W obliczu ostatnich afer w Barcelonie warto wyjaśnić, co dokładnie oznacza „més que un club”. Motto to jest coraz częściej przytaczane w sytuacjach nieodpowiednich, zamieszczane przy każdej możliwej okazji, co prowadzi do przedstawiania go w gorszym świetle i sprawia, że traci ono swoją wartość. Wielokrotnie hasło to używane jest przez osoby, które nie zdają sobie sprawy z jego wyjątkowości, znaczenia i pochodzenia. Z tego powodu warto cofnąć się o ponad sto lat, by dojść do początków FC Barcelony.
Początki w gimnazjum Solé
29 listopada 1899 roku w gimnazjum Solé odbyło się pierwsze spotkanie członków FC Barcelony. Klub założyła grupa młodych mężczyzn połączonych zamiłowaniem do sportu – w co dziś trudno uwierzyć – wówczas w Hiszpanii nieznanego. Piłkę nożną do Katalonii sprowadzono ze Szwajcarii: 22-letni Hans Gamper (który później zmienił imię na bardziej katalońskie Joan) zamieścił w tygodniku „Los Deportes” krótkie ogłoszenie. Zachęcał w nim wszystkich miłośników futbolu, by „zechcieli zgłosić się do jego biura we wtorek lub piątek między 21.00 a 23.00”. Sam Szwajcar zapewne nie zdawał sobie sprawy, jak ważnej rzeczy właśnie dokonał.
Od tamtego wydarzenia minęło już 124 lata. To ponad 12 dekad wielkiej historii, przepełnionej nie tylko sukcesami sportowymi, ale i wspaniałymi społecznymi zrywami. Naznaczonej nie tylko porażkami na murawie, lecz również tragicznymi zmaganiami z reżimem generała Franco.
Pierwszy mecz w historii klubu rozegrano 8 grudnia 1899 roku. Przeciwnikiem Barcelony była grupa Anglików mieszkających w stolicy Katalonii. Jak podaje Guillem Balagué w książce „Barça. Ilustrowana historia FC Barcelony”, udało się zebrać tylko 10-osobowe składy. I choć Barça przegrała jedną bramką, optymizm wcale nie malał. Początkowo grywano na nieczynnym welodromie Bonanova, później na kilku różnych mniejszych boiskach w mieście. Pierwszym stadionem stanowiącym własność klubu była La Escopidora.
Kibicowanie Barcelonie świadectwem katalońskiej tożsamości
Kolejny, nowocześniejszy stadion powstał w dzielnicy Les Corts (od której wziął swoją nazwę), by pomieścić ciągle rosnące grono fanów piłki nożnej. Właśnie na nim, podczas obchodów 25-lecia klubu, wzniesiono po raz pierwszy okrzyk wydobywający się z gardeł kibiców do dziś. Joan Gamper zakończył swoje rocznicowe wystąpienie słowami: „Visca el Barça i Visca Catalunya”. Fani odpowiedzieli: „Visca!”, a echo tego okrzyku wciąż dobiega uszu Messiego, Neymara czy Iniesty.
Już wówczas kibicowanie Barcelonie znaczyło coś więcej niż dopingowanie drużyny. Barcelona stała się instytucją społeczną, świadectwem katalońskiej tożsamości. W 1923 roku przewrotu wojskowego dokonał Miguel Primo de Rivera, obejmując władzę w państwie. Wprowadził między innymi zakaz posługiwania się innymi językami niż hiszpański, zabronił używania flag i symboli katalońskich czy baskijskich. Jego decyzje spotkały się z oporem społeczeństwa. Gdy podczas meczu w 1925 roku kibice wygwizdali hiszpański hymn, dyktator zamknął stadion Barcelony, a Joanowi Gamperowi dożywotnio zakazał pełnienia funkcji kierowniczych. Guillem Balagué w cytowanej już „Ilustrowanej historii” powołuje się na historyków, według których władze zabroniły nawet noszenia znaczka Barçy w klapie marynarki, więc umieszczanie go w widocznych miejscach stało się symbolem katalońskiego oporu i sprzeciwu wobec reżimu. Jedną z ofiar hiszpańskiej wojny domowej był Josep Sunyol, prezydent FC Barcelony, którego władze w Madrycie podejrzewały o działalność opozycyjną. Został zastrzelony w przydrożnym rowie przez nacjonalistyczne oddziały generała Franco. Stadion Barçy stał się azylem i stanowił schronienie dla wszystkich prześladowanych przez władzę – najpierw Les Corts, a od 1957 roku Camp Nou. W tym okresie padły bardzo ważne słowa – prezydent klubu, Narcís de Carreras, w swojej przemowie inauguracyjnej podkreślił, że FC Barcelona to więcej niż klub...
Na tak odważną postawę polityczną Barça mogła sobie pozwolić także dzięki wysokiej jakości sportowej. Wspaniali trenerzy – jak Helenio Herrera czy Rinus Míchels – oraz piłkarze – Luis Suárez, Johann Cruyff, Maradona… – nadawali ton zespołowi przez kolejne dekady. Rywalizacje z Realem Madryt stały się małymi wojnami, a zwycięstwo w takim meczu urastało do wielkiego narodowego wydarzenia.
W 1981 roku doszło do porwania napastnika Barcelony – Quiniego. Uwolniono go po trzech tygodniach. Nie wiadomo, czy padł ofiarą zwykłego przestępstwa, czy też nadmiernie rozgrzanej atmosfery wokół klubu, nigdy bowiem nie odnaleziono sprawców. I choć jego nieobecność wpłynęła na zespół, który nie włączył się do walki o mistrzostwo, to sam Quini został w tym sezonie królem strzelców.
Spuścizna po Johanie Cruyffie
Punktem zwrotnym w historii Barcelony, którego skutki (bardzo przyjemne) odczuwamy do dziś, było zatrudnienie Johanna Cruyffa w roli trenera. Wprowadził do drużyny nowy styl i skończył z mentalnością ofiary, przez którą zespół nie potrafił w pełni rozwinąć skrzydeł. Zrewolucjonizował system gry, narzucił go również wszystkim drużynom młodzieżowym, chcąc, by taktyka weszła wszystkim w krew. Sposób Cruyffa się sprawdził. Pod jego wodzą Barcelona raz zdobyła Puchar Hiszpanii, Puchar Zdobywców Pucharów, Puchar i Superpuchar Europy, do tego czterokrotnie mistrzostwo kraju i trzy razy Superpuchar Hiszpanii. Ważniejsza od bieżących sukcesów sportowych okazała się jednak spuścizna po Holendrze. Wychował całe pokolenie i ułożył podwaliny pod system obowiązujący w klubie do dziś. Jego najbardziej pojętnym uczniem okazał się Pep Guardiola, który najpierw kierował grą środka pola w drużynie Cryuffa, a po latach sam dowodził całym zespołem z ławki. Osiągnięciami przerósł swojego mistrza, zdobywając 14 trofeów.
Tych samych zasad trzymali się kolejni trenerzy: Tito Vilanova, a nawet Gerardo Martino, który co prawda przyszedł jako osoba z zewnątrz, która jednak musiała się dopasować do drużyny, a później z powodzeniem idei tych przestrzegał Luis Enrique. Choć jako zawodnik do klubu przyszedł, kiedy Cruyff już odchodził, jest najlepszym dowodem na to, że holenderska myśl szkoleniowa przetrwała swojego najwierniejszego wyznawcę.
W ten sposób zakończyliśmy podróż przez lata historii Barcelony, szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego Barça to coś więcej niż klub. Niniejszy tekst stanowi tylko krótkie migawki z barwnej historii drużyny, mające zachęcić kibiców do samodzielnego zgłębienia tematu i zrozumienia istoty wspaniałej instytucji, jaką jest FC Barcelona. Powyższe informacje zostały zaczerpnięte z książki Guillema Balagué „Ilustrowana historia FC Barcelony”.
Ter Stegen, Lewandowski i Laporta o haśle
O „més que un club” mówił jakiś czas temu Marc Andre ter Stegen, który jest zdania, że to hasło nie jest sztucznym wytworem, ani żadnym chwytem marketingowym. Niemiec uważa, że motto naprawdę jest wcielone w życie i to właśnie podoba mu się w klubie. Z kolei Robert Lewandowski w niedawnym wywiadzie przyznał, że dopiero w Barcelonie, kiedy znalazł się w środku i zobaczył, jak wszystko funkcjonuje, jak pracują ludzie, jak się opiekują zawodnikami, zrozumiał dokładnie, co to znaczy. Dla Joana Laporty motto to oznacza całą deklarację zasad, która będzie broniona futbolem, kulturą i solidarnością. Dusza Barçy według Joana może zostać zrozumiana tylko poprzez fundację, która rozwija programy pomagające najbardziej potrzebującym dzieciom. Warto więc pamiętać, że za hasłem més que un club kryje się coś więcej niż sprzeciw przeciwko reklamom na koszulkach albo widowiskowa gra i liczenie podań w bramkowej akcji. Przed użyciem tego hasła w niepoprawnym momencie każdy powinien sobie zdawać sprawę z jego ogromnego znaczenia.
Komentarze (22)
Z chęcią kiedyś bym napisał artykuł jak to wyglądało z perspektywy kibiców od lat 50 do czasów współczesnych oraz czym było Més que un club dla Hiszpanów kibicujących Barcelonie (nie tylko Katalończyków), a także jakie wartości, nadzieje i pokrzepienie serc te hasło niosło ze sobą. Mam przyjaciela z Katalonii, który jest historykiem futbolu i pasjonatem właśnie historii FC Barcelony - jest bardzo wiele historii i ciekawych wątków nie znanych szerzej młodym kibicom. Gdy ja zaczynałem kibicować Barcelonie nie było tak wielkich sukcesów sportowych, a Més que un club stanowiło romantyczną lewacką opowieść o charakternych katalończykach walcząych ku pokrzepieniu serc. Dzisiaj to całkowicie inny świat, ale fajnie by było aby kibice wiedzieli co te hasło znaczyło dla kibiców, kto wyrzucił Més que un club do kosza i wycierał sobie tym hasłem mordę po latach. Kibice Barcelony powinni wiedzieć dlaczego kibice Liverpoolu do dnia dzisiejszego czują jedność śpiewając swój hymn You'll Never Walk Alone oraz dlaczego w Barcelonie tak już nie jest i wiele wskazuje nigdy nie będzie.
Piękna historia, ale zapominamy właśnie o kibicach - tak jak klub o nich zapomniał, tak ten artykuł pomimo tego że jest świetny i merytoryczny to nie uwzględnia tego co najważniejsze - to kibice tworzą klub i jego historię. Hasło Més que un club to była idea, spojrzenie zarówno na świat i futbol, to były wspólne wartości klubu i kibiców przez dziesiątki lat - dlatego też niemal w całej Hiszpanii, nawet w Madrycie nasz klub miał swoich sympatyków bez względu na to jak sportowo wyglądaliśmy na boisku. Més que un club przetrał dziesiątki lat dzięki kibicom i miał wymiar społeczny. Warto o tym pamiętać mając świadomość że kibice zostali zastąpienie fanami, dla których historia nie ma znaczenia, w klub jest tak dobry jak jego ostatni mecz.
Swoją drogą warto obejrzeć film Barca Dreams, bo klub to jest znacznie więcej niż poszczególni piłkarze