Spotkanie ligowe z Gironą pozostawiło po sobie mieszane odczucia. Z jednej strony zwycięstwo pozwoliło na powiększenie przewagi nad Realem, który tylko zremisował Realem Sociedad, a z drugiej Xavi stracił na dłuższy czas Dembélé. Przed spotkaniem z Betisem trzeba było zatem podjąć decyzję, czy postawić na bardziej zrównoważone ustawienie z czwórką pomocników, czy może dać kolejną szansę Ansu Fatiemu. Pierwsza opcja wygrała i jedynym skrzydłowym w jedenastce był Raphinha, który miał wspierać Roberta Lewandowskiego. Za plecami Polaka wystąpił Pedri, z kolei Gavi był ustawiony bliżej lewego skrzydła. Za równowagę w środku pola mieli odpowiadać Frenkie de Jong oraz Sergio Busquets, a w linii defensywnej wystąpili pewniacy: Koundé, Araujo, Christensen i Balde.
Barcelona rozpoczęła bardzo agresywnie i z dużą łatwością odbierała piłkę, by później szukać szybkich sposobów na przedostanie się pod pole karne Betisu. Pierwszy strzał oddał Raphinha po długim podaniu i minięciu obrońcy w polu karnym, ale golkiper gospodarzy nie dał się zaskoczyć, a sędzia chwilę później zasygnalizował pozycję spaloną Brazylijczyka. W odpowiedzi przetestować Ter Stegena chciał Luis Henrique, jednak został zablokowany. Niebezpiecznie było też po błędzie Balde, ale skończyło się na strachu i twardej interwencji Koundé. W 18. minucie fantastyczne podanie Raphinhi do Pedriego powinno otworzyć młodemu pomocnikowi drogę do bramki, tymczasem Rui Silva zdołał wyłuskać piłkę i zażegnać niebezpieczeństwa.
W 33. minucie do siatki strzałem głową trafił Raphinha, jednak w momencie podania znajdował się na pozycji spalonej. Po błędzie w 37. minucie wyborną okazję miał Pedri, ale ponownie lepszy był Rui Silva. Swoją szansę miał też Gavi, którego strzał został zablokowany. Nowa „szóstka” Barcelony próbowała jeszcze pokonać golkipera Betisu strzałem głową, ale uderzenie było dalekie od ideału, a dodatkowo w momencie podania był na pozycji spalonej. Choć w pierwszej połowie okazji nie brakowało, to bramek się nie doczekaliśmy.
Po przerwie znów znakomitą okazję miał Pedri, a Rui Silva znakomicie interweniował. Zdecydowanie brakowało mu dzisiaj skuteczności. Betis był zepchnięty do dość głębokiej defensywy, ale w 56. minucie mógł wyjść na prowadzenie. Fekir nie zdołał jednak pokonać Ter Stegena. Barcelona szukała gola i znalazła go w 65. minucie. Znakomicie dośrodkował Balde, a Raphinha dopełnił formalności, pakując piłkę do pustej bramki. Tymczasem na boisku zaczęło iskrzyć i sędzia miał sporo pracy. W 73. minucie Busquets wyśmienicie podał do Lewandowskiego, ale ten został zablokowany. Polak nie był pocieszony, aż wreszcie w 80. minucie Araujo zgrał piłkę po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Pedriego, a Robert do niej dopadł i podwyższył na 2:0. Chwilę później blisko gola był wprowadzony wcześniej Ansu Fati, ale uderzył głową niecelnie.
Barcelona miała mecz pod kontrolą, ale w 85. minucie wyciągnęła rękę do gospodarzy. Fatalna interwencja Koundé we własnym polu karnym dała efekt w postaci bramki samobójczej i Betis zyskał wiarę, że może powalczyć o punkty. Goście musieli się bronić do samego końca spotkania, ale utrzymali skromne prowadzenie. Nim sędzia zagwizdał po raz ostatni, pokazał jeszcze czerwoną kartkę Williamowi Carvalho. Nie był to może idealny mecz w wykonaniu podopiecznych Xaviego, najważniejsze są jednak trzy punkty. Przełamał się Robert Lewandowski, a i Raphinhi trafienie powinno pozwolić na zyskanie pewności siebie. Kolejnym rywalem już w niedzielę walcząca o utrzymanie Sevilla.
Betis: Rui Silva, Ruibal (min. 78, Sabaly), Pezzella, Luiz Felipe, Abner, Guido Rodríguez, William Carvalho (min. 62, Guardado), Luiz Henrique (min. 77, Rodri), Canales, Fekir (min. 63, Juanmi), Iglesias (min. 77, Willian Jose).
Barcelona: Ter Stegen, Koundé, Araujo, Christensen, Balde, Busquets, De Jong, Gavi (min. 84, Ferran Torres), Pedri (min. 90, Kessie), Raphinha (min. 80, Ansu Fati), Lewandowski.
Komentarze (279)