Dziś pojawiły się kolejne doniesienia ws. Daniego Alvesa. Jak podaje portal El Periódico, wyniki badań DNA nie są zgodne z wersją przedstawioną przez piłkarza.
Zgodnie z tymi informacjami Alves 20 stycznia miał podczas zeznań w sądzie zapewniać, że doszło do seksu oralnego za zgodą kobiety. Tymczasem badania DNA wykonane przez Narodowy Instytut Toksykologii i Medycyny Sądowej wykazały, że próbki nasienia zebrane z bielizny ofiary i z jej pochwy tuż po zdarzeniu należą właśnie do Brazylijczyka. Oświadczenie Alvesa jest więc w najlepszym wypadku niekompletne, a jeśli zeznał, że doszło tylko do czynności oralnych, mogą go nawet pogrążyć. Piłkarz już wcześniej został przyłapany na lawirowaniu w sprawie, ponieważ początkowo w wypowiedziach dla mediów dementował, że znał kobietę i doszło do stosunku, ale już przed obliczem sądu wyznał, że rzeczywiście doszło do zbliżenia, ale za jej zgodą. Tymczasem ofiara cały czas utrzymuje tę samą wersję.
Według El Periódico sekwencja zdarzeń przedstawiona przez kobietę ma być też zgodna z urazem kolana, jakiego doznała ona w toalecie, według raportu medycznego sporządzonego już w szpitalu. Dodatkowo policja znalazła siedem odcinków palców ofiary, które ze względu na lokalizację również pasowały do opisanego przez nią przebiegu sytuacji.
Jest jeszcze jeden aspekt, który może być istotny. Obrona Alvesa powołuje się na obraz z monitoringu, na którym widać, jak kobieta wchodzi do łazienki dwie minuty po Brazylijczyku, a obraz nie potwierdza, żeby to piłkarz miał zapraszać ofiarę do pomieszczenia, co zeznały towarzyszki dziewczyny. W opinii prawnika 39-latka jest to niespójność z ich strony. Oskarżenie uważa jednak, że oko kamery nie sięgnęło wejścia do toalety, ale w lustrzanym odbiciu było widać białe buty, które rzekomo miał mieć na sobie zawodnik. Obrona twierdzi, że należały one do innego klienta dyskoteki.
Komentarze (32)
Inna sprawa że jak było naprawdę to być może nigdy się nie dowiemy
Wszystkie dowody wskazują na to, że Alves jest gwałcicielem, czy tego chcesz czy nie. Prawdopodobnie zniszczył życie dziewczynie i mam nadzieję, że na własnej dupie odczuje w pace co jej zrobił.
Jak dobrze wiemy, pismacy potrafią wymyślić cuda na kiju – a już zwłaszcza w Hiszpanii. Ale póki tych „wszystkich dowodów” nie przedstawi prokuratura, to niestety nie można mieć pełnego zaufania do notorycznych kłamców, manipulatorów i bajkopisarzy z prasy.
A pismacy hiszpańscy są dobrze znani z tego, że donoszą o mniej lub bardziej rzekomych „szczegółach śledztwa”, o których później jakoś w sądzie nic nie słychać albo są poważne wątpliwości co do tego, jakim cudem materiały ze śledztw i dochodzeń „przypadkowymi przeciekami” dostają się do opinii publicznej dużo wcześniej niż powinny (albo dziwnym trafem później się o nich „zapomina”).
Albo jest jeszcze inna możliwość – brak profesjonalizmu hiszpańskiej prasy. U nas, jeśli ktoś powołuje się na prokuraturę, policję czy inne ministerstwo, to pisze to wprost. To jest obowiązek. Tu zwyczajnie tego nie ma. W Hiszpanii bardzo często nie powołują się na żadne źródło (choćby „anonimowe”), tylko podają wszystko jako prawdę objawioną, a my jako czytelnicy możemy mieć słuszne podejrzenia, że to brednie wyssane z palca (bo to norma).