Upadek Manchesteru United, czyli droga od finału Ligi Mistrzów do 1/16 Ligi Europy - część pierwsza

Jakub Kurek

15 lutego 2023, 10:30

20 komentarzy

Fot. Getty Images

Londyn, ostatni sobotni wieczór w maju 2011 roku. W sercu piłkarskiej Anglii obywa się mecz, na którym skupione są oczy całego świata. Viktor Kassai gwiżdże po raz ostatni, to oznacza tylko jedno – Barcelona najlepszą drużyną w Europie w sezonie 2010/2011. Manchester United miał wziąć rewanż za finał, który odbył się dwa lata wcześniej, lecz to się nie udało i znów Duma Katalonii szykuje się do dekoracji. Na Wembley zasiada 87 895 kibiców, ich czerwona część ze smutkiem, bez pośpiechu opuszcza stadion, z kolei bordowo-granatowe trybuny przygotowują się do świętowania.

Nikt z tych, którzy oglądali ten mecz na żywo lub przed telewizorem nie ma świadomości, że oba kluby czeka upadek specyficzny dla każdego z nich. Jednak dlaczego ktoś miałby się tego spodziewać? To właśnie te drużyny w ostatnich latach rządziły w Europie i grały w nich największe gwiazdy...

Dwanaście lat później FC Barcelona zmierzy się z Manchesterem United w 1/16 Ligi Europy, której w ostatnim czasie Czerwone Diabły stały się stałym bywalcem. Co poszło nie tak? Dlaczego jest aż tak źle? Czy jest jakaś nadzieja? Na te pytania postaramy się odpowiedzieć wraz z redaktorem ManUtd.pl – Jakubem Kurkiem. W poniższym tekście zagłębimy się w to, co się działo przez ostatnie niechlubne lata w Manchesterze United. Z kolei na stronie ManUtd.pl  można przeczytać, co w analogicznym czasie działo się w stolicy Katalonii.

Koniec ery sir Alexa Fergusona i wielki upadek Manchesteru United jako instytucji

Kibice nie dopuszczają do siebie tej myśli, ale wkrótce trzeba będzie się pożegnać z najlepszym menedżerem w historii klubu. Sir Alex Ferguson przystępuje jednak na ławce trenerskiej do kolejnego sezonu, który łamie mu serce. Nie dość, że odpada z Ligi Mistrzów w fazie grupowej, to jeszcze w ostatnich minutach 38. kolejki Premier League traci mistrzostwo. Szkot jeszcze nie ogłasza swojej decyzji, ale już wie, że następna kampania będzie jego ostatnią. Tym razem wraz z Robinem van Persiem, który zostaje królem strzelców, uwygrywa w cuglach upragniony 20. tytuł. Jednak koniec sezonu ma słodko-gorzki smak. Na emeryturę odchodzi ten, który przez 27 lat był nieodłącznym elementem Manchesteru United. Dopiero po zakończeniu jego trenerskiej kariery można dostrzec, jak wiele funkcji pełnił. Był szkoleniowcem, dyrektorem sportowym, pośrednikiem między zarządem a pierwszą drużyną, ale przede wszystkim duszą Czerwonych Diabłów. Od tego momentu nic już nie będzie takie samo, a struktury klubu legną w gruzach i do dziś się z nich nie podniosą.

Doświadczony menedżer namaszcza na swojego następcę innego Szkota, który wydaje się bardzo dobrym kandydatem na to stanowisko. Jednak David Moyes szybko orientuje się, jak wygląda kadra, którą otrzymał. Przestarzały kręgosłup drużyny w postaci Vidicia (31 lat), Ferdinanda (34 lata), Giggsa (39 lat) połączony z bardzo przeciętnymi zawodnikami, takimi jak: Anderson, Rafael, Cleverley, a przecież w szerokim składzie znajdował się wtedy nawet Angelo Henriquez, występujący dziś w Miedzi Legnica. Utrzymanie poziomu z poprzednich lat graniczyło z cudem, który nie nastąpił. Manchester United rozgrywa najgorszy sezon od lat i ląduje na tragicznym siódmym miejscu. David Moyes zwolniony. Co dalej?

Starzy wyjadacze nie dali rady

W kolejnym smutnym etapie egzystencji Manchesteru United zamiast zdiagnozować kłopoty, postanowiono je przypudrować. Należało zbudować pion sportowy, wykształcić kompetentnych skautów oraz zatrudnić prawdziwego dyrektora sportowego (Eda Woodwarda z pewnością nie można takim nazwać), tymczasem postanowiono wydać setki milionów na rynku transferowym i zatrudnić na wpół wypalonego trenera. Za około 350 milionów, które zostały wydane za kadencji Louisa van Gaala, sprowadzono takie tuzy futbolu jak: Matteo Darmian, Morgan Schneiderlin, Angel Di María (dziś na Old Trafford znienawidzony) czy choćby Marcos Rojo. Wszyscy ci piłkarze mogli być w pewnym momencie użyteczni, ale przez brak spójności w polityce transferowej zostali "odpaleni" po zmianie menedżera.

Jednak na razie warto się cofnąć do mundialu w 2014 roku. Wtedy Van Gaal był selekcjonerem reprezentacji Holandii, która stanęła na najniższym stopniu podium, pokonując po drodze Hiszpanię 5:1. Iluż kibiców oglądając legendarnego gola strzelonego przez Robina van Persiego głową po kapitalnym dośrodkowaniu Dalleya Blinda (przyszłego piłkarza Czerwonych Diabłów), wyobrażało sobie, jak maszyna byłego trenera Barcelony będzie hulać w Premier League. Niestety nie udało się nawet powtórzyć trzeciego miejsca... w Anglii.

Gdy Louis van Gaal był szkoleniowcem Manchesteru United, to angielskie media stale pisały o dwóch rzeczach: niesamowite konferencje prasowe oraz "possession obsession" i warto tu zaznaczyć, że ten pierwszy element był znacznie bardziej efektowny. Holender potrafił nagle wychodzić obrażony, demolować ciętymi ripostami dziennikarzy czy nawet nazywać Chrisa Smallinga - Pelé, bo nie mógł zapamiętać jego imienia. Z kolei jego teatralny upadek, który miał naśladować zachowanie Alexisa Sáncheza, zapamiętali nie tylko fani Czerwonych Diabłów, ale również wszyscy sympatycy Premier League. Znacznie gorzej kibice wspominają pewnie grę drużyny urodzonego w Amsterdamie menedżera. Wysokie posiadanie, dużo podań wszerz i do tyłu oraz brak jakiejkolwiek kreatywności - oto obraz sezonów 2014/2015 oraz 2015/2016 na Old Trafford.

Brak kwalifikacji do Ligi Mistrzów przelał czarę goryczy i Van Gaal pożegnał się z czerwoną częścią Manchesteru. Holendra nie uratował nawet zdobyty Puchar Anglii. Jeśli wypalony trener, który największe sukcesy ma już za sobą, nie dał rady, to na jakie rozwiązanie zdecydował się Manchester United? Oczywiście na zatrudnienie kolejnego wypalonego trenera, który największe sukcesy ma już za sobą.

José Mourinho - to nazwisko przed 2016 rokiem kojarzyło się przede wszystkim z wielkimi sukcesami, lecz również z wielkim ego. "The Special One" od razu ruszył na zakupy. Do klubu trafiają: dobry znajomy nowego szkoleniowca Zlatan Ibrahimović, gwiazda Bundesligi Henrikh Mkhitaryan i oczywiście nowy rekord transferowy, Paul Pogba. Zaczyna się kapitalnie, bo już po pierwszym meczu do klubowej gabloty trafia Tarcza Wspólnoty. Rozpędzoną maszynę zatrzymuje dopiero w czwartej kolejce Premier League Manchester City Pepa Guardioli. Od tego momentu w lidze nie szło już Czerwonym Diabłom najlepiej, a szczególnie dotkliwa dla Portugalskiego szkoleniowca porażka 0:4 z Chelsea jest tego najlepszym przykładem.

Szóste miejsce w lidze nie wygląda dobrze z perspektywy czasu, lecz udało się zgarnąć "potrójną koronę" w wersji demo, czyli Tarczę Wspólnoty, Puchar Ligi i Ligę Europy. Trzecie z wymienionych trofeów był ostatnim, jaki podniósł kapitan Manchesteru United aż do dziś, ale jest jeszcze ważne z innego względu - dało przepustkę do upragnionej Ligi Mistrzów.

Sezon 2017/2018 był jednym z najbardziej wyczekiwanych w ostatnim latach. Druga kampania Mourinho w każdym z poprzednich klubów była tą najlepszą. W wypadku Manchesteru United również powtórzył się ten sam schemat. Czerwone Diabły bez kontuzjowanego Ibrahimovicia, lecz z Romelu Lukaku zdobyły rekordowe po odejściu sir Alexa Fergusona 81 punktów. Jednak wystarczyło to jedyne do zajęcia drugiego miejsca za niemal nieomylnym Manchesterem City (zdobyli oni wówczas okrągłe 100 "oczek").

– Generalnie piłkarze mogą odczuwać pewnego rodzaju erozję, zwłaszcza gdy wiele się od nich wymaga. Gdy mówiłem o tym, że zajęcie drugiego miejsca w lidze z Manchesterem United było fantastycznym osiągnięciem, to powiedziałem to, ponieważ wykorzystaliśmy w pełni potencjał tej drużyny i osiągnęliśmy zamierzone cele. Naprawdę wycisnąłem ich jak pomarańczę, aby to osiągnąć. Gdy ma się w drużynie grupę bardzo profesjonalnych piłkarzy, którzy są ambitni, ciężko pracują i są utalentowani, a do tego dobrze zbudowany strukturalnie klub, to nie ma potrzeby doprowadzać do takiej erozji.

- mówił o swojej pracy w Manchesterze United José Mourinho.

Do wspomnianej wyżej erozji niestety doszło. Trzeci sezon Mourinho, jak to często u niego bywa wyglądał dokładnie tak, jak w innych klubach. Coraz mniej mówienia o piłce nożnej, a coraz więcej o zdobytych w przeszłości tytułach. Efekt ten podwoiły konflikty z takimi piłkarzami jak Paul Pogba czy Luke Shaw (Portugalczyk stale podkreślał, że Anglik grał swoim ciałem, ale z jego mózgiem - sugerując, że musiał myśleć za niego i stale mu podpowiadać zza linii bocznej). Atmosfera stała się niemal tak toksyczna, jak teren wokół elektrowni w Czarnobylu. Można było odnieść wrażenie, że piłkarze grają "na zwolnienie" swojego menedżera, co ostatecznie się udało.

Wtedy wjechał Ole Gunnar Solskjaer jak rycerz na białym koniu... Jednak o tym opowiemy w części drugiej tego teksu.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Eh jak ja nie lubię jak patrzymy na innych a nie widzimy samych siebie.
« Powrót do wszystkich komentarzy