W pierwszym swoim spotkaniu Ligi Mistrzów Barcelona zremisowała na wyjeździe z AS Romą 1:1. Premierowego gola zdobył dla Dumy Katalonii Luis Suárez, który wykorzystał dośrodkowanie Ivana Rakiticia. Wyrównał po kosmicznym golu Alessandro Florenzi, który pokonał ter Stegena z blisko 50 metrów. Remis na otwarcie rywalizacji w grupie E.
Długo czekaliśmy na Ligę Mistrzów, ale o 20:45 w końcu usłyszeliśmy pierwszy gwizdek sędziego. Można było odetchnąć… najlepszy futbol na świecie powrócił, a na Stadio Olimpico widać, a przede wszystkim słychać, było atmosferę piłkarskiego święta i fakt, że do stolicy Włoch przyjechała najlepsza drużyna w Europie.
Od samego początku inicjatywę przejęła Barcelona, która w typowy dla siebie sposób wymieniała dziesiątki podań szukając drogi do bramki Wojciecha Szczęsnego. Sygnał do ataku już w czwartej minucie dał Leo Messi, który spróbował szczęścia zza pola karnego, ale potężny strzał pofrunął nad poprzeczką polskiego bramkarza. Niestety, razem z upływem kolejnych minut było coraz gorzej, a podopieczni Luisa Enrique nie potrafili przebić się przez szczelny mur Romy.
Podopieczni Rudiego Garcíi świetnie się ustawiali, głęboko cofnięta linia obrony nie pozwalała na wiele tridente MSN, a znakomita asekuracja przykrywała mniejsze i większe błędy poszczególnych piłkarzy. Gospodarze swoich szans upatrywali przede wszystkim w kosmicznie szybkim Salahu, który raz po raz ścigał się z obrońcami Barcelony. To właśnie na egipskim skrzydłowym opierały się ataki Romy, a w pierwszych dziesięciu minutach kilkukrotnie zagroził bramce ter Stegena. Jedynym piłkarzem, który potrafił dotrzymać mu kroku był oczywiście Jordi Alba.
Giallorossi z łatwością kontrowali faworyzowanego rywala, a Barcelona nie potrafiła temu zaradzić. Słabo prezentował się środek pola, defensywa znów nie stawiła monolitu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystywali. Na domiar złego słabo funkcjonował również atak Barçy. Zupełnie niewidoczny był Neymar, a jedynym jasnym punktem był Leo Messi, który kilkukrotnie próbował szczęścia, ale jego próby najczęściej były niecielne. W końcu przyszła 21. minuta gry. Jérémy Mathieu posłał długą piłkę w kierunku Ivana Rakiticia, z futbolówką minął się Lucas Digne, Chorwat zupełnie niepilnowany wbiegł w pole karne i bez problemów wypatrzył na długim słupku Luisa Suáreza, który z najbliższej odległości po strzale głową dał Barcelonie upragnione prowadzenie. Dla tridente MSN było to łącznie 90 trafienie w 2015 roku (Messi 39 goli, Neymar 26, Suárez 25).
Stracona bramka tylko podrażniła Romę, która zaczęła grać odważniej, a Barcelona w dalszym ciągu nie potrafiła znaleźć odpowiedniego rytmu. Słaba postawa środka pola sprawiała, że podopieczni Luisa Enrique zupełnie nie radzili sobie z przejęciem kontroli nad mecze. W końcu w 30 minucie stało się coś, na co czekało całe Stadio Olimpico. Kosmicznego gola zdobył ulubieniec rzymskich kibiców Alessandro Florenzji, który pokonał bezradnego ter Stegena z blisko 50 metrów! Włoch w pełnym biegu przy linii autowej wypatrzył wysuniętego niemieckiego bramkarza i uderzył perfekcyjnie, niemal nie do obrony, a futbolówka jeszcze odbiła się od słupka. Błąd golkipera czy strzał życia? Ciężko powiedzieć, ale my wolimy docenić strzelca, bo wyszło to ideanie, po prostu. Grande, grande, grande.
Druga połowa rozpoczęła się podobnie do pierwszej, a i późniejszy scenariusz był niemal identyczny. Mocny początek Barcelony, czyli strzał Luisa Suáreza znakomicie obroniony przez Wojciecha Szczęsnego, a później duże problemy z przejęciem kontroli na boisku. Roma grała jeszcze odważniej, a sygnał do coraz śmielszych ataków dawały również trybuny.
Luis Enrique starał się coś zmienić wprowadzając na boisko Rafinhę za słabego Ivana Rakitica, który poza asystą niczym szczególnym się nie wyróżnił. Brazylijczyk niestety chwilę po wejściu na plac gry doznał fatalnie wyglądającej kontuzji po wślizgu Radji Nainggolana. Młodszy z braci Alcântara opuścił stadion na noszach, a cała sytuacja nie wyglądała najlepiej. Miejmy nadzieję, że udało się uniknąć najgorszego.
W 77 minucie jedną z najgroźniejszych sytuacji stworzył sobie aktywny Leo Messi, ale jego strzał zatrzymał się na poprzeczce bramki strzeżonej przez De Sanctisa (Włoch zastąpił w 50 minucie kontuzjowanego Wojciecha Szczęsnego). W samej końcówce Barcelona miała piłkę meczową, ale strzał (podanie?) Jordiego Alby w ostaniej chwili wybił Kostas Manolas.
Na Stadio Olimpico Barcelona nie prezentowała się najlepiej, a remis to z pewnością wszystko, co podopieczni Luisa Enrique mogli w środowym wieczór wywalczyć. Roma grała przez całe spotkanie bardzo mądrze i nie pozwalała na wiele obrońcy tytułu. Ten mecz zapamiętamy chyba tylko dzięki Alessandro Florenziemu, którego gol będzie powtarzany do znudzenia. Kibiców Barçy z całą pewnością najbardziej będzie martwić uraz Rafinhii. Jego stan zdrowia jest w tej chwili najważniejszy.
Komentarze (2722)