Pablo Torre, który przebywa obecnie na zgrupowaniu reprezentacji Hiszpanii do lat 21, udzielił wywiadu dla portalu Relevo. 19-latek opowiada o powołaniu do kadry młodzieżowej, o pierwszych tygodniach w klubie i o zawodnikach, z którymi ma najlepsze relacje, i którzy najbardziej go zachwycili.
Relevo: Jak wyglądały twoje pierwsze treningi z reprezentacją młodzieżową?
Pablo Torre: Były bardzo dobre. Cieszyłem się na spotkanie z kolegami z drużyny, z którymi grałem razem w innych zespołach młodzieżowych. To ogromna radość móc trenować z tymi zawodnikami. Niektórzy z nich mnie zaskoczyli, zwłaszcza Rodri Sánchez. Jest bardzo dobry. Także Turri (Beñat Turrientes).
Czy spodziewałeś się tego telefonu od Luisa de la Fuente? Jak się dowiedziałeś o powołaniu?
Dostałem informację, że jestem na liście wstępnej i w związku z tym mogę się tego spodziewać, ale nie wiedziałem na 100%. Być może docenili fakt bycia z pierwszą drużyną i bramkę w Lidze Mistrzów. Dowiedziałam się powołaniu, gdy byłam u fryzjera (śmiech). Mój ojciec, Esteban, zadzwonił do mnie i powiedział mi o tym.
Dobrze, że wspominasz o swoim ojcu. Jest legendą Racingu i przyczynił się do zdobycia bramki w historycznym zwycięstwie 5:0 nad Barçą w 1995 roku. Żartujesz sobie z tego? Czy oglądałeś filmy o nim, gdy byłeś dzieckiem?
Widziałem kilka razy powtórkę tego meczu, ale nie rozmawialiśmy o nim zbyt wiele. Prawdę mówiąc, tata nigdy nie pokazywał mi filmików z nim i nigdy ich sam specjalnie nie oglądałem. Bardziej patrzę na dzisiejszych zawodników.
Jak to jest dorastać w domu piłkarza?
Zawsze dawał mi dobre rady. Teraz dorastam i wiem mniej więcej, co mam robić, ale on wciąż mówi mi kilka rzeczy, zwłaszcza o postawach, jakie mogę mieć na boisku. Sprawy mogą potoczyć się lepiej lub gorzej, ale zawsze trzeba mieć szacunek do kolegów z drużyny i trenerów. On mnie prowadził tą drogą. Nie ma pomeczowego telefonu, ale wysyła mi wiadomość: "Bardzo dobrze, synu, rób tak dalej".
Wyróżniałeś się od najmłodszych lat, ale nigdy nie chciałeś opuścić Santander. Czy tata również miał na ciebie duży wpływ w tej kwestii?
Opuszczenie domu jest trudne. Zrobiłem to w tym roku i myślę: "Cholera, gdybym wyjechał, gdy miałem 14 czy 15 lat... Nie wiem, co by się stało". Zawsze chciałem grać na El Sardinero. Udało mi się rozegrać dwa sezony z pierwszym zespołem i jestem pewien, że pewnego dnia wrócę. Dla mnie granie tam to bardzo fajne, niepowtarzalne uczucie. Była presja, ale my, piłkarze, lubimy to.
Ostatni sezon był twoim "boomem": wszystkie wielkie kluby patrzyły na ciebie. Czy pamiętasz, kiedy otrzymałeś pierwszy telefon z Barçy?
Tak, doskonale. To była ogromna radość. Pamiętam, że rozmawiałem z ojcem i dał mi znać. Tydzień później rozmawiałem o tym z moim agentem. Było więcej zainteresowanych drużyn, ale gdy tylko Barça do mnie zadzwoniła, było dla mnie jasne: chcę iść do Barcelony. To świetnie, że chce cię jeden z najlepszych klubów na świecie. Zawsze patrzyłem z podziwem na ich zawodników.
Dzwonił do ciebie między innymi także Real Madryt, dlaczego wybrałeś Barçę zamiast Los Blancos?
Zawsze bardziej lubiłem Barcelonę ze względu na typ zawodnika, jaki mieli: Messi, Iniesta, Xavi... To zawodnicy, na których patrzyłem najczęściej. Od dziecka zawsze byłem bardziej kibicem Barçy.
Przeskok był ogromny: z Primera RFEF do Ligi Mistrzów. Kiedy lądujesz pierwszego dnia w Ciutat Esportiva... jak na to wszystko patrzysz? Co to znaczy być zawodnikiem Barçy?
Przyjmuję to jak zwykle. Kiedy przyjeżdżasz pierwszego dnia i widzisz takich zawodników jak Pedri, Busi czy Geri... to cię szokuje. Ale w końcu to bardzo normalni ludzie. Starają się pomóc we wszystkim, pytają jak się masz...
Czy miałeś w szatni "ojca chrzestnego"?
Tak, Jordi Alba. Bardzo mi pomógł. Wszyscy weterani pomogli, ale tym, który był mi najbliższy był Jordi. Pedri jest tylko o rok starszy ode mnie, ale też od pierwszego dnia się mną interesował.
Pod względem piłkarskim... Jak to jest być pomocnikiem w drużynie Xaviego. Czego on od ciebie wymaga?
Nie ma dodatkowej presji, bo to on jest trenerem. On daje ci narzędzia, by lepiej kontrolować grę, by spoglądać na opcje wcześniej, by grać łatwiej, by nie tracić piłki... On pomaga nam wszystkim. Jest idealnym trenerem dla Barçy.
Czy byli jacyś zawodnicy, którzy cię zaskoczyli?
Trójka: Pedri, Frenkie (De Jong) i Dembélé. Są top, top. Tym, który najbardziej mnie zaskoczył był Pedri. Technicznie zachwyca: nie traci piłki, zawsze gra do przodu... Widać, że to bardzo normalni ludzie, mimo że są tam w takim wieku. Latem latał po sieci filmik (na którym wydaje się, że Pedri i Torre nie witają się ze sobą), który komentowano tak, że nie dogadywaliśmy się dobrze, ale kiedy przyjechałem, napisał do mnie kilka razy. Nawet nie rozmawialiśmy o tym. Przekazała mi to koleżanka, ale nie myślałam o tym zbyt wiele.
Twój najbardziej wyjątkowy moment nastąpił kilka dni temu: zdobyłeś bramkę w Lidze Mistrzów. Jakie to uczucie?
Wszyscy marzymy o tym, by zagrać w tych rozgrywkach. Być w pierwszej jedenastce i usłyszeć hymn z boiska to coś wielkiego.
Jak wygląda Twoje życie w Barcelonie? Słyszałem, że twój ojciec nie chce, żebyś w wolne dni jeździł do Santander.
Na początku było to dla mnie trochę trudne. Opuszczenie domu i pozostawienie przyjaciół i rodziny jest trudne, ale pomału przyzwyczajam się do tego. To, o czym mówisz, zdarzało się niekiedy. W dniu, w którym miałem wolne, powiedziałem: "Dobra, może pojadę do Santander...". A ojciec mówi mi, że nie, że powinienem zostać w Barcelonie, że muszę się tam zadomowić. Moi koledzy przyjeżdżali tu kilka razy.
Czy sława już cię dopadła? Kibice proszą cię o dużo zdjęć?
Jeszcze jestem trochę niezauważany, ale są ludzie, którzy cię rozpoznają. W Barcelonie jestem bardzo zrelaksowany. To miasto, które kocham, w szatni czuję się świetnie... Kiedy wpada przyjaciel, zwykle wychodzimy na kolację. W przeciwnym razie relaksuję się w domu.
I ostatnia rzecz: za kilka tygodni otworzy się zimowe okienko transferowe. Do tej pory miałeś niewiele minut w pierwszym zespole. Czy myślisz o odejściu na wypożyczenie?
Chcę zostać w Barcelonie, wciąż się poprawiać i kontynuować naukę od najlepszych. Wiedziałem, że pierwszy rok będzie trudny. Zagrać pięć czy dziesięć minut na Camp Nou to jak zagrać 90 minut gdzie indziej. Moim marzeniem zawsze było grać tutaj. Pierwszy sezon jest zawsze skomplikowany. Ufam sobie i wiem, że kiedyś, dzięki ciężkiej pracy, uda mi się zaistnieć.
Komentarze (7)