Po nieprawdopodobnym meczu, którego scenariusza nie mógł przewidzieć absolutnie nikt, Barcelona pokonuje na wyjeździe Benficę 5:4 i zapewnia sobie udział w kolejnej rundzie Ligi Mistrzów.
Spotkanie nie mogło rozpocząć się gorzej dla gości. Już w drugiej minucie po mocnym dośrodkowaniu z lewej strony na piłkę nabiegł Pavlidis i mocnym strzałem z kilku metrów nie dał szans Szczęsnemu. Chwilę później Fredrik Aursnes miał doskonałą sytuację do podwyższenia rezultatu, ale nie trafił w bramkę. Po niespodziewanym ciosie Barcelonę z letargu obudził Lewandowski, który w dogodnej sytuacji zdecydował się na mocny strzał i fatalnie przestrzelił. W następnej akcji Polak mógł jednak cieszyć się z gola. W polu karnym Benfiki Tomas Araujo nieprzepisowo powstrzymywał Balde, a jedenastkę na gola zamienił niezawodny w tym elemencie gry Lewy.
To, co wydarzyło się w dalszej części pierwszej połowy, to teatr jednego aktora, niestety w negatywnym dla Barcelony znaczeniu. Najpierw Wojciech Szczęsny kompletnie niepotrzebnym wyjściem na 30. metr skasował mocnym kopnięciem Balde, co wykorzystał Pavlidis, kierując futbolówkę do pustej bramki i zdobywając prawdopodobnie najłatwiejszego gola w swojej karierze. Chwilę później polski bramkarz sprokurował rzut karny, który na gola zamienił nie kto inny jak Pavlidis, kompletując hat-tricka po pół godzinie gry.
Jeśli ktoś pomyślał po pierwszej połowie, że zgromadzeni na Estádio da Luz kibice zobaczyli szczyt kuriozum, musiał zweryfikować swój osąd po drugich 45, a właściciwie 51 minutach. Wystarczy spojrzeć na kontaktową bramkę dla Barcelony: wybijający piłkę z własnego pola karnego Trubin trafił prosto w głowę Raphinhi, a futbolówka wpadła do bramki.
Radość Barcelony trwała tylko moment, ponieważ w 69. minucie dośrodkowanie z lewej strony próbował przeciąć Ronald Araujo, ale zrobił to tak niefortunnie, że trafił do własnej siatki. Czy ta samobójcza bramka oznaczała koniec emocji? Nic z tych rzeczy. Niespełna kwadrans przed końcem sędzia ponownie wskazał na wapno, tym razem po faulu Álvaro Carrerasa. Do piłki ponownie podszedł Lewandowski i po raz drugi pokonał Trubina. Kontaktowy gol pobudził Barcelonę, która całkowicie zdominowała przebieg gry, a nagroda przyszła w postaci bramki Erica Garcíi po strzale głową.
Jeśli mecz do stanu 4:4 był szalony, ostatnie minuty to totalna jazda bez trzymanki. Podczas gdy Barcelona szukała zwycięskiego gola, akcję meczową miał Angel Di María, który przegrał jednak pojedynek sam na sam z Wojciechem Szczęsnym. Kiedy wydawało się, że Danny Makkelie zakończy mecz, po groźnej sytuacji w polu karnym Barcelony z kontrą wyszli goście. Raphinha wbiegł w pole karne, ograł obrońcę i nie dał szans Turbinowi, dając ekipie Flicka zwycięstwo.
To krótkie podsumowanie w żadnym wypadku nie oddaje tego, co stało się dzisiaj w stolicy Portugalii. Trudno znaleźć słowa, które opiszą przebieg dzisiejszego spotkania. Katastrofalna postawa Szczęsnego w pierwszej połowie i epicka pogoń zakończona happy endem na długo pozostaną w pamięci wszystkich kibiców Barcelony.
Skład Barcelony: Szczęsny, Koundé, Araujo, Cubarsí, Balde, Casadó, Pedri, Gavi, Raphinha, Lamine, Lewandowski.
Ławka rezerwowych: Ferran, Ansu Fati, Iñaki Peña, Pablo Torre, Christensen, Fermín, Victor, De Jong, García, Kochen, Fort, Martin.
Skład Benfiki: Trubin, Carreras, Antonio Silva, Otamendi, Tomas Araujo, Florentino Luis, Aursnes, Kokcu, Akturkoglu, Schjelderup, Pavlidis.
Ławka rezerwowych: Cabral, Barreiro, Soares, Bah, Bajrami, Amdouni, Sanches, Rego, Di María, Beste, Rollheiser.
Komentarze (1332)