Roberto De Zerbi – Guardiola dla ubogich czy kolejny ślepy zaułek?

Tomasz Jastrzębski

7 marca 2024, 08:30

56 komentarzy

Fot. Getty Images

Dziś kontynuacja naszego przeglądu trenerów przymierzanych do roli następcy Xaviego. Tym razem przedstawiamy kandydaturę Roberto De Zerbiego, trenującego obecnie Brighton & Hove Albion. Jego drużyny prezentują wiele cech, których teoretycznie szukamy, myśląc o przyszłym trenerze Barcelony. Teoretycznie, bo wiem, że w praktyce wielu culés  jest zmęczonych tym całym gadaniem o stylu i chcieliby zobaczyć zmianę obranego wiele lat temu kierunku. Czy byłoby to możliwe z Włochem na ławce? Czy jest on gotowy na tak wielkie wyzwanie, jakim jest poprowadzenie Barcelony w kryzysie finansowym, instytucjonalnym i sportowym? Mam nadzieję, że mój tekst pomoże Wam wyrobić sobie opinię na ten temat.

Tytułem wstępu

Roberto De Zerbi urodził się 6 czerwca 1979 roku w Brescii i swoją piłkarską przygodę rozpoczynał w USO Mompiano, gdzie został wypatrzony w przez skautów Milanu, który sprowadził go do swoich drużyn młodzieżowych w 1995 r. Nie przekonał jednak na tyle, żeby dostać szansę w seniorskim zespole i w 1998 r. został wypożyczony kilka razy do klubów z niższych lig, aż w końcu w 2002 r. został sprzedany do Foggii, gdzie grał przez dwa sezony. Później grał przez rok w Arezzo, a następnie w Catanii, z którą wywalczył awans do Serie A. Potem trafił do występującego wówczas w Serie B Napoli i przyczynił się do ich awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej. W kolejnym sezonie miał problem z wywalczeniem miejsca w jedenastce i znowu musiał szukać swojego szczęścia na wypożyczeniach. W końcu trafił do rumuńskiego Cluj, gdzie udało mu się wygrać krajowe mistrzostwo oraz puchar Rumunii. Miał też okazję wystąpić w Lidze Mistrzów w sezonie 2010/11. Po wygaśnięciu kontraktu, wrócił do ojczyzny i zawiesił buty na kołku w 2013 r. w AC Trento. Całą karierę grał na pozycji ofensywnego środkowego pomocnika i charakteryzował się dobrym przeglądem pola i zmysłem taktycznym.

Nikogo więc nie zaskoczyło, że zaczął wyrabiać swoją licencję trenerską jeszcze zanim zakończył swoją przygodę, jako zawodnik. Początki kariery na ławce to znowu niższe ligi we Włoszech, a pierwszy angaż na najwyższym poziomie rozgrywek dostał w Palermo w 2016r., ale po dwóch miesiącach i słabych wynikach został zwolniony. Rok później został zatrudniony w Benevento, którego nie zdołał jednak utrzymać w Serie A. Pomimo braku sukcesów, starał się implementować ofensywny styl gry, co nie pozostało niezauważone i na kolejny sezon podpisał umowę z Sassuolo, gdzie w końcu zdołał połączyć ładną dla oka grę z dobrymi wynikami. W swoim pierwszym sezonie zajął 11. miejsce, a dwa kolejne zakończył na 8. pozycji i otarł się o grę w europejskich pucharach (Roma wyprzedziła jego drużynę różnicą bramek). O jego pracy w Serie A, zapytałem Radosława Laudańskiego, znawcę calcio, piszącego dla portalu Meczyki.pl: „Tak naprawdę w Sassuolo talent trenerski De Zerbiego został zauważony w całych Włoszech. Wcześniej był traktowany jako trenerska ciekawostka. W Sassuolo potrzebował nieco czasu, aby jego metody zaczęły przynosić skutek. W drugim i trzecim sezonie kibice włoskiej Serie A bardzo lubili oglądać Sassuolo, a wielkie kluby nie lubiły z nimi grać. Sassuolo bardzo lubiło mieć piłkę przy nodze i tworzyć wielopodaniowe akcje z udziałem wielu piłkarzy. Stało się to dla Włochów czymś niezwykle atrakcyjnym i działającym na wyobraźnię. Był to czas, kiedy mistrz kraju, Juventus , zawodził w Lidze Mistrzów i był oskarżany o zbyt pragmatyczny styl. Ofensywna piłka stała się pożądana we Włoszech. Wtedy mówiło się o tym, że De Zerbi może wylądować w klubach, takich jak Milan czy Napoli. Ostatecznie wybrał Szachtar Donieck, aby zebrać doświadczenie w Lidze Mistrzów”.

Do naszych wschodnich sąsiadów trafił w 2021 r. i niemal od razu wywalczył Superpuchar Ukrainy, ale po kilku miesiącach rozwiązał kontrakt z klubem ze względu na rosyjską agresję na początku 2022 r.. 18 września tamtego roku został zatrudniony w Brighton & Hove Albion i zastąpił uwielbianego przez kibiców Grahama Pottera, którego klauzulę odejścia  (ponad 20 mln euro) opłaciło Chelsea. De Zerbiemu udało się poprawić grę zespołu i już w swoim pierwszym sezonie doprowadził ich do półfinału FA Cup i zapewnił udział w europejskich pucharach po raz pierwszy w historii, kończąc sezon na 6. miejscu. Mimo systematycznego sprzedawania przez klub kluczowych zawodników (Leandro Trossard, Robert Sánchez, Alexis Mac Allister, Moises Caicedo – łącznie za kwotę około 200 mln euro) oraz wielu kontuzji od początku sezonu, potrafił podtrzymać rozwój zespołu i młodych talentów. Mewy wygrały swoją grupę w Lidze Europy i w następnej rundzie zmierzą się z AS Romą. Jeśli chodzi o Premier League, to pomimo słabszej formy (pięć zwycięstw w ostatnich 20 meczach) i gry w czwartki, która tak często jest przekleństwem mniejszych klubów i wpływa bardzo źle na ich ligowe rezultaty, Brighton znajduje się na 9. miejscu i ponownie ma szansę bić się o miejsce dające awans do europejskich pucharów.

Styl prawem, nie towarem!

Niezależnie od drużyny, De Zerbi od samego początku swojej kariery stawia na futbol ofensywny i jako swoją inspirację wskazuje Pepa Guardiolę: „Zostałem trenerem ze względu na Guardiolę. Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale zostałem szkoleniowcem, ponieważ uwielbiałem jego Barcelonę. Nie lubię nikogo kopiować, ale przejąłem od niego kilka rzeczy”. A po finale Ligi Mistrzów, w którym City przegrało z Chelsea powiedział: „Tuchel jest świetnym trenerem, ale wolałbym przegrać ten finał z Guardiolą na ławce niż wygrać go z innym trenerem”. Były trener Barcelony nie pozostaje mu dłużny w komplementach: „Posłuchajcie uważnie tego, co teraz powiem. Jestem tego całkiem pewny: Roberto jest jednym z najbardziej wpływowych trenerów w ostatnich 20 latach. Nie ma drugiej drużyny, która gra w taki sposób. Miałem przeczucie, że będzie miał duży wpływa na Premier League, ale nie sądziłem, że stanie się to tak szybko. Tworzą sobie po 20 albo 25 sytuacji na mecz, dużo więcej niż większość przeciwników, a sposób w jaki dominuje posiadanie piłki to coś, czego nie widziałem od dawna. To jest jedna z drużyn , od której staram się dużo uczyć”.

To oczywiście tylko słowa, ale oglądając Brighton na przestrzeni ostatniego roku, trudno się oprzeć wrażeniu, że Włoch ma do zaproponowania coś, co bardzo podoba się kibicom jego zespołów. Wcześniej również z Sassuolo potrafił stworzyć solidny zespół i w swoim ostatnim sezonie w posiadaniu piłki ustępował jedynie Interowi Mediolan. Samo posiadanie jednak nie jest dla jego drużyn celem, a jedynie środkiem do jego osiągnięcia. Jak wspomniał Guardiola, Brighton potrafi sobie tworzyć mnóstwo sytuacji w każdym meczu i wcale nie próbuje wejść z piłką do bramki.  Jego taktyczny pomysł na grę, to obecnie najczęściej ustawienie 4-2-3-1 (wcześniej było to oczywiście 4-3-3 lub 3-4-3), które opiera się na wysokim posiadaniu piłki i wielu podaniach. Atak zwykle buduje grając „od tyłu” i zachęca przeciwników do pressingu, a następnie wykorzystuje powstałą przestrzeń. Dwaj defensywni pomocnicy aktywnie uczestniczą w rozegraniu piłki, a jeden z bocznych obrońców gra bardziej ofensywnie, pełniąc rolę wahadłowego, podczas gdy drugi (najczęściej) jest usposobiony bardziej defensywnie, ale również bierze udział w konstruowaniu akcji. Z kolei atakujący zwykle starają się tworzyć miejsce do zagrań ruchem bez piłki oraz grą kombinacyjną na małej przestrzeni. Bardzo ważną rolę pełnią w jego zespole skrzydłowi, bo to właśnie oni najczęściej odpowiadają za dostarczenie piłki w pole karne i tworzenie sytuacji bramkowych. W defensywie, drużyny De Zerbiego stosują zazwyczaj wysoki pressing i starają się odzyskać piłkę wysoko na połowie rywali. Jednakże gra obronna, to zdecydowanie nie jest najsilniejszy punkt zespołów Włocha, stąd sporo traconych bramek na mecz. Wynika to przede wszystkim z gotowości do ponoszenia ryzyka i błędów indywidualnych. Jednak jak pokazuje ostatnie półtora roku w Brighton, w ostatecznym rozrachunku rezultaty są zdecydowanie zadowalające, kibice mają mnóstwo frajdy oglądając ich mecze, a co za tym idzie, większość przymyka oko na momentami dziurawą defensywę.

Warto dodać, że De Zerbi słynie z dobrej pracy z młodymi zawodnikami. W Sassuolo przyczynił się bardzo do rozwoju kariery m. in. Domenico Berrardiego oraz Manuela Locatalliego (obecnie Juventus). W Brighton przywrócił do „życia” Billy’ego Gillmoura, a i Ansu Fati zaczynał wyglądać nieco lepiej dopóki nie nadeszła kolejna kontuzja. Oprócz tego trzeba wspomnieć o bardzo dobrze rokujących João Pedro, Evanie Fergusonie, Simonie Adingra, Julio Encisio oraz wychowanku, Jacku Hinshelwood, który świetnie wykorzystał swoją szansę, gdy kontuzjowanych było wielu graczy na jego pozycji. Cała piątka jest poniżej 23 roku życia i zapewne niebawem pójdą w ślady swoich byłych kolegów z drużyny, którzy odeszli do najbogatszych klubów za spore pieniądze.

Italian Job?

Biorąc pod uwagę powyższą charakterystykę, to łatwo zrozumieć dlaczego Włoch jest łączony z Barceloną. Nie bez znaczenia jest też tu „błogosławieństwo” udzielone przez Pepa Guardiolę, którego opinia wciąż cieszy się w klubowych biurach sporą estymą. Oddanie ofensywnemu stylowi oraz fakt, że niezależnie od składu jakim dysponuje potrafi stworzyć atakujący kolektyw, który dobrze się ogląda sprawia, iż wydaje się być naturalnym kandydatem. Jego nazwisko przewijało się w rozważaniach prasowych już wcześniej, ale nie zdecydowano się na ten ryzykowny ruch na tamtym etapie. Czy teraz jest on mniej ryzykowny? Wydaje się, że tak. Bo chociaż De Zerbi nadal nie prowadził żadnego zespołu z absolutnego topu, to ostatnie półtora roku w Anglii pokazało, że potrafi rywalizować z najlepszymi drużynami w najmocniejszej lidze. Co nie oznacza oczywiście, że tego ryzyka nie ma, ale o tym trochę później.

Drugą kwestią jest fakt, iż dla obecnego trenera Brighton, oferta pracy w Barcelonie powinna być z rodzaju tych nie do odrzucenia. Jak sam stwierdził, jego główną inspiracją było oglądanie Barcelony Guardioli, cóż więc lepszego może mu się przytrafić niż możliwość pójścia w ślady swojego trenerskiego guru? Jego sytuacja kontraktowa jest nie do końca jasna, ponieważ z jednej strony mówi się o klauzuli, która musiałaby być opłacona przez zainteresowany jego usługami klub; z drugiej zaś, media podają informacje, jakoby De Zerbi mógł ją negocjować. Jednak patrząc na sposób w jaki Brighton postępuje na rynku transferowym oraz ile Chelsea musiała zapłacić za „przejęcie” Pottera, to trudno sobie wyobrazić, żeby chcieli iść na rękę Barcelonie. Jakąś kartą przetargową może być tu postać Ansu Fatiego i jego ewentualnego kolejnego wypożyczenia oraz proporcji w jakich jest opłacana jego pensja. Ostatecznie Barçę powinno być stać na opłacenie tej klauzuli, jeśli naprawdę będzie zdeterminowana, aby pozyskać Włocha. Choć trzeba przyznać, że w obecnej sytuacji finansowej, klub musi liczyć każde euro i konieczność dodatkowych opłat przy zatrudnienia nowego trenera będzie sporym minusem takiej operacji.

Mieć więcej zysków niż strat

Czego możemy się spodziewać, gdyby to on zasiadł na ławce trenerskiej Barcelony w przyszłym sezonie?  Na pewno możemy liczyć na ofensywną grę, która dotychczas przynosiła wielką frajdę kibicom jego ostatnich klubów. Niektórzy culés mają już dość DNA Barçy, a w przypadku De Zerbiego mamy do czynienia z kontynuacją myśli szkoleniowej charakterystycznej dla złotych czasów Blaugrany (duże posiadanie piłki, wysoki pressing itd.), jednak zmodyfikowanej i unowocześnionej. Oglądając mnóstwo meczów Brighton odkąd został zatrudniony, wielokrotnie widziałem sytuacje, gdy przegrywali mecze, również na poziomie taktycznym, ale bardzo rzadko wynikało to z faktu, iż Mewy grały po prostu źle. Zwykle chodziło o błędy indywidualne bądź brak wyrachowania, bez którego czasem ciężko wygrywać spotkania, a już na pewno w takiej wymagającej lidze jaką jest angielska Premier League. Jednak praktycznie nigdy nie zdarzało się, żeby te mecze były nudne. W końcu odkąd przyszedł do Anglii, to w spotkaniach z udziałem Brighton pada średnio 3,57 gola na mecz (2,03 strzelonych i 1,54 straconych) .

Nie do przecenienia jest też jego umiejętność pracy z młodymi zawodnikami – w końcu to na nich będzie musiał w dużej mierze bazować. Jest w obecnym składzie pierwszej i drugiej drużyny kilka perełek, które zasługują na dalszy rozwój i Barça musi postawić na trenera, który będzie potrafił się nimi dobrze zaopiekować i nie będzie bał się dawać im szans. Sytuacja finansowa klubu nie wygląda zbyt różowo (tak, wiem – powtarzam się), a to też oznacza, że nowy szkoleniowiec będzie musiał być przygotowany na zaciskanie pasa i dostosowanie się do trudnych warunków. Patrząc na to jak De Zerbi poradził sobie z odejściem największych gwiazd Brighton i de facto osłabieniem jego zespołu, można założyć, że w stolicy Katalonii jego sytuacja i tak będzie dużo lepsza, a co za tym idzie, nie powinien mieć powodów do narzekań.

Póki co mamy trochę beczkę miodu, więc pora na łyżkę (a może chochlę) dziegciu, bo chociaż Roberto De Zerbi wydaje się być trenerem pod wieloma względami skrojonym pod Barcelonę, to nie można abstrahować od ryzyka jakie łączy się z takim ruchem. Zacznijmy od jego doświadczenia. Włoch do tej pory nie pracował w żadnym klubie z topu i presja jakiej byłby poddany, nie będzie ani trochę porównywalna z czymkolwiek, czego doświadczył do tej pory w swoim życiu zawodowym. Nawet szkoleniowcy, którzy mieli okazję pracować w świetnych drużynach przyznają, że praca w Barcelonie niesie ze sobą dodatkowe trudności, których nie doświadczyli wcześniej i później. Ostatnie lata, a może dekady pokazują, że mało kto jest w stanie sobie poradzić z tą presją i nagonką medialną. Nawet ulubieńcy kibiców mają tego dość po krótkim czasie, a co dopiero ktoś totalnie z zewnątrz.

Kolejny argument, który działa na niekorzyść obecnego trenera Brighton, to kwestia jego problemów z defensywą. Zarówno w Brighton, jak i w Sassuolo jego drużyny traciły średnio lekko ponad półtorej bramki na mecz (odpowiednio 1,54 i 1,56). Jest to również oczywiście pokłosie ofensywnej taktyki, stawianie wszystkiego na jedną kartę i być może niektórzy nie będą mu z tego powodu czynili większego zarzutu, ale uczciwie trzeba przyznać, że pod tym względem włoski trener nie poprawia się wcale. Dodatkowo w obecnym sezonie z jakiegoś powodu uważa, że dobrym pomysłem jest ciągłe rotowanie... bramkarzami! I nie mówię tutaj o dawaniu szansy drugiemu golkiperowi w pucharach:  Jason Steele rozegrał 15 meczów, a Bart Verbruggen 12. Raczej ciężko o stabilizację w obronie, jeśli co mecz grasz z innym bramkarzem. Biorąc pod uwagę tragiczną defensywę w tym sezonie, dobrze byłoby, żeby nowy trener potrafił poprawić ten obszar gry, ponieważ w dzisiejszym futbolu ciężko cokolwiek wygrać z kompletnie dziurawą obroną. Podobne wątpliwości wyraża Radosław Laudański: „De Zerbi zarówno w Sassuolo, jak i w Szachtarze czy Brighton maksymalizuje potencjał klubu i udowadnia, że ma warunki ku temu, aby być inspiracją dla wielu trenerów i pracować w lepszych miejscach pracy. Mam natomiast wątpliwości co do tego, czy w tym momencie jest to dobry trener dla FC Barcelony. Wszystko przez to, że Real Madryt moim zdaniem aktualnie prezentuje lepszy potencjał piłkarski i po przyjściu Mbappe może się to uwidocznić. De Zerbi znakomicie uosabia myśl podobną do Pepa Guardioli i Pep nie przypadkowo go komplementuje. Uważam jednak, że jest nieco zbyt jednowymiarowym trenerem, za bardzo wierzącym w posiadanie piłki i jedyny słuszny sposób grania. Obrona momentami w Szachtarze cierpiała i przegrywał w europejskich pucharach mecze, w których teoretycznie dominował, ale dawał się w łatwy sposób łapać na kontrataki rywala. Ostatnio jego Brighton też już tak nie zachwyca i ma coraz większe problemy w obronie. Niewiadomą jest też to, jak De Zerbi pracowałby pod dużą presją kibiców, mediów i całego środowiska. Takie coś potrafi zmieniać każdego trenera i w Brighton tego nie doświadcza. Według mnie De Zerbi potrzebuje kroku pośredniego, jakim byłoby przejście do np. Milanu, a nie od razu do Barcelony. Po udanej przygodzie w tak wielkim klubie byłby gotowy - również mentalnie - na coś więcej”.

Jest jeszcze jeden czynnik, który nie napawa optymizmem, szczególnie w kontekście kolejnych kontuzji, które nieustannie osłabiają Barcelonę. Chodzi o trenerów od przygotowania fizycznego i bardzo liczne urazy z jakimi cały sezon zmagają się Mewy. Jak zawsze część z nich jest przypadkowa, ale jednak aż 15 zawodników pierwszego składu straciło przynajmniej po kilka meczów w obecnym sezonie. Czy wszystko można wytłumaczyć napiętym kalendarzem i zwykłym pechem? Niestety, ale moim zdaniem nie i po tym, czego culés doświadczają ostatnimi czasy, widząc ciągłe kontuzje podstawnych piłkarzy, bardzo mocno zadbałbym o tę kwestię wybierając następcę Xaviego.

Conclusione

Myślę, że Roberto De Zerbi prędzej czy później zostanie trenerem Barcelony. Ma wiele atutów, których szuka się zatrudniając szkoleniowców w tym klubie. Czy to jest ten moment? Nie jestem przekonany. Po pierwsze jest wspomniana klauzula, a w kontekście kolejnych informacji spływających do nas z Katalonii na temat dramatycznej sytuacji finansowej (wybaczcie...), to myślę, że jest to jakieś utrudnienie, a nie sądzę, żeby włodarze Brighton chcieli pozbyć się uwielbianego przez kibiców trenera za darmo. Druga sprawa, to zainteresowanie innych klubów (mówi się o zainteresowaniu Liverpoolu, Bayernu, a ostatnio również Chelsea), które nie będą miały problemu z wyłożeniem koniecznych pieniędzy i zapewnieniem wielkich budżetów transferowych. Obecnie i w najbliższej przyszłości Barça nie ma szans konkurować na tym polu. Jaki więc jest sens wchodzenia do klubu w ciężkiej sytuacji, w którym panuje wielka presja nie tylko na wyniki, ale również na styl gry; gdzie media nie dają ci chwili wytchnienia, a kolejni trenerzy łysieją, siwieją i potrzebują przynajmniej roku przerwy zanim wrócą do trenowania innych drużyn. Dla nas – kibiców, ta odpowiedź jest prosta. Praca w tym klubie powinna być wielkim zaszczytem samym w sobie. Musimy jednak uczciwie przyznać, że dla innych ten zaszczyt nie jest może wart tych wszystkich trudności, które niesie za sobą praca tutaj.

De Zerbi nie jest kandydatem idealnym, choćby z powodu argumentów, jakie wymieniłem wyżej. Czy takowy jednak istnieje? Może Pep Guardiola, ale przestańmy się łudzić, że będzie jeszcze kiedyś trenował Blaugranę. Włoski szkoleniowiec jest zapewne jednym z najbardziej przypominających go trenerów na rynku. Jeśli ktoś jest zapalonym Cruijffistą, to zapewne będzie chciał kontynuować ten model. A może pora porzucić niepodważalność stylu i sięgnąć po kogoś bardziej elastycznego? Takiej opinii jest właśnie Radosław Laudański: „W Barcelonie zdecydowanie bardziej widzę Thiago Mottę, który zna presję wielkich klubów z kariery piłkarskiej, podczas której pokazywał ogromny charakter. Motta jest też trenerem dużo bardziej elastyczny. To, że zajmuje 4. miejsce z Bologną w Serie A nie jest przypadkowe. To trener, który potrafi być niczym kameleon. W meczach z rywalami o lepszym potencjale piłkarskim potrafi dobrze go neutralizować, przeprowadzać płynne pojedyncze akcje i kończyć je korzystnymi rezultatami. Z kolei, jak trzeba dominować, to ten zespół nie ma problemów z grą, kiedy posiadają piłkę przez więcej niż 60% czasu spotkania. Atak pozycyjny wygląda tam dobrze i rozwijają się piłkarze, co widać po Zirkzee i Orsolinim. Dla mnie w tym momencie Motta to lepszy kandydat na trenera Barcelony niż De Zerbi, ale De Zerbi bardziej jest wierny ideałom Pepa i Cruijffa, co może mieć znaczenie dla Laporty".

A jaka jest Wasza opinia? Czy De Zerbi jest już gotowy na Barcelonę? Czy może pora na diametralną zmianę i zatrudnienie kogoś z nieco innym podejściem, jak wspomniany Thiago Motta lub, opisywany ostatnio przez Michała Gajdka, Hansi Flick ?

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

De Zerbi to ciekawa kandydatura dla nas pod kątem stylu oraz rozwoju młodych, ale moim zdaniem potencjał oraz dokonania Thiago Motty robią znacznie większe wrażenie i bardziej popieram jego kandydaturę niż De Zerbiego.

Z 2-3 krotnie słabszą kadrą osiąga wyniki zbliżone do Juventusu, Milanu czy Romy, co jest godne podziwu.

Zna realia wielkich klubów, (w tym przez wiele lat grał u nas), także będzie wiedział z czym realnie będzie miał do czynienia, czego nie można powiedzieć o De Zerbim - a to jest kluczowy czynnik do pracy w Barcelonie.

Ma znacznie mniejsze doświadczenie trenerskie od De Zerbiego, ale można powiedzieć że wjechał w trenerkę z buta, tak jak to robią wielcy w piłce nożnej.

Mam nadzieję, że zarząd nie będzie ślepo zapatrzony tylko w "Cruyff'izm", który w ostatnich latach prowadzi nas tak naprawdę donikąd, tylko spojrzy na wszystkie okoliczności trzeźwym okiem. Potrzebny jest nam powiew świeżości i mocny charakter, który będzie w stanie połączyć odpowiednio wszystkie kropki w klubie.

Kandydatury Flicka czy Tuchela nie biorę na poważnie, bo nie wierzę, że warsztat czy charakter któregokolwiek z nich będzie sprzyjał okolicznościom, które są aktualnie w Barcelonie.
« Powrót do wszystkich komentarzy