Ferran Reverter postanowił odejść z FC Barcelony. Media nie ustają w dociekaniu przyczyn tej decyzji, a nieco szczegółów ujawniają dziś ABC i Mundo Deportivo. Przede wszystkim wraca temat umowy z firmą Spotify, która zdaniem byłego dyrektora generalnego miała być niewystarczająca, biorąc pod uwagę, że klub odda sponsorowi nazwę stadionu, miejsce na koszulkach pierwszego zespołu, na koszulkach treningowych i na strojach Barçy Femeni. Trzyletni okres porozumienia miał być według niego śmieszny, ponieważ w takich wypadkach zazwyczaj mówi się o przynajmniej 20-letnich umowach. Gdy Reverter przebywał w USA i negocjował z Goldman Sachs, Laporta zajął się w Barcelonie rozmowami ze Spotify, a te nie przebiegły po myśli byłego dyrektora generalnego. Możliwości i potrzeby klubu były jego zdaniem większe, a taka umowa uniemożliwia też dalsze operacje. Taką wersję historii przedstawia ABC, ale Mundo Deportivo zaprzecza tym doniesieniom, pisząc o wspólnych negocjacjach ze sponsorem.
Nie jest to pierwszy konflikt na linii Laporta-Reverter. Już latem pojawiły się rozbieżności zdań ws. umowy z CVC i LaLigą, która pozwoliłaby przedłużyć umowę z Leo Messim. Reverter był bardzo przeciwny temu porozumieniu, słusznie utrzymując, że było ono niekorzystne, co ostatecznie doprowadziło do wycofania się Barcelony. Reverter miał zadzwonić do wiceprezydenta Eduarda Romeu, który następnie przekonał Laportę. Doprowadziło to jednak do niezadowolenia Romeu, za którego plecami działał prezydent. Dodatkowo w sprawę wmieszany był José Elias, który dołożył 34 mln euro do poręczenia bankowego zarządu, bez których Laporta nie mógłby dalej rządzić. Elias podobnie jak Romeu był przeciwny umowie z CVC.
Gdy tylko hiszpański rząd potwierdził, że gwarancje bankowe nie były już konieczne, Elias wycofał pożyczoną kwotę. Romeu niedługo później podał się do dymisji przekonany, że Laporta i tak zamierzał się na nim zemścić. Ta „zemsta” według ABC dosięgnęła także Revertera, który miał zostać upokorzony w taki sposób, by sam zrezygnował ze stanowiska.
Z kolei Mundo Deportivo informuje też o różnicach w kwestii modelu własności klubu. Reverter miał być zwolennikiem sprzedaży części udziałów (poniżej 50%), co byłoby według niego dobrą formą zarządzania, a oprócz tego zapewniłoby przypływ gotówki. Podobny system funkcjonuje w Bayernie Monachium. Dla Laporty ma to być jednak granica nie do przekroczenia, a prezydent nie rozważa takiego rozwiązania. Teraz klub musi zastanowić się, kogo zatrudnić na stanowisko dyrektora generalnego. Kataloński dziennik zapewnia, że pod uwagę bierze się już kilku kandydatów.
Komentarze (35)
1) CVC - Nie rozumiem sporu w tym temacie - jest coś opłacalne dla klubu lub nie
2) Samowolka Laporty w kontaktach ze Spotify - strategiczny szok
3) Działanie za plecami Romeu przez Laportę - moralny szok
Jak słyszę o nepotyźmie czy Haalandzie że cała kasa ze Spotify na niego pójdzie jako część kosztów to nie dziwię się, że Reverter musi być zszokowany takim sposobem odbudowy Barcelony (sam fakt że wydaliśmy gigantyczne pieniądze na Torresa musiał sprawić że Alemanyemu czy Reverterowi musiały krwawić oczy i serca).
Na ten moment to doniesienia dziennikarskie - ale jeśli te informacje się potwierdzą to mamy "nowy ład" w Barcelonie.
1) Torres - Barcelona nie sprowadziła Salaha ale rezerwowego City. To nie jest nazwisko z topu - to pretendent do bycia świetnym piłkarzem, a odnośnie topu to możemy powiedzieć coś więcej w jego przypadku za 5-6 lat - na ten moment to kot w worku.
2) Haaland - niemarketingowe pochodzenie, niemarketingowa twarz, słabe miejsce w hierarchii klubowej odnośnie sprzedaży koszulek (nawet nie top3), gra w BVB (jakość piłkarska w BVB nie gwarantuje niczego w nowym zespole - patrz Sancho, Dembele, Kagawa czy wielu innych). Chłopak ma talent, ale z punktu widzenia Barcelony to kot w worku zarówno pod względem sportowym jak i marketingowym (wiele zawodników dzisiejszej Barcelony ma dużo większe szanse być twarzami nowej Barcelony - np. Pedri, Gavi, Araujo czy nawet Fati). Jak dodasz do tego że agentem jest Mino to jedno jest pewne - tanio nie będzie, a co Barcelona ugra na prowizji to będzie musiała oddać w transferach piłkarzy z jego stajni. Nawet jeśli zgodzi się na obniżoną pensję to przy jakimkolwiek przedłużeniu umowy pewnie będzie ugadany na gigantyczną podwyżkę i różnego typu premie. Piłkarze współpracujący z Mino są mu wdzięczny za to jak generuje im pieniądze - w jego przypadku nie będzie inaczej.
Podsumowując - ja nie mam nic przeciwko nazwiskom z topu, którzy będą budować wizerunek klubu i podnosić jego wartość - ale to warte podkreślenia, bo dzisiaj płacimy gigantyczne pieniądze na zawodnika, który może taki być - transfeer i zadłużanie klubu na kolejnych wiele lat nic nam nie gwarantuje.