Po zaciętym pojedynku Barça pokonała Real Sociedad 2:1. Bramki dla ekipy Blaugrany zdobywali Luis Suárez i Dembélé, zaś dla gospodarzy trafił Aritz Elustondo. Choć spotkanie do około 60. minuty nie przebiegało po myśli culés, odpowiednie zmiany personalne i taktyczne spowodowały, że Barça opuszcza trudny teren, jakim zawsze jest San Sebastián, z ważnymi trzema punktami.
Ernesto Valverde po dwutygodniowej przerwie na mecze reprezentacji postanowił rozpocząć od tego, czego oczekiwała od niego znaczna część kibiców i czego ich zdaniem zabrakło w minionym sezonie - rotacji. Na ławce zasiedli zatem Busquets i Coutinho, zaś w pierwszym składzie pojawili się Semedo (Sergi Roberto powędrował do środka pola) oraz Rafinha. Znając trudności, jakie zwykła mieć Barcelona na Estadio Anoeta, odwaga trenera mogła wręcz szokować.
Obawy kibiców potwierdziły pierwsze minuty spotkania, kiedy to Barça grała niemrawo i dość ospale, nie stwarzając sobie w zasadzie żadnych okazji do zdobycia bramki. To samo można było w zasadzie powiedzieć o rywalach, gdyby nie fakt, że w 12. minucie meczu po dośrodkowaniu z rzutu wolnego w pole karne piłka trafiła do Artiza Elustondo, a ten przepięknym, wręcz "soczystym" wolejem wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. "Oho, zaczyna się" - mogli rzec culés, wspominający ciążącą jeszcze do niedawna klątwę Anoeta. Najgorsze było to, że mogli mieć rację, gdyż Barça nie grała absolutnie nic. Zawodziło rozegranie, Rafinha i Sergi nie brali na siebie odpowiedzialności za rozprowadzanie podań, zaś Nélson Semedo rozgrywał prawdopodobnie swój najgorszy mecz w barwach Blaugrany.
Z kolei gospodarze "rośli" z każdą minutą, czując się coraz pewniej i nie pozwalając przyjezdnym na jakiekolwiek zagrożenie pod własną bramką. Dość powiedzieć, że najgroźniejszym zawodnikiem Barçy był Gerard Piqué, który trzykrotnie dochodził do główek, raz wzbudzając nawet wątpliwości w kwestii ewentualnego rzutu karnego. Do przerwy nic jednak nie wpadło i nadszedł czas na zmiany.
El Txingurri zareagował jak na doświadczonego trenera przystało. Semedo otrzymał klasyczną "wędkę", zaś w jego miejscu pojawił się zdecydowanie bardziej kreatywny i ruchliwy Philippe Coutinho, na prawą obronę powędrował z kolei Sergi Roberto. Barça próbowała rozpocząć z wysokiego C, jednak gra wciąż się nie kleiła. Dopiero w 57. minucie, gdy na boisku pojawił się Sergio Busquets, akcje Blaugrany zaczęły się zazębiać. Zanim jednak nastąpiło przełamanie, gospodarze mogli podwyższyć prowadzenie co najmniej o jednego gola. Świetne akcje mieli m.in. Oyarzabal czy Theo Hernández, jednak na posterunku był Marc-André ter Stegen. W 63. minucie po rzucie rożnym Barça w końcu doprowadziła do wyrównania. Po małym zamieszaniu i błędzie Rulliego piłkę do siatki skierował Luis Suárez. Trafienie to podziałało na Blaugranę motywująco. Role totalnie się odwróciły, teraz to gospodarze mieli problemy ze składnym rozgrywaniem akcji, zaś Barça raz za razem docierała pod pole karne Realu. Ostrzeżeniem był strzał Coutinho z dystansu, cudownie obroniony przez Rulliego.
Co się jednak odwlecze... Po kolejnym rzucie rożnym w 66. minucie Rulli popełnił kolejny błąd, mijając się z piłką przy wyjściu z bramki. Skorzystał z tego Ousmane Dembélé, który precyzyjnym strzałem skierował piłkę do bramki i wyprowadził Barçę na prowadzenie. Po uzyskaniu korzystnego wyniku Blaugrana zdecydowanie uspokoiła grę i skupiła się na utrzymywaniu przy piłce. Nie przeszkodziło to jednak Sociedad w stworzeniu jeszcze jednej okazji do zdobycia bramki. Świetnego zagrania Rubena Pardo nie wykorzystał jednak Juanmi, który spudłował po strzale głową z kilku metrów. Po delikatnej nerwówce pod koniec meczu Barça dopięła swego i wywiozła z przebudowanego Estadio Anoeta trzy niezwykle ważne punkty.
Można się spierać o sens rotacji na tak newralgicznych pozycjach przy tak niewygodnym przeciwniku. Powstaje jednak pytanie: kiedy, jeśli nie w takich spotkaniach, rezerwowi mają udowodnić swą wartość dla drużyny? Dziś zdecydowanie tego nie zrobili i tylko umiejętnym zmianom w taktyce (i odrobinie szczęścia) Barça zawdzięcza brak porażki. W pierwszym meczu w Lidze Mistrzów przeciwko PSV trzeba będzie zagrać zdecydowanie lepiej. Tymczasem jednak cieszmy się z kolejnego zwycięstwa, nawet mimo niezbyt przekonującego stylu.
Komentarze (356)
To chyba najlepszy moment właśnie na taką zmianę.