Sandro Rosell był dziś gościem w programie "La Ventana" w radiu Cadena SER. Były prezydent FC Barcelony mówił głównie o swojej książce "Un fuerte abrazo" (Mocny uścisk), analizował przyczyny, dla których siedział w więzieniu, oraz wypowiedział się na temat kierowania Barçą.
- Na początku książki analizuję sześć lub siedem możliwości dotyczących tego, kto mógł stać za tym, że trafiłem do więzienia. Potem stopniowo różne opcje są odrzucane. Żeby było jasne - nie chodziło ani o sprawę Neymara, ani o piłkę nożną, ani o Real Madryt. Jeśli chodzi o resztę, to trzeba poczekać. Złożyłem wniosek do sądu, ponieważ tylko tak będzie można się dowiedzieć, kto stoi za całym tym przestępczym systemem, który spowodował, że obywatel dwa lata siedział w areszcie prewencyjnym bez żadnego powodu. Mam nadzieję, że sąd przychyli się do mojego wniosku. Jeśli nie, nie dowiem się, kto za tym stał. Takie postępowanie z urzędu powinna wszcząć Audiencia Nacional.
- Kiedy wyszedłem na wolność, poczułem nadzieję, że są jeszcze sprawiedliwi sędziowie. Przez 645 dni myślałem o tym, że nie ma sprawiedliwości i wszystko jest oszustwem. Miałem jednak szczęście, że trafiłem na trzech sprawiedliwych sędziów. Byłem szczęśliwy, kiedy zobaczyłem rodziców i córki.
- Po 645 dniach w głowie mam wiele myśli. To nie do pomyślenia, że prokurator nagle z urzędu wszczyna dochodzenie przeciwko hiszpańskiemu obywatelowi w sprawie faworyzowania brazylijskiej firmy, kiedy ona nie chce być faworyzowana i broniona. Oni jednak kontynuują dochodzenie i atakują Hiszpana, aby bronić Brazylijczyka. Nie rozumiem tego. Zrozumiałbym, gdyby brazylijski wymiar sprawiedliwości atakował Hiszpana, ale nie odwrotnie.
- Kiedy wsadzali mnie do aresztu, nie mówili wiele na temat powodów. Oskarżyli nas o coś, co nie miało miejsca, a nawet jeśli by się wydarzyło, to nie stanowiło przestępstwa.
- Podobnych umów pośrednictwa podpisałem setki. Wszystko było legalne i prywatne. Pobieraliśmy wynagrodzenie na usługę. Prowizje pobierają prywatni agenci. To legalne, a w Hiszpanii stało się tematem tabu.
- 23 maja 2017 wracałem z Chin. Otrzymuję wiadomość, że przeszukują mój dom. Prasa pojawiła się przed policją. To pewnie powszechna praktyka w tym kraju, że jakiś urzędnik łamie przepisy i najpierw zawiadamia dziennikarzy, a dopiero potem policję.
- Najgorszy dzień? Kiedy odmawiają mi po raz trzynasty.
- Bycie prezydentem FC Barcelony pomogło mi, bo sprawiło, że darzono mnie szacunkiem, traktowano nieco inaczej.
- Więzienie naznacza człowieka na całe życie. Wpisujesz w Google moje nazwisko i czytasz to, co czytasz. To wpływa na człowieka. Międzynarodowe korporacje, dla których pracowałem, nie chcą mnie zatrudnić, ponieważ pojawiam się w Google.
- Po 1,5 roku mój prawnik zapytał, czy się przyznam. Powiedziałem, że nie ma mowy. Daliby mi dwa lata i wysoką karę finansową.
- Moja książka była sprawdzana przez prawników. Nie umieściliśmy tam tego, co nie mogło się znaleźć w publikacji. Wiele osób mówi mi, że jak będę udzielał wywiadów, wrócą po mnie.
- Zagłosowałbym za niepodległością Katalonii, ale jeśli ta opcja by wygrała, następnego dnia bym wyjechał. Jeżeli przeważyłyby głosy na "nie", zostałbym w Katalonii.
- Mamy telewizję, która wprowadza cenzurę, nie jest wolna. TV3 przez dwa lata ignorowała moją sprawę, tak jakby jej w ogóle nie było. Byłem prezydentem FC Barcelony, a to w Katalonii ma pewną wagę, powinni śledzić tę sprawę. Po wyjściu zrobiliśmy dokument, który TV3 ocenzurowała. To wydaje mi się okropne w demokratycznym kraju, za publiczne pieniądze. Poza tym w tę sobotę poszedłem do TV3 promować książkę i ponownie zastosowali cenzurę.
Komentarze (7)
czyli co? Robi Katalończykom na złość ?