Minimalistycznie wielka Barça

Daniel Olbryś

22 marca 2015, 20:06

6315 komentarzy

FC Barcelona

FCB

Herb FC Barcelona

2:1

Herb FC Barcelona

Real Madryt CF

RMA

  • Jérémy Mathieu 19'
  • Luis Suárez 56'
  • 31' Cristiano Ronaldo 

Po mocno średniej pierwszej połowie i spektaklu w drugiej części spotkania Barça pokonała Real Madryt 2:1 po bramkach Jérémy'ego Mathieu i Luisa Suáreza i umocniła się na pozycji lidera La Liga, powiększając przewagę nad Realem Madryt do czterech punktów.

Przed meczem nastroje, jak to zwykle bywa przy okazji Klasyku, zostały napompowane do granic możliwości. Hiszpańska prasa pisała o wyjątkowo słabym Realu i silnej jak nigdy Barçy, która w środku tygodnia dała pokaz zarówno pięknej gry, jak i nieskuteczności w spotkaniu z Manchesterem City. Wszystko miało jednak zweryfikować boisko...

Luis Enrique i Carlo Ancelotti posłali w bój najsilniejsze możliwe jedenastki. Zgodnie z przewidywaniami w drużynie Blaugrany zabrakło Busquetsa, który mimo wyleczenia urazu nie był jeszcze gotowy na grę od pierwszych minut.

Początek meczu naznaczyły dość niemrawe próby ataków Barçy i cierpliwa gra w obronie Realu. Królewscy mądrze czekali na rozwój sytuacji i zamykali wolne przestrzenie na własnej połowie, których tak bardzo potrzebowało tridente MSN, by zaprezentować pełen wachlarz swoich umiejętności. Groźniejsze sytuacje po szybkich przejściach z obrony do ataku tworzył jednak Real - najpierw w 8. minucie po strzale Karima Benzemy piłka minimalnie minęła słupek, pięć minut później, po świetnej centrze, Cristiano Ronaldo z woleja trafił w poprzeczkę.

Barça zdołała jednak odpowiedzieć na te ataki w najlepszy możliwy sposób. Po centrze Leo Messiego z lewej strony pola karnego w szesnastce odnalazł się Jérémy Mathieu i głową pokonał Casillasa. 1:0 dla Barçy, Camp Nou oszalało! Nie na długo jednak. Już po dziesięciu minutach w środku pola zagapił się Mascherano, przepięknym zagraniem popisał się Karim Benzema i Cristiano Ronaldo czubkiem buta wykorzystał tzw. patelnię, pokonując Claudio Bravo. Real naciskał, Real złapał wiatr w żagle, zaś Barça w pewnym momencie zdawała się wyglądać na drużynę, która nie wie, o jaką stawkę toczy się pojedynek. Podopieczni Luisa Enrique grali ryzykownie, tracąc mnóstwo piłek i zachowując się bardzo niepewnie w obronie. Bliski wykorzystania tego był Gareth Bale, który po centrze Benzemy i strąceniu piłki głową przez Ronaldo trafił do siatki Barçy. Arbiter dostrzegł jednak minimalny spalony Portugalczyka. Królewscy nie tracili animuszu i dominowali na boisku, wykorzystując absolutną panikę i dezorganizację w szeregach Azulgrany. Ich popisy zakończył dopiero Mateu Lahoz, wysyłając obydwie drużyny do szatni przy wyniku 1:1.

Początek drugiej części gry to kolejne próby Realu i znów niemrawa gra Barçy. Do czasu... Dynamikę meczu kompletnie odmieniła 56. minuta i cudowna, daleka piłka od Daniego Alvesa w pole karne do Luisa Suáreza, który po świetnym przyjęciu nie myślał długo i uderzył w długi róg bramki Casillasa, pokonując golkipera Los Blancos! Zawodnicy Królewskich wydawali się zdruzgotani. Momenty dominacji i naprawdę niezła jak na Real, będący rzekomo bez formy, gra zdały się na nic. Gol Suáreza zmienił sytuację w sposób diametralny. Nagle Barça zaczęła mądrze utrzymywać się przy piłce i prowokować Real do coraz bardziej agresywnej gry, co skutkowało wieloma upomnieniami z obu stron. Popis nieskuteczności kolejny raz dał Neymar, który mógł i powinien skończyć ten mecz z co najmniej jedym trafieniem na koncie. Brazylijczyk w świetnych sytuacjach zamiast podawać lub skutecznie kończyć akcję posyłał jednak piłkę z dala od bramki. Leo Messi również znakomicie wykorzystywał wolne przestrzenie na połowie rywala, jednak Argentyńczykowi wyraźnie zabrakło szczęścia przy kilku okazjach. Dla uspokojenia gry Luis Enrique wprowadził aż trzech piłkarzy (Xaviego, Busquetsa i Rafinhę) do linii pomocy, dzięki czemu końcówka zdecydowanie przebiegła już pod dyktando Barçy i Duma Katalonii „dowiozła” niezwykle ważne zwycięstwo do końca.

Nie był to porywający spektakl w wykonaniu podopiecznych Lucho, którzy momentami zbyt łatwo pozwalali spychać się do obrony piłkarzom Realu. Ostatecznie jednak, jak mawia klasyk, liczy się to, co w sieci, a w sieci były dziś dwa gole Mathieu i Suáreza. Brawa dla Realu za walkę i zaprzeczenie przedmeczowym zapowiedziom o całkowitej dominacji Blaugrany, choć przy kilku okazjach arbiter był zbyt pobłażliwy dla zawodników Carlo Ancelottiego. Azulgrana, choć minimalnie, wygrała i zyskała dzięki temu niezmiernie ważny handicap, czyli cztery punkty przewagi nad bezpośrednim rywalem do tytułu. Dziś dla culés tylko to się liczy. Visca el Barça i visca Catalunya!

REKLAMA

Poleć artykuł

Komentarze (6315)

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Zlekcewazyli przeciwników, tak jak 80% ludzi na tej stronie.
« Powrót do wszystkich komentarzy