Quique Setien: Przez 40 lat w futbolu nie spotkałem się z taką sytuacją w szatni jak ta w Barcelonie

Dariusz Maruszczak

13 sierpnia 2021, 14:00

Jot Down

37 komentarzy

Fot. Getty Images

Quique Setien udzielił wywiadu dla magazynu Jot Down, w którym opowiedział o swojej przygodzie w Barcelonie. Kantabryjczyk ujawnia m.in. kulisy negocjacji ws. pieniędzy, które Barça jest mu winna, a także trudną i niespotykaną dla niego sytuację w szatni zespołu. Setien przyznał, że nie ma ochoty wracać na ławkę trenerską, i tłumaczy klęskę z Bayernem oraz fiasko w walce o mistrzostwo Hiszpanii.

Jot Down: Minął ponad rok od twojego ostatniego meczu w roli trenera. Brakowało ofert czy chęci?
Quique Setien: Oferty były i były też możliwości, chociaż nie tutaj w Hiszpanii. Nie zdecydowałem się ich zaakceptować, ponieważ te drużyny nie działały na mnie pobudzająco, a pod względem finansowym propozycje nie były interesujące.

Jesteś już prawie 45 lat w elicie zawodu, a teraz cieszysz się, oglądając wszystko z boku…
Cóż, tego pragnąłem, żeby nie dzwonili. Miałem chwile głębokiej refleksji nad ostatnimi doświadczeniami, jakie przeżyłem, zarówno na poziomie piłkarskim, jak i osobistym, które sprawiły, że zobaczyłem życie w inny sposób. Mam 62 lata i zbyt długo żyję z futbolu. Ponadto piłka nożna, z którą miałem do czynienia w ostatnich latach, nie jest tą samą, która mi się podobała. Zawsze lubiłem grę w piłkę, bycie z nią w kontakcie. Właściwie, kiedy sam występowałem, nigdy nie myślałem, że będę trenerem, ale stało się to moim sposobem na utrzymywanie się blisko futbolówki i zawodników, przekazywanie im mojej wiedzy i sprawienie, żeby rozumieli grę, którą tak trudno było mi zrozumieć.

Która drużyna lub zawodnik najbardziej zwrócili twoją uwagę w poprzednim sezonie?
Bez wątpienia piłkarzem, który najbardziej zwrócił moją uwagę, chociaż widziałem go już w Las Palmas, był Pedri. Wydaje mi się nadzwyczajnym chłopakiem pod każdym względem.

Kiedy tam pracowałeś, mówiło się już o nim?
Nie, nie… Nie widziałem go wtedy w grze. Miałby wtedy mniej więcej trzynaście lat.

Nie krążyły wokół niego oczekiwania w stylu: „spójrz na tego chłopaka, jest bardzo obiecujący”?
Cóż, takie słowa można napotkać wszędzie przez cały czas. „To będzie fenomen” – mówią ci niedługo po przybyciu. Trzeba jednak poczekać. Pedri jest kompletnym zawodnikiem i uwielbiam jego sposób bycia, jest bardzo skupiony na tym, na czym musi być. Sprawia wrażenie, że wcale nie jest gwiazdą, że chce tylko grać w piłkę i cieszyć się występami.

Triumf Messiego w Copa América zmienia coś w jego historycznej ocenie?
Dla mnie nie. Nie uważam, żeby piłkarz był lepszy, ponieważ zdobył więcej lub mniej trofeów. Widzę zawodników na boisku i decyduję, czy mi się podoba i chcę go znów zobaczyć, czy też jest dobry, ale być może nie ma tego poziomu. Wiele razy już mówiłem, że Messi jest najlepszym piłkarzem wszech czasów, a przynajmniej tych czasów, które widziałem, ponieważ Pelégo nie mogłem śledzić w jego blasku. W przypadku Messiego miałem szczęście widzieć go przez 14-15 lat, w trakcie których pragnąłem włączać telewizor i oglądać go grającego w Barcelonie. Nie jestem fanem zespołów, tylko zawodników. Drużyny są mi obojętne, czy wygrywają, czy przegrywają. Cóż, w przypadku Racingu zawsze będę chciał, żeby wygrywał, ale pozostali są mi obojętni. Jestem jednak także krytyczny wobec Racingu. Nie chcę tylko, żeby wygrywał, chcę, żeby grał dobrze, to wiąże się nie tylko z większymi oczekiwaniami, ale też radością.

Sezon 2019/2020 zacząłeś bez drużyny, ale Ernesto Valverde został zwolniony z Barcelony i zadzwonili do ciebie. Czasem myślę, że to była pułapka: sięgnęli po ciebie za wyznawanie cruyffizmu, a w rzeczywistości była pewna chęć, żebyś poniósł klęskę, a wraz z tobą sam cruyffizm.
Cóż, doskonale zdawałem sobie sprawę, że przychodzę do Barcelony w bardzo trudnym momencie. Jednak to była jedyna okazja, jaką miałem w życiu. Z natury zawsze jestem optymistą i myślę, że zostanę na całe życie w miejscach, w których jestem, ponieważ jeśli uważasz, że cię zwolnią, zaczynasz się martwić i myślisz: „muszę posłać do gry tego, muszę zrobić to…”, a nie robisz tego, co uważasz, że powinieneś. Kiedy przychodziłem do Barcelony, byłem całkowicie świadomy, że jest to spowodowane tym, że nie mają nikogo innego, ale nie można zrezygnować z przybycia do Barçy i trenowania najlepszych piłkarzy na świecie, w tym najlepszego. Skoro poszło mi dobrze w Lugo, w Las Palmas, w Betisie… Dlaczego miałbym nie zmienić sytuacji również tam? Zawsze szedłem do drużyn, które mają złą passę, to normalne. Nikt do ciebie nie dzwoni, kiedy zespołowi idzie dobrze. Jeśli zmienia się trenera, to dlatego, że sprawy układają się źle.

Barça przegrała wtedy w Superpucharze i była po słynnym 0:4 w Liverpoolu we wcześniejszym sezonie.
Jasne, przychodzisz tam i mierzysz się z tym, co jest. Wiele rzeczy naprawdę przykuwa twoją uwagę, ponieważ po pierwsze, nie znasz tego poziomu, a po drugie, nigdy nie doświadczyłem takiej szatni ani w reprezentacji, ani w Atlético. To było coś innego i mnie zszokowało.

W jakim sensie?
Jest wiele spraw, których nie możesz kontrolować, których nie da się kontrolować. Znajdujesz się w szatni, która nie jest szczęśliwa, nie wiem, czy z powodu wyników, ale nie widziałem takiej szatni przez większość mojej sportowej kariery. W Sewilli było napięcie, ale podczas codziennej prasy świetnie się bawiliśmy. Każdego dnia cieszyliśmy się, przychodząc do pracy.

W Barcelonie nie było więzi zewnętrznej ani wewnętrznej.
Mówię ci, przez czterdzieści lat swojego związku z futbolem nie miałem do czynienie z tym, z czym się tam spotkałem.

Zawsze odnosiłem wrażenie, że piłkarze bardziej skupiali się na tym, żeby nie popełnić błędu, robić to, co powinni, niż wyrwać mecz dzięki swoim umiejętnościom.
Tak, chodzi o to, że w teorii, przynajmniej kiedy przyjechaliśmy, wszystko robiliśmy dobrze. Jest tam dział statystyk, a w odniesieniu do innych sztabów szkoleniowych odzyskiwaliśmy więcej piłek, kreowaliśmy więcej okazji, mieliśmy futbolówkę przez dłuższy czas… Chodzi o to, że po kwarantannie nie byliśmy w stanie tego utrzymać.

Pandemia złapała was na pozycji lidera.
Tak, z dwoma punktami przewagi.

Jednak wcześniej było już ostrzeżenie w meczu z Valencią, przegraliście też na Bernabéu.
Tak, ale to, co się stało na Bernabéu… Możesz mnie zwolnić, ponieważ przegraliśmy 0:2, ale mieliśmy trzy sytuacje sam na sam z bramkarzem i je zmarnowaliśmy. A Real zaatakował i strzelił gola autorstwa Viniciusa, który nie wiem, jak trafił, rykoszet od nogi Piqué i piłka przechodzi nad bramkarzem, który już ją miał. Biorąc to pod uwagę, nie da się nic zrobić. I przegrywamy ligę, ponieważ Realowi odgwizdano sześć rzutów karnych, a my wchodzimy w tę fazę wkurzeni, ponieważ było wiele problemów w klubie.

Myślę, że to był ten mecz z kontrowersjami dotyczącymi Edera Sarabii, który z większym bądź mniejszym zaangażowaniem wykonywał swoją pracę.
Tak, ale jeśli sobie przypomnisz, bardzo się na niego wtedy rozgniewałem, ponieważ już go uprzedzałem, że musi kontrolować swoje maniery. To bardzo impulsywny chłopak i ostrzegałem go kilka razy. To dobry chłopak, ale powiedziałem mu: „gdy będziesz trenerem, rób to, na co masz ochotę, ale dopóki moje nazwisko tu jest, wiedz, że mi się to nie podoba”. Wielokrotnie wkurzałem się na niego w tej sprawie. W tym meczu go przyłapali, ale w innych nie, a również to robił. Poszedłem wtedy do szatni, spotkałem się z kapitanami i przeprosiłem ich za jego sposób działania. Prawda jest taka, że nie przywiązywali do tego żadnej wagi.

Do czego posłużyła ci ta przerwa w rozgrywkach? Wykorzystałeś ją w jakiś sposób, zaszkodziła ci?...
Prawda jest taka, że nie chciałem wracać. Nie chciałem narażać się na ryzyko, kiedy dziennie umierało tysiąc osób. Nie ma nic ważniejszego od życia, a ja jestem już w wieku ryzyka. Dopóki nie miałem gwarancji, że nie będzie żadnego problemu, nie byłem spokojny. Konsultowałem się z ośmioma czy dziesięcioma trenerami, dzwoniłem do Zidane’a czy Julena, aby sprawdzić, co myślą. Tebas bardzo chciał zacząć jak najwcześniej. Rozumiałem, że zostało dużo do rozegrania, ale sytuacja była bardzo złożona, wydawało mi się, że to nie jest odpowiedni moment na powrót. Później znalazłem się w bardzo skomplikowanej sytuacji w klubie, z wieloma spotkaniami piłkarzy i dyrekcji… Oczywiście miało to duże reperkusje.

Drużyna, która wróciła, była już inną?
Cóż, na początku przyjechali z wielkimi chęciami i trenowali bardzo dobrze, nawet podczas zajęć indywidualnych. Wszyscy przybyli w całkiem dobrym stanie, potem jednak zaczęły się mecze i sytuacja się zmieniła.

Kiedy udawałeś się do Lizbony, byłeś świadomy, że nie zostaniesz?
Kiedy przyjechałem do Lizbony, miałem obowiązujący kontrakt.

Tak, ale czy naprawdę myślałeś, że zostaniesz?
Tak, oczywiście. To prawda, że jeśli chodzi o ligę, można pomyśleć, że to wina trenera… Ale tam wszyscy wiedzieli, że wina nie leży po mojej stronie. Mogę mieć jakiś procent winy, jak wszyscy, ale tam każdy zawiódł.

Jak wytłumaczysz to, co stało się w meczu z Bayernem? Co tam się stało?
Pierwsze 20-25 minut meczu drużyna spisywała się dobrze w starciu ze wspaniałym zespołem. Była nawet szansa wyjść na prowadzenie, ale po czwartej bramce ekipa się załamała i rozpadła. Zdała sobie sprawę ze swoich ograniczeń, ponieważ wiedzieliśmy, że trzymała się na agrafkach. Nie w kontekście pokonania Mallorki, tylko na ten poziom… Barcelona cierpi od wielu lat. Wiadomo było, że potrzebna jest ogromna regeneracja w klubie, wszyscy to wiedzieli, ale nie było możliwości, nawet finansowych, by cokolwiek zrobić. Były niespełnione obietnice i ogromny gniew w zespole.

W którym momencie powiedzieli ci, że nie zostaniesz?
Nigdy mi tego nie powiedzieli. Słuchałem w telewizji oświadczenia prezydenta i dyrektora sportowego Abidala, który następnego dnia spotkał się ze mną i chciał mnie przekonać, żebym darował im pieniądze. Dogadywaliśmy się bardzo dobrze, to był świetny gość, i powiedziałem mu: „lepiej się w to nie angażuj, ja też nie będę w to wchodzić, prawnicy się tym zajmą”. Więc nikt do mnie nie dzwonił, nikt mi oficjalnie nie powiedział, że zostałem zwolniony, po 40 dniach dostałem pismo z informacją o zwolnieniu. Złożyłem już pozew, który jest w sądzie i czeka na rozpoczęcie procesu.

Nic się nie zmieniło wraz z nowym zarządem?
Cóż, po wyborach dałem im miesiąc i zadzwoniłem do Carlosa Navala, aby powiedział prezydentowi, że chcę z nim porozmawiać. Następnego dnia zadzwonił wiceprezydent i powiedziałem mu, że jeśli chcą rozpocząć negocjacje przed procesem, jestem do dyspozycji, aby porozmawiać nie o pieniądzach, tylko o terminach. Próbował mnie znów przekonać, żebym darował te pieniądze, i znów odmówiłem. Był dla mnie bardzo miły i po trzech czy czterech rozmowach w ciągu miesiąca powiedział „jutro złożę ci ofertę”. I tak doszliśmy do tego dnia. Minęło dwa miesiące.

Jak to wszystko przeżywasz?
Z dużym spokojem. Czekam. Sprawiedliwość zajmie tyle czasu, ile musi, ale w końcu proces się rozpocznie i będą musieli mi zapłacić tyle, ile mają do zapłacenia.

Co czułeś, kiedy Messi udzielił tego wywiadu, mówiąc, że chce jak najszybciej odejść?
Nic. Zupełnie nic. Nadal oglądam mecze i staram się patrzeć na Messiego jak na piłkarza, to wszystko. Reszta mnie nie martwi. Wolę, żeby poszło dobrze, ponieważ rozumiem, że jeśli sprostają tym nowym wyzwaniom, to mi zapłacą, ale nie jestem pamiętliwy i wcale nie życzę im źle. Jest tam dużo chłopaków, którzy mi się podobali, i życzę im, żeby poszło im dobrze i żeby odnieśli sukces. Świetni chłopcy, nadzwyczajni, zachowywali się bardzo dobrze.

Zauważyłeś, że trenowanie Barcelony dało ci pewien prestiż?
Tak, miałem kilka ofert z drużyn zagranicznych, ale nie chciałem tam iść. O ile nie zaproponują mi takich pieniędzy, że nie będzie można ich odrzucić, wolę zostać. Udałbym się do Stanów Zjednoczonych, chociaż stale pojawia się tam kwestia Covid. Gdyby wszystko było normalnie i dostałbym ofertę z jakiejś tamtejszej drużyny, nawet za niewielkie pieniądze, odszedłbym.

Widzisz siebie ponownie pracującego na zawodowym poziomie?
Teraz nie. Nie mam ochoty. Wcale. Poza tym mam tu dużo do zrobienia. Będę trenował młodzieżową drużynę w lidze narodowej, będę asystentem chłopaka, który jest tam trenerem, aby mu pomagać.

Na to masz ochotę?
Na pracę z dziećmi tak. Co do reszty, obecnie nie widzę się trenującego ponownie, straciłem całe zainteresowanie.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Ludzie w większości tu na niego najeżdżają, ale trochę prawdy powiedział. To nie była żadna tajemnica, że w Barcelonie w szatni rządzi Messi i jego amigosi. Przecież były i są - te słynne zdjęcia, wideo z treningów, podczas których Messi wręcz demonstracyjnie ignorował Setiena. Czy to najlepszy piłkarz świata czy nie, nie powinno być takich sytuacji.

@greymid On w tym wywiadzie nie robił akurat żadnego przytyku do Messiego. Mówił o mentalnym rozbiciu szatni po poprzednich kampaniach, a nie, że zastał zespół ustawiany po kątach przez Argentyńczyka.
« Powrót do wszystkich komentarzy