Na początku poprzedniego tygodnia hiszpańskie media zaczęły podawać informacje o konferencji prasowej Sergio Agüero, a niedługo później doniesienia potwierdził klub w oficjalnym komunikacie. Napis „Raz culé, na zawsze culé” i widok zapłakanego Argentyńczyka wchodzącego na mównicę upewniły kibiców w przekonaniu, że licznik rozegranych przez niego meczów zatrzymał się.
Od radości po strzeleniu gola w najbardziej prestiżowym meczu piłki nożnej do niespodziewanego zakończenia kariery minęło zaledwie 51 dni. Zawodników kojarzymy z blaskiem fleszy, wielomilionowymi pensjami, wysokim statusem społecznym i życiem jak z bajki. Przykład Agüero pokazuje, że czasem problemy stawiają ich w szeregu z przeciętnymi ludźmi.
Arytmia serca bijącego dla futbolu
Roberto Peidro, kardiolog monitorujący zdrowie byłego piłkarza Barcelony, przyznał, że tachykardię podczas meczu z Deportivo Alavés prawdopodobnie wywołała milimetrowa blizna powstała po przejściu zapalenia mięśnia sercowego w przeszłości. I chociaż nie przekreślił jednoznacznie możliwości kontynuowania kariery, to określił je jako wysoce ryzykowne, biorąc pod uwagę obciążenie fizyczne i psychiczne wynikające z chęci gry na najwyższym poziomie w wieku 33 lat, a także wcześniejsze problemy z sercem. Już w 2017 roku Agüero został przetransportowany do szpitala po utracie przytomności w przerwie meczu towarzyskiego Argentyny przeciwko Nigerii. Donato Villani, członek sztabu medycznego Albicelestes, stwierdził, że odpowiednie środki ostrożności i szereg badań wykluczyły zagrożenie zdrowia. Napastnik opuścił tylko jedno spotkanie, a Pep Guardiola na konferencji przed starciem z Leicester uspokoił kibiców słowami, że snajper czuje się dobrze i nie ma powodów do zmartwień. Podobną diagnozę usłyszał piętnastoletni Kun, kiedy przeszedł operację serca po wykryciu arytmii w przedsionkach nadkomorowych, która według specjalistów nie była powiązana z wydarzeniami z ostatnich dni.
Agüero co najmniej trzykrotnie mierzył się z problemami związanymi z sercem, by finalnie zdecydować się na zakończenie kariery, przedkładając nad nią zdrowie i bezpieczeństwo. Nie uratował go przed tym majątek czy dostęp do najlepiej wykwalifikowanych służb medycznych. Okazał się bezradny wobec siły wyższej mogącej dotknąć każdego. Bez względu na zawód czy pozycję społeczną.
Nie jest w tym osamotniony. Od razu przychodzi na myśl upadający na murawę Christian Eriksen, zapewne najbardziej zapamiętany obraz EURO 2020. Takich przykładów jest więcej. W 2012 roku serce Fabrice’a Muamby przestało bić na 78 minut po utracie przytomności w trakcie meczu z Tottenhamem w ramach 1/4 finału FA Cup. Wygrał walkę o życie, ale do profesjonalnego sportu nie wrócił. Iker Casillas po zawale w maju 2019 roku powrócił do treningów, ale podobnie jak wymienieni zawodnicy w oficjalnym meczu już nie wystąpił.
Więcej szczęścia mieli piłkarze, których wznowili karierę. Szerokim echem odbił się przypadek Daley’a Blinda. Holender rozgrywa mecze ze wszczepionym kardiowerterem monitorującym pracę mięśnia sercowego, ale pierwszym w historii zawodnikiem, który pojawił się na murawie z takim urządzeniem, jest Anthony van Loo. Defibrylator w ciele belgijskiego obrońcy przywrócił mu życie w trakcie meczu w czerwcu 2009 roku, normując pracę serca – rok po wykryciu arytmii i przeprowadzeniu operacji. Nagranie z tego wydarzenia, dostępne na platformie YouTube, wygląda jak wyjęte z filmu akcji. Piłkarz kontynuował karierę przez kilka lat, by zakończyć ją w 2018 roku po kolejnej utracie świadomości. Do historii przeszedł również Daniel Engelbrecht – pierwszy w historii zdobywca bramki z defibrylatorem w ciele. Upadł na murawę w lipcu 2013 roku w ramach rozgrywek trzeciej ligi niemieckiej, a do gry wrócił po ponad roku i niewiele później nie krył euforii po ustaleniu wyniku na 3:1 w meczu przeciwko Wehen Wiesbaden. Rozbrat z futbolem trwał dłużej w przypadku Nwankwo Kanu, bo po skomplikowanej operacji zastawki aortalnej w listopadzie 1996 roku dopiero wiosną 1998 roku był do dyspozycji trenera.
Kolejne przykłady można mnożyć podając nazwiska z różnych epok piłkarskich. Mogłoby się wydawać, że problemy dotknęły nieco mniej znanych zawodników, ale przywołanie postaci Antonio Cassano (2011 rok, niedokrwienie mózgu w wyniku malformacji serca), Samiego Khediry (2014, zaburzenia rytmu serca), Ángela Correi (2014 rok, niegroźny guz) udowadniają, że nie istnieje korelacja między umiejętnościami piłkarskimi a ryzykiem utraty zdrowia.
Czy można zatem podejrzewać Agüero o decyzję zbyt pochopną? Zdecydowanie nie. Pomimo że część piłkarzy wyszła z kłopotów zdrowotnych obronną ręką, możemy łatwo przywołać nazwiska tych, którzy dzisiaj śledzą mecze z najwyższej trybuny, a przyjaciele dedykują im bramki wznosząc dwa palce ku niebu. Marc Vivien-Foé zmarł w 2003 roku w wyniku niewykrytej wcześniej kardiomiopatii przerostowej, osieracając dwójkę dzieci. Ta sama wada serca przyczyniła się do śmierci Miklosa Fehera w 2004 roku. Podczas upamiętniających go uroczystości koszulka z zastrzeżonym numerem 29 została przekazana rodzinie – wdowie i dzieciom zmarłego. Wyczekiwanego debiutu reprezentacji Burundii na Pucharze Narodów Afryki nie doczekał Faty Papy. Piłkarz zlekceważył zalecenia lekarzy i pomimo wady serca wznowił karierę. W 15. minucie meczu Malanti Chiefs - Green Mamba, drużyn suazyjskiej ekstraklasy, zaczęto udzielać mu pierwszej pomocy, a zmarł w szpitalu oddalonym 40 km od stadionu.
Do szpitala nie dotarł Piermario Morosini. Włoski pomocnik kilkukrotnie upadał na boisko próbując utrzymać równowagę, by w końcu osunąć się na twarz i popaść w konwulsje. W akcji ratunkowej przeszkodził samochód policyjny blokujący drogę karetce. Przesunięcie go siłą po uprzednim wybiciu szyb zajęło trzy minuty. Były piłkarz Juventusu Lionello Manfredonia, który przeżył podobny atak serca, skomentował wydarzenie stwierdzeniem, że w jego przypadku decydująca okazała się błyskawiczna pomoc. Tym samym zostawił kibiców z otwartym finałem rozdziału pod tytułem „Co by było gdyby…”. Tę przykrą wyliczankę zakończę postaciami Antonio Puerty, którego problemy kardiologiczne doprowadziły do śmierci wskutek niewydolności wielonarządowej i uszkodzeń mózgu, oraz Daniego Jarque zmarłego chwilę po ataku serca w trakcie rozmowy przez telefon z narzeczoną podczas zgrupowania Espanyolu.
Problemy nie oszczędzają nikogo
Chciałbym nieco odpuścić bijące z każdego zdania Memento Mori czy umieszczanie piłkarzy w korowodzie tanecznym znanym z Danse Macabre. Śmierć piłkarza czy zakończenie kariery z powodów komplikacji zdrowotnych to skrajne przypadki dotyczące statystycznie niewielkiej grupy. Warto natomiast zwrócić uwagę też na rzeczy mniejsze, ale również niezwykle istotne i zaburzające wizję idealnie sielskiego życia, jakie według wielu wiodą piłkarze.
Adriano Leite Ribeiro nigdy nie podniósł się po utracie ojca w 2004 roku, tuż po zdobyciu Pucharu Konfederacji z reprezentacją Brazylii. Genialny snajper łączący niezwykłą siłę z doskonałą techniką, potrafiący poderwać na równe nogi kilkudziesięciotysięczny tłum i wprawiający w osłupienie miliony przed telewizorami, nie poradził sobie z utratą jedynego wielkiego przyjaciela, towarzysza, bez którego, jak sam mówił, był nikim. Popadł w depresję i alkoholizm, stając się jednym z najbardziej zmarnowanych piłkarskich talentów w historii. Utrata bliskiej osoby nie ominęła Andrésa Iniesty (śmierć nienarodzonej córki) czy Luisa Enrique (przegrana walka z nowotworem kości przez dziewięcioletnią córkę). Do depresji przyznał się chociażby były już piłkarz Barcelony André Gomes, który w oczach kibiców stał się kozłem ofiarnym ze względu na słabą grę. W wywiadzie przyznał, że przez narzuconą presję i odczuwany wstyd nie miał ochoty wychodzić z domu. A jeśli mowa o presji, to w olbrzymim stopniu zniszczyła karierę jednego z kilkudziesięciu „drugich Messich” – Bojana Krkicia.
Aklimatyzacja po transferze to kolejny problem. Wydawać by się mogło, że przeprowadzka do nowego miejsca nie jest kłopotliwa. Przecież chodzi ciągle o wykonywanie najlepszego zawodu świata, kolejne miliony na koncie, dostęp do wszelkich luksusów, a w wolnej chwili podróż prywatnym odrzutowcem w dowolnie wybrany punkt na mapie. Inne zdanie na ten temat miał Mino Raiola tłumaczący złą formę Mario Balotellego w Liverpoolu. Powodem miał być rzadki kontakt z córką, która pozostała we Włoszech z matką. Trudów przenosin z Włoch nie pokonał Ciro Immobile. Pozostawiony bez wsparcia klubowych kolegów i znajomości języka nie sprostał roli następcy Roberta Lewandowskiego. Jako przykłady różnic kulturowych wskazał nie tylko inne metody treningowe, ale też styl życia i… znacznie wcześniejsze jedzenie kolacji.
Bardziej absurdalny punkt widzenia przedstawił Vagner Love. Brazylijczyk stanowczo porzucił pomysł powrotu do Rosji po ustaleniu warunków kontraktu z Corinthians ze względu na m.in. niskie temperatury, którymi sam był poirytowany, jak również nie chciał na nie skazywać swojego dwumiesięcznego synka. Trudy uprawiania seksu, od którego był uzależniony, przy 30-stopniowych mrozach pewnie należy traktować już z przymrużeniem oka, aczkolwiek ten argument również padł w jego wypowiedzi. W zupełnie przeciwnym położeniu do Immobile znalazł się Kun Agüero po transferze do Manchesteru City. Pod swoje skrzydła wziął go rodak – Pablo Zabaleta, a klub dopilnował takich szczegółów jak hiszpańskojęzyczna nawigacja w samochodzie. O problemach związanych z przenosinami świadczą również słowa Leo Messiego, który w 2020 roku podkreślił, że odejście z Barcelony byłoby trudne również ze względu na rodzinę, a zwłaszcza najstarszego syna. Mateo Messi nie chciał bowiem zmieniać tak dobrze znanego mu środowiska.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o…
W świadomości kibiców istnieje mylne wyobrażenie, że zawodników powinny tworzyć dwie składowe – niepohamowana miłość do barw i krystaliczny etos pracy. Piłkarz to zawód. Jeśli jest przesycony lojalnością Carlesa Puyola czy Francesco Tottiego – ekstra. Jeśli ktoś przeznacza pensję na cele charytatywne jak David Beckham w ostatnich miesiącach kariery – świetnie. Ale jeśli decyduje się na transfer dla lepszych warunków finansowych to… naraża się kibicom określającym go „grającym tylko dla pieniędzy”. Co w tym złego?
Znaczna część piłkarzy doświadczyła wydarzeń, życia w warunkach niezrozumiałych dla znacznej grupy kibiców, zwłaszcza tych w lepiej rozwiniętych krajach Europy. Dorastanie wśród przemocy, handlu narkotykami, biedy było codziennością Carlosa Téveza w ubogiej dzielnicy Fuerte Apache. Przy czym te czynniki nie wiązały się z solówką po szkole czy paleniem trawki na imprezie, ale strzelaninami gangów, zamordowaniem biologicznego ojca, odbijaniem tego przybranego z rąk porywaczy czy porzuceniem dziecka przez uzależnioną od kokainy matkę. Skrajnej biedy doświadczył Rivaldo. Wraz z rodzicami i siedmiorgiem rodzeństwa żył w baraku z kartonu i blachy, a w wieku 12 lat stracił wszystkie zęby z powodu niedożywienia i braku witamin. Mając 16 lat porzucił futbol wskutek rozpaczy po śmierci ojca. Podobny los spotkał wielu innych piłkarzy z Ameryki Południowej czy Afryki.
Dlaczego o tym wspominam? Są piłkarze, który przeszli szalenie trudną drogę pełną wyrzeczeń i poświęcenia. Jeśli na pewnym etapie kariery decydują się na transfer podsycany chęcią zarabiania jeszcze więcej, to nie widzę w tym nic złego. Po co im tyle kasy? Być może chcą zagwarantować godne życie nie następnym dwóm pokoleniom, ale pięciu oraz sąsiadom w rodzinnej wiosce. A może chodzi zwyczajnie o trzy dodatkowe sportowe samochody w garażu dla połechtania ego? Nie widzę problemu, bo mam w głowie, że tej samej osobie los zniszczył dzieciństwo, zmuszając do zarabiania na ulicy, aby zaspokoić podstawowe potrzeby. A teraz cieszy się życiem i korzysta z tego, co dała jej unikatowa kombinacja talentu, pracy i szczęścia.
Wyciągnijmy lekcję z sytuacji Agüero
Nie zamierzałem poświęcić felietonu zakończeniu kariery przez Agüero. Stał się dla mnie raczej początkiem kilku przemyśleń o problemach, których rangę w życiu piłkarzy kibice deprecjonują. Tym bardziej, że odniosłem wrażenie o dość płynnym przejściu od tragedii życiowej argentyńskiego snajpera do błahych problemów sportowych – meczu z Elche, plotek transferowych czy błędów sędziowskich. Zabrakło mi w mediach chwili zatrzymania i skupienia na tym, co tak naprawdę wydarzyło się podczas konferencji pożegnalnej. Jak złożonej kwestii dotknęliśmy i jak niewielki wierzchołek góry lodowej wynurzył się spod powierzchni w stosunku do przeważnie ukrytej, niewidocznej masy trudu związanej z zawodem piłkarza. Trudu wynikającego z faktu, że w nawet najlepszym piłkarzu ukryty jest przeciętny człowiek.
Komentarze (26)
Jeden z lepszych na tym portalu jaki kiedykolwiek czytałem, wielkie gratulacje.
Kolejnym przykrym przykładem piłkarza, który nie poradził sobie z presją, oczekiwaniami i bolesną stratą, był Robert Enke.
A poza tym Pana Rafała czyta się świetnie, podobnie jak niegdyś Eoren czy Pax. Brakuje mi takich tekstów na stronie.
PS. Serial o Tevezie na Netflix godny polecenia, jeśli ktoś nie widział ;)