Po genialnej drugiej połowie, a w zasadzie ostatnim kwadransie spotkania Barça rozgromiła Celtę Vigo aż 6:1. Gole dla ekipy ze stolicy Katalonii zdobywali Leo Messi, Luis Suárez (trzy), Ivan Rakitić i Neymar. Z kolei honorową bramkę dla przyjezdnych z Vigo strzelił po rzucie karnym John Guidetti.
Początek meczu naznaczyła spora niedokładność z obu stron, szczególnie przy wykańczaniu akcji. Strzałów na bramkę Claudio Bravo próbowali Wass, Beauvue czy Sene, ale pudłowali. Z kolei w 12. minucie Messi minimalnie chybił z rzutu wolnego. Szybko jednak się poprawił, bo już kwadrans później po kolejnym stałym fragmencie gry i cudownym strzale Leo Camp Nou wyskoczyło z radości. Nie trwało to jednak długo. W 39. minucie niepotrzebny (napastnik był odwrócony plecami do bramki) faul w polu karnym na Guidettim popełnił Jordi Alba, zaś jedenastkę na gola zamienił sam poszkodowany. Na przerwę oba zespoły schodziły z remisem i ogromnym niedosytem.
Druga część meczu rozpoczęła się od oblężenia pola karnego Celty przez Barçę. Wciąż brakowało jednak przysłowiowej kropki nad "i". Niedokładnością raził Neymar, mizernie prezentował się Dani Alves, nie mógł "wstrzelić się" Suárez. Ten ostatni przełamał w końcu niemoc kolegów i po szybkiej klepce z Leo Messim wykorzystał sytuację sam na sam z Sergio Álvarezem, dając Barçy prowadzenie w 60. minucie. Chwilę po tym trafieniu gra jakby "siadła", choć Celta próbowała jeszcze skontrować podopiecznych Luisa Enrique. Ostatnie piętnaście minut zawróciło jednak w głowie wszystkim culés... i nie tylko.
W 75. minucie dała o sobie znać boiskowa chemia tridente MSN. Messi zszedł do środka, zagrał "w uliczkę" do Neymara, ten minął bramkarza i strzelił, ale... piłkę jeszcze z linii bramkowej do siatki wepchnął Suárez i było 3:1. Prawdziwa magia miała dopiero nadejść - stosunkowo późno, ale lepiej późno niż... W 80. minucie Messi ograł jak dziecko jednego z obrońców Celty, a ten bezradnie chwycił La Pulgę za koszulkę, prowokując rzut karny. Tej jedenastki... nie da się opisać słowami. Sami zobaczcie:
https://www.youtube.com/watch?v=HLgmHCIuZ3I
I choć mecz był już wygrany, Barça na tym nie poprzestała. Trzy minuty później Luisito kontynuował show: zewnętrzną częścią buta zagrał do wbiegającego z drugiej linii w pole karne Rakiticia, a ten pięknym lobem kolejny raz pokonał Álvareza i było 5:1. "Swoją" bramkę dostał też Neymar, który po kolejnej diagonalnej piłce od Suáreza wyszedł sam na sam z golkiperem Celty i dopełnił dzieła zniszczenia. Chwilę potem sędzia zakończył spotkanie.
Gdyby jakimś cudem pominąć pierwsze 75 minut tego spotkania, napisalibyśmy, że Barça rozegrała kosmiczny mecz. Tak do końca nie było, ponieważ początkowo pojawiło się sporo niedokładności, strat, błędów w obronie, wreszcie rzut karny, sprokurowany przez Jordiego Albę. Po godzinie gry Blaugrana i tak prowadziła. Potem jednak futbolowi bogowie nacisnęli magiczny przycisk i... rozpoczęli spektakl. Strzelenie czterech bramek nawet dość osłabionej kadrowo Celcie Vigo, aspirującej do gry w europejskich pucharach, musi robić wrażenie. Gdy dodamy, że ten sam zespół ograł Barçę jesienią 4:1 (choć w nieco innych okolicznościach), otrzymamy obraz dzisiejszej ekipy z Camp Nou. Drużyny, która nawet nie grając olśniewająco, jest w stanie w odpowiednim momencie docisnąć pedał gazu i absolutnie "zmasakrować" przeciwnika. Z tridente MSN z przodu i pracusiami w postaci Busiego, Iniesty i Rakiticia za ich plecami wszystko wydaje się bajecznie proste. Arsenalu, bój się, nadchodzi wielka Barça! Vamos, vamos a por todo (po wszystkie trofea)!
Komentarze (2391)