Po dość wyrównanej pierwszej i zdecydowanie lepszej dla Barçy drugiej połowie meczu podopieczni Ernesto Valverde awansowali do finału Pucharu Króla, pokonując Valencię na Mestalla 2:0 (3:0 w dwumeczu) po trafieniach Coutinho i Rakiticia.
Przed meczem pełno było spekulacji o defensywnym zestawieniu Blaugrany, zwłaszcza w kontekście kontuzji Gerarda Piqué po niedzielnym meczu z Espanyolem. Wielu kibiców oraz dziennikarzy twierdziło, że debiutu może doczekać się Yerry Mina, inni stawiali na coraz to kreatywniejsze przemeblowania składu. Ostatecznie Piqué jednak zagrał i zaprezentował się z bardzo dobrej strony, dopiero w końcówce schodząc na rzecz wspomnianego Miny.
Valencia rozpoczęła mecz wyraźnie nastawiona na odrabianie strat, ale też świadoma zagrożenia ze strony Blaugrany. Z kolei Leo Messi i spółka starali się kontrolować przebieg gry, nie forsując ataków i "klepiąc" piłkę raz za razem. Rywale wciąż jednak napierali i starali się szybko atakować po odebraniu piłki. Jeden z takich ataków w 14. minucie mało co nie zakończył sie trafieniem Rodrigo, ale kuzyn braci Alcântara trafił w poprzeczkę. To właśnie Rodrigo stanowił największe zagrożenie w pierwszej części spotkania, kilkukrotnie oddając groźne strzały lub tworząc szanse kolegom. W Barcelonie kilkukrotnie dobrze pokazywał się Suárez, lecz albo źle przyjmował piłkę, albo jego strzały trafiały prosto w ręce Jaume Domenecha.
Po bezbramkowych (choć nie nudnych) pierwszych 45 minutach nadeszła druga połowa, a jak wiemy, po zmianie stron Barcelona bardzo często w tym sezonie prezentuje się znacznie lepiej. Nie inaczej było tym razem, choć początek tego nie zwiastował. Los Che mieli nawet jedną sytuację, później zaś rzut rożny, ale nie przyniosły one gola. W 49. minucie Alba zagrał na skrzydło do Suáreza, ten pociągnął z piłką kilkanaście metrów, robiąc przy okazji wiatrak z defensora Valencii i dorzucając piłkę na dłuższy słupek, gdzie nabiegał Coutinho. Brazylijczyk inteligentnie oddał strzał w przeciwnym kierunku, totalnie myląc bramkarza gospodarzy i dając Barcelonie prowadzenie. Trafienie Cou (debiutanckie, dodajmy) w zasadzie zabiło rywalizację, gdyż od tamtej pory Valencia do awansu potrzebowała aż trzech goli. Trzeba jednak oddać podopiecznym Marcelino, że walczyli do samego końca. Dużo zmieniło wejście Goncalo Guedesa, który nakręcał ataki z lewego skrzydła. Jedno dośrodkowanie Portugalczyka powinno nawet zakończyć się trafieniem Gai, lecz Jasper Cillessen w sobie tylko znany sposób sparował uderzenie obrońcy Valencii z najbliższej odległości na rzut rożny. Pod koniec meczu po raz kolejny dała o sobie znać nieustępliwość Luisa Suáreza. Urugwajczyk przegrał walkę o piłkę z Gabrielem, jednak obrońca Los Che popełnił błąd i dosłownie podał piłkę pod nogi El Pistolero, który dograł do będącego na czystej pozycji Rakiticia. Chorwat dopełnił formalności, kompletując znakomite zawody. Po tym golu zrezygnowani kibice Valencii zaczęli opuszczać Mestalla, co w najlepszy sposób oddaje poziom, jaki zaprezentowała Barça w tym spotkaniu.
Trudno ująć w jednym zdaniu czy nawet akapicie pozytywy, jakie z meczu na mecz prezentuje nam Barça Ernesto Valverde. Tym razem na pierwszy plan wysunęły się znakomita gra Rakiticia, debiutanckie trafienie Coutinho, kolejne czyste konto (duża w tym zasługa Cillessena) i wreszcie debiut "wieży" w barcelońskiej defensywie, czyli Yerry'ego Miny. Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, trzeba również zwrócić uwagę na negatywy, a więc przede wszystkim grę André Gomesa w pierwszej połowie oraz niepewną sytuację Gerarda Piqué przed 1/8 finału Ligi Mistrzów z Chelsea. Piquénbauer opuścił boisko, trzymając się za kolano, miejmy jednak nadzieję, że nie będzie to nic poważnego. Poza tymi kwestiami przyszłość culé rysuje się jednak w różowych barwach. Oby jak najdłużej.
Komentarze (552)