W ciszy stadionu. Supercopa złożona na ołtarzu sezonu

Challenger

22 sierpnia 2015, 19:15

34 komentarze

Nikt nie lubi tych, którzy wygrywają. Barcelonie znów zdarza się to często. PSG, Atlético x3, City x2, Real, PSG x2, Bayern, znowu Atlético, Juventus, finał z Bilbao. Liga, Liga Mistrzów i Puchar Króla… Cholernie często. Za często, dla niektórych. Wylew hejtu, kpin i kreatywnej memologii po superpucharowym meczu w Bilbao dowodzi epidemii bólu. Dla dotkniętych tą epidemią mam dobrotliwy uśmiech pożegnania. Dla wszystkich innych – próbę rzeczowej analizy zdarzeń.

Spojrzeniu w wyjściowy skład barcelonistów z zeszłego piątku towarzyszyło jedno skojarzenie: chłop zaszalał. Na jeden z najbardziej niegościnnych barcelonistom – piłkarsko i taktycznie – terenów w La Liga, Luis Enrique wymienił wszystkich, których się dało. Same zmiany to jedno. Jeśli na ławce rezerwowych istnieje porządek, powiedzmy: zastępcy wyżej w hierarchii siedzą kolejno od lewej do prawej – to skład na Bilbao wyglądał jakby Lucho celowo wybierał z tej drugiej strony.

Brakowało tylko Masipa w bramce, Suáreza w pomocy i teściowej trenera na lewej obronie. Mimo to przyjmuję ten rezultat i stojące za nim wybory trenera ze zrozumieniem i zamiarem racjonalizacji.

Lucho konsekwentny

W ocenie ubiegłego sezonu eksperci TV, publicyści i nawet ta frakcja kibiców co wszystko wiedzą najlepiej zgodzili się w jednym. Barça nie miałaby tak bombowej rundy wiosennej, tak chwalebnego zakończenia sezonu z trzema pucharami w ręku – gdyby nie głębokie rotacje trenera jesienią.

W Supercopie, rozgrywanej 3 dni i 1 strefy czasowej od morderczego wysiłku w Tbilisi, Enrique zrobił to samo co rok temu na tym etapie sezonu – konsekwentnie zarotował składem.

Wyjściowe ustawienie „Dumy Katalonii” – wzmocnione echem końcowego wyniku – spotkało się z powszechną krytyką. Średnio rozgarnięty kibic umie łatwo wskazać, które decyzje już w zarodku były, powiedzmy, ryzykowne. Generalnie nie mam jednak cienia pretensji do trenera, bo pozostał tylko wiernym swojej filozofii. Z początku i przez długie tygodnie ubiegłego sezonu rzucał w bój zmienników i notorycznie „mieszał” składem. Filozofii, która przyniosła tak słodkie owoce na koniec.

Oczywiście, końcowy rezultat tego (dwu)meczu wskazał, że taka strategia trenera nie gwarantuje sukcesu, nie jest doskonała. A która jest?

To był właściwy mecz na zmienników

Kiedy, jak nie w takim meczu? Kiedy miał Luis Enrique postawić na rezerwowych i wykrzyczeć im w twarz: „Sprawdzam!”?

W pierwszej, drugiej czy może piątej kolejce ligi? Tej samej ligi, którą Madryt, korzystając na „przypadkach” od jak zawsze przychylnych mu sędziów, wszelkimi sposobami spróbuje wyrwać Barcelonie?!

A może na dowolnym etapie Pucharu Europy, turnieju najważniejszego w historii klubu? Nikt nie obronił tytułu Ligi Mistrzów. Barça może być pierwsza. Potrzebuje jak najlepszych wyników od samego początku rozgrywek. Nie potrzebuje problemów z awansem do kolejnej rundy; wiadomo, że klub formatu Barcelony interesuje wyłącznie 1. miejsce w grupie.

Lepszą okazją na pewno nie będzie też Puchar Hiszpanii. Dla Barçy zaczyna się w grudniu. Trener potrzebuje tej wiedzy wcześniej.

W Superpucharze Europy Enrique wystawił najsilniejszą dostępną jedenastkę, bo to inna ranga. Barça grała w 20/30 finałów Supercopy, 8-krotnie w ostatnich 11 edycjach. Zwyciężyła w sumie 11 razy. To najmniej ważne rozgrywki z punktu widzenia FCB z wszystkich sześciu w jakich bierze udział w tym roku. Nie ma na tym etapie sezonu lepszej okazji do sprawdzenia rezerwowych.

Skala zmian – wada czy zaleta?

Po antywystępie z Sevillą Roberto powinien wylądować poza grą na miesiąc. Wysadzenie z I składu obu stoperów z wtorku było tęgim hazardem, z rodzaju tych co jedziesz na czołówkę licząc: ten z naprzeciwka na pewno zjedzie na pobocze. Ustawienie Masche w pomocy zamiast kluczowego (znów się przekonaliśmy) dla niej Busiego na tle tylu innych roszad dało efekt destabilizacji gry całej ekipy. Brak w „podstawie” zarówno Iniesty, jak i Rakiticia zrzucał jakieś 80% wszystkiego w ataku na barki Messiego. A Messi w Tbilisi grał 120 minut. Te same 120 minut, co zostawiony w domu Mathieu, osamotniony z przodu Luisito i Piqué z Busquetsem, którzy przesiedzieli cały mecz na ławce, obok – co też zdziwiło – Munira i Sandro. Tylko ten ostatni wszedł wreszcie na ostatnich -naście minut.

Ufff, wyliczenie wszystkich sensacji wtorkowego składu było równie męczące co oglądanie Barçy w tym meczu. Można się spierać, czy wymieniając obu podstawowych ofensywnych pomocników, Lucho nie powinien zostawić chociaż Busquetsa (powinien) albo akcent zmian przenieść z kluczowej dla harmonii gry między obroną i atakiem formacji pomocy (trener wymienił wszystkich) na mniej decydujący o kolektywie atak (tylko jedna zmiana, Suárez oddychający rękawami). Ponadto, bardzo brakowało mi w Bilbao powtórki z Alcântarą w ataku, bo był to najlepszy zabieg trenera w Gruzji.

W tym zestawieniu w środku pola, płynność gry całego zespołu kulała okrutnie – od strony taktycznej to tu widzę genezę wyniku.

W każdym razie bardziej niż personalia zaskoczyła skala. Łatwo stwierdzić: za dużo zmian na raz, zuchwałość trenera, lekkomyślność… A co, jeśli o to chodziło?

Wystawiając w Bilbao zaledwie trzech i pół gracza podstawowego składu – Alvesa, Messiego i Suáreza; ter Stegen to pół, bo tylko Lucho wie jaki jest status jego bramkarzy – a kolejnego delegując na jego nietypową pozycję (Mascherano), trener Enrique poszedł na całość. To minimalizowanie szans swojej drużyny przeciw silnemu i zmotywowanemu rywalowi. „Poświęcenie” meczu.

Próbując wejść trochę w rolę adwokata diabła – dalej uważam, że zmian było zbyt wiele – muszę przytoczyć coraz popularniejszą doktrynę zarządzania ludźmi, zgodnie z którą najbardziej wiarygodną ocenę podwładnego i jego przydatności dla organizacji osiągniesz rzucając go od razu na głęboką wodę. To brutalne podejście. Maksymalizacja korzyści krótkoterminowych nie znosi czekania i wymaga stosownych rozwiązań. Ciekawie nawiązał do tego @blazeq w komentarzu pod artykułem.

Tak w dużej korporacji, jak i topowym klubie piłkarskim, nie ma czasu czekać miesiącami aż ktoś „zaskoczy” w zespole albo nie. Rzucając jednocześnie prawie całą swoją ławkę na pożarcie baskijskim „Los Leónes” Luis Enrique postawił swoich graczy w sytuacji ekstremalnej. Od lekkiej, łatwej i przyjemnej różni się tym, że bardziej wymiernie pokazuje na kogo można liczyć w przyszłości, na kogo niekoniecznie. Silniejszy rywal i wyższa stawka w jeden mecz „załatwiają” trenerowi proces selekcji, który przeprowadzany bardziej zachowawczo zająłby kilka meczów. Nie jeden.

Mecz Superpucharu w Bilbao został poświęcony w imię wyższego celu: wymagań długiego sezonu i przydatności w nim poszczególnych zastępców. Wynik zaburza ocenę i utrudnia wnioski, jednak musi się w nich znaleźć spostrzeżenie, że przy wszystkich czterech straconych golach znacznie większy udział mieli zawodnicy formalnie podstawowi. Nie zmiennicy.

Błędów indywidualnych trener nie przewidzi

… a w Bilbao mieliśmy ich tęgą kumulację. Zaczął ter Stegen, „poprawił” Alves, swoje dodali Adriano, Roberto i Mascherano. Szkaradnemu dla Barçy wynikowi i przebiegowi meczu najbardziej przysłużyli się podstawowi na tym etapie sezonu niemiecki bramkarz i brazylijski defensor.

Zmęczony Alves to Alves generujący błędy obronne jak linia produkcyjna. Zmęczonego Alvesa widzieliśmy w drugiej połowie Superpucharu Europy i w Bilbao. Z Sevillą „maczał palce” w 3 z 4 goli rywala. Z Bilbao straciłem rachubę. Szkoda, że nie zobaczyłem z Baskami Sergiego Roberto na pozycji Daniego, gorzej niż w środku pola wychowanek by nie zagrał, a Brazylijczyk zmęczeniem raził już z Sevillą. Mam nadzieję, że będę jeszcze miał taką okazję, bo Roberto wyglądał co najmniej obiecująco na pozycji prawego obrońcy w presezonie na tle umiejących grać rywali. Brak przyszłości dla tego klubu w środku pola pokazał już obu poprzednim trenerom. Pominięcie tego przez Lucho – w kontekście marnego występu młodego z Sevillą – faktycznie jest trenera winą i przeoczeniem.

Wynik 4:0 to recenzja ciężka do przyjęcia, ale przynajmniej wiemy po tym meczu, że Sergi nie nadaje się do pomocy, Masche w systemie gry Barçy nie umie pełnić funkcji kręgosłupa zespołu jak w kadrze, Alves musi częściej odpoczywać (a to ci zaskoczenie…), ter Stegen przekonał się jak cienka granica dzieli doskonałość od śmieszności (akurat jemu zimny prysznic się przyda), a Neymar jest tej drużynie bardziej niezbędny niż część obserwatorów sobie życzy.

W pierwszym meczu rywal okazał się lepszy, w drugim własny zawodnik skreślił wysiłki drużyny. Tak bywa w piłce, wyolbrzymianie tematu jest głupsze niż zachowanie Piqué w rewanżu.

„Zasługi” trenera zostały podane, ale wina piłkarzy w poszczególnych sytuacjach bramkowych (i paru innych) pozostają bezsprzeczne. Mimo to, Lucho na pomeczowej konferencji kolejny raz pokazał, że jest facetem z jajami. Odpowiedzialność za wynik jednoznacznie wziął na siebie i oświadczył, że drugi raz wystawiłby taką samą jedenastkę. Ten gość wie co robi i należy go za to szanować.

Dobrze dla Bilbao, dobrze dla ligi

Cieszę się ze zwycięstwa Bilbao. To wielki klub o wspaniałej historii, zasłużony dla całej hiszpańskiej piłki. Ostatnie trofeum zdobył w 1984 roku co tylko pokazuje jak trudne jest wygrywanie w dzisiejszej piłce. Dobrze dla zespołu z Bilbao, jego ambicji na ten sezon i całej ligi, że tak długi okres posuchy właśnie się skończył. Nic nie rozwija drużyny tak jak wielkie zwycięstwa. Potwierdzają to przykłady Atlético, Sevilli. Cieszy mnie, gdy w czołówce robi się tłoczno. Im więcej jakości w tabeli La Liga, tym ciekawiej i atrakcyjniej! Tym lepiej się ją ogląda.

Sezon jest długi

Jedni wkładają wszystkie siły w walce o trofea sierpnia, dla innych najważniejsze są te dobiegające końca na wiosnę. Bilbao wywalczyło sobie triumf atutami własnymi na boisku, niczego nie dostało od Barçy na talerzu. To wielki wynik odniesiony nad mistrzem Hiszpanii i zasługuje na uznanie.

Barcelona musi rozkładać siły w ograniczonym Mistrzostwami Europy sezonie na sześć rozgrywek. Baskowie nie. Rezygnując z delegowania w Bilbao najsilniejszego składu, Lucho pokazał, że swojego planu na Barçę nie zmienia doraźnie.

Przed żołnierzami Lucho sezon długi liczbą meczów i wyczerpujący kompaktowością kalendarza. Fenomenalne wyniki ubiegłej kampanii dały Katalończykom zaszczyt bicia się o Superpuchary. Porażka w tym krajowym jest gorzka, ale znając wyzwania sezonu i przy świadomości braku Vidala z Turanem do stycznia i Pedro permanentnie – wiem, że zespół czeka wiele ważniejszych meczów, a testowani w boju zmiennicy są konieczni drużynie, która obyła się w zeszłym sezonie bez żadnych poważnych kontuzji. Zmiennicy siedzący miesiącami na ławie są na tym poziomie bezużyteczni.

Wolę żeby Barça wyglądała na pozbawioną prądu w sierpniowych Superpucharach od Kaukazu po Bilbao niż w półfinale Ligi Mistrzów albo wiosennych Gran Derbi. Przed Barçą walka o najwyższe cele i zaczyna się zaraz. Okazana decyzjami kadrowymi na ten dwumecz konsekwencja trenera jest ważniejsza od Supercopy.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Ze zmęczeniem Alvesa to autor trafił idealnie. Teraz sobie chłop niestety odpocznie...

Bardzo dobry artykuł, na moje oko jak najbardziej obiektywna ocena spotkania, jego podstaw i zimowo-wiosennych konsekwencji. Wszystko uargumentowane. Jeżeli obronimy Ligę Mistrzów, pod koniec sezonu trzeba koniecznie przypomnieć sobie właśnie te sierpniowe spotkania.

Trochę na wyrost te pochwały za rotacje. Nie da się w ten sposób sprawdzić zmienników, bo jeden błąd jednego zawodnika jak domino prowadzi do następnych, zwłaszcza gdy zawodnicy nie są doświadczeni. Moim zdaniem powinien zostawić Busiego i Rakiticia/Inieste jeśli chodzi o pomoc, a przecież jeszcze są 3 zmiany w trakcie meczu, i można "oddychających rękawami" wymienić. To był błąd Lucho, że wystawił niedoświadczoną pomoc bez poważnego wsparcia, bo Masche po pierwsze nie jest najlepszy na defensywnym w Barcie, a po drugie nie był w stanie nadążyć za naprawianiem błędów kolegów.

Brakowało tylko Masipa w bramce, Suáreza w pomocy i teściowej trenera na lewej obronie - haha najlepsze! :D Brawo za poczucie humoru :)

Co do Roberto to on nadaje się do gry w pomocy, ale nie w takim klubie jak Barca tylko półkę niżej.

Autor pisze o chwalebnych rotacjach. Pełną zgoda. Jednak to nie był przepis na sukces, a jedynie pewna pozytywna cząstka całości którą jak się wydaje zlepil nie lucho a messi.
Enrique stosował system rotacji przez całe sezony co można było zobaczyć na przykładzie Romy, gdzie jednak rotacje były bardziej dla trzymania dyscypliny niż przepisem na końcowy sukces.

http://www.fcbarca.com/mobile/60027-czy-luis-enrique-zacznie-uczyc-sie-na-bledach.html

Przypominam ze do stycznia Barcelona nie liderowala w laliga w jej sukces w LM mało kto wierzył. Messi jak donosiły media miał pretensje o system rotacji który nie daje możliwości zgrania i stabilizacji, właśnie po meczu z rsss rotacje się skończyły a drużyna piela się w górę. Oczywiście drużyna na wiosnę wyglądała lepiej, bardziej świeżo niż np. Real, jednak same rotacje były drobną cząstka sukcesu. A sukces to było przebudzenie leo.

Jak zwykle znakomity artykuł :)
konto usunięte

Najważniejsze to żeby w styczniu mieć małą stratę do lidera. Na wiosnę trudne mecze gramy u siebie i będzie łatwiej. A jeśli będziemy liderem już w styczniu...to będzie cudownie!

Ja w tej chwili najbardziej obawiam się że Barca wylosuje ciężka grupę w LM (odpukać). Przy obecnej kadrze ewentualny mecz z drużyną typu P$G, tym bardziej przed jakimś trudnym meczem w lidze, może być dla Barcy zabójcze ;/

Przegrana 4:0 do efekt głupoty zawodników w meczu z Sevillą bo jak to inaczej nazwać? To samo było w meczu z Bayernem gdzie przestali grać gdy już myśleli że mają awans. W meczu z Athletic 4 gole padły bo indywidualnych błędach zawodników. Taka ilość błędów nie ma prawa mieć miejsca w jednym meczu

dobra powiem krótko Barca niema ławki! wystarczy popatrzeć na zmienników Munir,Sergi Roberto itd. to się musi(prawdopodobnie) zemścić.Bo całego sezonu(czy tez pół chociaż w srodku dojdzie tylko Arda Turan) jednym składem nie pojadą.A gdzie wartosciowe zmiany,a gdzie rotacje, a gdzie(odpukać, ale taki jest sport) kontuzje.Tym bardziej przy jeszcze większym wykorzystywaniu(brak klasowym zmienników) podstawowych piłkarzy.Iniesta i reszta to odczuje
Przegramy! Czuje to
W moczu..

Podziwiam Cię Challenger za pisanie tych artykułów, naprawdę. Świetna robota :)

Poza tym z Suareza nie taki zły pomocnik jest skoro miał tak dużo asyst poprzedniego sezonu :D

W meczu na San Mames Barcelonie zabrakło... Ardy i Aleixa. Pierwszy z nich zrobiłby o wiele więcej w środku pola niż Rafinha i Roberto razem wzięci, drugi odciążyłby jak słusznie zauważył Challenger oddychającego rękawami Alvesa. Ale z nich nie można korzystać, bo jest ban, koniec kropka. Czasami trzeba umieć poświęcić się "w imię większego dobra" i to właśnie zrobił Lucho. Zagrał va banque, all in, przełożył wiosnę ponad jesień. Czy przegrał? Teoretycznie tak, bo superpuchar ma Athletic. Praktycznie, przekonamy się na wiosnę, bo jestem pewny, że to nie jedyny raz, kiedy Luis pośle do gry zmienników. W rundzie jesiennej dosyć często będziemy musieli oglądać od początku roszady w obronie i pomocy, raz na ruski miesiąc na ławce usiądzie nawet Neymar i Suarez. Tak było w zeszłym sezonie i tak będzie w tym. Jest tylko jedna różnica, w tamtym roku można było wystawić Xaviego i Pedro, drużyna nie traciła wiele na jakości. Teraz grać będą Roberto (Mam nadzieję, że Luis przekona mnie w czym jest on lepszy od Sampera) i Munir/Sandro.

Btw. Felietony Challengera>Felietony p.Bystrzyckiego ;)

Sama prawda. Barcelona musi myśleć trzeźwo nie rozpaczać po przegranej tylko iść dalej, bo sezon jest długi i wiele będzie się działo.

w Hiszpanii mówią Superkupa

Swietny artykul. Brawo

Z Sevillą maczal palce w 3 z 4 goli rywala.

Rozumiem że kłamstwo powtórzone 100 razy ma być uznane tutaj jako dogmat. W sumie nie dziwie się wyzwiskom, skoro takie rzeczy się tu wypisuje, mimo dyskusji po felietonie z superpucharu Europy.