Jestem kibicem Barcelony od sezonu 2008/09, czyli początku Pepa Guardioli na stanowisku trenera seniorów. Od tamtego momentu mój ukochany klub zostawał mistrzem Hiszpanii w 8 na 14 przypadków. Pięciokrotnie byliśmy wicemistrzem, a tylko raz (!) zajęliśmy miejsce na najniższym stopniu podium. W latach 2004-2018 nie zdarzyła się sytuacja, w której Blaugrana nie wygrałaby LaLigi przez aż trzy sezony z rzędu. Aż do teraz.
Po niewątpliwie najlepszym okresie w historii klubu okraszonym dwoma (!) trypletami, sekstetem i możliwością oglądania nie tylko najlepszego zawodnika w historii dyscypliny, ale też najpiękniej grającej drużyny i najlepszej trójki pomocników w dziejach, jasne było, że musi nadejść okres gorszy. A po niespodziewanym i szalenie bolesnym odejściu Messiego... No cóż, oczekiwania wśród culés znacząco się obniżyły.
Ostatnie sezony były złe. Wtorkowo-środowe mecze Ligi Mistrzów nadal są dla nas ogromnym wyzwaniem. Jednak wygląda na to, że na krajowym podwórku zaczynamy wracać na swoje miejsce. Pierwszymi tego zwiastunami były już spotkania z Atléti i Realem z poprzedniej kampanii. Obu zespołom z Madrytu strzeliliśmy po 4 gole, na Bernabéu nie straciliśmy żadnego. Niedawno ponownie rozjechaliśmy Los Blancos, tym razem w Arabii Saudyjskiej, i zdobylismy Supercopę. Jednak rozwój Xavinety najlepiej udowadnia obecny sezon ligowy. Wiecie, jaki bilans miała Barcelona rok temu po 25 kolejkach? 4. miejsce za Realem, Sevillą i Betisem, 42 zdobyte punkty, bilans bramkowy 42:29, zaledwie 11 zwycięstw, 15 oczek straty do drużyny ze stolicy. W tym momencie jesteśmy liderem z 65 punktami, mając ich o 9 więcej od Królewskich. Bilans bramek? 47:8 i najlepsze defensywne statystki w historii rozgrywek. Potraficie podać z głowy, jakie drużyny strzeliły nam chociaż jedego gola w lidze? Bo ja nie.
Jasne, nie wszystko jest tak kolorowe, jak mogłoby się to wydawać. Liczby nie dają pełnego obrazu. Po mundialu nasza gra, na czele z Robertem Lewandowskim, jest delikatnie mówiąc mało zachwycająca. Odpadliśmy z europejskiego pucharu drugiej kategorii po dwumeczu z Manchesterem United, który nadal nie wrócił do swojej formy i statusu z czasów Fergusona. Zaliczamy też dziwną, jak na zespół historycznie słynący z pięknej gry, serię spotkań zakończonych skromnym wynikiem 1:0. Ostatni Klasyk na Bernabéu był koronnym przykładem odejścia od wszelkich wartości i zasad wyznawanych w barcelońskim środowisku. DNA Barçy magicznie zniknęło. Cholo byłby dumny (zresztą chyba jest, bo komentował naszą grę na jednej z konferencji). Miejmy jednak nadzieję, że to chwilowa zadyszka, spowodowana co najmniej po części absencją kluczowych postaci, czyli Pedriego i Ousmane'a Dembélé.
Czy na tym można skończyć krótkie podsumowanie ostatnich miesięcy? Oczywiście, że nie!
Czy Barça byłaby Barçą, gdyby wszyscy, kibice, działacze, związani z klubem dziennikarze, szli ramię w ramię, w jednym kierunku, a poza boiskiem nie działoby się zupełnie nic godnego uwagi? Nie wiem, choć się domyślam.
Po wieeeeelu większych lub mniejszych skandalicznych wydarzeniach w ostatnim czasie, poczynając od podejrzanych transferów brazylijskich wielkich talentów (pozdrowienia dla Andre Cury'ego) przez wspaniałe zarządzanie tą instytucją przez szajkę Bartomeu, jawny konflikt z szefem krajowej ligi, problemy z prawem Ronaldinho i Daniego Alvesa, na wycieczce Abidala do rosji kończąc... przyszedł on. Negreira. José Maria Enriquez Negreira. Caso Negreira. Syn Negreiry. Płatności dla Negreiry. Komunikat w sprawie Negreiry... Ledwie ta cała sprawa spadła na barki culés jak grom z jasnego nieba, a już chce się nią... wymiotować. Obojętnie jak to się zakończy, smród pozostanie.
Piłkarze to też ludzie (no może poza Messim, ale by ponownie zobaczyć go w Barcelonie, musimy jeszcze trochę poczekać), więc można zakładać, że w jakimś stopniu ten zgiełk dociera również do nich. Ich trener co kilka dni dostaje od dziennikarzy pytania niespecjalnie związane z futbolem i choć zapewnia, że drużyna skupia się na piłce... Cóż, wiemy jak i co mówią i muszą mówić trenerzy na konferencjach. Pozostaje mieć nadzieję, że zorganizowana kampania z zewnątrz, jak grzmi ostatnio polityk prezydent Laporta, zmotywuje piłkarzy ubranych na bordowo-granatowo, zamiast ich dobijać.
A okazja na pokazanie woli walki jest przednia. Klasyk to wciąż mecz wzbudzający największe zainteresowanie w świecie piłki nożnej. W obecnej sytuacji wygrana Barçy będzie niemal jednoznaczna ze zdobyciem tytułu, choć mając w pamięci choćby wydarzenia z końcówki sezonu 2015/16, trzeba będzie być czujnym i regularnie punktować do samego końca. 12 punktów nad Realem, czyli zwycięzcą ostatniej Ligi Mistrzów i aktualnym mistrzem Hiszpanii, na 12 kolejek przed końcem? Chyba każdy podpisałby się własną krwią przed startem sezonu, gdyby diabeł (ten od paktu z Zidanem) zaproponował mu taki wynik.
Hiszpańskie media są dość zgodne co do dzisiejszych składów (możecie sprawdzić czy nie opowiadam bajek TUTAJ), więc możemy się spodziewać po czterech pomocników w obu zespołach. W porównaniu do pucharowego pojedynku Ferrana powinien zastąpić Lewy, a Alonso tym razem chyba ustąpi pola Christensenowi. Większe pole manewru z ławki będzie miał zapewne Carletto, ale jeśli będzie musiał z tego korzystać, to znaczy, że będzie gonił wynik.
Czego sobie i Państwu życzę.
A na koniec, cytując okładkę katalońskiego Sportu:
dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek: FORÇA BARÇA!
Jeśli chcecie dowiedzieć się, jakie przewidywania w stosunku do dzisiejszej rywalizacji mają nasi redaktorzy i ich goście, zapraszamy do obejrzenia poniższego nagrania:
Obstaw wygraną Barcelony z kursem 150 sprawdź ten link -> https://zagranie.com/go/barcelona-wygra-el-clasico/
Komentarze (11)
Bo rzeczywistość pewnie będzie taka, ze bez Pedriego i Dembele będzie się tam bezproduktywnie odbijał w przodu...