Diogo Costa był wczoraj na ustach wszystkich po obronieniu trzech rzutów karnych w konkursie jedenastek meczu Portugalii ze Słowenią. Jak to często bywa w takich sytuacjach, katalońskie media przypominają, że zawodnik w przeszłości był bliski trafienia do Barcelony.
Miało to miejsce w styczniu 2022 roku. Barça próbowała wtedy sprzedać lub chociaż wypożyczyć graczy, którzy nie byli niezbędni dla Xaviego. Jednym z nich był Neto, który miał zbyt wysoką pensję jak na rezerwowego bramkarza. Wtedy padło nazwisko Diogo Costy jako następcy Brazylijczyka. Jorge Mendes szybko uruchomił swoje kontakty i ostatecznie Porto było gotowe sprzedać młodego golkipera za 15 milionów euro. Diogo Costa też był gotów na przenosiny. Do przeprowadzenia operacji potrzebna była tylko zgoda Barcelony.
Problem był ten sam co zawsze – finanse. Barçy brakowało płynności do zrealizowania transferu. Co więcej, Neto ostatecznie został w klubie, choć doniesienia wskazywały, że chce odejść. Brakowało zespołów zdolnych opłacić wysoki kontrakt weterana. Barcelona miała też tańszą opcję w postaci Stołe Dimitriewskiego. Macedończyk twierdził nawet, że doszedł do porozumienia z Blaugraną, ale odmowa odejścia Neto wstrzymała operację. Być może podobnie było jednak w przypadku Diogo Costy.
Ostatecznie Neto dopiero w lecie 2022 roku opuścił Barcelonę, odchodząc za darmo do Bournemouth. Z kolei marka Diogo Costy w Europie wciąż rośnie, nie tylko dzięki mistrzostwom Europy, ale też poprzez dobre występy w Lidze Mistrzów. W czterech spotkaniach fazy pucharowej z Arsenalem i Interem w ostatnich dwóch sezonach 24-latek puścił tylko dwa gole.
Komentarze (4)
Ale skoro jesteśmy przy bramkarzach, Barca powinna postarać się o konkurencję dla MATSa, albo nawet jego zastępcę. Diogo nie jest jakimś pajacem z kapelusza, który błysnął interwencją na turnieju, tylko bramkarzem o pewnej już renomie w Europie. Jego transfer do dużego klubu jest kwestią czasu. Podobnie rzecz ma się z Mamardashwilim, który przez Transfermarkt wyceniany jest na 35 baniek i coś koło tej sumy wynosi też jego klauzula. "Mama" nie zagrzeje za długo miejsca w Valencii, bo choć młody to już dość ograny zawodnik. Ja wiem, że Marc ma tutaj status legendy, uważany jest za nietykalnego i narażę się znacznej większości, ale nie miałbym żalu do zarządu, gdyby go wymienili na młodszy, zdolny model. Zwłaszcza, że Inaki nie stanowi dla Niemca konkurencji i nie można go uznać za liczącego się kandydata do przejęcia koszulki z numerem 1.
Edit: tak na marginesie, nie sądzę, by Costa pogodził się z rolą rezerwowego, gdyby do tej Barcelony jednak trafił.