Xavi nie dał się wciągnąć w pułapkę Luisa Enrique i ograł swojego byłego trenera

Dariusz Maruszczak

11 kwietnia 2024, 11:23

33 komentarze

Fot. Getty Images

Xavi nie bez powodu był obiektem krytyki przez większość sezonu w Barcelonie. Trenerowi trzeba jednak oddać, że jego pierwszy mecz w ćwierćfinale Ligi Mistrzów pod kątem stawianych przed nim wyzwań wypadł dla niego bardzo dobrze. Bez wątpienia wyszedł obronną ręką z pierwszej odsłony rywalizacji z Luisem Enrique, który zbiera krytykę we Francji.

Przede wszystkim Xavi miał sensowny i racjonalny plan na ten mecz. Nie dał się wciągnąć w pułapkę Luisa Enrique po słowach szkoleniowca PSG z konferencji prasowej, że to on lepiej reprezentuje ducha Barcelony. Mogłoby to zaboleć Xaviego, biorąc pod uwagę, jakim symbolem całej filozofii klubu był on już od początku swojej kariery piłkarskiej, jak ważny jest dla niego ten styl, jak stawia Barçę ponad siebie. A jednak zachował dojrzałość i rozsądek, przechodząc obojętnie nad takimi trzeciorzędnymi debatami.

Gołym okiem było widać, że Barcelona nie zamierza zwariować i otwierać PSG zbyt dużo przestrzeni, co zrobił np. Manchester City we wtorkowym pojedynku z Realem Madryt. Drużyna Xaviego ustawiła się w dość niskim bloku, przez co szybcy skrzydłowi PSG nie byli w stanie wykorzystać swoich walorów. Kylian Mbappe i Ousmane Dembélé próbowali napędzać akcje, ale robili to w zasadzie „na stojąco”, nie mając pola do rozpędzenia się. Takie ustawienie Blaugrany sprzyjało też dobrej asekuracji i nawet gdy jeden element defensywy się posypał, drugi już nadciągał ze wsparciem. Jak w sytuacji, gdy Ronald Araujo zdołał zablokować uderzenie Nuno Mendesa. Dzięki temu PSG zakończyło pierwszą połowę bez choćby jednej wyraźnej okazji. Zatrzymanie Mbappe, piłkarza uznawanego za najlepszego na świecie, to nie tylko efekt dobrej postawy indywidualnej, ale też rozwiązań systemowych.

Wszechstronność w ataku

Barcelona nie tylko dobrze się broniła, ale też groźnie atakowała. Nie ma wątpliwości, że drużyna Xaviego miała konkretniejsze szanse i tylko błędne indywidualne ich rozwiązania doprowadziły do tego, że Katalończycy po pierwszej połowie prowadzili tylko 1:0. Podobać się mogło zwłaszcza to, że Barça w dogodnych okazjach potrafiła szybko zaatakować, posłać długie podanie. A przy tym wcale nie rezygnowała z prób przejęcia kontroli nad meczem. Stosunkowo niezły był też pressing – Blaugranie udało się wygarnąć kilka piłek PSG, a parokrotnie gospodarze ledwo uratowali się od straty w newralgicznym obszarze boiska.

Bitwa w centrum

Warto zwrócić uwagę, że tym razem Lewandowski miał bardzo dużo kontaktów z piłką (50), również wtedy, gdy cofał się do rozegrania akcji. Wydaje się, że Xavi mógł w ten sposób próbować wykorzystać brak klasycznego nastawionego na odbiór defensywnego pomocnika w PSG. Między stoperami a drugą linią była całkiem spora luka. Jeśli Luis Enrique w rewanżu znów nie postawi na Manuela Ugarte (lub Danilo), ustawiony w tym obszarze İlkay Gündoğan może to jeszcze lepiej wykorzystać na Montjuïc. A taka swoboda na pozycji „10” z miejsca daje opcję do podania na skrzydło, gdzie czyhają już Lamine Yamal czy Raphinha. Xavi zwracał zresztą na to uwagę podczas konferencji prasowej, chwaląc Lewandowskiego.

Trener Barcelony miał przed meczem spore zagwozdki co do środka pola ze względu na dolegliwości Andreasa Christensena i powrót po kontuzji Frenkiego de Jonga oraz Pedriego. Ostatecznie Duńczyk zasiadł na ławce i wszedł w drugiej połowie. Patrząc na to, że Holendrowi brakowało jednak nieco rytmu, wydaje się, że postawienie obok niego na bardziej ogranego Sergiego Roberto „na przeczekanie” nie było tak złym wariantem. Zwłaszcza że Christensen w końcowych minutach mógł pomóc zespołowi, grając na pełnych obrotach.

Barcelona nie grała może idealnie w drugiej linii, gdzie czasem brakowało jej zdecydowania, trochę trzeba było też pobiegać za rywalami, ale czy przy tym zestawie personalnym i stanie zdrowia piłkarzy trenerowi naprawdę można coś zarzucić? Problemem nie były raczej decyzje Xaviego co do kształtu środka pola, ale brak defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia w kadrze zespołu i to już od początku sezonu. Trzeba było nie tylko dobrze ułożyć drugą linię, ale i umiejętnie rozdysponować siłami swoich piłkarzy. Wydaje się, że to drugie na pewno się udało.

Lepiej funkcjonujący atak

Jeszcze raz podkreślmy znaczenie tego, że Xavi znalazł dla Raphinhi miejsce na lewej flance. Brazylijczyk nie jest już zmuszony do robienia różnicy z piłką przy nodze. 27-latek dobrze potrafi dograć, ale ma problemy z dryblingiem, co zmniejsza jego wachlarz możliwości. Tę rolę może jednak przejąć Lamine Yamal. Dzięki temu Raphinha jest niemal stale w blokach startowych do długiego podania. A że znakomicie potrafi błyskawicznie ruszyć w dobrym tempie, nie trzeba przekonywać nawet jego przeciwników. Xavi w pełni świadomie wykorzystuje ten wariant. Dodatkowo Brazylijczyk stanowi dobre wsparcie dla nieregularnego João Cancelo, dzięki dużej determinacji. Trio napastników dobrze się uzupełnia, w ostatnich tygodniach zaczęły pojawiać się ciekawe warianty w ich grze i automatyzmy wyjścia na pozycję, a dla lepszych efektów współpracy atakujących przydałaby się jedynie lepsza decyzyjność.

Trafione zmiany

Oczywiście nie wszystko było idealne. Luis Enrique, który w przeciwieństwie do Xaviego nie wyglądał na człowieka, który ma konkretny plan, i był krytykowany we Francji za swoje wybory, dokonał jednak w przerwie zmiany wpływającej na losy meczu. Bradley Barcola zastąpił Marco Asensio i przeniósł się na prawe skrzydło, a Dembélé zaczął grać bliżej Mbappe. To podwójne zagrożenie sprawiło, że PSG odżyło. W dodatku tuż po przerwie. A Barça straciła kontrolę i wydawało się, że kolejny raz wpada w panikę. I tu znów pojawiają się pytania, czy Xavi odpowiednio nastawia swoich piłkarzy przed drugimi 45 minutami.

Trener Barcelony potrafił jednak zareagować. Zmiana tak wyróżniającego się piłkarza jak Lamine Yamal, nawet jeśli ten mógłby spisywać się lepiej, na pewno nigdy nie jest łatwa. Zwłaszcza gdy przegrywa się 1:2. Xavi postanowił jednak wzmocnić newralgiczną prawą flankę, której 16-latek nie wspierał już z tak dużymi siłami. Przeniósł się na nią Raphinha, a na boisko wszedł João Felix. Z kolei Pedri zastąpił Sergiego Roberto. Xavi dokonał zmian w 61. minucie i wydaje się, że zmieścił się w optymalnym czasie na taką korektę. Zwłaszcza że w tym sezonie bywało tak, że z pierwszymi roszadami czekał na ostatni kwadrans. Co więcej, teraz okazały się one trafne.

Można się było zastanawiać, czy wejście Pedriego nie pogorszy jego stanu zdrowia, czy pomocnik podoła trudnemu wyzwaniu na poziomie intensywności i pracy w obronie. Kanaryjczyk już w bodaj pierwszym kontakcie z piłką zaliczył jednak piękną asystę przy golu Raphinhi. Ta bramka była niezwykle cenna, bo wyrównała rywalizację nie tylko w zakresie samego wyniku, ale też morale piłkarzy. Cała gra się względnie ustabilizowała, biorąc pod uwagę bardzo trudny początek drugiej połowy. Felix też miał udane wejście, robił różnicę z przodu i starał się uspokajać grę. Później zdarzyło mu się kilka strat, co obniża jego notowania, ale samą roszadę Xaviego należy uznać za pozytywną.

Kolejne zmiany Ferrana i Christensena za zmęczonych Raphinhę i De Jonga też wydawały się ze wszech miar racjonalne i wykonane w odpowiednim czasie. Xavi znów trafił, bo chwilę po wejściu na boisko Duńczyk dał Barcelonie prowadzenie. Z kolei Torres powalczył na skrzydle. Dobrym rozwiązaniem było też wpuszczenie na samą końcówkę zdeterminowanego Fermína Lópeza za zmęczonego İlkaya Gündoğana. Być może Xaviemu sprzyjało szczęście ze zmianami, ale wczoraj wybitnie z nimi trafił.

Co przygotować na Montjuïc?

W perspektywie rewanżu Xavi ma jednak o czym myśleć. Chcąc usprawnić grę drużyny, musi zastanowić się nad sposobem zabezpieczenia flanki, jeśli Mbappe i Dembélé znów będą ustawieni blisko siebie. Ponadto, o ile Jules Koundé, Ronald Araujo i Pau Cubarsi generalnie spisywali się bardzo dobrze, to jednak są spore zastrzeżenia co do (nie)bezpieczeństwa, jakie zapewnia João Cancelo. Portugalczyk potrafi wygrywać pojedynki (miał ich aż 7 i często stopował Dembélé), ale jego decyzyjność naraża drużynę na zagrożenie. Drugą zagwozdką będzie kształt środka pola. Barcelonie będzie brakowało defensywnego pomocnika, ponieważ w rewanżu nie zagra Andreas Christensen, ani też Sergi Roberto. Tymczasem druga linia z Frenkiem de Jongiem, Pedrim, İlkayem Gündoğanem, przy wszystkich ich zaletach, wygląda jednak bardzo „miękko” w perspektywie 90 minut walki. Tylko co Xavi miałby na to zaradzić, skoro jedynym twardo grającym pomocnikiem jest koszmarny w grze piłką i przeraźliwie wolny Oriol Romeu?

Co do planu generalnego Xavi może jednak po prostu zastosować identyczny wariant jak we wczorajszym meczu. Wynik sprawia, że to PSG musi atakować. Nie chodzi o to, że Barcelona może po prostu czekać na końcowy gwizdek, bo to byłoby dla niej gwoździem do trumny. Rzecz w tym, żeby nie dać się zwariować walką na „kto lepiej reprezentuje styl Barçy” i grać pragmatycznie. Ograniczać zalety PSG właśnie taką defensywą, jak na Parc des Princes, a gdy jest ku temu okazja, utrzymywać się w posiadaniu piłki, bez rezygnacji z kontrataków. Niech rywale się spieszą i denerwują, a Barça z chłodną głową, ale i determinacją kontroluje przebieg wydarzeń, pod własną bramką lub pod cudzą. Zapracowała na to w pierwszym spotkaniu. I duża w tym zasługa Xaviego.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Dobry tekst Dariusz Maruszczak. To się dobrze czyta, a nie jak te pudelkowe wypociny kolegów "dziennikarzyhehe"
« Powrót do wszystkich komentarzy