Vitor Roque i İlkay Gündoğan ofiarami niekompetencji Barcelony

Dariusz Maruszczak

21 sierpnia 2024, 13:00

94 komentarze

Fot. Getty Images

W ostatnim czasie wątpliwości wobec działań Barcelony na rynku transferowym rosną jak grzyby po deszczu. Kwestionowane było kupno Daniego Olmo, a wygląda na to, że ściągnięcie Hiszpana zostanie okupione oddaniem być może najlepszego piłkarza poprzedniego sezonu İlkaya Gündoğana. W drużynie nie ma doświadczonego defensywnego pomocnika, a nie udało się zrealizować głównego celu klubu, czyli pozyskania Nico Williamsa. Doniesienia wskazują też, że Barça chce odejścia Vitora Roque, który jeszcze parę miesięcy temu był stawiany w roli przyszłego następcy Roberta Lewandowskiego. Ruchy związane z Brazylijczykiem i Gündoğanem znacznie różnią się od siebie kontekstem sytuacji, ale oba nie świadczą najlepiej o krótkoterminowej i długoterminowej strategii klubu.

Położenie Niemca i 19-latka jest oczywiście odmienne, bo ten drugi przychodził nie jako klasowy zawodnik, tylko element pod budowę fundamentów na dalszą przyszłość klubu. Cules wiedzieli o Vitorze Roque znacznie mniej niż o Gündoğanie, ale Barcelona zapewniała, że będzie dobrym wzmocnieniem na teraz, a w przyszłości, po obróbce, może nawet zostać następcą Roberta Lewandowskiego. 

Myślę, że jest dobrze przygotowanym, dojrzałym i silnym psychicznie piłkarzem. Mam nadzieję, że będzie mógł przyjść w styczniu” – twierdził Xavi. „To młody zawodnik, w którego bardzo wierzymy. Wiemy, że mamy jednego z najlepszych środkowych napastników na świecie, jakim jest Lewandowski, ale nadejdzie czas, w którym będziemy potrzebowali kogoś na tę pozycję. Dla Vitora możliwość przybycia do Barcelony z takim punktem odniesienia jak Lewandowski byłaby fantastyczną nauką. Vitor jest jednym z tych graczy, w których wierzymy i na których bardzo stawiamy w kontekście przyszłości. Staramy się, żeby do tego doszło jak najszybciej” - wtórował mu Deco.

Tymczasem po ponad 7 miesiącach od przybycia Vitora Roque do Barcelony okazuje się, że napastnik kupiony za kilkadziesiąt milionów euro (30 mln + 30 mln zmiennych) jest jednak na wylocie i klub nawet nie myśli o zarejestrowaniu go na kolejny sezon. Co poszło nie tak? Dlaczego taka inwestycja już po kilku miesiącach została w zasadzie spisana na straty?

30 milionów za 350 minut gry

Już od dłuższego czasu w mediach pojawiało się mnóstwo zarzutów wobec Vitora Roque. Napastnik miał być kompletnie nieprzygotowany do gry w Europie, a zwłaszcza w Barcelonie. Xavi, który wcześniej oceniał, że zawodnik jest gotowy, zupełnie na niego nie stawiał. Vitor Roque od przybycia do klubu rozegrał raptem 353 minuty przez całe pół roku. Strzelił w tym czasie dwa gole, w tym na wagę wygranej z Osasuną. Każda minuta gry 19-latka kosztowała ponad 85 tysięcy euro, a bramka... 15 milionów.

Być może Vitor Roque rzeczywiście nie był przygotowany na występy na tym poziomie, ale w tym artykule nie skupiamy się wyłącznie na ocenie postawy Brazylijczyka, tylko bierzemy pod uwagę działania klubu wobec niego. Nie można bowiem powiedzieć, żeby dostał jakąś wielką szansę od trenera, żeby był dobrze poprowadzony, jak przystało na nowego gracza, którego trzeba jakoś próbować wprowadzać, a nie zostawiać go w gruzie. Próbka gry Vitora Roque jest bardzo niewielka, dlatego też do statystyki mówiącej, że poza Lewandowskim ma on najlepszy odsetek goli w przeliczeniu na minuty gry, też nie ma co się przywiązywać. Niewątpliwie jednak można, a wręcz trzeba było dać mu więcej szans na pokazanie się i zbudowanie pewności siebie, albo też wykazać się wobec niego cierpliwością. Tak się chyba robi z zawodnikami, w których się chce inwestować, a to przecież powiedział Deco.

Piłkarz Minuty Gole Gol co
Lewandowski  3800  26  146 minut
Vitor Roque 353 2  176 minut
 Raphinha 1950   10  195 minut
 Ferran Torres  1994  11  181 minut
 João Felix  2143  10  214 minut
Lamine Yamal 2957 7 422 minuty

Wielka inwestycja zbędnym balastem w kilka miesięcy

Możemy krytykować Andre Cury’ego i stawiać znaki zapytania co do jego interesów z Barceloną, ale jego zachowanie, gdy krytykował klub za brak szans dla Vitora Roque, z perspektywy bycia agentem jest w jakimś stopniu zrozumiałe. Xavi czasem nie wpuszczał 19-latka na boisko nawet w końcówkach spotkań, gdy trzeba było odrabiać straty. Dla przykładu, w starciu z Gironą wolał nawet wprowadzić Oriola Romeu. Trener w żaden sposób nie budował tego chłopaka, który przez pół roku dostał dwie szanse w wyjściowym składzie, a w starciach z takimi rywalami jak Barbastro czy Unionistas rozegrał łącznie pół godziny.

W mojej ocenie mierne efekty gry Vitora Roque na skrzydle to nie jest wyłącznie wina samego zawodnika, tylko raczej trenera, który nie zdawał sobie sprawy z charakterystyki swojego podopiecznego. Połowę i tak już bardzo krótkiego czasu swojej gry Brazylijczyk spędził na pozycji, która nie jest dla niego odpowiednia. Nie chodzi oczywiście o całkowite zdejmowanie odpowiedzialności z 19-latka, ale czy to są warunki do rozwoju dla zawodnika, w którego chce się inwestować?

Barcelona bardzo szybko przestała więc traktować Vitora Roque jako inwestycję w przyszłość, a można było odnieść wrażenie, że częściej odbierany był jako zbędny balast. Takie zachowanie nie mogło wpłynąć pozytywnie na młodego chłopaka, który dopiero co przyjechał do Europy. Nie okazano mu takiego zaufania, jakiego wymaga się po tak dużej inwestycji. Przygnębiona twarz Vitora Roque dobrze obrazowała, jaką krzywdę zrobił mu klub, wytwarzając wobec niego oczekiwania, żeby potem nie dać mu szans, a następnie rzucić mediom na pożarcie, usprawiedliwiając nieprzygotowaniem piłkarza brak okazji do gry i ewentualne odejście. Tymczasem nawet Vinícius potrzebował czasu, żeby stać się tym, kim jest, a w tym celu otrzymał pełne i długofalowe wsparcie w Realu.

Brak rozeznania lub cierpliwości

Podkreślmy jednak raz jeszcze, że w tej całej krytyce nie chodzi o samego Vitora Roque i ocenę jego sportowych możliwości oraz perspektyw. Nie wiemy do końca, jakie one są. Być może rzeczywiście umiejętności i potencjał zawodnika nie są zbyt wysokie. Problem w tym, że skoro Barcelona wydała na niego taką sumę, w trakcie kryzysu finansowego, to chyba zrobiła to z jakiegoś bardzo ważnego powodu. Wyjścia są dwa - albo Barça po prostu szalenie przestrzeliła z oceną możliwości Vitora Roque, albo nie obdarzyła go wystarczającym wsparciem i zaufaniem, a chce się go panicznie pozbyć już teraz, żeby na szybko zrównoważyć finanse, nawet kosztem utraty utalentowanego gracza. Oba te warianty fatalnie świadczą o władzach klubu. Jeśli Barcelona nie była pewna talentu Roque, to nie powinna wydawać na niego tak dużych pieniędzy, a zamiast tego celem powinno być skupienie się na wzmocnieniu innej pozycji. 

Ignorowanie potrzeb

O konieczności pozyskania defensywnego pomocnika mówiło się już od dawna, również rok i pół roku temu. Mimo to Barcelona nie zdecydowała się na zrealizowanie tego priorytetowego celu, a zamiast tego ulokowała wysiłki i środki w kupno Vitora Roque, który potem grał raptem 350 minut. Zrobiła to, wiedząc, że po okresie wypożyczenia będzie miała trudności z zarejestrowaniem go na stałe. Nie byłby to taki problem, gdyby klub rzeczywiście postrzegał gracza jako epokowy talent, w którego będzie się inwestowało. Ale przecież Vitor Roque zagrał raptem cztery pełne mecze, gdybyśmy zsumowali wszystkie jego minuty, a teraz jest wypychany z klubu.

Wygląda to tak, że Barça przedkłada jakieś spontaniczne zachcianki nad realne potrzeby klubu, o czym świadczy też pozyskanie Olmo. Mimo wszystko oby Hiszpan dostał więcej zaufania, bo wydawanie grubych milionów na zawodnika, który potem śladowo pojawia się na boisku, jest kompletnie niezrozumiałe. Zwłaszcza gdy potem musisz w panice łatać budżet. Przepalenie pieniędzy w momencie, gdy ma się ich pod dostatkiem, to jedno, ale zrobienie tego w tak delikatnej sytuacji klubu, to bardzo poważne uchybienie.

Wypożyczenie lub transfer

Najnowsze doniesienia wskazują, że Barcelona nie zdecydowała się na sprzedaż Vitora Roque do Sportingu za 20 milionów euro + 10 milionów zmiennych i prawdopodobnie wypożyczy Brazylijczyka do Betisu. Pytanie, co stoi za tą decyzją, czy rzeczywista wiara w piłkarza, czy po prostu kwestie finansowe (niesatysfakcjonująca, stratna oferta w porównaniu do poniesionego wydatku) połączone z oporem 19-latka, który w zgodnej opinii mediów chciał przenieść się na Benito Villamarín i zostać w Hiszpanii. Przebieg wydarzeń, całe prowadzenie Vitora Roque w klubie skłania mnie jednak ku tej drugiej opcji. Zwłaszcza że napastnik rzeczywiście mógł zawetować odejście do Sportingu. Przy takim wariancie Barcelonie pozostałoby publiczne twierdzenie, że zdecydowała się na wypożyczenie, bo wierzy w zawodnika. Podczas jego pobytu w Blaugranie jakoś nie było jednak tego za bardzo widać.

Oczywiście w sprawie Roque wszystko może jeszcze skończyć się dobrze. Oby Brazylijczyk dostawał szanse w Betisie i uformował się na tyle, by Barcelona mogła z niego skorzystać w przyszłości lub chociaż na nim zarobić. To jednak nie zmienia tego, że dotychczasowe decyzje klubu związane z Vitorem Roque nie mogą być oceniane zbyt wysoko, przede wszystkim dlatego, że na ten moment przepalono pieniądze, gdy w Barçy ciągle ich brakuje, nawet jeśli przyszłość może być już lepsza dla Brazylijczyka.

Najlepszy piłkarz sezonu wypchnięty za darmo 

Niekompetencja Barcelony pokazana w sprawie Vitora Roque blednie jednak przy tym, co klub odstawił w temacie İlkaya Gündoğana. Sytuacja Niemca jest nieco inna niż Brazylijczyka, ale też widać w niej niespójność działań Barçy. Gündoğan przyszedł rok temu, sprawdził się, a Barça i tak wydała majątek na słabszego od niego gracza na podobną pozycję. Ponieważ nie mogła nowego nabytku zarejestrować, musi teraz panicznie ciąć koszty, a ofiarą tego padnie właśnie 33-latek. Zamiast dobudowywać kolejne, brakujące elementy, Barça poszła w większą rozbiórkę, nie wzmacniając najbardziej koniecznych pozycji - defensywnego pomocnika czy lewoskrzydłowego. 

Stanie się tak mimo tego, że Gündoğan przez wielu jest uznawany za najlepszego piłkarza poprzedniego sezonu w Blaugranie. Nawet jeśli ktoś nie zgodzi się z taką tezą, to na pewno nie stwierdzi, że pomocnik nie sprawdził się w katalońskim klubie. Gundo dał drużynie to, czego od niego oczekiwaliśmy, a być może w lepszym kontekście dałby jeszcze więcej. 33-latek strzelił 5 goli i zaliczył 14 asyst, co jest najlepszym wynikiem w zespole. Według WhoScored żaden piłkarz w sezonie 2023/2024 nie wykreował więcej okazji w LaLidze. Niemiec był w czołowej dziesiątce rozgrywek w asystach, prostopadłych i progresywnych podaniach, zagraniach w ostatnią tercję boiska czy udziałach w akcjach z oddaniem strzału. Gündoğan zapewniał drużynie regularność, gdy nie byli w stanie tego zrobić mający problemy zdrowotne Gavi, Pedri i Frenkie de Jong. Był gwarancją jakości, co w pogrążonym w marazmie lub braku stabilizacji zespole Xaviego było jednak sporym walorem.

Bohatersko rozwiązany problem, który samemu się stworzyło

Owszem, w Barcelonie jest obecnie zbyt wielu piłkarzy na pozycję ofensywnego pomocnika, ale w takim razie znów wracamy do pytania, po co był ten transfer Olmo? W przeciwieństwie do niego Niemiec może też grać niżej, mając defensywnego pomocnika u boku. Co przy wątpliwościach zdrowotnych względem paru graczy ma spore znaczenie, ale o tym za chwilę.

Co do zarzutów o wysokich zarobkach Gündoğana Barça wiedziała, w co się pcha, pozyskując 33-latka i dając mu określony kontrakt. Wiedziała, że nie jest on najmłodszym zawodnikiem i trzeba będzie sypnąć groszem, aby skłonić go do odejścia z tak świetnego miejsca do pracy jak Manchester City. Za klasę trzeba zapłacić, a przecież nie jest tak, że pomocnik nie dostarczał jej na boisku. Trzeci najlepiej zarabiający gracz? No dobrze, ale pierwszy pod względem poziomu boiskowego - w czym problem? Jeśli culés chcą mieć klasowych graczy, to muszą liczyć się z tym, że oni będą dużo zarabiać. W przeciwnym wypadku niech nie narzekają na słabszy poziom boiskowy. Tak działa futbol i trzeba się z tym pogodzić.

Argumentów finansowych tej zmiany zdania Barcelony co do Gundo nie kupuję, tym bardziej, że klub dopiero co wydał majątek na Olmo. Gdyby nie jego przybycie, nie byłoby przecież problemu. Gdyby Gündoğan był przeszkodą dla kupna Nico Williamsa, to byłaby inna rozmowa. Tymczasem sytuacja jest, jaka jest, a Barça bohatersko rozwiązała problem, który sama stworzyła.

Guardiola od razu wykorzystuje sytuację

Pada argument, że Gündoğan nie sprawdzał się w wysokim pressingu, że miał problemy w defensywie. Jasne, sam wielokrotnie o tym pisałem. Jednak rok temu było tak samo i jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Nie jest zresztą winą Gündoğana, że Barça nie potrafiła dobrze opakować środka pola, aby pojawiły się w nim również cechy związane z siłą fizyczną i nastawieniem na odbiór. A Gundo to wciąż piłkarz o wielkiej klasie piłkarskiej, wybitnej inteligencji boiskowej i znakomitej technice. Może ma braki w intensywności, ale z jego fizycznością nie jest tak źle, skoro był najczęściej grającym zawodnikiem Barcelony w poprzednim sezonie. 

Gdy ktoś taki postanowi przyjść do zespołu za darmo, po prostu go bierzesz. Tak właśnie zrobi Manchester City, najlepsza ekipa na świecie w ostatnich latach. Pep Guardiola zatwierdził jego powrót bez większego zastanowienia, w trakcie posiłku. Taką wartość ma Gündoğan dla klubów profesjonalnie zarządzanych przez wybitne piłkarskie umysły, które potrafią wprzegnąć wartościowych graczy w mechanizmy swoich drużyn, z zachowaniem odpowiedniej równowagi kadrowej. W Barcelonie rządzonej przez Laportę i Deco rzecz nie do pomyślenia.

Katastrofy nie ma, ale jest ryzyko

Niektórzy powiedzą, że lepiej stawiać na innych, młodszych, bardziej wybieganych. Być może, bo w końcu na papierze Barça ma naprawdę niezły personel w środku pola i odejście Gündoğana wcale nie musi oznaczać żadnej katastrofy, tego w tym tekście nie zamierzam zakładać, a służy on raczej wytknięciu pewnego braku racjonalności w poszczególnych działaniach władz klubu. Barça i bez 33-latka może odpalić, jasne, że tak. Z drugiej strony, co będzie, jeśli zaraz się okaże, że nie ma kto zarządzać grą, bo znów kontuzjowani są Pedri czy Frenkie de Jong? Trzeba będzie wychodzić na taki Manchester City z Markiem Casadó jako głównym rozgrywającym.

Nie zrozumcie mnie źle, sam chciałem szansy dla tego gracza, ale stawianie znaku równości między nim a Gündoğanem w takiej roli to nieporozumienie. Zwłaszcza że taki ktoś jak Gundo to idealny materiał na mentora dla tych młodych chłopaków i ich stopniowego rozwoju. Nic by się złego nie stało, gdyby łapali doświadczenie i stopniowo przejmowali odpowiedzialność od 33-latka jeszcze przez jeden rok. Dla nich byłoby nawet lepiej. Barça nie ma wielu Wielkich Zwycięzców w kadrze, a teraz pozbyła się jednego z ostatnich. Za darmo.

Gorszy piłkarz za lepszego za dopłatą 55 milionów

Z przebiegu wydarzeń widzimy, że Gündoğan jest wypychany, bo Barcelona uparła się w trakcie kryzysu finansowego wydać majątek na Daniego Olmo. Klub w swoim spontanicznym (żeby nie napisać bezmyślnym) stylu najpierw kupił mistrza Europy, a potem szukał oszczędności, żeby móc zarejestrować jego kontrakt. Od miesięcy jesteśmy karmieni bajkami o powrocie do zasady 1 do 1, poprawie sytuacji finansowej klubu, a tu najlepszy piłkarz odchodzi, żeby Barça mogła zgłosić do rozgrywek gracza niewątpliwie słabszego od niego na ten moment. Popisowe osłabienie kadry i pogorszenie budżetu w perspektywie długofalowej, dowód, że klub jako pewna organizacja wcale nie idzie w dobrym kierunku. Niezależnie od tego, jak możemy oceniać potencjał zespołu Flicka.

Owszem, Olmo ma dużo więcej lat gry przed sobą, ale też nie jest w takim wieku, żeby miał się znacząco rozwinąć. Nie jest więc graczem, na którym Barcelona będzie mogła zarobić w przyszłości (w porównaniu do tego, co wydała), a trudno mu będzie kiedykolwiek dorównać klasą Gündoğanowi. Zasadność tego posunięcia rozważaliśmy już poprzez felietony Michała Gajdka, Mateusza Dońca, Piotrka Guzińskiego, Karola Chowańskiego, Przemka Walczaka i mój własny, więc nie ma sensu dwa razy powtarzać tych samych argumentów.

Podsumujmy więc tylko, że Barça sprowadziła piłkarza na pozycję, na którą ma nadmiar zawodników, również lepszych jakościowo, wydając majątek, ignorując inne potrzeby (defensywny pomocnik) i wypychając w ten sposób najlepszego gracza poprzedniego sezonu, który wcześniej zgodził się odejść z najlepszego klubu na świecie tylko po to, żeby po roku zostać wypchniętym przez nowego pracodawcę. Nawet jeśli tylko metodami pośrednimi, jak groźba utraty znaczenia w zespole czy kupno gracza na jego pozycję. Piłkarz tego formatu nie będzie na siłę zostawać w klubie, który chce się go pozbyć. Barcelona traci na tym ruchu sportowo, wizerunkowo, a być może również finansowo. Absurd goni absurd w dyrekcji sportowej prowadzonej przez Deco.

Szybko, zanim dotrze do nas, że to bezsensu

Te dwa przypadki Vitora Roque i Gündoğana w kontekście całego kształtu kadry są kolejną wskazówką, że w Barcelonie nie istnieje coś takiego jak rozsądne, cierpliwe i pewne planowanie, a przecież przykładów jest więcej. Dość powiedzieć, że z sześciu piłkarzy pozyskanych w poprzednim sezonie w klubie ma pozostać raptem jeden. Co pewien czas dostajemy kolejne dowody, że obecne władze klubu działają spontanicznie, żeby nie powiedzieć panicznie, z dnia na dzień, bez żadnej większej wizji. Wiadomo, że okoliczności są niałatwe, ale niektóre ruchy są naprawdę trudne do wytłumaczenia, nawet przy wzięciu pod uwagę, że klub jest w skomplikowanym położeniu.

Gündoğan rok temu przychodził jako ogromne wzmocnienie, był wybierany najlepszym piłkarzem sezonu, a teraz jest wypychany, bo trzeba było kupić słabszego od niego Olmo. Vitor Roque miał być sporym dodatkiem do kadry na już, a w przyszłości zostać następcą Lewandowskiego i pełnić tak ważną funkcję jak bycie podstawową „9” Barçy. Tymczasem już po paru tygodniach zrewidowano nastawienie względem 19-latka, który po kilku miesiącach nie miał szans na rejestrację i stał się w zasadzie zbędnym balastem. A defensywnego pomocnika i lewoskrzydłowego, jak nie było, tak nie ma. 

Działając w taki sposób, utrudnia się zbudowanie solidnie działającego klubu, gdy parę miesięcy wystarczy na całkowite przeorientowanie podejścia względem piłkarzy, na których Barça wydała grube miliony, ignorując inne potrzeby. Całe szczęście, że La Masia stale potrafi zakrywać wieloletnią niekompetencję rządzących, a klub zawsze w jakimś stopniu obroni się wielkością swojej marki. To właśnie dla niej Gündoğan zrezygnował z City, a teraz będzie miał o czym opowiadać w szatni Manchesteru po powrocie. Można zakładać, że następny piłkarz tej klasy dwa razy się zastanowi, gdy stanie przed wyborem, czy przejść do Barcelony.


 

O sposobie potraktowania Gündoğana przez Blaugranę można poczytać więcej w felietonie Dawida Lampy.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

W sprawie transferów jesteśmy klubem Mem chyba największym wraz Man U .

@Stasiu84 Nie no, nawet United nie byli takim pośmiewiskiem.

@Stasiu84 Myślę, że obecnie Chelsea jest śmieszniejsza

@sk13 tylko że ich na to stać a nas nie

@sk13 Chealse sprzedaje zawodników za 40 baniek , a nie oddaje za darmo . Popatrz na ich ruchy transferowe na dzisiaj .

Niby jak? Właściciel ma kasę, ale nie może wydawać tyle ile kiedyś Abramowicz bez konsekwencji, postawili na ściąganie dziesiątek młodych piłkarzy z nadzieją, że to przyniesie zyski w przyszłości, jeśli nie przyniesie to mają poważny problem.

Robią co się da (jak my) żeby się łapać w limitach FPL, czy jak się to tam w Anglii nazywa, Boehly sam sobie sprzedaje hotele, sprzedali kobiecą drużynę itp. XD

@Stasiu84 Sprzedawać sprzedawali dobrze, w zeszłym okienku, ale też uciekli im choćby Rudiger i Christensen za darmo, wymienili całą kadrę, wydali miliard i teraz mają gorszy skład XD

W tym okienku ich dobre sprzedaże są na tej samej zasadzie jak nasza dobra sprzedaż Arthura, gdzie w drugą stronę za wielką kasę poszedł Pjanić... Najlepszego pomocnika zeszłego sezonu, wychowanka i kapitana (przy kontuzjach Jamesa, Chilwella) oddali Atletico, w zamian za Felixa, który już tam był przez pół roku i nic nie pokazał mimo przyzwoitego początku (to samo co u nas).

Kadrę mają tak szeroką, że trener wprost musi mówić w mediach, że kogoś nie chce i wypychać piłkarzy jak Sterling z klubu, na zlecenie właścicieli XD

Barcelona to cyrk, ale Chelsea jest obecnie półkę wyżej, mam nadzieję że się przejadą na tym ściąganiu każdego małolata który dobrze kopie piłką i dostaną (a wcześniej City) poważną karę od FA.
« Powrót do wszystkich komentarzy