W zasadzie od samego początku swojej kadencji Joan Laporta zarządza kryzysem, nie pozwalając nam zapomnieć, po kim obecną sytuację odziedziczył. Ostatnie doniesienia medialne sprawiają jednak, że coraz trudniej właściwie ocenić nie tylko możliwości Klubu, ale też przewidzieć konsekwencje. Jak bardzo źle jest rzeczywiście w Barcelonie?
Problemy z rejestracją zawodników i ujemny limit transferowy to najbardziej medialna część z konsekwencji, jakie Barcelona ponosi po okresie pandemii i nieodpowiedzialnych rządów Bartomeu. W efekcie dyrekcja sportowa musiała działać niezwykle ostrożnie, szukając oszczędności, które stopniowo pozwoliły na wcielenie do zespołu nawet kupionego za grube miliony euro Ferrana Torresa. Mówi się o oszczędnościach ok. 150 mln euro w budżecie wynagrodzeń, co powinno znacząco poprawić sytuację Klubu. Mimo to przekaz jest jednoznaczny. Joan Laporta w kolejnych wystąpieniach uzależnia rozwój projektu sportowego od dość enigmatycznych dźwigni finansowych. Sprzedaż BLM czy Barça Studios, a przede wszystkim części praw audiowizualnych na 25-50 lat jawią się jako zło konieczne, choć wielu szczegółów wciąż brakuje, by uzyskać pełny obraz. Na domiar złego żadne z tych rozwiązań nie pozwoli już w najbliższym okienku swobodnie działać na rynku transferowym:
Joan Laporta: „Według LaLigi nawet 600 milionów przychodu nie da nam limitu. Jeśli wykonamy jedną z operacji, nad którymi pracujemy, LaLiga wciąż będzie nam utrudniać. Takie są ostatnie wieści. Trudno żyć z takimi kryteriami.”
Bardzo łatwo sprawdzić prawdziwość słów Joana Laporty. Rzut oka na sprawozdanie finansowe i staje się jasne, że w sezonie 2019/20 (T-2) Barcelona odnotowała stratę na poziomie ponad 53 mln euro wyznaczaną wg wytycznych LaLigi. W kolejnym sezonie (2020/21, czyli T-1) po wielu obliczonych na przyszłość zabiegach księgowych, strata sięgnęła aż 441 mln euro. Łącznie mamy zatem blisko 500 mln euro na minusie, a po dodaniu aktualnych przewidywań z kończącego się sezonu 2021/22 (T), bilans może wynieść nawet ponad 600 mln na minusie. Jeżeli dźwignie finansowe przyniosłyby wspomniane 600 mln jeszcze w tym okresie obrachunkowym, łączny bilans wciąż byłby ujemny, a zatem kontrola finansowego fair play dałaby wynik negatywny.
O ile sam Prezydent po prostu nie owija w bawełnę, o tyle już słowa jego zastępcy i osoby odpowiedzialnej w zarządzie właśnie za finanse muszą niepokoić. Eduard Romeu postanowił odnieść się do możliwości Klubu w zakresie rejestracji nowych zawodników i - celowo bądź w wyniku niewiedzy - wprowadził opinię publiczną w błąd:
Eduard Romeu: „Obecnie zasada to 1/3 przy finansowym fair play. Jeśli będziemy w stanie uzyskać trzy razy więcej niż koszt zarobków plus amortyzacji.”
O ile zasada 1/3 faktycznie jest zawarta w Artykule 100. regulacji LaLigi, o tyle odnosi się jedynie do oszczędności wynikających z redukcji kosztów zatrudnienia zawodnika (w wyniku przedłużenia kontraktu, wypożyczenia, sprzedaży lub rozwiązania kontraktu), który odpowiadał za przynajmniej 5% całkowitej sumy kosztów na wynagrodzenia zawodników rejestrowanych do gry w LaLidze. W pozostałych przypadkach pozostaje zasada 1/4, także w odniesieniu do różnicy między początkowym limitem na wynagrodzenia zawodników rejestrowanych a zaktualizowanym limitem tychże wynagrodzeń. Wydaje się, że Wiceprezydent ds. finansów Klubu po prostu musi się dobrze orientować w prawie, które decyduje o wydatkach na personel sportowy, więc wszystko wskazuje na manipulację. Podobne wnioski można wyciągnąć, czytając kolejną jego wypowiedź:
Eduard Romeu: „Mateu Alemany wykonał wspaniałą pracę, uzyskując redukcję o 150 milionów. To jednak nadal nie wystarczy. Nasze wydatki na wynagrodzenia wynoszą 560 milionów euro, niemal dwa razy więcej niż w Bayernie, który ma 300 milionów, a Real ma około 400 milionów.”
Barcelona wywindowała część z wynagrodzeń piłkarzy ponad stawki rynkowe - nie ma wątpliwości. Trzeba jednak interpretować tę wypowiedź przez pryzmat konsekwencji, jakie ona niesie. Eduard Romeu jednoznacznie wskazał na problem - wynagrodzenia piłkarzy pierwszej drużyny. Liczby, które podał, dalekie są jednak od prawdziwych, a tym bardziej ich relacje. Przyjrzyjmy się tylko wydatkom sekcji piłki nożnej (męskiej i kobiecej) Barcelony na tle Realu Madryt, który jest modelowym przykładem odpowiedzialnego zarządzania i trzymania w ryzach projektu sportowego.
Królewscy w ostatnich trzech sezonach i zgodnie z budżetem na sezon 2021/22 utrzymują koszty wynagrodzeń na zbliżonym poziomie. Ani razu nie przekroczyły one wspomnianych przez Wiceprezydenta Barcelony 400 mln, choć wiele do tej wartości nie brakuje. Wydatki Barcelony, zwłaszcza po rozpoczęciu procesu obniżek wynagrodzeń, nie odbiegają jednak znacząco, a w budżecie na ten sezon były nawet niższe, niż przewidziane przez Real Madryt. Może zatem problem jest w amortyzacji zakupu i innych kosztów zakontraktowania zawodników?
Znów widzimy obraz, który nijak się ma do słów Eduarda Romeu. Real tylko w sezonie 2018/19 zaksięgował mniejsze koszty związane z amortyzacją zawodników sekcji piłkarskich. Szczególnie uderzająca jest różnica 90 mln po tym, jak Joan Laporta i jego zarząd w sezonie 2020/21 drastycznie zredukowali wartości księgowe kilku zawodników, zmniejszając amortyzację do zaledwie 86 mln euro w okresie obrachunkowym dobiegającym właśnie końca. W tej sytuacji suma wydatków na wynagrodzenia zapisana w budżecie po zsumowaniu z amortyzacją wyniosła w przypadku Barcelony 412 mln - bardzo daleko do wspomnianych przez Romeu 560 mln. A jeśli już nawet uznać, że w wyniku przesuniętych wynagrodzeń taką wartość Klub osiągnie w kolejnym sezonie i to już po zsumowaniu z pozostałymi sekcjami sportowymi, to w podobny sposób obliczone koszty wynagrodzeń sekcji piłkarskiej Realu są bardzo dalekie od 400 mln, o których mówił Wiceprezydent.
Skoro dane ze sprawozdań finansowych Klubu są tak dalekie od liczb, o których mówił Eduard Romeu, to jak powinniśmy odbierać jego wypowiedź? Czy zarząd chce wywrzeć presję na zawodnikach, tworząc z nich współwinnych kryzysu, których kibice zaatakują, kiedy nie zgodzą się na obniżki wynagrodzeń? Trudno też zrozumieć, czemu pomijane są pozostałe sekcje, które od lat przynoszą straty. W czasie pandemii nie dało się już ich zrekompensować. Skumulowane straty od 1 lipca 2018 do 30 czerwca 2021 roku wszystkich sekcji poza piłkarskimi wyniosły bowiem blisko 140 mln euro. Stanowią więc aż 36% wszystkich strat Klubu z tego okresu. Sam Joan Laporta mówi jednak tym samym językiem:
Joan Laporta: „Odziedziczyliśmy ten problem po naszych poprzednikach. Ciężko go rozwiązać, dlatego potrzebne są decyzje, które pozwolą nam wrócić do rywalizacji. W tej chwili wciąż nasze wydatki na płace są wyższe o 40% niż w innych klubach.”
Ponownie mamy konkretne liczby i ponownie da się je łatwo zweryfikować. Weźmy jednak tym razem nie dane z oficjalnych sprawozdań, ale te podane przez Deloitte. Oczywiście obejmujące wszystkie sekcje sportowe. Barcelona w sezonie 2020/21 wydawała na wynagrodzenia i amortyzację o 21% więcej od Realu Madryt oraz o 22% więcej od Manchesteru City. Jak zatem po redukcji wydatków na pensje i zmniejszeniu o połowę kosztów związanych z amortyzacją, suma ta miałaby być aż o 40% wyższa od tych w innych najbogatszych Klubach? Nawet biorąc pod uwagę wszystkie sekcje oraz skład nierejestrowany, wydatki na wynagrodzenia obliczane zgodnie z wytycznymi LaLigi były o 26% wyższe od tych w Realu Madryt. Cały czas mowa o okresie poprzedzającym ostatnie cięcia i oszczędności, a i tak po uwzględnieniu amortyzacji różnica byłaby minimalna. Wszystko wskazuje na kolejną manipulację.
Oczywiście Barcelona płaci za dużo swoim piłkarzom, jednak skupianie się tylko na tym jest karygodnym niedopowiedzeniem. W Klubie przez lata akceptowano fakt, że pozostałe sekcje regularnie przynosiły straty, a wyjątkowo niewygodnym tematem dla zarządu jest radykalny spadek przychodów. Nie wspominając o stratach generowanych przez wystawione na sprzedaż BLM czy Barça Studios. Nic więc dziwnego, że to na piłkarzach Klub chce skupić większość uwagi, wszystko w kontekście finansowego fair play. Zasady LaLigi - choć bardzo surowe - faktycznie są zabezpieczeniem przed rażącą niegospodarnością. Kiedy jednak zarząd Bartomeu, mając już latem 2020 roku przekroczony limit wynagrodzeń, zdecydował się wydać 18 mln na Martína Braithwaita i zastosować księgową sztuczkę w postaci wymiany Arthura na Pjanicia, to przy zamkniętych stadionach wszystko posypało się jak domek z kart, a finansowe fair play zadziałało z opóźnieniem, komplikując kadencję Laporty. Zarząd zniszczył już w oczach socios Bartomeu, a teraz zdaje się iść na kolejną wojnę nie tylko z Tebasem, ale także z piłkarzami. Jakie będą efekty tej potyczki, przekonamy się niebawem.
Komentarze (81)
W kwietniu czytałem o reformie, która wprowadziła zasadę 1/3. Pisano o tym jako o zmianie korzystnej dla klubów, więc myślałem, że to 1/3 będzie obowiązywać wszystkich piłkarzy, niezależnie od tego jak wysokie są ich pensje. W pierwszej chwili słuchając Romeu uznałem, że właśnie do tego się odnosi.
Dobrze rozumiem, że jeśli porównać okno zimowe z obecnym, to La Liga tak naprawdę zastąpiła zasadę 1/2 bardziej restrykcyjną 1/3, czyli w rzeczywistości kluby mają mniej swobody niż w styczniu?
zarzad wysylajac NIEPRAWDZIWE wiadomosci o budzecie placowym - o czym pisalem juz tutaj ze liczby podawane przez Romeu sa wymyslone i nie wiem jak mozna je brac na powaznie, a tutaj mnostwo userow je na powaznie bierze - wiec zarzad wykonujac takie ruchy prawodpobnie zmaga sie z ogromną trudnoscia na rynku marketingowym i nowymi umowami reklamowami - jest to niejako zabezpiecznie dla co glupszych kibicow (a umowmy sie, jest ich pewnie z 90%) aby im powiedziec 31 sierpnia: sluchajcie, tyle co moglismy zrobilismy, reszta to wina Bartomeu.
Zarzad zapewne juz dawno zdal sobie sprawe ze odejscie Messiego bylo najgorszym ruchem strategicznym od odejscia figo, a pewnie i jeszcze gorszym. pozwolono na odejscie Leo i do dzis sa tego skutki, wiec zrzuca sie wine na Bartomeu.
1. Laporta chce obniżać koszty sekcji piłkarskiej wszystko zrzucając na poprzedników, kontrakty pilkarzy chociaż nie tylko one są powodem zadłużenia. Na dziś to raczej wcale nie są bo problemy są gdzie indziej.
2. W ten sposób zmniejszy koszty piłkarzom i będzie mógł przerzucić te zyskane hajsy na pokrycie długów powstałych w innych sekcjach które nie są w stanie przynieść zysków jak kosz, hokej, piłka żeńska, piłka ręczna.
3. Sztucznie wrzucił wszystkie możliwe lub hipotetyczne straty w pozycję długu aby stworzyć potrzebę redukcji wśród piłkarzy i ukrócić żądania agentów i piłkarzy na rynku transferowym bo Klub nie ma kasy tylko długi.
4. Laporta liczył ale mocno się przeliczył że LaLiga pójdzie na rękę klubowi i zwiększy limit płacowy, ale bez umowy z CVC i chęci na Superligę Tebas na to nie poszedł.
5. Klub nie potrafil długo dogadać się miastem aby szybko powiększyć limit widzów na Camp Nou. Tylko tam możemy zarabiać kasę z dnia meczowego, na koszykarzach czy innych sekcjach notujemy trwałe straty.
6. Klub nie umiał podpisać nowych umów reklamowych zwiększających przychody, sama 1 umowa oddająca tak dużo Spotify nie załatwi sprawy.
7. Dyrekcja sportowa nie umie przeprowadzić skutecznie sprzedaży niepotrzebnych zawodników z kadry.
8. Laporta gra medialnie transferami aby robić szum wokół siebie i klubu tymczasem nie możemy kupować i rejestrować bo kilka wymienionych powyzej przyczyn na to nie pozwalają.
Ale festival zakupowy dalej jest grzanym przez prezesa, klub i prasę która dostaje info kogo klub chce kupić i na jakich warunkach.
Jakieś listy priorytetowe zakupów powstają i są upubliczniane.
No i wszyscy już wiedzą jak negocjować i ile krzyczeć od Barcy.
W niczym to klubowi nie pomaga.
9. Chęć sprzedaży aktywów BLM i Barca Studios - jeśli ktoś z góry w mediach informuje, że musi je sprzedać i na jaką kasę liczy to proste, że potencjalni oferenci będą czekać aby kupić jak najpóźniej i najtaniej coś co ktoś chce sprzedać.
Taka strategia to duży błąd klubu w tej sprawie.
10. Laporta musi zacząć pracować jak inni prezesi, w ciszy ale skuteczniea nie jak jakiś showman z ciągłym parciem na szkło i sensację.
Kłapie dziobem do gazet, często rujnując relacje z byłymi piłkarzami lub utrudniając renegocjacje kontraktow lub plany odejścia z klubu obecnych piłkarzy.
Gość za bardzo gwiazdorzy.
Podsumowując:
Laporta i dyrektorzy kosztem piłkarzy chca załatwić redukcję długu w innych deficytowych sekcjach ale sztuczki księgowe z powiększaniem długu i obniżaniem wartości piłkarzy spowodował że ten dług łamie wszystkie limity LaLigi co uniemożliwia zakupy i rejestrację nowych piłkarzy.
Trzeba sprzedawać niepotrzebnych graczy.
Renegocjować umowy w innych sekcjach.
Otwierać najbardziej jak tylko można obiekty klubu w każdej sekcji.
Bardziej zająć się umowami sponsoringowymi aby zdobywać nowe źródła finansowania.
I przede wszystkim zacząć wygrywać a nie gledzic o sezonach przejściowych bo z tego pieniędzy nie będzie.
Z samej LM można podjąć kilkadziesiąt mln€ rocznie, ale minimum od poziomu półfinałów a nie przegrywając awans w 3 pierwszych meczach grupowych jak obecnie.
Jest jeszcze możliwość na pozbycie się długów które będą się ciągle pojawiać poprzez pozbycie się części nie przynoszących zysku sekcji sportowych ale to już może być za dużo dla socios do akceptacji i sytuacja będzie trwała dłużej niż trzeba.
Tak samo możliwe ale w zasadzie nierealne jest częściowe sprywatyzowanie klubu ale w takim przypadku gdyby było to konieczne to już byłby wyrok na Laporte.
ogólnie ten temat obniżek/odroczeń najbardziej mnie ciekawi - kto obniżył, ile, czy obniżył czy odroczył, czy może i to i to, jak to jest liczone w budżecie itd itp...
A Eduard Romeu politykiem chyba chce zostać :(
P.S Zabawa Dembele i jego agenta już dawno powinna być zakończona i powinna być oficjalka z końcem sezonu co dalej, bo Dembele uważa nas za ostatnią opcje jak nikt go nie zachce .
Barcelona dla piłkarzy przed laty była jak "święty Graal".
Każdy kto, choć otarł się taką markę był uważany za kogoś lepszego.
Nie mam na myśli przygody Douglasa, czy mu podobnych, lecz solidnych grajków po szkółce lub kilku-kilkunastu występach w I składzie, w sezonie.
Dziś staliśmy się bastionem łatwego grosza, a przykład Umtitiego pokazuje, że ani ty Bartku, ani ty Lapciu nie zrobicie mu nic.
Koleś kolejny rok posiedzi na trybunach za grube mln euro.
Najlepiej opłacany kibic Barcelony - Big Sam.
A kasy brak....
Dziękuję.
Natomiast bardzo istotne problemy to
a) znaczny spadek przychodów spowodowany zamknięciem stadionów ale i turystyki (muzeum, Botigi)
Przypominając że przez cały sezon CN będzie wyłaczone z użytku a w kolejnym sezonie zdaje się 50-60%
b) trwała deficytowość sekcji koszykówki, piłki ręcznej, futsalu, hokeja na wrotkach itd.
Wszystkie te sekcje są naszą dumą i dostarczają emocji ( a także kubków do gablot) ale kurcze coś trzeba z tym zrobić.
Pozdro,
K.
Wniosek jest prosty. Należałoby nastawić się na 3/4/5 chudych lat. W tym czasie należy zadbać o awans do LM i powolne budowanie kadry opartej na wychowankach i ewentualnych młodych zawodnikach dobrze rokujących.
Moim zdaniem to też jest tak, że nie da się zredukować limitu płac tak szybko i od razu skoro sie go przekraczało przez lata wszystkimi ruchami na rynku i dlatego Tebas jest tak stanowczy bo po prostu wie, że nawet jak Barca znajdzie na ulicy 600 mln to to nie wiele zmienia.
Można ewentualnie dodać jeszcze że musi to robić.