Arthur: Gra Barcelony bardzo angażuje intelekt, trzeba dużo myśleć na boisku

Radek Koc

21 października 2018, 20:21

El Periodico

34 komentarze
  • W wywiadzie udzielonym El Periódico Arthur opowiada o swoich pierwszych futbolowych krokach stawianych w rodzinnej Brazylii
  • Pomocnik zdradza, czy miał kiedykolwiek kłopoty spowodowane swoim stylem gry, i wymienia największych piłkarskich idoli
  • Arthur wskazuje największe różnice między europejskim i brazylijskim futbolem oraz wyjaśnia, jak bardzo pomaga mu obecność Messiego w tym samym zespole

Kiedy zacząłeś grać w piłkę? 

W wieku czterech lat chodziłem już na zajęcia do małej szkółki prowadzonej przez kuzyna mojego taty. Sam był piłkarzem Goianii. Ciągle męczyłem mojego tatę, aby pozwolił mi trenować z tym kuzynem. Nie rozgrywaliśmy żadnych meczów. Po prostu trenowałem z innymi dziećmi. Byłem bardzo mały. Chodziłem na zajęcia dwa razy w tygodniu. Nie zagrałem żadnego meczu przed ukończeniem ósmego roku życia. 

Można powiedzieć, że spędziłeś całe życie blisko piłki. 

Grałem wszędzie tam, gdzie mogłem. Na ulicy, w szkółce, na podwórku w domu. Wykorzystywałem szczególnie momenty, kiedy tata wyjeżdżał gdzieś samochodem, który miał zaparkowany właśnie w tamtym miejscu. Miałem całe podwórko tylko dla siebie. Nie było zbyt duże. Nie mogłem przestać grać i podobało mi się to coraz bardziej. Zawsze miałem piłkę przy nodze. Kiedy byłem sam na podwórku, nie przestawałem obijać ściany. Dwa dni trenowałem w szkółce, pięć w domu (śmiech). 

Grałeś również w futsal, prawda?

Zgadza się. Kuzyn mojego taty mówił mi, że jeśli chcę, to mogę tam zostać cały dzień i trenować. Uwielbiałem ćwiczyć z piłką. Już w dzieciństwie bardzo lubiłem futbol. Oglądałem bardzo dużo meczów w telewizji. W Goiani nie ma plaży, którą tak na marginesie uwielbiam, więc grałem w każdym możliwym miejscu: na ulicy, w domowym salonie, na podwórku, w szkółce... I kiedy mówię, że oglądałem mecze Barcelony już jako dziecko, to nie kłamię. Być może to przez moje warunki fizyczne zawsze lubiłem oglądać grę Barçy. Uważałem, że mógłbym się odnaleźć w takim stylu. 

Na podwórku grałeś sam? 

Czasami tak, kiedy nie było ze mną mojego brata. Zupełnie się nie nudziłem, grając samemu. Wyobrażałem sobie bramkę i obijałem ścianę.

To właśnie tam udoskonaliłeś technikę? 

Jasne, że tak. Bez cienia wątpliwości. Im więcej się ćwiczy, tym lepszą ma się potem technikę. Jestem przekonany, że odbijanie o ścianę bardzo mi pomogło. Byłem zmuszony dobrze kontrolować piłkę, kiedy ta wracała do mnie po odbiciu się od ściany. To był coś naturalnego, ale z pewnością bardzo mi pomogło. 

Zawsze grałeś na pozycji środkowego pomocnika.

Tak, zawsze. W Goias, kiedy trenowałem już trzy razy tygodniowo, grałem jako bardziej ofensywny pomocnik w systemie 4-4-2. Nie byłem tak cofnięty jak teraz. Stopniowo zaczęli mnie ustawiać bardziej z tyłu, ponieważ uważali, że moja gra piłką przyniosłaby więcej pożytku w tej strefie boiska. Nigdy więcej nie wróciłem już do gry na tak wysuniętej pozycji. Prawie zawsze byłem też jednym z najmniejszych piłkarzy w zespole. 

Czy to zaszkodziło ci w karierze? 

Nie, nie sądzę. Oczywiście nie byłem jednym z najwyższych piłkarzy, ale to nigdy nie stanowiło problemu. Ostatecznie trzeba szukać innych rozwiązań i rozwijać cechy, które pozwolą przetrwać w futbolu. Trzeba wymyślić coś innego, aby móc rywalizować z wyższymi i silniejszymi zawodnikami. Myślę, że udało mi się to osiągnąć od samego początku. Ponieważ nie mogłem walczyć z tymi silniejszymi, nie byłem też dobry w pojedynkach powietrznych, musiałem poszukać innych argumentów. 

Tak jak Xavi. 

Dokładnie tak. Spójrz na niego. Wydaje się, że ma oko gdzieś na karku. Iniesta tak samo. W ich przypadku technika jest rzeczą fundamentalną. Pozwala być innym od wszystkich pozostałych piłkarzy. Dobra technika, ruchliwość, szukanie wolnych przestrzeni tam, gdzie niby ich nie ma, wizja gry... Trzeba rozwijać inne cechy. W przeciwnym wypadku rozjadą cię na boisku. 

Ciebie nie rozjechali.

W futbolu, choć wielu będzie twierdzić inaczej, głowa jest dużo ważniejsza od nóg. Trzeba myśleć bardzo szybko i teraz, szczególnie tutaj w Europie, bardzo szybko realizować te pomysły. Najważniejsza jest obserwacja całej panoramy meczu i podejmowanie właściwych decyzji. Można być bardzo silnym, bardzo szybkim czy bardzo agresywnym. Jeśli jednak głowa nie nadąża, to wszystkie te przymioty nie przydają się do niczego. Dlatego też uważam, że moje warunki fizyczne nie były problemem. Nigdy. 

Nawet w Grêmio, gdzie drużyna charakteryzowała się bardzo walecznym stylem gry. 

Nie, tam też nie było problemu. W Grêmio zawsze dominowali silni, wysocy, grający agresywnie zawodnicy, ale nie miałem tam kłopotów. Wiadomo, że brazylijska tradycja, zwłaszcza na przestrzeni ostatnich lat, wskazuje na pewien określony typ pomocnika w rodzaju Casemiro czy Paulinho. Chodzi o piłkarzy silniejszych fizycznie, bardziej twardych. 

Wygląda na to, że nie jesteś Brazylijczykiem.

(Śmiech). Nie wydaje mi się, żebym przerwał tę tradycję. Jednak to prawda, że mój sposób gry zupełnie nie przypomina ich stylu. Dostrzeżono we mnie inny rodzaj potencjału. Stwierdzono, że mogę pomóc. Być może obaliłem niektóre uprzedzenia funkcjonujące w Grêmio, które zawsze było i dalej jest drużyną czystej krwi, silną i waleczną. Nawet kibice proszą, aby piłkarze grali w ten sposób. 

Ale Arthur taki nie jest. 

Nie, nie. Zupełnie nie. W Grêmio zdali sobie sprawę, że byłem inny, i wystawili mnie do gry. Jestem za to wdzięczny. Powiedziałbym, że wspólnie nawet nieco zmodyfikowaliśmy sposób grania zespołu. Nie miałem żadnego problemu. Dla mnie to była szansa, której nie mogłem zmarnować. Odebrałem to nawet jako pochwałę. To poczucie, że jestem innym rodzajem pomocnika od tego, który jest obecnie tak typowy w Brazylii. Różnię się od innych, ale dostosowałem się bardzo dobrze do tego stylu. Przede wszystkim jednak jestem szczęśliwy, że nigdy się nie zmieniłem. Nie zrezygnowałem z mojego sposobu bycia na boisku. 

Nigdy nie wywierali na tobie presji, prosząc o zmianę? 

W kilku momentach wymagali ode mnie wykonywania innego rodzaju rzeczy. Jestem jednak zadowolony, ponieważ to właśnie wtedy najmocniej trzymałem się swoich piłkarskich przekonań. Niczego nie zmieniłem. Uwierzyłem bardziej niż kiedykolwiek w mój futbol i dzięki Bogu wszystko poszło dobrze. 

Wiemy, że twoimi punktami odniesienia w Europie są Xavi i Iniesta. A kim byli twoi piłkarscy idole w Brazylii? 

To z Xavim i Iniestą powtarzałem od zawsze. Nie dopiero teraz, kiedy jestem już piłkarzem Barçy. Już wcześniej oglądałem ich grę w telewizji i ten styl mnie zachwycał. Brazylia? Maicon, z którym występowałem w Grêmio, Renato Augusto, z którym grałem ostatnio w reprezentacji Brazylii, oraz Cicero, który wcześniej był we Fluminense, a potem dołączył do Grêmio. 

A to nie był właśnie Maicon, który kiedyś poprosił o porcję twoich statystyk z różnych meczów i powiedział: "musisz być bardzo decydujący, jeśli chodzi o podania"? 

Tak, tak, tak (śmiech). To prawda. Uwielbiałem grać z Maiconem. Mogłem też spełnić marzenie i zagrać u boku Cicero w Grêmio oraz z Renato Augusto, który wtedy występował w Corinthians. Maicon najbardziej przypomina mnie swoim stylem. Dużo częściej dotyka piłkę, rozgląda się przed przyjęciem, analizuje wydarzenia na boisku. Renato Augusto jest ostrzejszy, ale uwielbiam jego indywidualną technikę i to, jak spokojnie jest w stanie zdominować spotkania. 

Co oznacza dla ciebie podanie? 

Podanie jest podstawą w futbolu. Jeśli nie posyłasz dobrych podań, jest niemożliwe, aby twoi koledzy mieli okazje do zdobycia gola. Oczywiście są też niespodziewane szanse i momenty, w których nie trzeba aż tak wielu podań. Bez podań wszystko staje się jednak dużo trudniejsze. 

Czerpiesz większą przyjemność z asystowania przy bramkach niż z ich strzelania? 

To jasne. Dla mnie posłanie dobrego podania do kolegi znaczy tyle, ile zdobycie gola. Taka jest moja charakterystyka i o to prosi mnie trener. Jeśli posyłam podanie i akcja kończy się golem, jestem bardzo szczęśliwy. Staram się wyobrazić w głowie podanie jeszcze zanim je wykonam. Dla mnie to jest kluczowe. Poza tym tutaj w Barcelonie zawsze dostajesz lepszą piłkę zwrotną od tej, którą sam wcześniej posłałeś (śmiech). To jest coś innego, kiedy tworzy się taki styl gry i 11 piłkarzy myśli w ten sposób. To jest zespołowe zestrojenie. Prawdziwa przyjemność. 

A związek czas-przestrzeń? 

Spójrzmy na Barcelonę. Tutaj chodzi o poszukiwanie relacji czasu z przestrzenią. Czasami jest bardzo wiele krótkich podań w tej samej strefie boiska i ludzie na trybunach dziwią się, dlaczego nie posuwamy się naprzód. W rzeczywistości staramy się oszukać przeciwnika. Kiedy po wymianie tylu krótkich podań rywal wyobraża sobie że nic się nie dzieje i traci czujność, wtedy szukamy innego rodzaju podania, którym otworzymy potrzebną wolną przestrzeń. 

Trafiłeś do klubu, w którym utworzono z podania całą kulturę gry. 

Wiem o tym. Wiedziałem, że taka jest filozofia Barcelony. Nie przestawałem oglądać jej meczów w telewizji. Tutaj zawsze grali piłkarze bardziej zaawansowani technicznie aniżeli silni fizycznie. Wszyscy mówili, że mój styl idealnie pasuje do tego zespołu. To nie jest czcze gadanie. Zawsze tak myślałem. Zawsze mnie pytali o to, w jakiej drużynie chciałbym zagrać w przyszłości i moja odpowiedź była niezmiennie taka sama: "Barca"!

W końcu trafiłeś do tego klubu. 

Cieszę się tym wszystkim. Cieszę się z możliwości zakładania tej koszulki, z momentu wchodzenia na murawę Camp Nou. Cieszę się, że jestem otoczony takimi mistrzami jak Messi, Busquets, Piqué czy Rakitić. To są idole, których wcześniej oglądałem w telewizji. To jest jak sen i dlatego w dniu prezentacji byłem uśmiechnięty od ucha do ucha. Byłem strasznie wzruszony. 

Widać było po tobie wielką radość. Po twojej rodzinie zresztą też.

To było jak spełnienie mojego dziecięcego marzenia. Dla mojej rodziny również. Oni zawsze mnie wspierali i motywowali. Zapewniali mi potrzebną stabilność w każdym momencie. Rodzina zawsze dawała mi właściwe oparcie i dzięki temu mogłem się skupić jedynie na grze w piłkę. 

Twoi rodzice mieli decydujące zdanie, kiedy zapobiegli możliwym transferom do Bayernu czy do Chelsea.

Tak jest. Mam bardzo zdrową rodzinę. Wiemy dobrze, że w moim kraju nie zawsze tak jest. Jestem bardzo wdzięczny mojej rodzinie. Moi rodzice wykazali się niezbędnym spokojem w czasie, kiedy ja nie byłem jeszcze wystarczająco dojrzały. Bardzo mi pomogli. Moja rodzina ma głowę na karku i kiedy pojawiło się zainteresowanie ze strony innych klubów, powiedzieli mi: "nie, jeszcze nie odchodź. Nie teraz". Ja chciałem jak najszybciej wyjechać do Europy, a oni mi wtedy mówili: "Spokojnie. Twój moment nadejdzie. Twoje marzenie jeszcze się spełni". 

Kiedy pojawiła się oferta z Barcelony, zdałeś sobie sprawę, że rodzice mieli rację. 

Tak, tak. Powiedziałem im: "tato, miałeś rację! Mamo, miałaś rację!". Będę im za to dozgonnie wdzięczny. Uspokoili mnie w momencie, kiedy nie mogłem wytrzymać i chciałem jak najszybciej spróbować nowego doświadczenia w Europie. Rodzice odegrali kluczową rolę. Moja mama i mój tata pracowali razem. Mieli fabrykę odzieży damskiej, która produkowała własną linię ubrań o nazwie "De Melo". 

Ostatecznie cierpliwość się opłaciła. Jesteś częścią drużyny, którą oglądałeś w telewizji. 

To prawda. Kiedy oglądałem jakiś mecz Barçy w telewizji, myślałem: "to takie łatwe. Gra w tym zespole jest bardzo prosta. Podajesz piłkę w tamto miejsce i potem otrzymujesz ją tutaj". Tak jednak nie jest. To zupełnie nie jest łatwe. W Barcelonie na zawodniku spoczywa obowiązek kontrolowania nie tylko piłki, ale również zajmowanej przestrzeni na boisku i przede wszystkim sposobu poruszania się. Gra Barçy bardzo mocno angażuje intelekt. Trzeba sporo się nagłówkować, aby wszystko wyszło dobrze. 

Co masz na myśli? 

Tutaj należy dużo myśleć. Trzeba wiedzieć, jaka jest twoja przestrzeń. Nie można zająć tej należącej do kolegi. Należy czekać na odpowiedni moment na włączenie się do akcji. A wszystko trzeba robić na dużej szybkości. Piłkarz musi myśleć bardzo szybko, następnie wykonywać to z taką samą szybkością przy nienagannej technice. Decyzje podejmuje się jeszcze zanim piłka trafi pod nogi. To dlatego, że rywale już wiedzą, jak gra Barcelona. Trzeba być szybszym niż oni. Nie mówię tylko i wyłącznie o piłce, ale również o interpretacji samej gry. Synchronizacja musi być doskonała. Im mniej miejsca na boisku, tym szybciej trzeba grać. 

Na tym polega ta wielka zmiana w porównaniu z futbolem w Brazylii. 

Oczywiście, że tak. W Brazylii dostajesz piłkę i dopiero zaczynasz się rozglądać. Jest więcej czasu na wszystko. Tutaj w Barcelonie jest odwrotnie. Trzeba spojrzeć przed przyjęciem piłki. I nie tylko jeden raz. Trzeba spojrzeć wiele razy. Trzeba szybciej myśleć, szybciej wykonywać zagrania. W tym bardzo pomagają mi moi koledzy. "Arthur, zagraj tak!”. "Szybko!”. "Arthur, podaj tutaj!”. Dlatego kiedy pojawiam się na boisku, nie mam zbyt wielu problemów. Wszystko to, co koledzy powiedzieli mi wcześniej, mam już zakodowane w głowie.

Może to właśnie z tego powodu wejście do drużyny kosztowało trochę wysiłku. 

Wszystko musi przyjść w swoim czasie. Trzeba było nauczyć się tych nowych mechanizmów. Musiałem dojrzeć, ponieważ wcześniej grałem w zupełnie odmiennej rzeczywistości piłkarskiej. Tam jest całkiem inaczej. Poza tym tutaj jest ogromna rywalizacja. Wszyscy są wielkimi mistrzami. Na początku miałem trochę trudności, jeśli chodzi o szybkość gry. To było normalne. Musiałem wcześniej patrzeć i zagrywałem później. Potrzeba było trochę cierpliwości. Dzięki treningom i meczom poprawiłem się. Poza tym trener i koledzy z drużyny dużo ze mną rozmawiali i pomagali mi. Mogłem się nauczyć o wiele więcej na treningach i mogłem to wykorzystać dużo lepiej w czasie spotkań. 

A jak dowiedziałeś się o tych niesamowitych pochwałach pod twoim adresem ze strony Messiego? 

(Śmiech). Najpierw ktoś mi przysłał wiadomość i napisał, że Messi wypowiedział się dobrze na mój temat. Nie pamiętam, kto mi o tym powiedział. No więc wtedy pomyślałem: "no, może powiedział, że Arthur to dobry zawodnik...".

Uwierzyłeś w to? 

Gdyby powiedział, że Arthur jest dobrym zawodnikiem, to już byłbym szczęśliwy. Wtedy jednak zacząłem szukać w internecie odpowiedzi na pytanie: "co tak naprawdę o mnie powiedział?". Wziąłem komórkę i zacząłem szukać. Kiedy zobaczyłem ten wywiad i zdałem sobie sprawę, że wypowiedział się na mój temat w tak pozytywny sposób, na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Wtedy pomyślałem: "czy to wszystko jest prawdą?". Zastanawiałem się, czy piłkarz, który dla mnie jest najlepszym zawodnikiem w historii, mógł naprawdę powiedzieć coś takiego na mój temat. Nie ma drugiego takiego jak Messi. Nie ma drugiego takiego piłkarza, który robiłby to, co robi Messi. Czasami nawet wydaje mi się, że on nie jest człowiekiem. To jest tak, jakby grał przeciwko mnie w tamtej szkółce, do której chodziłem, kiedy miałem cztery czy pięć lat. Jego słowa mnie uszczęśliwiły. Messi w ogóle bardzo mi pomógł. Dużo ze mną rozmawia i sprawia, że bardziej wierzę we własne możliwości. Mówi do mnie: "Arthur, możesz to zrobić". I nie mówi tego tylko do mnie. Powiedział to również w mediach. To ogromnie ważne móc liczyć na zaufanie ze strony Messiego i wszystkich innych kolegów z drużyny. Wszyscy traktują mnie znakomicie i jestem szczęśliwy z tego, że mogę im pomagać.

REKLAMA

Poleć artykuł