Trwałe wyjście z kryzysu czy przerywnik przed jego pogłębieniem?

Karol Chowański

5 grudnia 2024, 11:40

13 komentarzy

Fot. Getty Images

Mallorca doszła do szóstego miejsca w tabeli i miała chęć przebiec się po Barcelonie. Goście okazali się mocniejsi. Wygrali pierwszy raz w lidze od 3 listopada. Przebieg meczu na Son Moix skłania do pytania, czy to trwałe otrząśniecie z kryzysu, czy chwilowy przerywnik przed jego pogłębieniem.

FC Barcelona dotarła do grudnia w czubie LaLigi i Ligi Mistrzów. Oprócz radości wysokie zwycięstwa z Bayernem i Realem dały zapomnienie o czułych punktach katalońskiej drużyny. Od dłuższego czasu należą do nich deficyt zdrowych stoperów, marnowanie okazji oraz kadrowe szarady wymagające rozwiązań. Wyniki ucierpiały teraz, bo Barça robi coś, czego od przyjścia Flicka unikała. Zaczęła sobie szkodzić.

W maju 2018 roku Klub był bliski szczególnego rekordu. W 95-letniej historii ligi nikt nie skończył sezonu z zerem w kolumnie porażek. Do 37. kolejki Barça miała bilans 27-9-0. W obronie postawiwszy na hojność, uległa 4:5 Levante. Wyjątkowa szansa przepadła na własne życzenie. Blaugrana zagrała w eksperymentalnym składzie przez sparing, który zaplanowano 67 godzin później w RPA. Lot w jedną stronę trwa dziesięć. Klub zarobił za mecz z Mamelodi Sundowns 3 mln euro.

Przypomniały mi o tym zapowiedzi gali w Operze Liceu. Obchody 125. urodzin Klubu przewidziano dzień przed meczem, zapowiedzianym na 14.00. Takie połączenie zapaliło mi w głowie czerwoną lampkę. Kryteria tej decyzji są dla mnie jasne. Obecność klubowych legend stanowiła okazję do zaproszenia ich na stadion, wczesna pora meczu stanowiła w tym sensie zaletę. Jeśli ktoś odpowiedzialny za program obchodów liczył, że uroczyste „zamieszanie” nie wpłynie na piłkarzy, to się przeliczył. Drużyna, która w komplecie stawiła się w Liceu, na tle siedemnastej ekipy ligi wyglądała apatycznie i przegrała.

Kłopoty zaczęły się przy wizycie Realu Sociedad. Wokół drużyny wzrósł niepokój, minął zachwyt, dostrzegliśmy rysy. Opinii o kryzysie przybyło po starciu z Celtą. Barça zaprzepaściła prowadzenie 2:0 parą własnych błędów. Wielu obserwatorów wybrało słowa pochwały dla Marca Casadó za powstrzymanie rywala wychodzącego na pozycję. Według mnie wybór piłkarza był z założenia lekkomyślny. Zespół miał dwubramkową przewagę, okazja „1 na 1” to jeszcze nie bramka, a gra w dziesięciu zawsze niesie komplikacje. Zachowanie Casadó zmieniło oblicze meczu i wykluczyło go na kolejne spotkanie.

Celta mogła wrócić do meczu, co więcej dostała pierwszą bramkę gratis. Koundé popełnił błąd, jaki tłumaczy jedynie spadek koncentracji. Drużyna Flicka jest jeszcze zbyt krucha na popełnianie takich wpadek bez konsekwencji. W efekcie straciła w Vigo punkty, jakie miała na talerzu. Coś podobnego powtórzyło się na Majorce. Bramka gospodarzy zrodziła się z pomyłki Olmo. Piłkarze Barcelony byli świadomi niezrealizowanej do przerwy przewagi, mówili o tym po meczu.

W konfrontacji z Las Palmas kolektywna podatność na turbulencje stanowiła jeszcze większy problem. Odnoszę się do destabilizacji gry obrony po zejściu Balde. Naturalna jest troska o zdrowie kolegi, lecz nie powinna zakłócić mechanizmów defensywnych, jakie znamy z poprzednich meczów. Tym razem trudno winić Gerarda Martína (moim zdaniem zagrał solidne spotkanie), gdyż zaobserwowałem spadek jakości gry obrońców wyjściowego składu. Cubarsí i Iñigo po 26. minucie częściej mylili się w kryciu, zawodziła komunikacja, a powroty w bronioną tercję boiska zaczęły szwankować. W środku pola coraz więcej piłek trafiało do gości. Spadła skuteczność Koundé, przed upływem godziny gry zmienił go Fort. Cięgi za zachowanie przy straconych golach zebrał Iñaki Peña.

W ten sposób podopieczni Flicka mający do 10 listopada bilans 33 ligowych punktów na 36, ugrali jeden w kolejnych trzech meczach. Przeciw ekipie Imanola Alguacila Katalończycy pierwszy raz w sezonie skończyli mecz bez zdobytej bramki. Skoro wcześniej zespół robił z obron rywali sito, wyraźny spadek podbramkowej precyzji musi częściowo wynikać z przemęczenia materiału.

Choć większość obserwatorów zwraca uwagę na zmęczenie fizyczne (i spekulują o końcu mikrocyklu wypracowanego przez Flicka w treningowym maratonie przed sezonem), ja wskazuję na sferę mentalną. Kryzys zespołu miał też moim zdaniem podłoże w sferze taktycznej oraz menedżersko-kadrowej.

Gorsze wyniki w „podłym listopadzie” poprzedziły imponujące zwycięstwa nad Bayernem (23 X) i Realem (26 X). Później FC Barcelona zmierzyła się z Espanyolem, a derby zawsze mają dodatkową temperaturę. W krótkim czasie zespół Flicka rozegrał trzy mecze „podwyższonego ryzyka” i wygrał je wszystkie. Osiągnięcie takich wyników wcześniej czy później skutkuje rozluźnieniem. Umysł sportowca, jak każdego człowieka, po wyczerpującym okresie w pracy potrzebuje resetu. Nadeszło ono, gdy w kalendarzu meczów poziom z ultra trudnego spadł na względnie łatwiejszy. Stanowi to cenną lekcję dla trenera i drużyny.

Według moich obserwacji doprowadziło to do pierwszego w tym sezonie rozprężenia drużyny Flicka. Mógłbym tu wkleić często eksploatowany argument o jej młodym wieku, lecz uważam, że większą rolę odegrało coś innego. Od samego początku jest to niezwykle intensywny sezon dla FC Barcelony. Wdrożenie idei taktycznych nowego trenera w tak krótkim czasie było wymagające dla zawodników. Zmiana reżimu treningowego, nieustanna konieczność zastąpienia kontuzjowanych oraz ambicja „rewanżu” w Lidze Mistrzów (przy jednoczesnej adaptacji do nowego formatu) stworzyły nowe obciążenia. Piłkarze patrzą też w tabelę. Imponujący początek sezonu wiązał się z dodatkową presją utrzymania formy i wyników. Jest wielkim osiągnięciem sztabu oraz graczy, że udawało im się to tak długo. Do tego, jak u wszystkich topowych ekip Europy, dochodzi zagęszczenie kalendarza meczów. Zadyszka, minikryzys wynikły z wymienionych czynników.

Ostatnie tygodnie dały też okazję zobaczenia, jak skutecznie na system gry Hansiego Flicka uodparniają się rywale. Choć z opisanych względów szczelność bloku obronnego, intensywność pressingu i kontrpressingu Katalończyków spadły w listopadzie, doceniam Real Sociedad i Las Palmas za pozbawienie Barçy jej atutów. Skutecznie pozamykali przestrzenie, w które Raphinha, Pedri i inni wbiegali wcześniej bezkarnie. Trenerzy Alguacil, Giraldez i Martínez wskazali swoim piłkarzom sposoby, jak wykorzystywać wysoko wychodzącą linię obrony barcelonistów. W odróżnieniu od wielu ekip przed nimi, Real Sociedad, Celta, Las Palmas i Mallorca postawiły się Barcelonie fizycznie.

Co jasne, dla rywali „Dumy Katalonii” wszystko jest łatwiejsze, gdy brakuje jej w składzie Lamine Ebany. Miało to konsekwencje taktyczne, bo ktokolwiek go ostatnio zastąpił, to częściej zbiegał z piłką do strefy środkowej, niż tworzył przewagę w polu karnym. Chwilami odnosiłem wrażenie, że Barça gra bez prawoskrzydłowego. Ograniczenia kadrowe stanowią osobną kategorię problemów uwidocznionych w listopadzie. W kadrze nie ma alternatyw dla Lamine i Lewandowskiego, wszystko musieli grać stoperzy. Na pozycjach Balde i Koundé do dyspozycji są jedynie gracze kwestionowani przez publiczność (Gerard Martin) lub trenera (Hector Fort). Nie do zastąpienia jest Raphinha, zdrowie Daniego Olmo wymaga szczególnej opieki, a na myśl o niedostępności w ważnym meczu Pedriego każdy culé zblednie.

Pod kątem rywalizacji z najlepszymi ten aspekt grozi nabraniem znaczenia w dalszej części sezonu. Tym bardziej, że Flick ma opcje w składzie, z których korzysta mało albo wcale. To zastanawiające. Zanim odpoczął na Majorce, Robert Lewandowski zagrał wszystkie dwadzieścia meczów Barçy w wyjściowym składzie. Nawarstwienie minut Polaka musiało odbić się na wynikach. Pau Victor uzbierał ich niespełna dwieście przez cały sezon i uważam, że zasługuje na więcej. Drużyna mogłaby skorzystać na większej pewności między słupkami. Z tygodnia na tydzień spada forma Iñakiego Peñi. Media w Katalonii coraz głośniej domagają się wejścia do bramki Szczęsnego. Póki co Flick pozostaje niewzruszony, co stanowczo zaznaczył podczas konferencji prasowej w poniedziałek.

W drugiej połowie na Son Moix Blaugrana pokazała wigor, jakiego przed meczem wymagał od nich trener. Jednak do rzutu karnego wykorzystanego przez Raphinhę wszystko przychodziło jej równie trudno co w trzech poprzednich meczach. Dobro drużyny wymaga pełnej mobilizacji w szatni i klubie. Za wcześnie na opuszczanie gardy. Za wcześnie na urządzanie fiesty w wigilię meczu. Za wcześnie na spadki meczowej koncentracji. Za wcześnie na błagalne spojrzenia do sędziów. Białe spodenki nie zapewniają przywilejów, jakimi u hiszpańskich sędziów cieszą się „Biali”. Im wcześniej w Barcelonie przyjmą te wnioski, tym trwalsze będzie jej oblicze zaprezentowane na Majorce.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Jak Yamal będzie zdrowy to będę spokojny. Obrońcy muszą się tylko ogarnąć i ta słaba Pena. Obrona to podstawa

Jak wyjdą tak jak grali ostatnie 25min z Mallorcą to bedzie klasik

Kryzys u redakcji to 1 miejsce w lidze po kilkunastu kolejkach + dobre granie w lidze mistrzów.
Amen

Moim zdaniem brakuje nam intensywności. Przeciwnicy mają czas wyjść z piłką i zagrać za linię obrony, a przy tak wysokiej defensywie to jest samobójstwo. Wygraliśmy 5-1 ale większość meczu to była męka.. Fizycznie nie wyglądamy już tak dobrze jak na początku.

Grają niechlujnie, ale Yamal odciska swoje piętno na zespole. Dzięki niemu jesteśmy taktycznie trudniejsi do rozgryzienia. Inne drużyny gdy nie gra Yamal, to nie podwajają Fermina, Olmo czy Ferrana. Zostawienie Yamala 1x1 to jak wydać na siebie wyrok. Gdy Yamal ma piłkę, to w środku robi się przestrzeń, którą Casado, Pedri czy Olmo próbują penetrować grą z pierwszej piłki. Sama obecność Yamala to wielki komfort dla reszty graczy.

W tym meczu Mallorca byla strasznie slaba. Zostawiala nam autostrade pod swoja bramke i tylko jeszcze slabszy zespol mialby problemy z nimi wygrac.

Zwycięstwo pudruje problem zespołu. Dalej grają niechlujnie coś się w zespole ewidentnie zacięło. Oby to było przejściowe.

W meczu z Betisem powinny być rotacje np. Raphinia i Martinez niech odpoczną, a dać szansę Fatiemu lub ponownie Ferranowi. BVB to nasz najtrudniejszy mecz, który pozostał w LM i tam powinien zagrać najmocniejszy skład. Betis zawsze nam leżał, nawet za Xaviego z nimi wysoko wygraliśmy i to był nasz najlepszy mecze poprzedniego sezonu.