Barcelona w sepii: Christo Stoiczkow

Eoren

13 października 2013, 23:44

67 komentarzy

Christo Stoiczkow - piłkarz z powołania, trener z przypadku, goleador od urodzenia i skandalista pełną gębą; barcelonista i antimadridista w pełnym znaczeniu obu tych słów. Człowiek, którego porywczy charakter nieraz wpakował w kłopoty zarówno jego, jak i drużynę. Przez jednych jeden z najbardziej znienawidzonych, przez innych - najbardziej kochanych zawodników w historii Barçy.

Młody pies z magnesem w stopie

Na świat przyszedł 8 lutego 1966 w bułgarskim Płowdiw, w kamienicy pod numerem 26 przy ulicy Rogoszko. Gdyby Christo urodził się jako dziewczynka nosiłby imię Zaprianka, tak przynajmniej twierdzi jego ojciec, bramkarz lokalnej drużyny. W dzieciństwie Christo nazywano „Psem" po tym jak pogryzł inne dziecko, które rzuciło w niego kamieniem. Już w latach szkolnych widać było jego uzdolnienie w kierunku futbolu, choć małego Christo najbardziej interesowała... biologia.

Pierwsze kroki jako piłkarz stawiał w drużynie Marica Płowdiw. Jego pierwszy trener, Ognian Atamssou, wspomina, że Christo płakał, gdy jego drużyna przegrywała, lub remisowała. „Rozumiał tylko słowo 'zwycięstwo'". Mały Stoiczkow został mianowany obrońcą i na takiej pozycji wystąpił w swoim debiutanckim meczu. Dopiero potem, dostrzegłszy jego strzeleckie umiejętności Atamssou zmienił jego rolę na boisku. Pierwszy trener w jego karierze wspomina Christo jako niezwykłego piłkarza: „Stoiczkow dysponował świetnym przyspieszeniem" - mówi Atamssou. - „W tamtych czasach na setkę biegał w 11 sekund. Miał też wspaniałą kontrolę na piłką, czasem wydawało się, że ma magnes w stopie".

Zwycięski przegrany

Jest wiosna na Camp Nou, rok 1989, początek kwietnia. Do Barcelony przyjeżdża CSKA Sofia, stawką meczu jest gra o finał Pucharu Zdobywców Pucharów. W bułgarskiej ekipie, z piątką na plecach, gra pewien młody zawodnik nazwiskiem Stoiczkow, dla zebranych na Camp Nou kibiców piłkarz zupełnie anonimowy. Tego wieczora Blaugrana wygra 4:2 i zapewni sobie bilet na finał w Bernie, jednak nie będzie to mecz bez historii. W szczególności dla Christo Stoiczkowa. Zebrani na Camp Nou kibice dobrze zapamiętają zawodnika, który w 24. minucie gry, po podaniu Kostadinowa wyjdzie sam na sam z Zubizarretą i przelobuje bramkarza Barçy dając prowadzenie Sofii. W drugiej połowie gry Stoiczkow da jeszcze swojej drużynie promyk nadziei trafiając do siatki z jedenastu metrów. Jego bramka z karnego będzie trafieniem kontaktowym na 3:2, wcześniej dla Barçy zdążyli już zdobyć po bramce Lineker, Amor i Bakero. Ostatnie trafienie tego wieczora dorzuci Salinas. CSKA opuści Barcelonę przegrana, jednak w bułgarskiej drużynie znajdzie się jeden zawodnik, który w tym meczu był zwycięzcą. Christo. Zapadł on w pamięć nie tylko trzydziestu tysiącom kibiców, zgromadzonym na stadionie, ale także pewnemu Holendrowi, który zasiadał podówczas na ławce trenerskiej Blaugrany. Tego wieczora Johan Cruyff zdecydował, że Stoiczkowowi do twarzy będzie w bordowym i granatowym.

Barceloński Hugo Sánchez

Podchody w kwestii transferu, na który nie chciała się zgodzić CSKA Sofia, trwały ponad rok. W końcu, 4 maja 1990 roku życzenie Cruyffa stało się faktem - Christo Stoiczkow podpisał w Sofii pięcioletni kontrakt z FC Barceloną. Kwota transferu wyniosła 400 milionów peset. W dniu podpisania kontraktu na prośbę Mundo Deportivo przyszedł do Barcelony faks z jednym, napisanym przez Stoiczkowa po hiszpańsku, zdaniem:

„Oby został naszym Hugo!" - głosił nagłówek prasowy opublikowany dzień po podpisaniu kontraktu przez Christo. Nawiązywał on do deklaracji Cruyffa, który stwierdził, że ma nadzieję, iż Stoiczkow zostanie Hugo Sánchezem Barcelony i będzie dla niej strzelać ponad trzydzieści bramek. Według trenera Barcelony Bułgar był typem zawodnika, który „miał papiery" na to, by odnieść sukces w Hiszpanii. „Czasem jest egoistą, ale nigdy nie traci z pola widzenia lepiej ustawionego kolegi. Jego transfer może być dla nas decydujący w przyszłym sezonie". I jeszcze jedno: „Konfliktowy?" - pytał Cruyff. - „Ten facet chce zwyciężać nawet w futsalu".

Wykluczony z gry vol. 2/11

Początek grudnia, El Clásico, tym razem na wagę Superpucharu Hiszpanii. Pierwszy mecz ma miejsce na Camp Nou, arbitrem spotkania między Barceloną a Realem Madryt jest baskijski sędzia, Urízar Azpitarte. Dzień później prasa nazwie go głównym bohaterem spotkania, zaś sam mecz „kolejną nocą czarnej legendy" i „skandalem, którego nikt się nie spodziewał". Na taką ocenę katalońskich mediów Azpitarte zapracuje sobie wyrzucając z Cruyffa z ławki trenerskiej, zaś chwilę później, w 40. minucie gry, częstując Christo Stoiczkowa dwoma żółtymi kartkami, niemal jedną po drugiej, i tym samym odsyłając Bułgara do szatni. Jednak zanim Christo zejdzie z boiska zdąży jeszcze wymierzyć arbitrowi pożegnalne nadepnięcie na stopę. Urizar przez chwilę utyka w komiczny sposób, zaś mecz przeradza się w prawdziwy skandal. W gorącej atmosferze, na początku drugiej połowy gry, piłkę do bramki Barçy wpakuje Míchel. Będzie to jedyny gol tej nocy, który sprawi, że Real opuści Camp Nou zwycięski.

Kolejnego dnia głównym tematem w Hiszpanii będzie to, który cios był mocniejszy: ten, który Stoiczkow wymierzył arbitrowi, czy ten, którym Azpitarte potraktował Barçę. Oczywiście konkluzja zależy od barw klubowych. W Katalonii podkreślano, że arbiter nie tylko „zabił mecz" ale być może cały sezon, ponieważ Stoiczkowowi, jak podawał artykuł 58. regulaminu gry, groziły nawet trzy miesiące zawieszenia. Okazało się, że wymiar kary przerósł wszelkie obawy kibiców i członków klubu. Wyrok dla Stoiczkowa brzmiał: pół roku. Niemal tyle co wieczność. Dopiero później jego karę zredukowano do dwóch miesięcy.

„Sędzia nie miał do tego prawa" - grzmiał kolejnego dnia Johan Cruyff, jednocześnie obwieszczając, że Barcelona jest moralnym zwycięzcą tego meczu. W kwestię nadepnięcia na arbitra nie chciał się zagłębiać. „Nie widziałem tego ponieważ już schodziłem do szatni" - tłumaczył. Tym, który wdział był za to Alfredo di Stéfano. „My prowokatorami?" - pytał La Saeta Rubia odpowiadając tym samym na pytania o kontrowersyjne zachowanie Hugo Sáncheza. - „My prowokatorami? Jedyne co widziałem to Stoiczkow, który nadepnął na stopę arbitra". Míchel posunął się jeszcze dalej nazywając Camp Nou „niebezpiecznym miejscem". Noc pełna morbo, jak Hiszpanie określają wręcz chorobliwą piłkarską gorączkę, przerodziła się w prawdziwą burzę. Wydaje się, że najwięcej rozsądku zachował porywczy Bułgar, który gdy ostygły już emocje całe zdarzenie podsumował jednym zdaniem: „To moja wina".

Pięknie i moralizatorsko byłoby móc w tym momencie zamknąć tę historię optymistycznym stwierdzeniem, że Christo nawrócił się i nigdy więcej nie osłabił już swojej drużyny. Było jednak wręcz przeciwnie. Incydent z Azpitarte był jego drugą czerwoną kartką odkąd zaczął grać w barwach Barcelony. W kolejnych latach uzbierał ich w sumie jedenaście. Jednak trzeba oddać mu sprawiedliwość - zwykle wyrzucenia z boiska były efektem dwóch żółtych kartek. Z wyjątkiem łokcia, którym poczęstował Tocornala w meczu z Burgos oraz obrazy arbitra, za którą także obejrzał czerwony kartonik - dla podtrzymania niechlubnej tradycji znów w Superpucharze Hiszpanii, tym razem w meczu z Saragossą, w 1994 roku.

Stuprocentowy mistrz, stuprocentowy Katalończyk

„Ja la tenim!" - „Mamy ją!", a nawet „Ja la tenim aquì" - „Mamy ją już tutaj!", jak wykrzyczał tego dnia okutany w senyerę młodziutki Pep Guardiola. „Ona" była Pucharem Europy, który właśnie przyleciał do Barcelony z Londynu. Jak powszechnie uznano, przyleciał do domu.

Jest 21 maja 1992 roku. Balkon Generalitat, poniżej rozciąga się Plaça Saint Jaume a na nim tłumy kibiców Blaugrany. W pewnej chwili na balkonie pojawia się „ona", Puchar Europy, pierwszy w historii klubu. Niosą go kapitanowie - Alexanco i Zubizarreta. Prezydent, Jordi Pujol, pochyla się do Stoiczkowa i szepcze mu coś na ucho. Nie wiadomo czy Christo posłuchał jego rady ale jedno jest pewne, kibice na Plaça Saint Jaume usłyszeli od niego tylko jedno zdanie, jednak było to zdanie które przeszło później do historii: „Mistrzowie na sto procent, Katalończycy na sto procent!".

Dzień później Mundo Deportivo, w sobie tylko znany magiczny sposób wyliczyło, że Bułgar był drugim najbardziej oklaskiwanym zawodnikiem, tuż po Koemanie. Nic dziwnego, trudno byłoby się spodziewać by głównym bohaterem został kto inny niż zdobywca złotej bramki z Wembley. Trudno było się także spodziewać, że kibice nie pokochają niepokornego i wyszczekanego Bułgara, który podczas fety oblewał kolegów musującą cavą z entuzjastycznie i nieprofesjonalnie otwieranej butelki, na Camp Nou namiętnie całował Puchar Europy, jakby to „ona", „la Copa de Europa", była kobietą jego życia, a nie jego żona, Mariana, potem zaś chwytał za mikrofon i krzyczał jak opętany: „W tym roku, tak!". To samo krzyczeli tego dnia kibice.

Być może tym jednym zdaniem wykrzyczanym na Plaça Saint Jaume Christo udało mu się zjednać serca owych kibiców bardziej niż wszystkim czego dokonał na boisku. Wydaje się, że tego dnia nie mógł powiedzieć nic ważniejszego niż przyznać, że czuje się Katalończykiem. Później w barcelońskiej prasie można było spotkać grafiki przedstawiające Puchar Europy jako herb Barcelony.

Nie klubu, FC Barcelony, ale miasta, Ciutat Condal. „La Copa" w końcu była u siebie, w domu, zaś Christo Stoiczkow, pierwszy Bułgar, który podniósł do góry Puchar Europy, wykrzyczał na całe gardło, że czuje się częścią tej rodziny.

Bóg jest Bułgarem - Złoty Rok

„Gdy byłem mały zobaczyłem w telewizji Johana Cruyffa, który wśród lamp błyskowych podnosił Złotą Piłkę. Od tamtej chwili śniłem, że kiedyś spotka mnie to samo" - te słowa wypowiada Christo Stoiczkow na gali wręczenia Złotej Piłki w 1994 roku. Jego marzenie spełniło się w Barcelonie.

Rok 1994 był burzliwy. Bułgaria awansowała na mundial w USA, zaś Christo oświadczył: „Teraz jestem pewien, że Bóg jest Bułgarem". Nie zmienił nawet zdania po półfinale, w którym on sam zdobył bramkę lecz jego reprezentacja uległa Squadra Azzurra: „Bóg nadal jest Bułgarem" - podkreślił, - „ale sędzia był Francuzem". Można jednak odnieść wrażenie, że moce nadprzyrodzone odwracają swoje przychylne spojrzenie od piłkarzy z Bałkanów. W meczu o trzecie miejsce Bułgarię spotyka upokorzenie - Szwecji udaje się ich rozgromić aż 4:0. Christo nie wytrzymuje i swoją złość wylewa na głowę selekcjonera, Dymitara Panewa. „W naszym sukcesie nie ma żadnej jego zasługi" - oświadcza. - „Marny z niego taktyk, psycholog jeszcze gorszy. Po prostu miał dobrych piłkarzy".

Paryż, wieczór 20. grudnia 1994 roku. W końcu to Christo może zmiażdżyć swoich przeciwników. W plebiscycie France Football, w którym głosują dziennikarze z 49 europejskich krajów, przyznając zawodnikom miejsca od pierwszego do piątego, Stoiczkow pokonuje Roberto Baggio (Juventus, 136 punktów) i Paolo Maldiniego (Milan, 109 punktów). Przewaga Bułgara jest ogromna, na swoje konto zebrał aż 210 punktów. 

Zwycięzcę ujawniono zanim jeszcze padło nazwisko Stoiczkow. Wszystko zdradził krótki film z bramkami Christo, który puszczono na chwilę przed wręczeniem nagrody. Bohater wieczoru siedział przy stole wraz z Johanem Cruyffem. Wiedział już, że będzie trzecim, po Luisie Suárezie i Holendrze, który siedział tuż obok niego, zawodnikiem Barcelony, który sięgnie po tę nagrodę. Uśmiechając się promiennie i trzymając w dłoniach Złotą Piłkę powie: „To marzenie towarzyszyło mi od dzieciństwa i nie opuściło mnie przez całą moją karierę. Dołączyć do takich zawodników jak Cruyff, Platini czy Papin to coś niezwykłego". Kolejny film - tym razem to już nie bramki, to drugie oblicze Christo Stoiczkowa. Bułgar fauluje, wykłóca się z arbitrami. Jego trener widzi w tym zaangażowanie i ducha gry ofensywnej. Wydaje się, że między nim a zawodnikiem wszystko układa się idealnie. „Teraz musisz pokazać, że zasłużyłeś na tę nagrodę i utrzymać wysoki poziom" - mówi Johan. „Spokojnie, Mister" - odpowiada Christo z uśmiechem. - Wygramy i ligę, i Puchar Europy". Stoiczkow jednak się myli i to ogromnie. Barça sięgnie co prawda po trofeum ligowe, jednak Puchar Europy '94 nie będzie dla niej, a wspomnienia z tych rozgrywek będą znacznie bardziej gorzkie niż słodkie i rozpoczną długą drogę w dół, w kierunku kresu Dream Teamu. A także kresu Christo w Barcelonie. W następnym sezonie Stoiczkow oskarży Cruyffa o nepotyzm, promowanie kariery własnego syna kosztem innych. Te słowa będą go kosztować piętnastodniowe zawieszenie, zaś w ostatecznym rozrachunku rychłe rozstanie z Barçą. Jednak w tej chwili, w Paryżu, nikt tego nie podejrzewa. Zwłaszcza Christo, który błyszczy w świetle reflektorów, jak niegdyś Cruyff, w którego ślady tak bardzo chciał pójść, uśmiecha się i krzyczy radośnie po katalońsku parafrazując zawołanie Guardioli: „Ja la tenim! Ja la tenim a Catalunya!" - „Mamy ją! Mamy ją w Katalonii!". Z głośników płynie głos Freddy'ego Mercury'ego ogłaszający wszem i wobec, że jesteśmy mistrzami. Cruyff uśmiecha się pobłażliwie: „Mam w domu trzy takie. Są mniejsze niż te, które dają teraz, za to w całości ze złota. Te dzisiejsze są tylko pozłacane. No i łatwiej je zdobyć". Potem ściska mocno Christo, całuje go w oba policzki. Stoiczkow zostanie jeszcze drugim zawodnikiem świata według FIFA, tuż za Romario, sportowcem oraz człowiekiem roku Bułgarii nim Złoty Rok dobiegnie końca.

Vulgar Bulgar

Christo Stoiczkow na wszystko, co osiągnął w swoim życiu zapracował sam. Nie inaczej było z przydomkiem „Wulgarny Bułgar", którym go ochrzczono. Nic dziwnego, agresja z boiska, którą tak bardzo cenił Cruyff, („taki zawodnik powinien być w każdej drużynie" - mawiał Holender), przekładała się też na jego wypowiedzi i reakcje. Od Stoiczkowa mogło się dostać każdemu, nie tylko zawodnikom stołecznej drużyny w białych barwach, na którą do dziś reaguje niemal alergicznie, ale także „swoim". Van Gaala, z którym nie układało mu się najlepiej także nie oszczędził. „Może i głowę ma dużą, ale mózg malutki" - oznajmił Christo. Nie upiekło się nawet Cruyffowi, przynajmniej po części: „Cruyff jest jednocześnie najlepszym trenerem i najbardziej upartym człowiekiem z jakim przyszło mi pracować".

Czy wiecie dlaczego Real Madryt nie wydaje swojej serii znaczków pocztowych? Jeśli nie wiecie Christo służy odpowiedzią - ponieważ ludzie nie wiedzieliby na którą stronę należy napluć. Taki dowcip usłyszeli z jego ust wszyscy zgromadzeni na gali Sportowca Roku Bułgarii w 2010 roku, nie zabrakło też odniesienia do wyniku ostatniego Gran Derbi - słynnej La Manity. Stoiczkow niczego nie próbuje ukrywać: „Real Madryt budzi we mnie wstręt" - mówi. Meczów Realu oczywiście nie ogląda, jak mówi "ropieją mu oczy, gdy patrzy na biel". Dla niego to oczywiste, że bycie barcelonistą jest jednoznaczne z byciem antimadridistą. Dla Christo barwy klubowe, zwłaszcza jeśli chodzi o bordowo-granatowy kontra biały, są ważniejsze nawet niż przyjaźń. „Uwielbiam Mourinho" - przyznał swego czasu, - „to mój przyjaciel, ale muszę go nienawidzić, ponieważ trenuje Real Madryt. Jesteśmy przyjaciółmi, Mou był moim trenerem, ale teraz trenuje Madryt a ja jestem za Barceloną". Taka jest logika Christo i nie wydaje się żeby cokolwiek było w stanie ją zmienić.

Aha, jeszcze jedno - „Jeśli Gareth Bale jest wart 100 milionów euro to ja muszę być bezcenny" - stwierdza z czarującym uśmiechem Christo Stoiczkow; człowiek, który kibicowi ubranemu w koszulkę Realu podczas treningu Barçy nie waha się postawić ultimatum - zdejmujesz to, albo wylatujesz; skandalista, który w sytuacjach kontrowersyjnych czuje się jak ryba w wodzie; niepokorne dziecko Barcelony i (chwilami niewygodna) legenda klubu; niezapomniany piłkarz; Christo Stoiczkow.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

mój idol na zawsze! moja miłość do Barcy zaczęła się od miłości do Hristo..i na odwrót:) Visca el Hristo!

Jak byłem mały strzelając bramki na podwórku krzyczałem Stoiczkow albo Van Basten :). Ja tam lubię tą jego niepokorność :)

żałuję, że za czasow Dream Teamu nie było mnie na świecie ;P

Nie popieram takiego zachowania ale rozumiem, Real i Barca skończyły się na czasach Raula i Tarzana. Ale trzeba to docenić obiektywnie i Raul Gonzales nakrywa czapką Stoiczkova, nie zdziwię się jeśli kiedyś postawią mu pomnik a pewni ludzie odrąbią mu głowę ... pomnikowi oczywiście ;P sam wojny nie wygra mimo że był bardzo bardzo dobry to w Madrycie byli jeszcze lepsi ludzie...

Christo Stoiczkow- " barcelonista i antimadridista w pełnym znaczeniu obu tych słów " . Swój chlop i tyle : )

Pamiętam jak dziś grę Stoiczkowa i jego prostopadłe wyjścia do piłki którymi "kroił" prawie każdą obronę. Do tego mundial w USA, gdzie naprawdę byli o krok od finału ..., a po porażce rozpadł się zespół .... Kochać albo nienawidzić, to dobre określenie jego osobowości, ale na boisku biegaliśmy również w jego koszulkach ....

Podziękowania dla autorki, że przybliża mi, ciekawe anegdoty związane z wielkimi piłkarzami, których nie mam prawa pamiętać, bo albo mnie jeszcze nie było na świecie, albo robiłem w pampersy.
Tak czytając o Stoiczkowie to myślę, że taki gość przydałby się w dzisiejszej "delikatnej" Barcelonie. Przykładem może być dzisiejszy artykuł związany z Xavim i Madrytem, który jakoś wszyscy łączą z Realem. Kłótnia praktycznie o nic. Założę się, że gdyby taki Stoiczkow grał dzisiaj dla Barcy i miałby odpowiedzieć na tak zadane pytanie przez dziennikarza, to nie byłoby nigdzie żadnej dyskusji.

Jak zabawnie sie czyta komentarze w ktorych wyraza sie podziw dla tego czlowieka za obelgi na Real podczas gdy za kazda docinke Mourinho w strone Barcelony uwaza sie go za zwyklego chama i prostaka ktory nawet nie dobrnal w swojej arogancji do poziomu Bulgara.

Gdyby grał w dzisiejszych czasach, media nie dałyby mu spokoju przez te liczne prowokacje :)

taki diego costa tylko bardziej

To ten co trenował Lecha Poznań ? chyba ze nie to go nie znam słaby pewnie

Kolejne Mistrzostwo Eoren! :)

Dzięki niemu jestem clue, no i Romario;]

Czy wiecie dlaczego Real Madryt nie wydaje swojej serii znaczków pocztowych? Jeśli nie wiecie Christo służy odpowiedzią - ponieważ ludzie nie wiedzieliby na którą stronę należy napluć. props
konto usunięte

Uwielbiałem go, był kontrowersyjny, ale był prawdziwym twardzielem z charyzma, a najbardziej lubię go za stosunek do realu. czyli ostro bez wazeliny.
konto usunięte

Swietny napastnik..

Lech "Dlaczego Real Madryt nie ma żadnego okolicznościowego znaczka pocztowego? Bo ludzie nie wiedzą, na którą stronę splunąć, aby się przykleił" - Christo Stoiczkov

Sz.P.Eoren. Pani już napisał tyle, że człowiek po prostu nie wie,co ma napisać od siebie,żeby nie wyjść na prostaka czy oszołoma.Stoiczkow jest dla narodu Bułgarii tym, czym dla Argentyny Maradona czy dla Brazylii Pele.Jako piłkarza można go scharakteryzować w ten sposób dynamizm,szybkość i nieprawdopodobny walczak.A jako człowieka buta,zarozumiały, a nawet bezczelny. Ale z kolei zawsze powtarzam,że piłkarz który chce osiągnąć sukces musi być trochę samolubem,egoistą czy sobkiem.Oczywiście, żeby nie przesadził w kwestii samouwielbienia czy samozachwyt. Jako piłkarza najbardziej zapamiętałem go z fenomenalnych MŚ - 1994 w USA i jego kapitalną bramkę z rzutu wolnego przeciwko reprezentacji Niemiec.Ale wówczas byłem pod wrażeniem gry Brazylii i słynna kołyska w w wykonaniu Bebeto und Romario oraz 5 bramek Salenki w meczu z Kamerunem,yo!Co się tyczy słów pod adresem los blancos?Uważam podobnie,że w futbolu albo rybka,albo pipka albo wóz,albo przewóz.Dla mnie nie ma pełnego obiektywizmu w futbolu,jest się dozgonnym fanem ukochanej drużyny i tyle w temacie.Obiektywnie i grzecznie, to można pójść ze swoją ukochaną dziewoją na spektakl do La Scali czy Carnegie Hall.Oczywiście, że trzeba myśleć trochę zdroworozsądkowo w tej kwestii, żeby się to nie skończyło tak,jak tragedią na stadionie Heysel!Szczerze mówiąc, to finały Pucharu Europy z Sampdorią i Milanem,pamiętam jak przez mgłę.Oczywiście, że bramkę Koemana nie zapomnę do końca życia,a z Milanem Daniele Massaro i te sprawy...Krótko, zwięźle i na temat - Pani Eoren! Świetna robota po prostu cymes :)

Czy on pokazuje serdeczny palec?
Świetny artykuł.

swietny artykuł..

To był prawdziwy charakter w piłce nożnej!! A teraz ludzie się podniecają Balotellim, który do pięt nie dorasta Christo, pod względem sportowym i skandalisty

Nie wiem jak wy ale ja tam go uwielbiam ;) Zapalony barcelonista i świetny piłkarz ;)

Fajnie się czyta takie artykuły, bardzo ciekawe.
Ciekawa osobowość, człowiek z charakterem.

Ciekawy artykuł, dobra robota.

Bezczelny, arogancki, zarozumiały, chamski... Ale za to go uwielbiałem i zawsze z nr. 8. grałem...

Brak teraz takich charakternych piłkarzy .

widać że "zwierze" z niego było skoro pogryzł dziecko :^^ jak dla mnie to tylko do lekarza z nim

Taki charakter to coś niesamowitego. Kiedyś wywalił chłopaka z treningu Barcelony, bo miał koszulke Realu na sobie. ;)

SZACUN-SZACUN-SZACUN CHRISTO !!!!!!!
TAKICH LUDZI JAK CHRISTO CHCE NA TEJ STRONIE,A NIE FARBOWANCOW I MALOLATOW CO NIE MAJA POJECIA O ODDANIU BARWOM KLUBOWYM !!!!!!!!!!!
Co zamiast zajac sie meczami i problemami Barcy pierd..... farmazony o innych klubach,meczach innych zespolow itp.

On był współautorem la manity w wykonaniu dreamteamu Johana Cruyffa.

„Jeśli Gareth Bale jest wart 100 milionów euro to ja muszę być bezcenny" - zgadzam się w 100% ,wielki człowiek legenda .

Może nie uwierzycie ale w 1992 kibicowałem w finale PMK Barcelonie a Stoiczkowa cenię za ćwierćfinał z Niemcami na MŚ. To był wyczyn.

W obecnej Barcelonie brakuje takich "pyskaczy". Świetna seria artykułów. Prawdziwa kopalnia wiedzy dla nieco młodszych kibiców.

Eoren,
Dziękuję za ten artykuł. Nie ukrywam, iż Bułgar był jednym z moich ulubionych zawodników Dumy Katalonii. Za Barcelonę, chłopaków z szatni i wszystkich ludzi związanych z tym klubem mógł oddać życie. Na boisku wielki "walczak" i człowiek z potężnym charakterem. Świetny gracz i jedna z najważniejszych postaci naszego klubu.

Przydał by się taki zawodnik w dzisiejszej Barcelonie.

ten człowiek wie że nie ma co sie bawic w kurtuazje z realem madryt...

Jak zwykle, czyta się jednym tchem.

Generalnie nie pochwalam napinek z Realem, ale z tym kibicem na treningu na miejscu Stoiczkowa zachowałbym się identycznie, choć pewnie z innych powodów - co taki gość sobie myśli, przychodzi na trening drużyny w koszulce ich największego rywala i prowokuje czy nie wiem co... jednym słowem żenada.

Świetne zakończenie! ;P
Ale naprawdę, biografia w pigułce jak najbardziej na + !
Dziękujemy! :)

Ciekawy artykuł , fajnie się go czyta .

Christo - jeden jedyny!

"Czy wiecie dlaczego Real Madryt nie wydaje swojej serii znaczków pocztowych? Jeśli nie wiecie Christo służy odpowiedzią - ponieważ ludzie nie wiedzieliby na którą stronę należy napluć" Najlepszy fragment :D
konto usunięte

Mój idol z dzieciństwa i ulubiony piłkarz:)

Mourinho w dresie Barcy ściskający się ze Stoiczkowem - Bk