Barça gra całkiem nieźle, lecz to wczesna faza sezonu

Karol Chowański

8 listopada 2024, 19:30

33 komentarze

Flick stworzył potwora. Tylko to, wiesz, potwór na miarę naszych czasów. A czasy mamy jesienne. Puchary rozdają kiedy indziej.

Jesteś na szczycie albo na dnie, według niektórych. Czy w piłce jeszcze istnieje „pomiędzy”? Zależy, kogo pytasz.

Poddawanie się dwubiegunowości piłkarskich analiz jest dla nowicjuszy. Od pewnego czasu Barça znajduje się w bardzo szczególnym „pomiędzy”: krótko po największych sukcesach w swej historii, przed ich wyczekiwaną kontynuacją. Ani to łatwa sytuacja do zarządzenia, ani nisko zawieszona poprzeczka.

Świeżo po meczu z Bayernem podzieliłem się w szerszym gronie, że na obecną chwilę „Hansilona” radzi sobie całkiem nieźle. Wywołałem małe zdumienie. Nie mam powodu sądzić inaczej. Ani chwalić bardziej. Dobre początki mieli inni przed Flickiem, z Valverde i Setienem włącznie. Znamy końce ich rozdziałów w klubie. Ja jeszcze je pamiętam.

W listopadzie można przegrać puchary. Nie można ich wygrać. Nazwij to przekonanie piłkarskim dandyzmem, nazwij marudzeniem niszczyciela uśmiechów. Co tłumi ich chłodną ocenę sytuacji, z powodu letniego wyposzczenia futbolem kibice nader często poddają się wczesnojesiennej euforii. Media robią to samo, tyle że z przyczyn merkantylnych. W dużej większości przypadków pochopne diagnozy obu grup weryfikuje czas. W pomyłce orientują się przeważnie koło lutego, lecz czy ktoś żąda od nich tłumaczenia się z jesiennych kiksów?

1. Zniszczony Bayern

Mam wrażenie, że wszystko, co mówi i pisze się o Barcelonie Flicka od startu sezonu, doprowadziło do stępienia pochwał za mecz z Bawarczykami. Łatwo przyzwyczajamy się do dobrego. Swój wpływ ma przepakowany kalendarz. Barça rozegrała trzy kolejne mecze w 16 dni, tuż po pokonaniu Bayernu uwagę przejął Klasyk.

Mimo to chcę się zatrzymać przy starciu 23 X, ponieważ dla wniosków tej analizy jest ono kluczowe. Może nawet ważniejsze od Madrytu? Mecz z Bayernem był wcześniej. Zapowiadał się trudniej.

Katalońskiej ekipie wyszedł rewanż na wielkim rywalu w wielkim stylu. Zobaczyliśmy na kursie kolizyjnym popis możliwości i postępującą bezradność. Mimo straty gola już w 18. minucie Blaugrana rozniosła rywala w sposób, którym obrzydziła mu futbol. Przy wyniku 4:1 Bayern przestał grać, a Barça nie forsowała już tempa. Po co?

Wymiar tego zwycięstwa, dominacji zupełnie wykluczył z publicznej debaty głosy, „... ale DNA Barçy i posiadanie piłki”. Wygrywać można na różne sposoby, każdy z nich może być piękny. Każdy może być imponujący. Mająca 19,1% posiadania przez pierwszych 10 minut gry i 39,8% na koniec meczu Barcelona rozbiła mistrza Niemiec, z którym przed spotkaniem miała serię pięciu porażek na bilansie bramek 2:19.

Co jasne, oprócz rywala na boisku Barça pokonała swoje demony. Przebieg meczu przeniósł mnie w czasie do 14.08.2020, gdy machina Flicka rozbiła Katalończyków 8:2, a ja biłem brawo. Z tym samym trenerem po drugiej stronie barykady gospodarze upokorzyli klub z Monachium. Dzięki prestiżowej wygranej i zdobyciu 9 punktów w 4 rundach LM określenie „Duma Katalonii” znów znaczy coś w Europie.

Wszystko to na wczesnym etapie budowy zespołu przez nowego dowódcę. Siedem tygodni po tym, jak nieudane podejście do transferu Nico i defensywnego pomocnika miały zabić Barcelonie sezon. Wielki wieczór drużyny. Wielki wynik.

2. Real złapany w pułapkę

W piłce na topowym poziomie najprostsze środki bywają najskuteczniejsze. Jednocześnie, te najprostsze środki wdraża się najtrudniej. Po szesnastu oficjalnych meczach można stwierdzić, że Barça Hansiego Flicka doprowadziła do doskonałości pułapkę ofsajdowa. Tomas Roncero docenia.

Piłkarze Ancelottiego zostali złapani na spalonym sześciokrotnie przez wstępne 30 minut gry. Po dziewięćdziesięciu ta liczba krzyczała: dwanaście. Wielka nadzieja „Białych” Kylian Mbappe 8 razy wpadł w sidła zastawione przez obrońców Barçy. Gospodarze mieli później okazje na powrót do tego szalonego, ekscytującego meczu. Zmarnowali każdą z nich, kończąc wieczór z liczbą goli równą liczbie Złotych Piłek w domu Viníciusa.

Fakt, po dwóch kwadransach RM mógł prowadzić 2:0. Inne postawienie sprawy stanowiłoby zakłamywanie rzeczywistości. Wspomnę sytuację Viníciusa po 20 minutach (brak ofsajdu), niepewną postawę Cubarsíego oraz zawziętość gospodarzy od pierwszego gwizdka. Zanim Barça wzięła się do strzelania goli, drużyna Carletto mogła prowadzić pierwsza. Zamiast tego...

3. Barça przekłuła balon z nadętym ego Realu.

Podobnie jak plan meczowy Xaviego na debiutanckie starcie z Ancelottim, debiut Flicka w Klasyku wypadł okazale. Wynik też jest ten sam. Mnie nie dziwi, że po meczu trener Królewskich przyłożył największą wagę do rzeczy zupełnie niezwiązanych z futbolem. W grze w piłkę Ancelotti, Vinícius, Mbappe, Bellingham, „Tchou”, Modrić, Militão i Vázquez polegli z kretesem.

Kosztujący 125 milionów euro „prowizji” Mbappé patrzył na to wszystko i nie dowierzał. Viniemu mecz odjeżdżał, im dłużej trwał. Ich partnerzy byli bezsilni, a impakt wzmocnień Realu z ławki był dla Barçy żaden. Nawet madrycka machina medialna dość dyskretnie sarkała na wynik Klasyku w twierdzy Realu. Po takim występie gwiazd Ancelottiego rozsądnie było pomilczeć.

Podobnie jak z Bayernem, kluczowe dla sukcesu na Bernabéu okazały się fizyczność, zaangażowanie, pressing, Lewandowski i Marc Casadó. Dzięki metodycznemu przeglądowi kadr i intensywnej pracy sztabu Flicka latem z adeptami szkółki, Barça (mimo braku ważnych nazwisk przez trwałe urazy) dysponuje różnorodnymi metodami skrzywdzenia rywala. Udowodniła to dwukrotnie w ciągu tygodnia. Osobne pochwały należą się trenerom w Masii. Casadó zagrał wielkie mecze.

Takie zwycięstwa są ważne, bo oliwią maszynę w drodze po więcej. Dają entuzjazm, energię, napędzają do celu, choć cel pozostaje daleko. Nie według mnie, lecz słów piłkarzy i trenera.

4. Grają jak faworyt, wygrywają jak faworyt

Lubimy oglądać, jak Barça atakuje całym zespołem. W krótkim czasie Flick sprawił, że całym zespołem broni. Widać to od poświęcającego się w każdym starciu główkowym środkowego napastnika po Peñę przewidującego grę 40 metrów od bramki. Widać w kolektywnej pracy drużyny. Widać w spójności linii, zawziętym kryciu, kontrpressingu, wspieraniu się nawzajem oraz „piątkach” zbijanych po udanej akcji w swoim polu karnym. Widać w statystykach i na stopklatkach dostępnych w social mediach. Ta praca u piłkarskich podstaw stanowi fundament przemiany ekipy pod wodzą niemieckiego menedżera.

Wymienione czynniki rodzą wyniki. Linijka 88% zwycięstw na tym etapie rozgrywek i 55 zdobytych goli to wartości rekordowe w historii klubu reprezentowanego przez Samitiera, Césara, Kubalę, Ré, Cruijffa, Krankla, Maradonę, Romario, Ronaldinho, Eto’o i Leo. W taktycznej układance Flicka każdy trybik zna swoje miejsce, rolę oraz zadania. Piłkarze wchodzą z ławki, Niemiec rotuje jedenastkami, obraz gry pozostaje imponująco jednakowy.

Iñigo Martínez, Koundé i Casadó wyrośli na najlepszych graczy ligi na swoich pozycjach. Z każdym meczem widać postępy Pedriego. Lamine ma udział w 12 bramkach na 12 występów, choć równolegle regeneruje się po obciążeniach i głównej roli na Euro. Dani Olmo zapowiada się na najlepszy transfer klubu od długiego czasu. De Jong odegrał ważną rolę w Madrycie. Raphinha jest na tę chwilę najlepszym piłkarzem w Europie, a jego pracę bez piłki proponuję oprawić w ramkę. Otoczony sprzyjającym mu ekosystemem Lewandowski znów jest Panem Piłkarzem.

5. Początek podróży

Czerpiąc wszystko, co najlepsze od poprzednika, Hans-Dieter Flick otwiera w katalońskim klubie nowy rozdział. W szatni powrócił rygor, na trybuny i nagłówki – nadzieja. Serca nasiąkają dumą. Intensywność gry, taktyczna rzetelność, minimalizowanie atutów rywali oraz imponująca wydajność korzystania z zasobów Masii prowadzą ekipę Flicka do wyników, które zrzucają czapki z głów. Po ograniu Espanyolu i rozbiciu Crvenej zvezdy, po zwycięstwie w Klasyku, po zapakowaniu obu europejskim gigantom ośmiu goli – mogę podtrzymać opinię, że Barcelonie idzie całkiem nieźle.

Mam ciarki za każdym razem
Za każdym razem, gdy podnosisz wzrok
I puszczasz mi to spojrzenie.

Stade Brest po czwartej kolejce utrzymuje się w czołówce tabeli LM, tu i ówdzie zbierając zasłużone cmoknięcia uznania. Moja opinia o ich punktowym dorobku ma trochę wspólnego z faktem, że w czterech startowych kolejkach dostali od losu zestaw rywali na miarę grupy Ligi Europy z zeszłego roku. Pod wpływem chwili, bez kontekstu, bez trzeźwości oceny łatwo dać porwać się chwili, odpalić przedwczesne fajerwerki. Wiem o tym. Po prostu nie podzielam.

Ciarki tracą urok w nadmiarze. Każdy piłkarski klub obiecuje jesienią rzeczy. Tylko nieliczni dowożą na wiosnę. Czy „Hansilona” dołączy do nielicznych? Poczekam z peanami, to się przekonam. Mówiąc z doświadczenia, wyjątkowość każdej udanej podróży polega też na tym, aby cieszyć się nią w trakcie.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Ja nie mialem po tym sezonie duzych oczekiwan - stabilizacja finansowa i budowanie zespolu na przyszlosc, grajacego atrakcyjna i progresywna pilke. Gdyby te warunki byly spelnione to brak pucharow nie bylby dla mnie katastrofa bo wiedzialbym ze przy madrym zarzadzaniu klubem one przyjda.

To co sie dzieje od poczatku sezonu to jest dla mnie szok, grac taka pilke mimo tak wielkich przeciwnosci. No i wiadomo ze teraz apetyt rosnie w miare jedzenia i oczekiwania automatycznie wzrosly. Flick i jego zespol sami sobie zgotowali ten los :)
« Powrót do wszystkich komentarzy