być strategią wygrywania. Czemu nie?

Barça od lat ma słabą obronę w porównaniu z czołówką na kontynencie. W drugim roku Xaviego na krótko mogło się komuś wydawać, że jest niezła, co dobitnie zweryfikowały wyniki drużyny w Europie. A skoro nadal masz pod własną bramką spółdzielnię pracowniczą trudniącą się tworzeniem chaosu i paniki, musisz działać. Być kreatywnym. Ryzykować. Rzeźbić z... niczego. Inaczej przegrasz.

Ludzie w tym Klubie nie lubią przegrywać. Dlatego, pośród innych powodów, nie pasuje tu Frenkie de Jong. W przegrywaniu zdaje się być mu wygodnie. Laporta nie lubi przegrywać. Stąd dźwignie finansowe, postawienie na Aubameyanga, Luuka de Jonga, na Kessiégo, młodzież, inwestycję w Lewandowskiego, otwarte wojny z kolejnymi madridistami rządzącymi hiszpańską piłką, wojny z sędziami, z UEFA. Wszystko w imię powrotu do żywych, gdy Barçę na skraj bankructwa doprowadziły jej własne władze.

Trener z Heidelbergu, odkąd pojawił się w wielkiej piłce, też sprawia na mnie wrażenie człowieka nielubiącego przegrywać. Tenże trener został wymyślony, zatrudniony przez Laportę, żeby jak najszybciej przywrócić Klub na europejski szczyt. Z żałosną kadrą, falą kontuzji, zgrają dzieci, przetrąconym kręgosłupem. Mentalnym.

Odkąd przyszedł, Flick robi, co może, aby podołać misji zleconej mu przez Prezydenta. To zwycięzca i z takim podejściem odniesie tu sukces. Kombinuje, przewiduje, myli się, wygrywa, planuje, błądzi, poprawia, analizuje. Modyfikuje. Ma efekty. Wyniki są lepsze niż ktokolwiek w maju i czerwcu zakładał. Zespół jest wiceliderem w Pucharze Europy. Długo przewodził ligowo. Niedawno wzniósł pierwsze trofeum od dawna. Źle?

Mecz Barçy z Benfiką był absolutnie szalony. Valencia została rozjechana walcem. Według naocznych świadków miał on niemiecką rejestrację. Analizuję dokładnie sezon Barcelony. Wyszło mi, że szalonych wieczorów z Flickiem u steru było więcej. Dwa tygodnie temu widzieliśmy siedmiobramkowy hit z Realem. Meczem rockandrollowym w najlepszym znaczeniu tego wyrażenia była wygrana z Bayernem. Szalona była Barcelona na stadionie Bernabéu. Tańczyła na krawędzi i jedenaście razy złapała gospodarzy w pułapkę ofsajdowa. Całkiem nieźle.

Na przestrzeni kilku dni Barça ledwo wygrała w Dortmundzie i ledwo uległa Atléti. Niesamowity przebieg miało spotkanie z Gironą. Hansilona w imponujący sposób objęła prowadzenie 4:0, będąc przez większość tego czasu drugą najlepszą ekipą na boisku. Był miesiąc, w którym Barça rozniosła Villarreal, Young Boys, Sevillę i na deser... została zmieciona 4:2 przez Osasunę.

Na 32 mecze w sezonie 2024/2025 aż 14 razy podopieczni Flicka aplikowali rywalom cztery lub więcej goli. Czterokrotnie (!) Blaugrana zwyciężyła 5:1, dwa razy - w stosunku 5:2. Dała publice wyniki 3:0, 4:0, 4:1, 2:4, 5:0, 5:1, 5:2, 7:0, 5:4 i 7:1. Do cholery, mamy dopiero styczeń!

Wybaczcie mi arytmetyczny zawrót głowy, ale nie przypominam sobie takiego gradobicia pytań bramek na europejskim topie od najlepszych chwil Kloppa w Liverpoolu, Pepa w Barcelonie i... kadencji Hansiego Flicka w Bayernie. O tak, podobieństwa w prowadzeniu wielokrotnych mistrzów Hiszpanii do wielokrotnych mistrzów Niemiec wydają mi się liczne i wyraźnie widoczne.

Pierwsze z nich umiem bardzo konkretnie określić. Nosi imię Robert i numer dziewięć. Idąc za tropem, funkcję cofniętego rozgrywającego pełnił u Flicka w Monachium Kimmich z nazwiska, a u Flicka w Barçy – „Kimmich” z przezwiska. W obu drużynach podstawowym bramkarzem jest facet kilka razy w meczu wybiegający 40 metrów od swej samotni. Jeśli Peña podpatrzył u kogoś kasowanie kontr rywali główką, to ja wiem, od kogo. Od Neuera.

Preferowane ustawienie niemieckiego szkoleniowca mimo 1200 kilometrów i czterech lat różnicy jest takie samo: 4-3-3 z asymetrycznie przemieszczającymi się bocznymi obrońcami. W porównaniu do tamtego Bayernu Barcelona ma więcej talentu w ofensywie. A także gorszą obronę. Tu leży problem.

Gdy podstawowy stoper wypada ci ze składu na 2/3 sezonu, a kolejny w hierarchii ma 17 lat – musisz rzeźbić z plasteliny, chcąc bić się o duże trofea z ekipami na poziomie Realu, Atlético, Liverpoolu, City, PSG, Interu, Juve i Brestu. To robi Hansi Flick w stolicy Katalonii. Rywalizuje. Pozbawiony obiektywnie silnego składu – improwizuje, kombinuje, deleguje bandę młodzieży, kolejną młodością obdarza „Lewego”. Działa wbrew zasadom. Testując swoich bramkarzy jak wyścigowe auta, szuka opcji optymalnej dla drużyny. Taktycznie balansuje na krawędzi zdrowego rozsądku – lub daleko poza nią.

Nie narzeka. Wymówki zostawia innym. Jest nowy, ma mało czasu i ambitne cele do osiągnięcia. Przemawiając do mediów na konferencjach, nie ma czasu na bzdury, na rozdrabnianie się, na tematy zastępcze. Mówi, jak jest, bardzo często mając rację. Chwali swoich ludzi – jak każdy dobry dowódca. Ufa im. Rozwija ich, umacnia, daje szanse, napomina, błądzi, karze, wyciąga o nich wnioski i zmienia opinie w czasie. Wiedząc, że w najbliższym oknie transferowym nie stać go na żadną inną opcję, w obliczu urazu bierze zastępczego bramkarza z emerytury, za darmo. Buduje go i ufa. Bez tego nie zyska z niego pożytku. Ani on jako trener, ani zespół, ani Klub. Jeśli nie znasz siły dyplomacji w wielkiej piłce, czemu zabierasz głos o obowiązujących w niej czynnikach zwycięstwa?

W ten sposób: ciężką pracą, kompetencjami i pomysłowością drużynę będącą w maju w totalnej rozsypce zamienił Flick w manszaft bijący najlepszych w Europie. Barça długo prowadziła w lidze. Może na to prowadzenie wrócić. Wzięła pierwsze trofeum sezonu na najlepszej drużynie kontynentu, jakby to była najprostsza rzecz pod słońcem. Wystawiwszy w finale trzeciego bramkarza.

To geniusz? Szaleniec? Szczęściarz? Psycholog? Wizjoner? Zdolny czeladnik? W moim przekonaniu wszystko na raz. Zupełnie nową dla siebie ligę i środowisko piłkarskie podbija, jak by wychował się dom w dom z Gavim. Wymienione komponenty sukcesu tworzą na naszych oczach Hansilonę zwycięską, imponującą flicki-takę, choć chwilami wygląda jak drużyna jo-jo. Ona taka jest i będzie, bo w pośpiechu nie stać cię na doskonałość. Musisz umieć w kompromis. Flick ma rację. Póki wygrywa.

A wygrywa dlatego, że nowy trener z daleka rozumie lepiej od części kibiców tego klubu, że w nim nie ma czasu. Nie ma czasu na okres przejściowy. Na cackanie się, na przeczekanie, na sezony trofeowej posuchy. Na podziwianie z pierwszego rzędu, jak odwieczny sportowy wróg zdobywa tyle pucharów, że lecą mu pod koła autobusu. Nie ma czasu. Real jest mocny co roku. Kluby z Europy są mocne co roku. Tu jest Barca. Tu masz wygrywać.

Dlatego: szaleństwo. Dlatego: żywioł. Futbol totalny. Zwycięstwo ma wiele obliczy, porażka – zawsze to samo.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Dobrze napisał, jest jak jest, ale możemy oczekiwać więcej po tym trenerze- mecze są genialne a mogą być jeszcze lepsze lub gorsze ale obecnie to TOP 1
« Powrót do wszystkich komentarzy