W ciszy stadionu. Uniezależnieni

Karol Chowański 'Challenger'

3 stycznia 2014, 17:15

352 komentarze

Batalie z uzależnieniami nigdy nie należą do łatwych. Przyzwyczajenie do nich bywa wygodne, komfortowe. Negatywne efekty uboczne - bagatelizowane. Wystarczy się rozejrzeć, czasy sprzyjają jak nigdy: palenie, nadmierne picie, pracoholizm, obżarstwo, hazard czy IAD - znając takie nałogi z pobliża, jak tu się dziwić Barcelonie? Trzeci sezon zmaga się z uwolnieniem od rozwiniętego w skrajność przywiązania do Messiego. Nic dziwnego, że klubowi idzie to tak opornie. Aby nadgonić uciekającą konkurencję - musi z tym sobie poradzić.

Największe dobrodziejstwo eksploatowane do przesady przestaje być błogosławieństwem. Staje się patologią. Dorobienie się najbardziej ekscytującego gracza świata to dla klubu większy pożytek niż doraźne triumfy. To pożytek na lata. Gdy w dodatku jest to pożytek wychowany u siebie w domu - trudno o zdrowy dystans.

Przyjmijmy perspektywę organu zarządczego. Z biegiem czasu i przy takiej lawinie trofeów zdobywanych jedno po drugim nogami tej samej postaci administracyjne podporządkowanie innych rzeczy numerowi 1 „wychodzi" naturalnie. Racjonalizowane jest łatwo, bo wpatrywanie się w gwiazdy samo w sobie jest uzależniające. Gdy z wiekiem sam sportowiec robi się zazdrosny o pozycję kolegów z szatni, staje się ekspansywny w swych zachowaniach, postanawia wpływać na dotychczasową hierarchię - robi się problem. Taki, jaki Barça ma od jakiegoś czasu z Messidependencją.

W każdym sporcie drużynowym - czy to zarządzanie giełdowym rekinem, plan filmowy, czy na murawie - uzależnienie od lidera spaceruje po wątłej linie dzielącej wspomniane błogosławieństwo a patologię.

Naturalne jest tu porównanie z dziećmi. Polański doskonale ukazał w „Rzezi", ile dystansu mają do swoich rodzice. Tak samo Barça traktuje Messiego, bo w pełni znaczenia tego sformułowania kocha go jak własne dziecko. Przesada w takiej relacji przychodzi łatwiej niż nadużycie prawa za kierownicą Ferrari. Noga ciśnie pedał do oporu. Sama z siebie.

Podobno skłonność do uzależnienia jest w każdym człowieku. Kwestia okoliczności. Takie okoliczności zaszły na Camp Nou.

Przez ostatnie ponad dwa lata obserwowaliśmy stopniowy proces przemiany roli Messiego w drużynie. To rola nie lidera już, lecz dominatora. Najlepiej odczuł to David Villa, zmuszony do ustąpienia Argentyńczykowi nie tylko zakulisowo, ale także na boisku. Pismo nosem czuł już Zlatan Ibrahimović. Z najbliższej odległości obserwował symptomy dyktatorskich zapędów Messiego już pod koniec roku 2010, gdy ślepo zapatrzony w Leo świat widział w szorstkim Szwedzie kosmitę. Kibice i publicyści zauważyli efekty dopiero tej wiosny. Gdy Ibry dawno na Camp Nou już nie było, a uzależnienie od Leo ewidentnie zainfekowało Barcelonie wyniki. Jak do tego doszło?

Po odejściu Ibry nie było już żadnych przeszkód. Klub i trenerzy oddali Messiemu drużynę we władanie absolutne. Tak łatwo zaakceptowane przez szatnię hiszpańskiego klubu pełną hiszpańskich mistrzów świata i Europy... „Zasady" Camp Nou. To przecież „chłopak stąd". Wychowanek.

Mamy w FC Barcelonie długą, wielomiesięczną historię wypowiedzi piłkarzy genialnych, pochodzących z najwspanialszej generacji w historii hiszpańskiej piłki, którzy bez mrugnięcia okiem tłumaczyli Messiego ze wszelkich negatywnych aspektów jego postawy dla zespołu i pucharowych losów. Jakby ze wszystkich swoich fanboyów na świecie, tych najwierniejszych Leo miał w szatni...

Widzą go na treningach. Nie potrafią nie uwielbiać. Podobno to jak obserwowanie codziennie w pracy Michała Anioła.

Wiosna 2012 i sezon 2012/2013 to nie tylko symboliczne, wymowne pasmo katastrof Barçy z Realem, determinowanych znalezieniem przez Merengues patentu na „10" Azulgrany. PSG, Sociedad (2:3 w styczniu 2013), Milan, Bayern oraz Chelsea o rok wcześniej też zdołali wyeliminować z gry Leo i wszyscy pamiętamy, z jakim skutkiem. Nie tylko Jupp Heynckes ma analityków wideo. W międzyczasie tego, jak w derbach Hiszpanii karta odwracała się na stronę Realu, a porażki z Bayernem jeszcze nie spodziewali się najwięksi katalońscy pesymiści - względem kolegów z zespołu Messi zdobył, przyswoił (zawłaszczył?) pozycję jedynego punktu odniesienia.

W jakimś sensie sam, swoim imponującym rozwojem jako piłkarz, postępującą wielkością, stratosferycznymi osiągnięciami statystycznymi. Ale i uzyskał ją - otrzymał, z nadania, od trenerów, działających z nadania i w imieniu władz klubu. Swoje zrobiło naturalne w procesie wspólnego dojrzewania w najlepszej drużynie świata, aczkolwiek zupełnie pozbawione dystansu (piłkarze to nie trener), przyzwolenie drużynowej starszyzny. Jeśli ktoś miał coś przeciwko (Eto'o, w pewnym sensie także Henry, Ibrahimović, w końcu i Villa) zostawał bez ceregieli żegnany z klubu.

W konsekwencji tego złożonego, wielopłaszczyznowego procesu rozłożonego na lata, Guardiola zostawił po sobie całą szafę lśniących sreber, ale i drużynę ślepo uzależnioną od jednego piłkarza. Cztery lata z Pepem na ławce I zespołu zmieniły wiele rzeczy w klubie z Camp Nou, ale pośród nich jest jedna uderzająca skalą. Zespołowość, kompatybilność, pokora Leo z pierwszego roku Pepa i stopniowe narastanie w nim buńczuczności, sportowej arogancji, chorobliwej überwiary we własną doskonałość i postępującego egoizmu boiskowego później (tj. teraz, po Eto'o, Ibrahimoviciu i Villi) niech każdy porówna sobie sam na ekranie.

Wydaje mi się, że potrzebę, konieczność wręcz - jeśli tylko Barça chce zwyciężać i dźwigać puchary, a ja jako culé i ex-socio mam prawo domagać się, aby chciała chcieć - uniezależnienia zespołu od Messiego doskonale widzi Gerardo Martino. To stąd głośne zapowiedzi mniejszej liczby minut dla argentyńskiego maga i inne podobne zabiegi krasomówcze od początku sezonu. To stąd kapitał zaufania dla Sáncheza, jakiego Chilijczyk od trenerów na Camp Nou nie miał nigdy wcześniej. To stąd powolna, momentami dyskretna (inna nie może być, bo Martino zostałby błyskawicznie zwolniony) postępująca wymiana Xaviego w środku pola na Fàbregasa, który zbiera coraz więcej występów w I składzie, emanuje rosnącą szczęśliwością na boisku, no i te statystyki! To proces zmiany pokoleniowej, jakiego próbował już Vilanova, ale na dobre zaczyna dopiero Martino. Myślę, że po obrazie swojej gry wiosną z Xavim w kluczowych meczach, monachijskim laniu i słowach, które padły po nim - tę samą potrzebę przynajmniej tej jednej zmiany na pozycji rozgrywającego widzi też drużyna jako piłkarze, a po nich: działacze, publicyści i przede wszystkim kibice.

Paradoksalnie, kontuzja Messiego przyszła w najlepszym momencie sezonu dla trenera, drużyny i jej rozwoju w imię wzrostu konkurencyjności na kluczowy etap rozgrywek. Teraz - to „tylko" runda jesienna; gdy ewentualne wpadki wciąż można nadrobić, a wszystkie decydujące starcia daleko przed nami. Okres nieobecności argentyńskiego napastnika był zatem wolny od ciężaru nieodwracalności, co tylko zachęciło trenera i piłkarzy do szukania nowych rozwiązań. Efekty były bardziej niż zadowalające. Szukająca świeżości i elementu zaskoczenia drużyna znalazła nowe możliwości w Neymarze, zmianie stylu gry Sáncheza, postawieniu na Fàbregasa i nowych modelach taktycznych jak kilkukrotnie już stosowane - z efektem różnym, ale Rzymu nikt nie zbudował od razu - od pierwszych minut bivote.

Podczas nieobecności Leo tak w zespole, jak w świadomości władz, kibiców, dziennikarzy, zmieniło się więcej niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. Trener Martino i poszczególni piłkarze obrazem gry, wynikami, nieustannym od startu sezonu prymatem ligowym i statystykami indywidualnymi udowodnili, że mimo braku Messiego są klasową drużyną. Ba, osiągnięcia Blaugrany jesienią sprawiają, iż coraz częściej słychać pytania: wow, do czego oni są zdolni jak Messi wróci!

Zespół wciąż ma swoje bolączki. Największe to postawa obrony, brak transferu stopera latem, problem starzenia się takich liderów jak Xavi, Puyol czy Alves, dramatycznie słaba gra w powietrzu, niedobory w atletyzmie (zwłaszcza w defensywie), zbyt wąskie pole manewru na pozycji DP i niezmienny brak alternatyw taktycznych w napadzie (brak wysokiego snajpera jak Adebayor, Gómez bądź Dżeko czy też lisa pola karnego w typie Klose, Chicharito lub Berbatowa). Tego na razie nie zmienimy, dyrekcja sportowa nie planuje zakupów. Trzeba grać tym, co jest.

To nie musi być wada, prognoza niepowodzenia. Ta drużyna wciąż ma w sobie wiele jakości: Busquets, Valdés, Alba, Piqué, Alves, Bartra, Song. W gronie culés możemy sobie marudzić, bo i mamy na co, ale patrząc z oddalenia, porównując do zasobów innych klubów Europy z podobnymi aspiracjami co Barça: to niezłe zaplecze dla takiego ataku! Kadrowo lepszego nie ma nikt. Z rozpędzonym, wygłodniałym uznania na Camp Nou i dowartościowanym minutami Fabsem, fenomenalnie dysponowanym Sánchezem, znakomitym Neymarem, odrodzonym statystycznie Pedro Rodríguezem, mającym wszystkim coś do udowodnienia w tym sezonie wychowankiem Iniestą, najlepszą „12" świata w postaci Xaviego, wobec kąsającego ponownie pressingu i przy wyleczonym, wypoczętym najmocniej od pięciu lat Messim - Barça znów może być wiosną wielogłową hydrą. Której głównym orężem kolektyw, nie: jednostka.

Los musi chichotać, gdy rozważamy o uzależnieniach w przeddzień premiery filmowego eposu o największym w tym kraju. Oby Barça poradziła sobie z własnym szybciej niż bohater Pilcha i Smarzowskiego. Po popisach w ostatnich tygodniach Fàbregasa, Sáncheza, Neymara i Pedro - jest szansa. Organizm Barçy wyrobił sobie mechanizmy obronne przed chorobliwym uzależnieniem od swej największej gwiazdy. Na Camp Nou zakwitło „nowe życie". Bez Leo. Pytanie, jak zareaguje na to główny zainteresowany... Po swoim powrocie z rekonwalescencji Messi wróci do innej drużyny. Takiej, która już nie będzie „tylko jego".

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

"Na Camp Nou zakwitło „nowe życie". Bez Leo. Pytanie, jak zareaguje na to główny zainteresowany..." - I to jest bardzo dobre pytanie. Wróci Messi i znów Pedro, czy Alexis przestaną istnieć na boisku? Mam nadzieję, że nie. Atak wyraźnie odżył (jak to dziwnie brzmi mając na uwadze fakt absencję Leo) i oby Martino znalazł równowagę między napastnikami tak, by Messidependencia znów nie dała o sobie znać.

Miejmy nadzieję, że zespół tak poczuł swoją moc, że już nie dadzą się "stłamsić" Messiemu. ;)

Albo mi się wydaje, albo Alexis i Neymar od początku, jak jeszcze Messi był na boisku grają dobrze/bardzo dobrze. Nie wiem, czemu miałoby to ulec zmianie, tak jak ich gra nie uległa zmianie.

Kolejny sztuczny problem.

Constantine16. Grają dobrze, jednak jeśli nie było Messiego a oni sobie poradzili doskonale. To nie uważasz, że ich pewność siebie wzrosła zdecydowanie? ;)

niektórzy piszą tak jakby Messiego nie było już z 5 miesięcy.. i tak wgl to Alexis gra bardzo dobrze, od końcówki poprzedniego sezonu

Sądzę, że pewność siebie zależy tylko od Twojej gry, jeżeli coś wzrosło to pewność siebie i ogólne samopoczucie całej drużyny. Od początku mówiłem, że w żadne Messidependencie nie wierzę i Barca to pokaże jak przyjdzie czas i pokazała. Przy okazji łamiąc parę klątw podczas remontady przeciwko Getafe.

Stwierdzenie, że zakwitło nowe życie jest lekko przesadzone. Taki klub jak FCB nigdy nie powinien zależeć od jednego piłkarza. Kwestia to chwytliwe hasło „Messidependencia”. Nikt nie odbierze mu miana jednego z najlepszych, z czym się w 100% procentach zgadzam, ale dyrygowanie grą pod jednego zawodnika jest śmieszne posiadając w składzie takich wirtuozów na swojej pozycji.

I tu się zgadzam z @constantine16 wymienieni piłkarze grają z meczu na mecz lepiej lub rewelacyjnie... dodałbym również Pedro, ponieważ jesień tego sezonu, jak na niego naprawdę świetna :)

I tym sposobem zwolennicy teorii spiskowej o Leo stanowiacym problem w szatni zaklepali sobie podwojne alibi na kazdy z dwoch mozliwych przypadkow:

1) jesli Neymar, Sanchez i Pedro beda w formie, to znaczy, ze zostali uwolnieni od "dyktatury Messiego" dzieki jego kontuzji ;)
2) NSP bez formy - sa dalej tlamszeni przez Leo :)

Jeszcze mozliwa jest opcja, ze np. Neymar bedzie dalej w formie. Wtedy oznacza to, ze jako jedyny oparl sie presji Leo ...

Argumenty przemawiajace za takim tlumaczeniem: Leo chce kasy na splate podatkow, rzucil korkiem od butelki, nakrzyczal na Ville i rzadziej sie usmiecha, plus wszelkiej masci domysly wlasne autorow wspomnianej teorii. Ach, jeszcze, zapomnialbym: jeden z najbardziej statecznych Szwedow (noszacy staroszwedzkie imie Zlatan ;), zamiescil w swoim wielkim dziele wzmianke o pozycji Leo, gdzies pomiedzy inwektywami w kierunku Guardioli i krytyce posluszenstwa w FC Barcelonie.

wszyscy sie usmialismy. a teraz sprobuj porozmawiac powaznie, bez kwitowania kazdego argumentu, z ktorym sie nie zgadzasz do tanich ironicznych dowcipasow.
« Powrót do wszystkich komentarzy