Wspominając swój pobyt w więzieniu, Sandro Rosell podkreślił znaczenie kapelana Ojca Paulino Alonso, który pomógł mu przetrwać trudny okres. Były prezydent oświadczył nawet, że dochody ze sprzedaży swojej książki przeznaczy na rzecz jego Fundacji, mającej na celu pomoc więźniom. Dziennikarzom udało się porozmawiać z Ojcem Paulino, który według Rosella czasem podczas mszy nosił szalik Barcelony.
– Mówi, że bardzo mu pomogłem. Starałem się, żeby czuł się dobrze, ale to samo robię ze wszystkimi. Nie siedziałem w biurze, żeby porozmawiać bezpośrednio z nim twarzą w twarz. Nie wiem, co we mnie widział, czy bliskość, sposób bycia, traktowanie więźniów, co doprowadziło go do tak imponującego przywiązania. Chcę, żeby w tym temacie była jasność, ponieważ niektórzy mogą pomyśleć, że go w jakiś sposób wyróżniłem. Traktowałem go tak samo jak wszystkich. Jestem przekonany, że oni wszyscy są ludźmi, więc dbam o nich, pomagam im we wszystkim, w czym mogę. Staram się, żeby wszyscy czuli się dobrze i nie robię niczego specjalnego z więzieniami – powiedział Ojciec Paulino, o którym Rosell powiedział „mam nadzieję, że na świecie jest więcej takich ludzi”.
Kapelan przyznał, że wierzył w niewinność Rosella. – Zawsze mówił, że jest niewinny. Od początku, gdy z nim rozmawiałem, mówił mi, że nie może się doczekać rozpoczęcia procesu, ponieważ w tym momencie wyjdzie na ulicę i będzie wolny. Wielokrotnie powtarzał tę frazę, że chce procesu, i to na mnie wpłynęło. Wierzyłem mu i niedługo po rozpoczęciu procesu wyszedł na wolność, a później został uniewinniony. Nie wiem, dlaczego było to dla niego tak oczywiste, wyobrażam sobie, że z tego powodu, że miał świadomość, że niczego nie zrobił.
Rosell podkreślał, że Ojciec Paulino zachęcał go, żeby nie zapuszczał się w więzieniu. – Trzeba dużo pracować pod względem psychologicznym. W dobrym samopoczuciu ważne jest to, żeby się ogolić, chodzić schludnym. Kiedy go zobaczyłem z trzydniową brodą, wkurzyłem się. I mówiłem mu to samo, co narkomanowi, bogaczowi, politykowi, wszystkim. Według mnie kluczowe jest to, żeby czuć się tak, jak na ulicy. Jest w zamknięciu, ale nie przestał być osobą i nie stracił ludzkiej godności.
– Kiedy ktoś jest niesprawiedliwie w więzieniu, generuje to w środku urazę, ponieważ przeżywa się bardzo trudną sytuację, której nie jest się winnym, za którą nie powinno się być w więzieniu. Inaczej jest wtedy, gdy ktoś coś zrobił i za to odsiaduje wyrok. To prawda, że Sandro nie okazywał złości, nosił ją w środku. Zawsze chodził z uśmiechem na ustach, nigdy nie było widać, żeby był zdruzgotany. Zawsze był otwarty na rozmowę ze wszystkimi. Wszyscy go lubili i szanowali, ponieważ nie okazywał złości. Był miłą osobą, zdolną do przekazywania radości, uśmiechniętą. A to trudne, gdy jest się niesprawiedliwie w więzieniu. To logiczne, że nosi urazę po dwóch latach. Nie powinienem tego mówić, ponieważ będąc chrześcijaninem najlepiej jest zapomnieć i wybaczyć, ale jako osoba uważam, że uraza tkwi w środku – podsumował Ojciec Paulino.
Komentarze (0)