Echa Klasyku: Krąg życia Barcelony Xaviego dobiegł końca?

Dariusz Maruszczak

15 stycznia 2024, 13:10

74 komentarze

Fot. Getty Images

Mecz z Realem Madryt w finale Superpucharu Hiszpanii miał nam dać odpowiedź, czy drużyna Xaviego może jeszcze wzbudzać jakieś nadzieje. I tak się rzeczywiście stało. Krąg życia Barcelony zdaje się dobiegać końca i po symbolicznym odrodzeniu drużyny w poprzedniej edycji zmagań w Arabii Saudyjskiej teraz atmosfera jest taka, że możemy czekać już tylko na pogrzeb. Katalończycy powtórzyli stare błędy i znów pokazali się jako drużyna niespójna, co wyglądało źle zwłaszcza na tle uporządkowanych rywali, którzy w przeciwieństwie do drużyny Xaviego zrobili krok do przodu w porównaniu do poprzedniego roku.

Real sprawiał wrażenie drużyny doskonale wiedzącej, co ma grać. Plan był klarowny - cofnąć się, wpuścić Barcelonę na swój teren, a następnie atakować wolne przestrzenie szybkimi napastnikami. Los Blancos potrafili zagęścić strefę przed polem karnym, a także umiejętnie wyprowadzić piłkę w przypadku odbioru. Nie rezygnowali też z okazjonalnego pressingu, za to stałym elementem było wykorzystywanie każdej sytuacji, w której można szybko przenieść grę pod pole karne przeciwnika. Zespół Carlo Ancelottiego nie jest idealny i ma swoje słabe strony, ale z pewnością jest wielowymiarowy, bo potrafi zarówno utrzymać się przy piłce, jak i zaatakować w tranzycji, cierpliwie czekając na swoje szanse.

Plan (?)

Jak w zakresie planów i założeń prezentowała się Barcelona? W mojej ocenie wyglądała momentami na zespół, który gra ze sobą po raz pierwszy, łapie rytm pod wodzą nowego trenera podczas presezonu. Nieład w defensywie sprawiał koszmarne wrażenie i spowodował, że Real szybko ustawił sobie rywalizację. A przecież brakowało tylko João Cancelo, który nie słynie ze świetnej gry w destrukcji. Przy takiej postawie plan polegający na kontrolowaniu gry i wyczekiwaniu szans w ustawieniu z czwórką pomocników szybko stracił na aktualności.

Xavi podkreślał podczas konferencji prasowej, że Barça musi uważać na wykorzystywanie wolnej przestrzeni przez napastników Los Blancos. Słusznie. Tylko dlaczego, mając taką wiedzę, ustawił linię obrony aż tak wysoko? Dzięki temu Rodrygo czy Vinícius czuli się jak ryby w wodzie, a ten drugi wcale nie potrzebował ogrywania Ronalda Araujo w pojedynkach, żeby zanotować hat-trick. Ponadto Jules Koundé kolejny raz pokazał, że ma trudności przy tak wysokim ustawieniu.

Zwróćmy uwagę, że Xavi wcale nie przeformułował swojego planu, choć Real gra już inaczej niż przed rokiem, gdy w madryckim klubie był Karim Benzema, a nie było Jude'a Bellinghama. Ancelotti zdołał zaproponować coś innego, czego trener Barcelony nie uczynił, upierając się przy koncepcji, która kiedyś dała powodzenie. Nie poszedł do przodu, tylko tkwił w starych schematach myślowych, co może być jego generalnym problemem. 

Plan Realu (podobny przecież do koncepcji wielu innych zespołów grających z Barceloną) zapewne sprawi, że Xavi znów będzie myślał, że drużyna długimi fragmentami grała dobrze, ponieważ dominowała i utrzymywała się przy piłce na połowie rywala. Trudno liczyć, że zwróci uwagę, że błędy jego ekipy wiążą się z problemami strukturalnymi i nie są odosobnionymi przypadkami, a z tego wygrywania posiadania niewiele wynikało. W końcu Xavi już nie raz wyciągał jedną sytuację z meczu, żeby na jej podstawie budować całą narrację o pojedynku. A przecież Real był w swoich działaniach o niebo skuteczniejszy zarówno w ataku, jak i w obronie, i nie był to efekt wyłącznie korzystnego przebiegu rywalizacji.

Pressing

Gdy Barcelona święciła największe sukcesy, jej dużym atutem zawsze był świetny pressing. Wczoraj działał on jednak kiepsko, podobnie jak przez większość sezonu. Najgorsze jest to, że formacje i piłkarze niemal w ogóle nie współpracują w tym elemencie. Jak zauważa analityk Albert Blaya, Barça gra w taki sposób, jakby zakładała pressing, a jednak tego nie robi. Stoi wysoko, ale niekoniecznie atakuje rywali z odpowiednią intensywnością w spójnym bloku. Każdy piłkarz robi co innego, a struktura jest rozbita.

W takiej sytuacji rywalom łatwiej znaleźć lukę, którą można ominąć atak zawodnika Blaugrany. Barça próbowała grać wysoko, ale nie odbierała dzięki temu piłek, co tylko stworzyło miejsce rywalom. Na tym etapie pracy Xaviego tak wyglądający pressing jest niedopuszczalny. Można zrozumieć błędy indywidualne, ale jeśli tak ważny element nie działa na poziomie zespołowym, to wina leży po stronie trenera, który, przy założeniu najlepszej dla niego wersji, nie potrafi nakłonić zawodników do wdrażania podanych zaleceń.

Progres piłkarzy

Klasyk potwierdził też bardzo niepokojącą kwestię, że piłkarze Barcelony w zasadzie się nie rozwijają, a w wielu przypadkach jest wręcz przeciwnie. Jules Koundé od pewnego czasu popełnia coraz więcej błędów, zwłaszcza grając na środku defensywy. Alejandro Balde jest cieniem siebie z poprzedniego sezonu. Oddanie mu piłki to niemal jak sprezentowanie jej rywalowi. Świadczy o tym aż 20 strat, jedynie 79% skuteczność podań i brak jakiegokolwiek dokładnego dośrodkowania na sześć prób. João Felixa, Ferrana Torresa czy nieobecnego wczoraj Raphinhę nadal stać co najwyżej na przebłyski. Hiszpana można chwalić za ambicję i ruch bez piłki, ale nie udało mu się trafić do siatki mimo licznych prób, a celnych podań miał mniej niż strat (9:10) i nie wygrał żadnego pojedynku z rywalem. Trudno rozbić defensywę rywala, gdy nie masz napastnika mogącego zrobić różnicę w starciu z defensorem.

Polska jaskółka

Robert Lewandowski wreszcie strzelił pięknego i ważnego gola, ale odnoszę wrażenie, że to właśnie jest ta jedna jaskółka, która wiosny nie czyni. Polak przez dużą część spotkania fatalnie się ustawiał, często będąc za plecami rywali, gdy była już możliwość dogrania w pole karne. Robert wygrał 2 z 9 pojedynków i zanotował 11 strat, a tylko 16 razy podawał celnie. Przynajmniej dał jednak sygnał do ataku swoją bramką i zobaczymy, czy będzie w stanie to robić w kolejnych spotkaniach.

Brak defensywnego pomocnika

Względnie dobry poziom trzymają Frenkie de Jong i İlkay Gündoğan, ale im z kolei brakuje obok typowego, pilnującego pozycji defensywnego pomocnika. W spotkaniu z Realem konieczność wymieniania się w tej funkcji kolejny raz wyeksponowała ich wady i ograniczała zalety, choć przecież trudno powiedzieć, żeby byli w złej formie. Barça nie wykorzystuje w pełni takich piłkarzy jak De Jong, Gündoğan czy Pedri właśnie przez złe/niedopracowane rozwiązania systemowe i brak odpowiednich napastników. Podczas Klasyku czwórka podstawowych pomocników Realu miała łącznie cztery kluczowe podania, a trójka graczy drugiej linii Barcelony (wyjmujemy z tych obliczeń Sergiego Roberto) – sześć. Jeśli dodamy rezerwowego Fermina Lópeza, wynik zawodników Barçy okaże się dwukrotnie lepszy od Los Blancos.

Lider zawiódł

Na domiar złego piłkarz, na którego Xavi niemal zawsze mógł liczyć, który długo imponował formą mimo mizerii kolegów i całej drużyny, ma za sobą najciemniejsze tygodnie od dołączenia do pierwszego zespołu. Ronald Araujo rozegrał wczoraj swój bodaj najgorszy Klasyk. Sprokurował rzut karny, gdy wydaje się, że wcale nie musiał tego robić, a potem wyleciał z boiska po czerwonej kartce. A nie są to pierwsze pomyłki Urugwajczyka z ostatnich tygodni. Wcześniej można było myśleć, że wpłynęło na to złamanie kości twarzy, wszak Araujo można było zarzucić głównie brak aktywności w niektórych pojedynkach powietrznych, ale ostatnio zaczęło to wykraczać poza ten element gry, żeby tylko przypomnieć, jak łatwo został ograny w polu karnym w półfinale z Osasuną.

Być może beznadzieja panująca w Barcelonie pochłonęła w końcu również „ostatniego sprawiedliwego”, który przecież tak długo się trzymał. Generalnie trzeba przyznać, że Araujo zdarzało się wczoraj ratować drużynę wygranymi pojedynkami czy zablokowanymi strzałami, ale te dwie wymienione wyżej błędne decyzje okazały się kluczowe dla wyniku i muszą wpływać na ocenę zawodnika. Forma Urugwajczyka potrzebuje stabilizacji, co jest niełatwe przy dezorganizacji całego zespołu. Ta sytuacja jest tym bardziej niepokojąca w świetle doniesień o zainteresowaniu Bayernu.

Podsumowując, jeżeli tylu piłkarzy gra źle/poniżej oczekiwań, zwłaszcza że mówimy o graczach o takiej jakości, to nie można nie wskazywać na rolę trenera w tym problemie.

Brak pewności siebie

Barcelona zbyt rzadko stała na wysokości zadania na poziomie mentalnym. Znów traciła gole na początku rywalizacji. Jak na taki mecz jak Klasyk brakowało też nieco energii, zadziorności. Nie chodzi o to, że tego kompletnie nie było, ale w spotkaniach z Realem wymagamy czegoś ekstra, a tymczasem momentami wkradało się toksyczne poczucie nijakości, braku pewności siebie, którym emanowali Los Blancos, także na skutek korzystnego przebiegu rywalizacji. Trafienie Lewandowskiego napędziło zespół, ale nie na długo, bo wkrótce Vinícius podwyższył wynik. Porażka w Klasyku raczej nie poprawi nastawienia mentalnego i atmosfery w zespole.

Spóźniona reakcja

Mam do Xaviego pretensje również o zmiany, późne przeformułowanie początkowych założeń. Trener nie zwykł ich robić w przerwie, ale czasem sytuacja wręcz woła o błyskawiczne korekty w składzie. Zwłaszcza jak przegrywasz dwiema bramkami w meczu o trofeum, a twój plan szybko się przeterminował. Wczoraj Barcelona straciła kwadrans, czyli 1/3 czasu drugiej połowy, bo trener stwierdził, że da piłkarzom więcej czasu na realizację jego pierwotnego planu. Co dało te 15 minut więcej Sergiego Roberto na boisku? Kapitan miał niezłą skuteczność podań (92%), ale i tak to inni byli częściej przy piłce, a on nie oddał żadnego strzału, nie miał żadnego kluczowego zagrania, przegrał 1 z 5 pojedynków i dwa razy dał się ograć rywalowi w dryblingu.

To był calkowicie zmarnowany czas, który można było poświęcić na rozegranie się napastników, którym przecież nie zawsze jest łatwo wejść w rytm rywalizacji przy niekorzystnym wyniku. Być może Felix czy Lamine Yamal potrafiliby w tym czasie błysnąć czymś nieszablonowym. Należało przynajmniej dać im na to szansę przy takim położeniu drużyny. Obaj dali całkiem niezłe zmiany i wygrali po cztery pojedynki z rywalami. Niestety już po kilku minutach od tych spóźnionych zmian zespół otrzymał kolejny cios po golu Rodrygo, a po chwili z boiska wyleciał Araujo. Spotkanie potoczyło się tak, że rezerwowi mieli więc w zasadzie raptem 180 sekund na zmianę losów rywalizacji. Tak się może wydarzyć, gdy spóźniasz się z decyzją.

Droga donikąd

Gołym okiem widać, że Barcelona już nie zmierza z Xavim w pozytywnym kierunku i nie ma najmniejszego powodu, dla którego mielibyśmy wierzyć, że to się zmieni. W trzecim sezonie pracy trenera drużyna notuje potężny regres. Wbrew zakłamującym rzeczywistość słowom Xaviego Barça wcale nie gra lepiej niż w poprzednim sezonie, gdzie, mimo różnych wątpliwości co do gry w ataku, defensywa była niezwykle solidna. Nawet w tej drugiej części rozgrywek 2021/2022, na początku pracy trenera, Barcelona wzbudzała jakieś nadzieje na przyszłość. Była nieprzewidywalna, energiczna i w nieco ponad miesiąc potrafiła strzelić cztery gole Atlético, Osasunie, Valencii, Athleticowi czy Realowi Madryt, mając w ataku nie tylko Ferrana Torresa, ale też Adamę Traoré czy Pierre’a Emericka Aubameyanga.

Niestety Xavi nie wyciąga wniosków. Nie poprawił pressingu. Balde dalej jest całkowicie osamotniony na skrzydle i gra zbyt wysoko. Nie ma żadnego rozwiązania gigantycznego problemu z brakiem defensywnego pomocnika. Napastnicy nadal wyglądają w zakresie współpracy tak, jakby zobaczyli się po raz pierwszy. Przygotowanie taktyczne do meczów, zarówno w kontekście wymyślenia czegoś specjalnego, aby zaskoczyć rywala, jak również zabezpieczenia się przed jego walorami, nadal jest rozczarowujące. Reakcje bywają spóźnione i nietrafne.

Barça wciąż atakuje zbyt wolno, w ataku jest za mało ruchu, za mało tworzenia trójkątów czy schematów z wyjściem na wolne pole. Obecny styl to jakaś karykatura tiki-taki, jej wypaczenie. W tym kontekście słowa Xaviego o zachowaniu tożsamości brzmią jak zwykły slogan, niemający odzwierciedlenia w rzeczywistości. To znaczy, trener zapewne rzeczywiście chce tak grać, ale niestety nie potrafi. Jest to tym gorsze, że Xavi miał być symbolem powrotu do korzeni, jako najwierniejszy syn idei cruyffizmu. Dodatkowo drużyna zbyt rzadko wykorzystuje kontrataki i element zaskoczenia. 

Niestety wczoraj potwierdziło się też, że Barcelona nadal nie stabilizuje się w obronie. Real wcale nie musiał tworzyć nieprawdopodobnych akcji wymagających kunsztu technicznego czy taktycznego. Na defensywę Barcelony wystarczały proste środki. Katalończycy stracili w tym sezonie już 34 gole, o 10 więcej niż na tym samym etapie poprzedniej kampanii. A przecież wtedy Barça grała w Lidze Mistrzów z Interem i Bayernem, a nie z Porto czy Szachtarem. Grając w ten sposób, nie można myśleć o żadnym trofeum.

Xavi, mówiąc o całkiem dobrej grze w tym sezonie, albo jedynie buduje narrację w jakimś celu, albo, co gorsza, naprawdę w to wierzy. Przy założeniu tego drugiego wariantu tym trudniej jest oczekiwać, że cokolwiek się zmieni, bo rzetelna samokrytyka to podstawa do poprawy. A twierdzenie, że przegrywamy, bo ktoś czegoś nie strzelił lub popełnił jakiś błąd, to przy tej sytuacji Barcelony niedopowiedzenie i spłycanie problemu strukturalnego do pojedynczych akcji. Przy takim nastawieniu Barça niczego już nie osiągnie z tym trenerem.

Co teraz?

Krąg życia Barcelony zatoczył koło. Zespół Xaviego, który na nowo odrodził się w Superpucharze 2023 roku, rokując nadzieję na budowę czegoś fajnego, teraz, po kolejnej edycji tych rozgrywek, ma już przygotowany nagrobek. Nic nie wskazuje na to, żeby trenerowi udało się zreanimować drużynę. Wygląda jednak na to, że Joan Laporta, mimo nietęgiej miny, jeszcze się wstrzyma, skoro za miesiąc Blaugranę czeka rywalizacja w Lidze Mistrzów, która mimo wszystko może okazać się dla ekipy Xaviego gwoździem do trumny.

Drugim powodem jest to, że Barcelona zwyczajnie nie ma na ten moment szans na zatrudnienie żadnego konkretnego trenera. Mniejsza już o trudność wyzwania czy brak dostępnych fachowców niezwiązanych z żadnym klubem. Przyczyną jest brak miejsca w Finansowym Fair Play na umowę jakiegokolwiek szkoleniowca, nie mówiąc o całym jego sztabie. Jeżeli nic się nie zmieni w tym zakresie, to ewentualna karuzela nazwisk może stanowić jedynie przedmiot teoretycznych analiz, bez szans na wprowadzenie zamiarów w życie. Dodatkowo Barça we wrześniu ubiegłego roku przedłużyła kontrakt Xaviego do 30 czerwca 2025 roku, a zerwanie tego porozumienia też będzie kosztowało.

Dlatego wygląda na to, że Barcelona będzie musiała jeszcze przecierpieć trochę czasu, aż w końcu władze klubu stracą cierpliwość i posuną się do ostateczności, czyli zastąpienia Xaviego tymczasowym szkoleniowcem zatrudnionym już w klubie. Byłoby bardzo miło, gdyby jednak legendarny pomocnik zmienił oblicze zespołu, ale obecnie nic na to nie wskazuje.

REKLAMA

Poleć artykuł

Aby dodawać komentarze, musisz być zalogowany.

Wszystko pięknie a raczej brzydko ale wystarczy ze w bramce stałby MAtS i dwie pierwsze bramki skonczyly by się na wrzucie z autu dla Realu, gadki było dużo o wolnych przestrzeniach, pytanie czemu przy obronie grającej na 40m od bramki bramkarz nie stoi poza „16” tak jak niedawno bramkarz Las Palmas

@jogas88 też się nad tym zastanawiałem, złe ustawienie i brak szybszej reakcji żeby ruszyć do piłki był widoczny nie tylko przy straconych bramkach, było jeszcze kilka takich sytuacji...

@jogas88 "Ter Stegen jak wróci to z miejsca wygrywamy ligę mistrzów i la ligę bez gadki"
Co za bzdura, wyjdź z Viniciusem 50% na 50% i ścigaj się z nim zobaczysz że to co teraz napisałeś to tylko twoje domysły. Stary byłby Ter Stegen to jesteśmy tak samo zgwałceni przez real w tym momencie bo jeszcze kilka setek zmaścili a mogło być z 7 i nikt nic nie miałby do zarzucenia..
Stary Barcelona na tą chwilę nie potrafi grać w piłkę czy wróci Ter STegen czy wróci Cancelo ! W tej drużynie nie ma niczego co nazywa się taktyką i grą zespołową. Nie ma drużyny.
« Powrót do wszystkich komentarzy