Ousmane Dembélé niewątpliwie jest jednym z piłkarzy wzbudzających największe kontrowersje w Barcelonie. Barça miała z Francuzem gwarantowany prawdziwy rollercoaster, nie tylko na poziomie gry, ale też zachowania pozaboiskowego. Chyba każdy przechodził takie okresy, w których doceniał Dembélé, a chwilę potem go ganił. Taka to już postać. Nie można być wobec niego obojętnym, bo wzbudza skrajne emocje. Dembélé dostał w Barcelonie dużo szans, a mimo różnego rodzaju problemów miał po swojej stronie niemal wszystko, żeby zostać wielką postacią Dumy Katalonii. Przejmował pałeczkę kolejno po Neymarze, Luisie Suárezie i Messim, a tymczasem wygląda na to, że teraz może mieć problem z wygryzieniem ze składu Adamy Traoré. Jak doszło do tej deprecjacji znaczenia Francuza?
Zwolennikiem talentu Ousmane’a Dembélé byłem jeszcze w czasach jego gry w Rennes. To właśnie wtedy pojawiły się pierwsze spekulacje łączące Francuza z Barceloną. Żałowałem, że utalentowany skrzydłowy ostatecznie trafił do Borussii, choć zdawałem sobie sprawę, że przy zabójczym tridente Messi-Suárez-Neymar mógłby być co najwyżej rezerwowym. Rok później szokujące odejście Brazylijczyka odblokowało jednak drogę do sprowadzenia Dembélé na Camp Nou. Cena transferu wydawała mi się zdecydowanie przesadzona (105 milionów + zmienne), ale jednak klub musiał działać szybko, aby wzmocnić atak w końcówce letniego okienka, co w takiej sytuacji zazwyczaj sprawia, że ekonomiczne wyrachowanie przegrywa z pilną potrzebą. Zwłaszcza gdy ma się dostęp do ogromnych środków uzyskanych z transferu Neymara i nie trzeba liczyć się z oszczędnościami (i jest się Bartomeu…).
Następca Neymara tylko z nazwy
Barcelona potrzebowała następcy Brazylijczyka, potrzebowała szybkiego, potrafiącego dryblować zawodnika, mogącego robić różnicę na skrzydle. Nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł twierdzić, że Dembélé od razu zastąpi 1 do 1 czołowego piłkarza świata, ale świetna postawa Francuza w pierwszym sezonie w Borussii (10 goli i 21 asyst) oraz jego wiek (19 lat) wskazywały, że skrzydłowy ma zadatki, aby stać się w przyszłości jednym z najlepszych graczy na swojej pozycji. Jego zachowanie wymuszające transfer do Barcelony (m.in. brak stawienia się na treningu) nie zapaliło u mnie lampki alarmowej, choć okazało się zapowiedzią przyszłych problemów z zawodnikiem. Wtedy jednak liczył się tylko wyjątkowy talent Dembélé. Jego unikatowa zdolność do gry obiema nogami, kocia zwinność i dynamika, które przy niebywałym przyspieszeniu sprawiały, że nawet przy doświadczonych obrońcach wyglądał momentami jak postać z innej galaktyki. Jeśli ktoś miał ograniczyć straty powstałe po odejściu Neymara, to właśnie on.
Sezon 2017/2018
Jak się miało okazać później, sam potencjał nie wystarczył. Dembélé nie zdołał rozegrać nawet jednego pełnego meczu ligowego w Barcelonie, gdy przydarzyła mu się poważna kontuzja, która skreśliła go z gry na kilka miesięcy i naznaczyła sezon. Kiedy już się wyleczył w drugiej połowie kampanii 2017/2018, znów wypadł z gry na kilka tygodni, a Ernesto Valverde w końcu ułożył sobie drużynę bez Francuza. Ostatecznie Dembélé zakończył rozgrywki z 24 meczami, 4 golami i 9 asystami. Blaugranie brakowało trzeciej odnogi trójzębu, ale jej skrzydłowy wciąż miał dopiero 21 lat i wszystko było przed nim. Wtedy jeszcze wierzyłem, że to kwestia czasu, kiedy zacznie rozwijać się w katalońskim klubie. Niech tylko skończą się problemy zdrowotne.
Sezon 2018/2019
Dembélé od początku nowego sezonu wreszcie mógł stopniowo adaptować się w drużynie i wzmacniać swoją pozycję. 14 goli i 8 asyst potwierdzało potencjał Dembélé, choć zasadne były zastrzeżenia co do jego stabilności, inteligencji boiskowej i rozumienia gry. Ten dylemat między możliwościami a stałą efektywnością nie został rozstrzygnięty, ponieważ z rytmu znów wybiły Francuza kontuzje. Trzy urazy mięśniowe w drugiej połowie rozgrywek sprawiły, że kibice zaczęli wątpić, czy będzie w stanie zapewnić stabilizację atakowi. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
Sezon 2019/2020
W kolejnej kampanii Dembélé rozegrał tylko 9 meczów z powodu problemów zdrowotnych. Skrzydłowy znalazł się w ogniu krytyki, co jakiś czas rozpalanej kolejnymi doniesieniami o jego nieprofesjonalnym zachowaniu. Zasadne wydawały się twierdzenia, że zawodnik marnuje swój potencjał nie tylko z powodu kłopotów zdrowotnych, które mogły zresztą być powodowane także nieprofesjonalnym trybem życia Francuza. Na sile zyskiwały argumenty o potrzebie rezygnacji z Dembélé i znalezienia innego skrzydłowego. Koncepcje a realia to jednak dwie różne rzeczy, o czym kibice Blaugrany moim zdaniem zdawali się zapominać. Barcelona znalazła się bowiem w takiej sytuacji w okresie pandemii i narastającego kryzysu finansowego oraz kadrowego. Nie mogła sobie pozwolić na takie transfery jak kiedyś i musiała wręcz pozbywać się kolejnych gwiazd. Sprzedaż mającego problemy zdrowotne zawodnika była jednak kłopotliwa ze względu na spadek jego wartości, a pozyskanie odpowiednio następcy - niepewne lub wręcz nierealne. Barça nie mogła liczyć na zarobienie dużych środków za Dembélé, a brakowało jej siły finansowej na sprowadzenie nowego atakującego o podobnym profilu.
Kolejna szansa przy braku innych opcji
W tych parszywych okolicznościach wydawało mi się zrozumiałe, że Barcelona spróbuje jak najlepiej wykorzystać i odbudować posiadane zasoby, a jednym z nich był, chcąc nie chcąc, Dembélé. Jeden z nielicznych graczy zdolnych do zrobienia różnicy w pogrążonym w marazmie zespole. Doniesienia o braku profesjonalizmu nieco ucichły, a w sezonie 2020/2021 Francuz rozegrał 44 mecze - najwięcej odkąd trafił do Blaugrany. Wątpliwości wobec gracza nie zostały rozwiane (strzelił 11 goli i zaliczył 5 asyst), ale był to jakiś krok do przodu. Można było odnieść wrażenie, że albo dostanie jeszcze jedną szansę, albo klub postanowi go sprzedać, skoro był już zdrowy i jego wartość wzrosła. Oba rozwiązania wydawały się na swój sposób racjonalne. Okazało się jednak, że Dembélé tylko do czasu udało się utrzymać bez kontuzji. Kolejny uraz w newralgicznym okresie w czerwcu 2021 roku zniweczył szansę na letni transfer i pozbawił Barcelonę pola manewru. Celem klubu musiało być w tej sytuacji przedłużenie z nim kontraktu.
Przyznaję, że należałem do zwolenników podpisania umowy z Dembélé, oczywiście tylko na rozsądnych warunkach. Z prostej przyczyny - poczekanie na wygaśnięcie kontraktu nic Barcelonie nie dawało w wymiarze praktycznym. Tymczasem nawet gdyby klub nie chciał wiązać przyszłości z piłkarzem, mając z nim dłuższą umowę, mógłby go sprzedać już kolejnego lata. Zarobiłby na operacji, zamiast pozwolić zawodnikowi na odejście za darmo. Ponadto Dembélé wciąż mógł dać coś drużynie na boisku. Wątpliwości wobec 24-latka pozostawały, ale mając w ataku takich zawodników jak Braithwaite, Luuk de Jong i zawodzący Depay, stałem na stanowisku, że Francuz przynajmniej od czasu do czasu może zrobić coś z niczego, w przeciwieństwie do większości kolegów. Stan kadry zdecydowanie nie sprzyjał odpuszczeniu Dembélé. Argument „niech po prostu odejdzie” wydawał mi się mało rzeczowy przy takiej sytuacji drużyny pozbawionej już nie tylko Neymara, ale też Luisa Suáreza i Leo Messiego, pogrążonej w marazmie i przeciętności.
Niedoszły lider okresu przejściowego
Dla Dembélé była to także unikatowa okazja na „przejęcie zespołu”. Francuz miał wolną drogę do zostania największą gwiazdą drużyny. Nie musiał już patrzeć na Suáreza, Messiego czy kogokolwiek innego i mógł po prostu wziąć grę na swoje barki. W kryzysie czy nie, taka rola w Barcelonie musi być czymś bardzo prestiżowym dla piłkarza. Nawet gdyby nie wiązał on z Katalończykami przyszłości, byłaby to dla niego duża szansa na wypromowanie się, bo niezależnie od tego, co sądzą krytycy Blaugrany i jakie jest położenie klubu, oczy całego świata zawsze skupione są w dużej mierze na Camp Nou. Wyciągnięcie zespołu na prostą byłoby dla niego potężnym argumentem w dowolnych negocjacjach kontraktowych.
Dembélé otrzymywał w ten sposób nawet więcej, niż na to zasługiwał dotychczasowymi występami. Można powiedzieć, że dostał od losu szansę, że było to swoiste zadośćuczynienie po permanentnych problemach zdrowotnych. W którym wielkim zespole Dembélé mógłby bowiem być takim liderem projektu? Każdy klub tego pokroju ma zawodników o większej renomie, zapewniających wydajniejszy i stabilniejszy wpływ na ekipę. Na Camp Nou Dembélé miał też gwarantowaną swobodę w prowadzeniu ataków i we wchodzeniu w pojedynki. Pod wieloma względami mógł to być dla niego niezwykle owocny okres, mimo problemów toczących Dumę Katalonii. Proces przejściowy był idealnym okresem dla 24-latka na poprawę swojej sytuacji.
Wybujałe oczekiwania
Wszystkie te kalkulacje dotyczące kadry zespołu, potencjału piłkarza czy wreszcie ewentualnych korzyści z operacji finansowej wzięły w łeb, gdy pojawiła się wiadomość, że Dembélé chce podwyżki. Dopiero wybujałe oczekiwania finansowe Francuza (lub raczej jego agentów) przelały u mnie czarę goryczy, dopiero wtedy poczułem się na tyle zmęczony skrzydłowym, żeby dołączyć do grona „niech on już po prostu odejdzie w jakikolwiek sposób”. Jego sprawa stała się dla mnie przegrana i już nie miałem ochoty bronić jego wybryków, licząc na lepszą przyszłość. Prawie 5 lat ciągłych wątpliwości i kontrowersji to jednak zdecydowanie zbyt długi okres, zwłaszcza gdy nie ma dobrego rozwiązania problemu, ponieważ Barcelona zwyczajnie nie może oferować Dembélé gwiazdorskiego kontraktu. Nie mogąc go zatrzymać, Barça słusznie chciała sprzedać piłkarza w zimie za dowolne pieniądze, chociaż ostatecznie nie udało się przeprowadzić żadnej transakcji.
Abstrahując od problemów finansowych, Dembélé nie mógł dostać lepszej umowy od Barcelony, ponieważ mimo inspirujących przebłysków wielkiego potencjału w dłuższej perspektywie nie wykorzystał szansy, którą otworzyło przed nim Camp Nou. Nie wykazał przy tym krzty lojalności wobec klubu, który tolerował jego permanentne kontuzje, problemy z profesjonalizmem, wreszcie bardzo nierówną wydajność, a mimo tego wszystkiego wspierał piłkarza i dążył do podpisania z nim kontraktu. Wykupienie Ferrana Torresa mogło być niefortunne w trakcie negocjowania niższej pensji, ale Dembélé powinien mieć świadomość, że to on jest dłużnikiem klubu, a nie na odwrót, ponieważ zawsze gdy tonął, Barça próbowała wyciągnąć go na powierzchnię. A przede wszystkim - że na podwyżkę zwyczajnie nie zasługuje.
Dembélé nie wykazał w tym zakresie rozsądku. Może mieć oczywiście dowolne aspiracje finansowe i nawet kierować się głównie pieniędzmi, ale też powinien mieć świadomość swojej sytuacji jako zawodnika, który nie rozwinął swojej kariery w ostatnich latach. Chęć szybkich zysków i zbyt wysokie mniemanie o sobie przesłoniły chłodną kalkulację i mogą wpłynąć na pogorszenie położenia Francuza. Fakty wyglądają tak, że Barcelona zainwestowała w Dembélé około 179 milionów euro (transfer + wynagrodzenie). Zgodnie z tym rachunkiem każdy jeden gol 24-latka kosztował Katalończyków 5,7 miliona, każde spotkanie - 1,4 miliona, a każda minuta na boisku - 23 tysiące euro. Dembélé opuścił ponad 100 meczów i rozegrał tylko 20 pełnych pojedynków. Przez 5 lat zdobył tyle bramek (31), co Neymar w samym tylko sezonie 2015/2016. Przez całą karierę w Barcelonie zaliczył tylko jedną asystę więcej (23) od wyniku Leo Messiego w LaLidze 2019/2020 (22).
Nawet taki fan talentu Dembélé jak ja nie został przekonany, że bez Francuza Barça będzie miała poważne problemy. W tym sezonie, mimo że często rzeczywiście prowadził ataki Blaugrany, strzelił tylko jednego gola i zaliczył dwie asysty. To taki sam dorobek jak u 38-letniego Daniego Alvesa, który jest w kadrze od miesiąca. Potencjał dalej tam jest, ale efektywność i wpływ na wyniki drużyny jest za mały u zawodnika, który w tym roku skończy 25 lat i domaga się gwiazdorskiej pensji.
Niepewna przyszłość
Kto miałby więc po tych wszystkich problemach, wątpliwościach i niepewności co do poziomu zaufać Dembélé i powierzyć mu ważną rolę w swojej drużynie, gdy do tej pory pokazywał raczej, że nie można na nim budować poważnego projektu? Nie mamy pewności, jak wygląda obecna sytuacja Francuza. Może rzeczywiście dogadał się już z innym klubem. Pytanie, z którym i czy zostanie w nim potraktowany poważnie, ze wszystkimi swoimi przywarami. Wydaje mi się jednak, że gdyby ktoś naprawdę liczył na Dembélé i wierzył w jego talent, nie wahałby się wydać dodatkowych kilka milionów, aby pozyskać go już w styczniu. Skoro ewentualna operacja jest odkładana do lata, potencjalny nowy pracodawca widocznie też ma wątpliwości, czy zawodnik jest tego wart, co nie wróży najlepiej na przyszłość. Może więc się okazać, że to Barcelona była najlepszym miejscem dla Dembélé, najcierpliwszym wobec wszystkich jego wad. A może rzeczywiście 24-latek chce zostać na Camp Nou i podpisać kontrakt, licząc, że z biegiem czasu przekona władze klubu do podwyżki? Ta strategia wydawałyby się niezwykle naiwna, zwłaszcza po ostatnich tygodniach.
Rezerwowy gwiazdor
Mimo braku powołań na dwa mecze Dembélé ostatecznie został po zimowym okienku w Barcelonie i według słów Xaviego będzie mógł liczyć na grę w zespole. Francuz w spotkaniu z Atlético wrócił do kadry, ale nie zagrał od pierwszej minuty. W jego miejsce na murawie pojawił się nowy nabytek Adama Traoré. I trzeba przyznać, że zawodnik wypożyczony z Wolverhampton zrobił bardzo dobre wrażenie. Ostatecznie Dembélé nie zagrał nawet minuty, a Barça bez Francuza potrafiła pokonać Atlético po jednym z najlepszych meczów w sezonie. Trudno więc odnieść wrażenie, żeby obecność 24-latka na boisku była kluczowa dla wyników. Do tej pory Ousmane, nawet gdy rzeczywiście napędzał ataki Blaugrany, nie potrafił odmieniać rezultatów drużyny. W momencie, gdy ekipa potrzebuje stabilizacji i buduje się na przyszłość, skrzydłowy, który latem prawdopodobnie odejdzie, może okazać się dla niej zbędny. Co będzie miało dla niego duże konsekwencje w najbliższej przyszłości i prawdopodobnie również tej dalszej. Brak gry przez pół roku na pewno nie da mu takiego kontraktu w Barcelonie, jaki by chciał, może utrudnić mu wejście do nowego zespołu, a to wszystko przełożyłoby się na potencjalny brak powołania na mundial. Przede wszystkim, piłkarz zbliżający się do 25. roku życia może zmarnować kolejne miesiące w teoretycznie najlepszym momencie kariery.
Być może wizerunek Traoré jeszcze pogorszy się w trakcie sezonu, być może już za tydzień będziemy podchodzić do niego krytycznie, ale na ten moment nie ma argumentów, żeby miał przez Dembélé stracić swoje miejsce. A przecież w kolejce do gry jest też Pierre-Emerick Aubameyang, w końcu wyleczy się również Depay, a Ferran Torres wydaje się pewniakiem u Xaviego. Trener naprawdę ma teraz wiele opcji i marudny Dembélé wcale nie musi wrócić do roli podstawowego gracza. Oczywiście do końca rozgrywek zostało jeszcze sporo czasu i wszystko może się zmienić. Być może Francuz okaże się istotnym elementem zespołu. Uważam, że skoro Dembélé już został w ekipie, trzeba po prostu zostawić tę decyzję w rękach Xaviego i ją zaakceptować, wierząc w wyczucie byłego pomocnika. W tej chwili jednak skrzydłowy wydaje się zawodnikiem, który może niezwykle dużo stracić w tym sezonie.
Zmarnowany talent?
Dembélé przeszedł drogę z bycia piłkarzem, który miał stopniowo zastępować Neymara, a później być liderem Barcelony, do jej rezerwowego. Brak należytego podejścia do zawodu, otaczanie się nieodpowiednimi ludźmi, może czasem pech, a już na pewno chciwość i upór nie pozwalały 24-latkowi rozwinąć skrzydeł w różnych okresach jego pobytu na Camp Nou. Dembélé kolejny rok marnuje swój dar, choć w teorii mógłby błyszczeć w jednym z najlepszych klubów na świecie, i stanowi najlepszy dowód, że w futbolu talent to nie wszystko. Alemany i Xavi, którzy długo wykazywali się cierpliwością wobec Dembélé, zamiast podpisać się pod intratnym kontraktem, mogą mu teraz zacytować słynną frazę z klasyka polskiej literatury: „miałeś chamie złoty róg, miałeś chamie czapkę z piór…”. I wydaje się, że podobnie jak w przypadku bohaterów dzieła Wyspiańskiego Dembélé będzie mógł pomóc sobie i Barcelonie tylko wtedy, gdy wyjdzie z chocholego, bezmyślnego tańca. Na co może być już za późno.
Komentarze (108)