Wokół Camp Nou to cykl felietonów w luźnym stylu. Porusza bieżące wydarzenia z Camp Nou i okolic.
Wieczór rekordów
Starcie z Betisem zapowiadano jako mecz rekordów i był nim rzeczywiście. Messi zagrał jubileuszowy mecz, ekipa potwierdziła przewagę golami i dalej przewodzi tabeli.
Szczęśliwy wieczór dla wszystkich? Tak, przy czym informacją dnia było, że zderzenie Adána z Argentyńczykiem nie skończyło się urazem. Różne scenariusze były możliwe – same złe.
Co do sumy strzelonych goli w minionym roku, należy poczekać na potwierdzenie ze wszystkich źródeł. Jutro ma się okazać, czy bramka na 1:0 nie zostanie odjęta Barcelonie i zapisana na konto Cristiano Ronaldo.
Po co komu KMŚ?
Są w piłce trofea bez znaczenia. Złota piłka w obecnym formacie jest plebiscytem popularności. Klubowe Mistrzostwa Świata mają znaczenie, to jedyna okazja rywalizacji z resztą świata. „Mały mundial” pozwala piłkarskiej Europie przekonanej o swej wyższości udowodnić ją w grze.
Umożliwiając mistrzom Oceanii, Azji czy Afryki zmierzenie się z wielkimi firmami z Ameryki Południowej i Europy, KMŚ to potrzebny element egalitaryzmu w piłce. Dobrze, że jest taki turniej. Lubię go. Bez tego typu akcentów futbol byłby zamkniętym party dla wybranych.
Sukces zdobyty regionalnie można tu przedłużyć do rangi ogólnoświatowej. Każdy lubi mówić o swoim klubie jak o „najlepszym na świecie” – wygrana w mistrzostwach klubów daje takim hasłom faktyczne uzasadnienie. Przy wszystkich osiągnięciach z ostatnich lat, zwycięstwa w finałach z Estudiantes, Santosem i River nadały sukcesom Barçy dodatkowy wymiar. A jeśli ktoś chce sprowadzać rangę rozgrywek do plakietki na koszulce, to wciąż trzeba ją wywalczyć na boisku.
Część publiczności kwestionuje ten turniej. Nie wiem czemu. To pewnie fani ligi angielskiej – przegrały tu Chelsea i Liverpool – albo tych klubów, które goszczą tam rzadko lub wcale. Aby tam zagrać trzeba najpierw coś wygrać. Czekam aż ci co deprecjonują mistrzostwa klubów i superpuchary, Pucharem Weszło nazwą Mistrzostwo Hiszpanii. Skoro ostatnio seryjnie wygrywa jeden klub, to widać jego ranga też spada.
Jak wcześniej Puchar Toyoty, dla klubów Ameryki Łacińskiej to wciąż ważne wydarzenie w roku. Choć w Europie KMŚ mają mniejszy prestiż, podoba mi się, że gracze Barcelony uważają inaczej. Przekonująco wygrali oba mecze, pokazali właściwe podejście. Dzięki temu wrócili do domu z kolejnym pucharem.
Trzeci muszkieter na pierwszym planie
Po dublecie w „Klasyku” Luis Suárez kontynuuje swój moment. W 13 ostatnich meczach zdobył 20 goli. Trafia najczęściej w karierze i wszystkim, którzy w ataku Barçy widzą tylko Messiego – albo: najwięcej Messiego – wysyła wiadomość „hej, też tu jestem”.
Siedem goli w drodze do zwycięstwa w Berlinie wyróżnia Urugwajczyka na tle innych wielkich napastników o skłonności znikania w Lidze Mistrzów. W czterech finałach tego roku dał drużynie 4 gole i 3 asysty. Już w Liverpoolu bywał fenomenalny. Teraz to inny poziom. Poza golami i asystami, na osobne wyróżnienia zasługują oddanie drużynie i jego gra bez piłki. Gdy ktoś mówi, że jest gdzieś lepszy środkowy napastnik od Luisito, chce mi się śmiać.
Mourinho zwolniony z Chelsea i trenerskie czystki
Jestem życzliwym człowiekiem. Dobrze życzę ludziom. Byłym pracownikom Barçy też – czy to Guardiola, Mourinho czy Maxi López i jego najnowsza fryzura. Mój stosunek do byłego asystenta Robsona i Van Gaala jest skomplikowany – jego boiskowe metody często są ohydne (chęć wygranej wszelkimi środkami, brutalna gra jego zespołów, specjalizacja w faulach bez piłki), ale to fascynująca postać. Może to chora fascynacja, orientacja na cele i skuteczność w ich osiąganiu wymagają uznania niezależnie od tego jaką kto ma opinię o portugalskim „władcy marionetek”.
Mourinho od początku sezonu i „zjechaniu” Jona Fearna i dr Carneiro rozpętał wiele bitew. To typowe dla jego wcześniejszych staży w tym i innych klubach. Nowością okazało się, że nie wygrał żadnej z nich – ani w mediach, ani u ekspertów podniecających się wcześniej jego gierkami przy wielu okazjach.
Psychologiczny kompas tym razem zawiódł Mourinho – gdy do „tradycyjnych” wojen z sędziami, rywalami i ligą doszły ataki na sztab medyczny, dyrekcję klubu za letni brak transferów, piłkarzy i chłopców od podawania piłek, zaczęło to wyglądać jakby Portugalczyk prosił się o zwolnienie. Motywacja negatywna doskonale sprawdzała się wobec takich graczy jak Lampard, Drogba, Terry czy Ramos. W przypadku Hazarda, Costy, Fàbregasa czy Maticia odbiła rykoszetem trenerowi w szczękę. Jonathan Wilson twierdzi, że to inne generacje graczy. Wydaje mi się, że po prostu inne charaktery.
Seria zachowań i wypowiedzi doprowadziła do sytuacji, w której od Mou odwrócili się piłkarze, grupy poparcia w mediach i wreszcie przełożeni. Rezultat mógł być jeden. I wpisuje się w szerszy kontekst. Nie pamiętam sytuacji by jednocześnie w tylu czołowych klubach Europy doszło do lub zapowiadało się na zmianę trenera. Liverpool, Bayern, Chelsea, Real Madryt, United, City, potencjalnie Atlético – uff! Sukcesu w piłce szuka się dziś zaraz, natychmiast. Moda na stabilność trzyma się tylko w Katalonii i Arsenalu. Poza samą specyfiką czasów i piłki w nich, myślę, że ciąg sukcesów Blaugrany wzmaga panikę w innych klubach i zmienia perspektywę ich władz – Madryt to oczywisty przykład. Inne? Można tylko spekulować. Czego jestem pewny, to ktokolwiek zostanie nowym trenerem Manchesteru United, na pewno nie dostanie sześciu lat na zdobycie pierwszego Mistrzostwa Anglii jak Sir Alex Ferguson.
Dwumeczowy format Pucharu Króla
Przed nami styczniowy maraton z Pucharem Króla. Faceci bez dziewczyn jeżdżący miejskimi hatchbackami, którzy dostają choroby morskiej na „Piratach z Karaibów” znów będą zrzędzić o wyeksploatowaniu zawodników i potrzebie zmiany formatu rozgrywek. Kto by ich słuchał?! Jak co roku dostajemy okazję oglądać najlepszą ligę świata co trzy dni, cały miesiąc. Super!
Zawsze bronię dwumeczowego systemu Pucharu Króla. W pojedynczym meczu zawsze może dojść do przypadku albo błędów sędziego – mówimy w końcu o Hiszpanii. Format meczu i rewanżu gwarantuje, że do finału dotrą najlepsi, a mecze są ekscytujące. Cały turniej ma najwyższy poziom.
W Anglii puchary są dwa i żaden nie ma znaczenia. Hiszpański system rozgrywek sprawia, że Puchar Króla ma swój prestiż i temperaturę. Perspektywa dwumeczu z Valencią, Atlético, Realem czy Bilbao zawsze rozgrzewa culés do czerwoności!
Jest tylko jeden Juan Carlos Navarro!
Forma Juana Carlosa Navarro w wieku 36 lat to coś niesamowitego. W niedzielnym „Klasyku” wygranym przez Barçę Satoransky, Doellman, Samuels i Ribas byli fenomenalni. Navarro był decydujący. Statystyka 12 pkt. i 5 asyst nie mówi wszystkiego – chodzi o trafność decyzji i celność zagrań w kluczowych momentach. Jego zagrania dodawały skrzydeł kolegom i podcinały je rywalom. Rzut na koniec I połowy (powyżej) czy cudowny wjazd pod kosz z faulem w 7:02 trzeciej kwarty zakończony akcją 2+1 na długo zapadną w pamięci fanom koszykarskiej Barçy.
Legenda nie tylko sekcji koszykówki, całego klubu. Niech jego kariera trwa wiecznie.
Komentarze (38)
Nie pasuję co prawda do charakterystyki podanej przez challengera, nie chodzi mi o mecze co 3 dni, tylko o cały sezon, wg mnie piłkarze grają zbyt duża ilość spotkać. Szczególnie irytujące są przerwy reprezentacyjne, gdy są rozgrywane w egzotycznych miejscach, podzielam opinię m.in Toniego Kroosa, że meczów w sezonie powinno być mniej, aby piłkarzy omijały kontuzje, a my kibice, moglibyśmy się cieszyć dłużej grą naszych idoli.
Juan Carlos Navarro, pisałem już o tym kiedyś, to wzór barcelonismo na parkiecie i poza nim, stawiam go na równi z Guardiolą, Puyolem, Xavim, Iniestą.
Ciekawa forma felietonu, są wyraziste opinie autora, jest kilka złośliwości, drobne pstryczki w nos prowokujące do dyskusji. Czyżbyś @challenger zapowiadał większą aktywność na portalu?
Mou, cóż, słusznie zauważone, że jego metody działania polegające na negatywnym feedbacku nie pasują do każdego piłkarza, szczególnie tych utytułowanych, najbardziej jaskrawy przykład to Casillas.
Dodatkowo, jak autor zauważył, metody mało mające wspólnego z fair play, nigdy nie spodobają się części kibiców i bardzo dobrze.
Co mnie w Mou zaskoczyło, to fakt, że totalnie stracił kontrolę nad klubem, jego gierki psychologiczne nudziły i wywoływały raczej uczucie zażenowania. I co najgorsze - nie potrafił w odpowiedni sposób zmienić swojego podejścia, aby ratować drużynę. Profesjonalista? Zdecydowanie nie, raczej zacietrzewiony radykał.
Co do Pucharu ("Waszego") Króla, to oczywiście, że forma z rewanżem jest jedyną słuszną, utrzymaną w duchu świętej zasady rewanżu, tu miejsce przypadku i pomyłek jest marginalizowane przez przymus szybkiego dostosowania się pod przeciwnika, zmiany własnej taktyki, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Dwumecz z najlepszymi drużynami ligi w krótkim okresie? Czysta przyjemność. Nawet zbliżający się potrójny pojedynek z Espanyolem jest wg mnie bardzo emocjonujący, derby w lidze, podwójne derby w Pucharze, nie mogliśmy trafić lepiej, emocje gwarantowane. Dodatkowo mamy 2 świeżych świetnych graczy i kilku rezerwowych, którzy muszą otrzymać minuty, jeżeli mamy przetrwać grę co 3 dni. Ja już czuję skurcz zdenerwowania, to jest La Liga!
Duma rozpiera takiego kibica co ma na koszulce swojej ukochanej drużyny znaczek mówiący, że jest się najlepszym na świecie? Rozpiera:) Jesteśmy na szczycie i pamiętajmy, że gdy Barca wchodząc na ten szczyt miała jedną z najtrudniejszych dróg do pokonania. Nie zapominajmy o tym!
Tak moje rozstanie z dziewczyną :/
Wenger, Guardiola, Mourinho, Klopp, Simeone (jeśli plotki o Chelsea się sprawdzą).
"W Anglii puchary są dwa i żaden nie ma znaczenia."
Aż się wierzyć nie chce, ze ktoś mógł coś takiego napisać.