Po trudnym i zaciętym meczu, w którym Barça dominowała przez pełne 90 minut, piłkarze Luisa Enrique wygrali z Atlético 1:0 po golu Leo Messiego w 65. minucie i zapewnili sobie mistrzostwo Hiszpanii na jedną kolejkę przed końcem rozgrywek!!!
Mecz rozpoczął się od wysokiego pressingu Atlético, które pokazało, że nie zamierza oddać trzech punktów bez walki. Piłkarze Cholo Simeone próbowali podchodzić blisko zawodników Barçy, naciskać i wyprowadzać szybkie ataki. Od początku znakomicie ustawiała się jednak linia defensywna Blaugrany i o większym zagrożeniu nie mogło być mowy, choć w 8. minucie genialną paradą po główce Gimeneza popisał się Claudio Bravo.
Barça również próbowała odpowiedzieć gospodarzom, groźnie kontrując lub odzyskując piłkę zaraz po jej stracie. Strzałów na bramkę Oblaka próbował Messi (głową), Pedro czy Neymar, ale wszelkie próby były albo blokowane, albo trafiały prosto w ręce Słoweńca. Najlepszą okazję na gola miał Argentyńczyk, ale jego strzał z rzutu wolnego wylądował na poprzeczce. Obie drużyny badały się, Barça tradycyjnie już dominowała w grze piłką, z kolei Atléti próbowało grać zrywami, jednak nadziewało się na (jak zwykle w tym sezonie) skuteczną defensywę Blaugrany. Pierwsza połowa skończyła się dużym niedosytem i bezbramkowym remisem.
W drugiej części meczu Leo Messi i spółka wyraźnie próbowali podkręcić tempo, spotykając się z wciąż niezłomną obroną Atléti. Próby nasiliły się w okolicach 60. minuty, gdy z Barcelony nadeszła wieść o golu Cristiano Ronaldo dla Realu w spotkaniu z Espanyolem. W 65. MINUCIE ZNÓW OBJAWIŁ SIĘ TEN, DLA KTÓREGO NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE. PRZED POLEM KARNYM OTRZYMAŁ PIŁKĘ MESSI, DWÓJKOWO ROZEGRAŁ AKCJĘ Z PEDRO, WBIEGŁ W POLE KARNE I STRZAŁEM W DŁUGI RÓG NIE DAŁ SZANS OBLAKOWI. 1:0, co za radość w domach wszystkich culés! Nie można było na tym poprzestać. Barça naciskała, Atlético bezskutecznie próbowało wyjść wyżej, odebrać piłkę, zmusić rywala do błędu. w W 70. minucie kolejnej "patelni" nie wykorzystał Neymar, niemiłosiernie pudłując z bliskiej odległości. Szkoda, bo Brazylijczyk mógł zamknąć mecz. Atlético porwało się jeszcze na kilka szaleńczych ataków, nie brakowało nerwów, posypały się faule i kartki. Azulgrana trzymała się jednak dzielnie. Po mocno przedłużonym czasie gry (głównie przez starcia i utarczki słowne różnych zawodników) Undiano Mallenco odgwizdał koniec spotkania i Barça po roku posuchy znów zatriumfowała w lidze hiszpańskiej!
Gwoli ścisłości, oprócz końcowego triumfu w meczu i w całym sezonie La Liga trzeba oddać cesarzowi, co cesarskie. Barça zagrała iście perfekcyjne spotkanie, nie forsowała tempa, spokojnie czekała na swoje sytuacje, wiedząc, że decydująca akcja prędzej czy później musi nadejść. I doczekała się. To trofeum smakuje wyjątkowo, inaczej niż choćby kilka lat temu, gdy Blaugrana wygrywała ligę w atmosferze wzajemnych oskarżeń o pomoc sędziów, korzystniejszy terminarz czy... za długą murawę. To mistrzostwo w pełni zasłużone, wywalczone krwią i potem, odzyskane po jakże smutnym roku posuchy. Podopieczni Luisa Enrique prezentowali równą formę w przekroju całego sezonu (choć nie oszukujmy się, runda wiosenna była o wiele przyjemniejsza) i nie zwalniali tempa aż do końca rozgrywek. Cieszmy się, bo Barça znów jest wielka. I oby był to jedynie pierwszy z trzech kroków, które wykona, by tę wielkość zademonstrować całemu światu! Gràcies jugadors, gràcies entrenador, som campions! Visca el Barça i visca Catalunya!
Komentarze (5020)
Stamtąd Real wodę pije.